poniedziałek, 20 stycznia 2014

Filmowy przegląd 2013 roku - kino malajalam

W mallu jak zwykle wybór spory, więc i nie najłatwiejszy - jeśli chce się ograniczyć do jednocyfrowej liczby tytułów, trzeba robić solidną selekcję:P Oto więc, co wybrałam:

 Amen
Fanką Pellisery'ego jestem już od jego pierwszego filmu, proma trzeciego zwiastowały owszem zdecydowanie coś odmiennego niż jego dotychczasowe klimaty,  niemniej skala szaleństwa obecnego w Amen i tak mnie oszołomiła:D I skojarzyła się zdecydowanie z tym, za co kocham kino bałkańskie (a ja z tych, co najbardziej z Kusturicy uwielbiają wcale nie Underground tylko Czarnego kota..:P) - czyli totalnym 'odjazdem'^^ Wątek muzycznego turnieju (zwycięstwo w którym może pomóc bohaterowi w zdobyciu swej miłości) owszem może przywodzić na myśl Guczę, ale tam nie było nikogo takiego jak ojciec Vatoly <3 (która to postać przywodzi mi na myśl raczej kino amerykanskie, ale nie bedę zdradzać dokładnie co, coby nie spoilerować:P) No i jest tu jeszcze fantastyczny obraz barwnego środowiska keralskich chrześcijan 'tomaszowych' (kościoła syryjskiego), która to rzecz zafascynowała mnie na tyle, że znów po seansie się 'douczałam' doczytując co nieco na ten temat. Także to film, który i bawi (i to jak!) i uczy :)

Mumbai Police

Już jakiś rok temu, omawiając ciut wcześniejsze filmy Prithviraja (Celluloid czy ANT), wyrażałam radość z jego aktualnych wyborów filmowych w rodzimym kinie i moje pochwały są nadal aktualne:)  Mumbai Police to kolejny dowód na zmianę jego priorytetów z prób bycia gwiazdą na bycie aktorem. Bardzo dobrym i ciekawym aktorem, wybierającym niebanalne role. Trudno jednak wyjaśnić dokładniej, na czym to polega w przypadku tego filmu, nie narażając się na jego spoilerowanie, a nie chciałabym nikomu odbierać przyjemności odkrywania tego samemu w trakcie seansu (i na dodatek - co jest bardzo ciekawym zabiegiem - wraz z bohaterem, bowiem na samym początku, w wyniku pewnego wypadku, traci on pamięć i dopiero w trakcie prowadzonego dochodzenia w sprawie śmierci kolegi dowiaduje się i prawdy o sobie). Moja satysfakcja z oglądania tego thrillera, który naprawdę trzyma w napięciu i daje do myślenia, była spora i jak najbardziej mogę uznać, iż reżyser w pełni 'zrehabilitował' się po Casanovie:P

5 Sundarikal
Bollywood dedykował stuleciu kina indyjskiego Bombay Talkies, kino molly właśnie ten film. Podobieństwo zaczyna się jednak i kończy na fakcie, iż są to zestawy kilku nowel wyreżyserowanych przez różnych reżyserów. Ogniwem łączącym poszczególne części 5 sundarikal nie są bowiem motywy 'okołokinowe' (jakiekolwiek nawiązanie do kina występuje w ogóle tylko w jednej z nich), ale raczej - zgodnie z tytułem - historie kobiet. Przynajmniej w intencji twórców, bo w moim odbiorze nie we wszystkich historiach kobiety są jej najważniejszym 'ogniwem'. I, jak to w filmach nowelowych bywa, poziom poszczególnych części nie jest równy. Trochę chyba niespodziewanie największe wrażenie robi (działająca jak cicho i podstępnie owijający się coraz bardziej wokół ciała wąż-dusiciel) ta pierwsza. Niespodziewanie, bo jednak myślę trudno się było spodziewać, że w 'powodzi' uznanych aktorów młodego i średniego pokolenia  najbardziej  w pamięci utkwi mi (i zdaje się nie tylko mnie) para dzieci! A - po oczach owej dziewczynki - kolejnym wyłaniającym się z mojej głowy po seansie obrazem jest wysoko uniesiony w czasie ulewy parasol trzymany przez bohatera czwartej nowelki (i jakie zaskoczenie, kto ową część wyreżyserował!). To dwie moje ulubione. Druga jest sympatyczna, ale jednak zbyt odbiega klimatem od reszty, ostatnia - taka sobie, a najsłabsza jest trzecia. I 'przykleiła' się do mnie ta piosenka:
 Ayal
Pamiętam, że w promach filmu moją uwagę zwrócił jego klimat (retro?) i zmysłowość.  Dokładnie takie są też największe atuty tej osadzonej w latach 50-tych opowieści o pulluvarze (zaklinaczu? - znów się czegoś nowego o Indiach dowiedziałam) jako całości. Wykonujący ów specyficzny 'zawód' bohater, korzystając ze swego dość specjalnego statusu, żyje jak chce - nie ograniczając się w niczym i niczego sobie nie odmawiając. Nietrudno przewidzieć, że w pewnym momencie  'zostanie ściągnięty na ziemię', toteż - jak napisałam- to nie w fabule widzę największy atut filmu, ale w jego, podkreślanym urzekającą, a  częściowo i 'obrzędową' (w końcu bohater żyje z udziału w takich uroczystościach - gdy to 'odpędza się złe uroki, a przyciąga dobre duchy') muzyką, klimacie i 'soczystych' kreacjach bohaterów (Lala i trzech pań, z którymi związany jest jego bohater).



North 24 Kootham

Skoro kino drogi, należy się spodziewać, iż bohater przejdzie w trakcie tej podróży jakąś przemianę (a przy okazji pozna trochę 'prawdziwych Indii') I wszystko się zgadza:) Co w tym więc innego i ciekawego? Może to, że bohater tej historii, Hariskrishnan, nie wyrusza w tę podróż z własnej inicjatywy, a w zasadzie zostaje do niej zmuszony? W telugowym Gamyam bohatera od 'prawdziwego życia i ludzi' odgradzało jego bogactwo, Harikrishana - przymus rytuałów. Jest to bowiem przypadek zaawansowanych zaburzeń obsesywno-kompulsywnych (dawno twierdzę, iż ja też mam tego początki, ale do niego to mi daaaleko:P). I gdyby szefostwo (które znosi jego 'dziwactwa' dlatego, że jest genialnym programistą) nie uparło się, że musi pojechać na pewną konferencję, pewnie nadal żyłoby sobie w swym bezpiecznym, uporządkowanym świecie. A tak oczywiście, za sprawą serii pewnych niespodziewanych wydarzeń (jak to w indyjskich podróżach pewnie nieraz bywa:D)  na miejsce nie dotarł, za to zyskał masę zabawnych (ok, bardziej dla widza, niż dla niego:P), a ostatecznie cennych doświadczeń. Fahaad mnie po raz kolejny rozbroił (ach,  ten jego poranny rytuał! trzymanie teczuszki! mina na motorze! itp itd), coraz bardziej lubię jego parę ze Swati (a jakąż inną ona gra tu postać jak w Amen), Nedumudiego po prostu uwielbiam, reasumując: na filmie bawiłam się świetnie i na pewno będę do niego wracać.

Shutter
Debiutujący tym filmem jako reżyser Joy Matthew to ciekawa postać. Długoletni aktor teatralny, lata temu zagrał w jednym  z najbardziej znanych filmów kultowego keralskiego reżysera Johna Abrahama (któremu zresztą zadedykował właśnie Shutter). Teraz, do swego debiutu za kamerą, zaangażował głównie (poza Lalem i Sreenivasanem) właśnie aktorów teatralnych. Myślę, że to pomogło w poczuciu autentyczności tej, osadzonej w Kozhikode (kino mallu opowiada ostatnio sporo historii pokazujących realia i 'pulsujące życie' konkretnych miast) opowieści o dwóch dniach z życia trzech mężczyzn (aspirującego reżysera, rykszarza i dobrze 'ustawionego' - dzięki pracy w Zatoce - ojca dorastającej córki). Wielu recenzentów podkreślało moralistyczny wydźwięk tej historii -o wszem, jest się nad czym zastanowić, mnie jednak nie mniej uderzyła w niej siła i charakter kobiet. Które ostatecznie okazują się najbardziej godne szacunku.


 Left Right Left
 
Z Muralim Gopym (synem znanego chyba przede wszystkim z Adoorowych filmów Bharatha Gopy'ego) - jako scenarzystą i aktorem - zapoznałam się przy okazji zeszłorocznego Ee Adutha Kaalatu i było to udane spotkanie. Z ciekawością sięgnęłam więc po kolejny film tegoż zespołu (znaczy napisanym przez Muraliego, reżyserowanym przez Aruna Kumara Aravinda i z Indrajithem w obsadzie), tym razem jeszcze bardziej odzwierciedlającym radykalne poglądy twórcy. Indyjskie filmy ukazujące w mniejszym czy większym stopniu lokalne polityczne realia nie są dla mnie czymś nowym, niemniej jednak ten chyba mnie 'przerósł' (teraz już wiem, jak się muszą czuć obcokrajowcy oglądając polskie 'unurzane w najnowszej historii' filmy:P) - stąd seanse odbyły się aż dwa. O samodzielnym 'zdekodowaniu klucza' (czyli zidentyfikowaniu w niektórych bohaterach cech realnych polityków z Kerali czy odniesień do pewnych wydarzeń), oczywistego (sądząc z opinii w necie) dla wielu 'tubylców' i tak nie było mowy, udało mi się jednak chyba 'wejść' w ten bardziej uniwersalny aspekt całej historii. Historii o rewolucji 'self made'. O uwarunkowaniach i wyborach. Mocnej historii. Jeszcze trudniejszej jak sądzę do 'przejścia' niż dla tych nieobeznanych w keralskich realiach, dla osób, którym w głowie się nie mieści, że można być komunistą i porządnym człowiekiem:P  Dzielnym, twardym i walczącym o swoje ideały aż do śmierci. A przecież - skoro ludzie są różni - to czemu i nie komuniści? I to właśnie można zobaczyć w tym filmie. A i usłyszeć, że Murali Gopy potrafi też śpiewać:

Memories
Kolejny raz Prithvi gra stróża prawa (ok, ex) i kolejny raz jest to nieszablonowy bohater (stąd wierzę mu teraz, jak mówi, że w Seventh Day to też będzie inny policjant)  Bohater Memories, doświadczony osobistą tragedią, popadł bowiem w nałóg alkoholowy. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki twórcy i Prithviraj stworzyli tę postać: przejmująco, daleko od syndromu 'sympatycznego, wesołego opijusa' i budząc wobec niego zarówno współczucie, jak i pewnego rodzaju szacunek. Bo to inteligentny i świadomy swego stanu człowiek. Dlatego też okazuje się - mimo wszystko - najlepszą osobą do rozszyfrowywania toku myślenia pewnego seryjnego mordercy.  Ten wątek sensacyjny początkowo mi się podobał (zwłaszcza fakt, iż 'klucz' do kolejnych morderstw okazał się biblijny, co jest zarówno dość niebanalne w kinie indyjskim, jak i ułatwia widzowi zachodniemu, jak ja, 'śledzenie rozwoju sprawy' i snucie własnych tropów - nie to, co motyw twórczości i życiorysów bengalskich poetów w Baishe Srabon np^^), niestety dalej było już gorzej (nie bardzo przekonał mnie ostatecznie 'psychologiczny portret'  mordercy, tym bardziej 'pomysł' na ostatnią ofiarę i finał sprawy). Mimo to, dla Prithviego (i intermission po aramejsku!) uważam warto :)

Artist
Ostatnie filmy Shyamaprasada łagodnie mówiąc nie wzbudziły mojego entuzjazmu, proma Artista dawały natomiast nadzieję na wreszcie coś ciekawego. I tak jest. Może nie postawiłabym tego filmu w gronie jego najwybitniejszych, ale naprawdę dobrych. Wbrew tytułowi bardziej niż o owym artyście jest to jednak opowieść o osobie, która decyduje mu się towarzyszyć. A życie u boku artysty wygląda malowniczo chyba tylko w Gurowych filmach:P Z czegoś trzeba żyć (oboje - rezygnując z collegu dla jego 'uprawiania sztuki'- nie mogą liczyć na finansowe wsparcie rodziców) i on nie weźmie pracy 'poniżej swej godności' (w końcu artysta i 'zgniłe kompromisy'? a tfe!), ale ona może pracować na dwóch etatach (żeby zarobić nie tylko na mieszkanie, ale i jego - nie takie tanie - przybory malarskie) i jeszcze dbać o dom (to też poniżej jego godności) oraz słuchać jego narzekań, że 'standard nie ten', bo w takich warunkach trudno mu tworzyć. I, jakkolwiek go kocha (stąd wciąż z nim jest), trudno jej nieraz wytrzymać spokojnie jego 'chimery'. Odczuwana przez większość filmu (na trochę mi przeszło po wypadku) ochota na zrobienie krzywdy granemu przez Fahaada bohaterowi przypomniała mi o początkach naszej 'znajomości':P (bo to było 22 Female Kottayam). Lubię, gdy aktor, którego zasadniczo darzę sympatią, jest w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu:P (to  wszak dobrze o nim świadczy jako o aktorze)  Początkowo sądziłam, że film będzie egzemplifikacją powiedzenia 'za każdym sukcesem mężczyzny stoi kobieta', pod koniec przyszło mi na myśl raczej porzekadło 'co nie zabije, to wzmocni'. Pamiętam Ann Augustine już z jej debiutu, tą rolą młodziutka aktorka udowodniła swoją klasę i mam nadzieję, że posypią się na nią nagrody (no i kolejne równie ciekawe role).

Obejrzane wcześniej:  Annayum Rasoolum, Natholi Oru Cheriya Meenalla, Celluloid, Red Wine, Paisa Paisa
Czekam na dvd:  Papillo Budda, 101 Chodyangal, Punyalan Agarbattis, Philips and the Monkey Pen, Drishyam

6 komentarzy:

  1. To jak nie miałam przekonania do "Amen", tak chyba nadal go nie mam. Pellisery mocno dla mnie nierówny, City of God bardzo dobre, "Nayakan" z potencjałem, ale nieudany. A po pewnym filmie z innego stanu mam uraz do tego, co określasz odjazdem, hihi;).

    Część tych rzeczy już mam odłożonych w koszyku, (MP to nawet na półce), ale o "Shutter" i "Ayal" nic nie wiedziałam, a prezentują się bardzo intrygująco. Wreszcie mi się chyba uskładało nowe zamówienie od Keralczyków. Zatem pensyjko, przybywaj na konto;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Shutter ok, co do Ayal bym ostrożna z inwestowaniem w film była jednak. Ja z tego mam już Amen na półce (nie chcesz to nie, Twoja strata, niemniej Delhi Belly się do odjazdu nie zalicza np ?:P poza tym dla samych chrześcijan syryjskich i muzyki warto. No i ojciec Vatoly<3)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bu, to ja będę komentować z guglowego konta, bo z wordpressowego awatarek mi się nie wyświetla. A nie chcę być taka goła;). Przemyślę jeszcze sprawę z "Amenem", ktoś jeszcze wyrazi swój głos? Tu moja przyszłość się waży;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No moim zdaniem jest nad czym pomyśleć :D (a najlepiej samemu sprawdzić 'co je tak nawiedziło':P)

    OdpowiedzUsuń