Raczej omijam kolejne holocaustowe historie, czy to w postaci książkowych wspomnień, czy fabularyzowanych ekranizacji. Nie dlatego, iż uważam, że nie należy o tym pamiętać, ale dlatego, że i bez kolejnych 'przypominań' pamiętam aż chyba za dobrze. Nic mnie bowiem tak nie przeraża - i nie zostaje potem w mojej głowie - jak akty upodlania, odczłowieczania drugiego człowieka, a takie to są zwykle historie... Zrobiłam wyjątek dla wspomnień Aleksandra White'a (a w zasadzie Białegowłosa, bo tak brzmi jego pierwotne, polskie nazwisko), bo mam do nich podwójnie osobisty stosunek. Po pierwsze autor pochodzi z Krosna i dał mi niezwykłą okazje poznania bliżej przed- i okołowojennej historii mojego miasta, po drugie miałam już okazję słuchać jego wspomnień i osobiście i tym bardziej zafascynowała mnie postać tego niezwykłego człowieka.
Autor opowiada w Krośnie o Krośnie :) * |
Po raz pierwszy dowiedziałam się o jego istnieniu kilka lat temu, z lokalnego portalu. Pan Alexander skontaktował się ze stowarzyszeniem odnawiającym żydowski cmentarz w Krośnie. Jego historia od początku brzmiała niezwykle. 'Najstarszy żyjący krośnieński Żyd' spędził w Krośnie dzieciństwo i większość wojny (najpierw szklił budynki dla Niemców, potem pracował dla Luftwaffe na lokalnym lotnisku), później zaś trafił do obozu w Płaszowie, skąd ocalał dzięki obecności na 'liście Schindlera' (czego przez wiele lat nie był zresztą świadomy!), a po wojnie skończył medycynę i osiedlił się w USA. Po prostu gotowy materiał na film. Potem okazało się, iż pan Alexander przyjeżdża do Polski i do Krosna. Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, iż informacje o otwartym 'spacerze po krośnieńskiej starówce z panem Alexandrem' facebook wyświetlił mi już po terminie :( Mój żal podsyciły tylko relacje, z których wynikało jak frapującym rozmówcą okazał się znamienity gość, który nie tylko że - mimo kilkudziesięciu lat poza krajem - wciąż świetnie mówi po polsku, ale i znakomicie pamięta każdy szczegół tyczący wyglądu przedwojennej krośnieńskiej starówki. Taka okazja przepadła, a przecież trudno się spodziewać, iż 90-latek będzie jeździł przez pół świata co roku. Na szczęście powrót w rodzinne strony okazał się dla niego tak ważny, że nie poprzestał na jednej wizycie. Kilka miesięcy temu mogłam zatem posłuchać go osobiście - spacerując z nim wokół krośnieńskiego rynku. Wciąż miałam jednak niedosyt i stąd bardzo chciałam przeczytać i jego spisane i wydane w USA wspomnienia (za których to użyczenie bardzo dziękuję, bo wcale nie jest łatwo zdobyć tę książkę!) Anglojęzyczną książkę z krośnieńskimi podcieniami na okładce :)
Tytułowe 'Be a Mensch' to ostatnie słowa ojca bohatera, skierowane do Alexandra tuż po selekcji w Płaszowie, gdy to panowie (ostatni jeszcze żyjący z rodziny) zostali ostatecznie rozdzieleni (ojciec, jako niezdolny do dalszej ciężkiej pracy został skierowany do komory gazowej). Jak tłumaczy autor w przedmowie, w odróżnieniu od niemieckiego znaczenia tego słowa (po prostu 'człowiek'), w jidysz 'mensch' to 'człowiek dobry, życzliwy innym, uczciwy, tolerancyjny' - najkrócej mówiąc po prostu 'porządny'. To przesłanie ojca towarzyszyło Alexandrowi przez całe dalsze życie. 'Być porządnym człowiekiem' - tylko tyle i aż tyle. Przesłanie niełatwe do realizacji nawet w dzisiejszej, nie tak wszak ekstremalnej rzeczywistości. A Alexander, w momencie wybuchu wojny jeszcze nastolatek, nie miał zdecydowanie zadatków na kolejnego Kolbego. On chciał żyć i - co powtarza niejednokrotnie na łamach książki - miał głębokie przekonanie, iż wojnę przeżyje. Kilkukrotnie wspomina zresztą - szczerość godna pochwały - o sytuacjach, gdy zrobił coś, czego się później wstydził. A jednak jak myślę, zrealizował to niełatwe przesłanie ojca (o czym świadczyć może choćby końcowe przesłanie autora do czytelnika).
Niezbyt obszerna książka (łącznie z licznymi archiwalnymi fotografiami liczy niecałe 200 stron) jest podzielona na cztery rozdziały opowiadające kolejno o: dzieciństwie w Krośnie, zapowiedziach nadciągającej katastrofy, wojennych losach bohatera, wreszcie powojennym losom (do wyjazdu do USA). I muszę tu szczerze przyznać, iż przy pierwszej części miałam zdecydowany niedosyt. Tak, zdaję sobie sprawę, iż książka napisana została z myślą o amerykańskim odbiorcy, dla którego Krosno jest jakimś tam abstrakcyjnym miasteczkiem na drugim końcu świata (i któremu trzeba tłumaczyć sytuację w Niemczech w latach 30-tych i okoliczności dojścia Hitlera do władzy), ale - wspominając te detale codziennego życia miasta, które słyszałam od pana Alexandra osobiście - żal mi po prostu było, iż nie zostały one uwiecznione też na piśmie (może polska wersja książki, która jak wiem jest w tej chwili tłumaczona, powinna jednak zostać trochę zmodyfikowana pod tym, 'lokalnym' kątem), bo przecież w takiej formie mają szansę przetrwać dłużej (marzy mi się stworzenie mapy/planu krośnieńskiej starówki przed wojną, bo ile mi zajęło dojście, gdzie to konkretnie mogła znajdować się np. krośnieńska, zburzona zaraz po wojnie, synagoga to tylko ja wiem). Dobrze natomiast, iż dużo autor pisze o krośnieńskim getcie (o istnieniu którego - malutkiego i tylko przez kilka miesięcy, ale jednak...- dowiedziałam się dopiero od niego, a tablica pamiątkowa wmurowana w międzyczasie na Franciszkańskiej jest tak niepozorna, iż nikt 'niewtajemniczony' raczej nie ma szansy jej dostrzec:P). Ogólnie w większości nie jest to 'miła' lektura (jak to wspomnienia takich strasznych czasów, gdy ludzie przestawali być ludźmi), brak jej też chyba w formie spisanej trochę tej swady, 'potoczystości', którą charakteryzuje się bezpośrednio słyszana z ust pana Alexandra opowieść o losach jego i jego rodziny (być może to i kwestia języka, bo zawsze słyszałam go po polsku, a książka wszak napisana jest po angielsku), ale - jako że nie każdy ma i będzie miał okazję posłuchać go osobiście - warto sięgnąć i po te wspomnienia. Zwłaszcza, jeśli dla kogoś Krosno jest równie bliskim sercu miejscem na ziemi :)
I nadal jestem zdania, że to byłby fascynujący materiał na film.
Fragmenty książki do poczytania. Powyżej także próbka opowieści bohatera.