niedziela, 24 września 2023

'Ponniyin Selvan' p. 1 & 2 - epicki fresk Maniego Ratnama

Choć kino indyjskie stanowi wciąż stały element mojej filmowej 'diety' i w związku z tym raczej z ciekawością patrzę w przód, śledząc nowe nazwiska i trendy, zamiast z sentymentem wracać do 'starych dobrych czasów', bardzo chciałam obejrzeć nowy - a pełen dawno znanych twarzy -   film Maniego i cieszę się, że mi się to udało. Szkoda tylko, że nie na dużym ekranie, bo niewątpliwie odbiór by jeszcze zyskał.
Ponad dwutysięcznostronicowy epos Kalkiego to dla Tamili rzecz o statusie absolutnie kultowym. Gatunkiem i wagą znaczenia ośmielę się go zestawić z  naszą Trylogią. Niemniej, chociaż ta fabularyzowana, osnuta na kanwie ważnego momentu z dziejów imperium Ćolów (tytułowy Ponniyin Selvan to Radźaradźa Wielki - jeden z najwybitniejszych władców tej dynastii), opowieść zdawać by się mogła gotowym materiałem na film, a Indie to kraj żyjący kinem i z kina, dzieło Maniego przejdzie do historii jako pierwsza filmowa adaptacja tej powieści. Niedługa jest też lista osób, które w ciągu tych sześćdziesięciu lat (Ponniyin Selvan było drukowane w odcinkach od roku 1950, a jako książkowa całość opublikowana zostało w roku 1955) w ogóle próbowały przymierzać się do filmowej adaptacji eposu Kalkiego: znajdują się na niej MGR (kupił prawa do adaptacji powieści zaraz po jej wydaniu, w latach 50.), Kamal Haasan (najpierw w latach 80. przymierzał się wspólnie z Manim do realizacji filmu fabularnego, potem do kilkudziesięcioodcinkowego serialu) no i właśnie Mani Ratnam. Ranga tych nazwisk pokazuje chyba najlepiej, że był to od początku projekt, realizacja którego wymagała zarówno odpowiedniego statusu twórcy, jak i jego wielkiego zacięcia.  Zarówno skala jak i ranga przedsięwzięcia są tu bowiem olbrzymie. I to wszystko widać w filmie Maniego - który, co warte dodatkowego uznania, udało mu się ukończyć pomimo trwającej pandemii.  
 

Nie jestem i nie zamierzam udawać specjalisty od tamilskiej historii, nie znam też oczywiście powieści Kalkiego, zatem tylko tytułem krótkiego wprowadzenia w fabułę: akcja toczy się w X wieku, w momencie poniekąd decydującym o dalszej przyszłości imperium Ćolow.  Dwaj synowie  stojącego wówczas na czele imperium Parantaki II prowadzą udane podboje. Jednocześnie rosną jednak i zagrożenia: zarówno ze strony zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Aczkolwiek epos Kalkiego jest oczywiście fabularyzowaną wersją historii i poza postaciami historycznymi zawiera również fikcyjnych bohaterów, trudno powiedzieć, by finał wydarzeń związanych z dziejami tego południowoindyjskiego imperium mógł być jakimś spoilerem (podobnie jak nie są nim przedstawione w Trylogii wydarzenia z historii Polski). Wiedza ta jednak (do której nabycia, choć pobieżnego, przed seansem zachęcam - po to by łatwiej połapać się potem, kto jest kim, z kim i o co mu chodzi) w żaden sposób nie powinna przeszkadzać w cieszeniu się seansem. W każdym porządnym eposie filmowym, niezależnie od miejsca jego produkcji, chodzi bowiem wszak głównie o to, czy widz zostanie 'wessany' w wykreowany przez twórców świat, zaangażowany emocjonalnie w śledzenie akcji, i to moim zdaniem Maniemu udało się bardzo dobrze. Pierwsze karkołomne zadanie to oczywiście przycięcie tak olbrzymiej ilości literackiego materiału do 5 godzin seansu (podział na część I i II służy osobnemu wprowadzeniu ich do kin, natomiast fabularnie to oczywiście całość - przy oglądaniu jednym ciągiem koniec pierwszej części można traktować jako klasyczne intermission ;)) i tu pełen sukces, bowiem udało się uzyskać spójną logiczną całość, w której akcja toczy się odpowiednio wartko, a każda z rozlicznych postaci ma swój czas i miejsce (ewentualne preferencje, że chciałoby się postaci któregoś bohaterów mniej a innego więcej to zupełnie inna sprawa:D). Stosowne wrażenie robi też rozmach całej produkcji, niezbędny do uwiarygodnienia wielkiego imperium, z całym swym przepychem i blaskiem.  Zadowoleni powinni być zarówno fani wielkich scen batalistycznych (także na morzu), jak i miłośnicy(-czki) wystawnych strojów z epoki (a zwłaszcza błyskotek), bowiem i scenografia i kostiumy zdecydowanie robią wrażenie. Podobnie przepiękne zdjęcia oraz stylowa muzyka (oczywiście A.R. Rahmana).
 

Wszystko to jednak byłoby oczywiście niewiele warte bez dobrych aktorów, ale i tu Maniemu udało się zebrać idealną wręcz ekipę. I mówię to z perspektywy osoby, która niekoniecznie jest fanką 'stałych nazwisk' w filmach Maniego, a takowe w większości zaprosił również i do tego projektu. Szczerze mówiąc, gdy przeczytałam iż główne role żeńskie w Ponniyin Selvan zagrają Aish i Trisha,  miałam ochotę walnąć głową w stół. Tymczasem, i mówię to z pełną świadomością, obie panie spisały się świetnie stając się jednymi z głównych aktorskich atutów filmu. A dodać tu trzeba, że choć obie wyglądają pięknie, nie są  to bynajmniej czysto ozdobnikowe role, ale pełnokrwiste, charakterne postaci, także było co grać! (i czym cieszyć feminizującego widza uwielbiającego oglądać kobiety, które 'ciągną za sznurki'). Aishwarya wręcz w sposobie przedstawienia cierpienia swej postaci przekonała mnie dużo bardziej od podobnego cierpienia postaci granej przez Vikrama. Ona była zniuansowana i ból widać było przede wszystkim w jej oczach, on postawił na efekciarskie miotanie się i jednak, zwłaszcza na początku, przeszarżował. 
Nie mogę jednak ukryć, że ostatecznie moje serce najbardziej podbił i tak Karthi, który jest po prostu stworzony do ról dzielnych awanturników z łotrzykowskim błyskiem w oku - takich do tańca i do różańca, do bitki i do wypitki, do amorów i bohaterstwa, no po prostu do wszystkiego^^ A po jego wspólnych scenach z Jayaramem zamarzył mi się cały ich wspólny film jako duetu a'la Don Kichot i Sancho Pansa. To byłby prawdziwy hit!
 
Zastanawiałam się nad tradycyjnym zakończeniem recenzji którymś z klipów, ponieważ jednak nie należą one raczej do  'samodzielnie chwytliwych' (co uważam w takim filmie za zaletę, one nie miały być tu komercyjnym wabikiem) ostatecznie zakończę trailerem filmu: 
 

Myślę, że jeśli kogoś niekoniecznie przekonają same moje słowa to ta 'wizualna zajawka' pomoże je uwiarygodnić:) I zachęcić do obejrzenia całego filmu.


 

poniedziałek, 20 lutego 2023

Swarna Kamalam (1988) - by talent stał się pasją, czyli Vishwanathowa pochwała sztuki klasycznej

Uzupełniania opinii o filmach jednego z moich ukochanych indyjskich reżyserów - K, Vishwanatha ciąg dalszy. Dzieło stało się jeszcze ważniejsze, bowiem od 2 tygodni Mistrza nie ma już wśród nas. Ale jego filmy zostaną na zawsze.

Bohaterką filmu jest Meenakshi - młoda dziewczyna pochodząca z ubogiej ale artystycznej rodziny. Ojciec - emerytowany nauczyciel tańca klasycznego - dał swym dwóm córkom to, co miał najcenniejszego - swoją wiedzę i umiejętności. Jedną wykształcił bowiem w śpiewie karnatycznym a drugą w tańcu klasycznym. Tyle, że w przeciwieństwie do ojca i siostry, dla których sztuka jest wszystkim, Meenakshi nie znosi tańca klasycznego. Ona uważa, że to bez sensu, niepraktyczne. Wolałaby żyć nowocześnie, jak inni młodzi ludzie, może wyjechać, zrobić gdzieś karierę... Tańczy, bo nie umie powiedzieć 'nie' (znaczy wprost, bo różne dziecinne 'sztuczki' to jak najbardziej stosuje) ale nie wkłada w to serca. I to widać... Chandram to jej nowy sąsiad. Malarz, ale nie taki artystyczny, tylko bardziej 'użytkowy' (znaczy maluje różne standy i plakaty -choćby filmowe). Jest zachwycony talentem Meenakshi i uważa, że dziewczyna nie powinna go marnować, bo on czyni ją wyjątkową. Tylko jak przekonać o tym samą Meenakshi?
  
 'Swarna Kamalam' to film o tym, że talent musi być także pasją. Że nie może być tylko 'techniczną' sprawnością, ale trzeba włożyć i serce w to, co się robi. Jak w pewnym momencie ktoś mówi bohaterce, taniec to nie tylko kroki, ona musi go czuć. Ale do takiego podejścia trzeba dojrzeć samemu. Trudno kogoś zmusić do miłości, niezależnie czy chodzi o drugą osobę czy o sztukę. Z jednej strony rozumie się ojca, który chce przekazać dziecku to, co sam uważa za piękne i wartościowe, czym sam żyje, z drugiej trudno się dziwić dziewczynie, która czuje się w pewnym sensie zmuszana do czegoś, co nie sprawia jej przyjemności. Wysyłane przez rodziców na różne zajęcia dzieci nie zawsze same czują od razu do nich powołanie. Ale potem na rozpoczęcie nauki może być już za późno... Trudno tu czasem znaleźć złoty środek.

Ciekawy jest też wątek pewnej Amerykanki, która od lat przyjeżdża do Indii, żeby poznać jej kulturę i tradycję. Wkłada w to dużo wysiłku. Bo często już tak jest, ze ktoś kto ma coś 'pod ręką' tego nie docenia, a inny potrafi przejechać za tym pół świata, czyż nie?

Poruszająca jest też scena w urzędzie, gdzie emerytowani nauczyciele zgłaszają się po obiecaną pomoc finansową od państwa. Aż by się chciało zdjąć buta z nogi!

Albo piękna scena prośby o rękę ukochanej, której może się zaoferować tylko jedną cenną rzecz. Ale za to jaką!

Grający Chandrama Venky jest uroczy ale ten film należy do Bhanupryi. Nadąsanej, obrażonej, zrozpaczonej, pełnej nadziei czy uśmiechniętej....w jej twarzy można wyczytać wszystko. A dodatkowo Bhanupriya jest jeszcze faktycznie wykształconą tancerką klasyczną. I jak ona tańczy!

Cały film dostępny na YT (z ang napisami).  

Gorąco polecam tym, którzy chcą od kina niebanalnych wrażeń :)

niedziela, 30 października 2022

Co z południa Indii warto obejrzeć na Netflixie

Trudno powiedzieć, żeby Netflix rozpieszczał fanów kina indyjskiego, ale coś tam jednak da się wygrzebać;) Oto zatem przegląd interesujących południowoindyjskich nowości  (czyli rok produkcji 2021/22) obecnych na tej platformie.


Kino telugu 


Shyam Singha Roy (2021) 


Film o reinkarnacji bez gwiazdorskiego przepychu i superbohaterstwa. Mamy za to ciekawego podwójnego Naniego, Sai Pallavi w roli świątynnej devadasi, interesującą kalkucką historię z lat 70. z bengalskimi aktorami i mocnymi akcentami feministycznymi (nośnikiem których jest mężczyzna, nie kobieta!), dużo emocji i napięcia - jednym słowem Shyam Singha Roy to bardzo udane, godne polecenia kino:) (i pomyśleć, że to dzieło debiutanta!).

 

Cinema Bandi (2021)

Urocza mała perełka z gatunku, jaki kocham najbardziej: filmy o zwyczajnym życiu. I o miłości do kina. Prosty rikszarz po jednym z kursów znajduje pozostawioną przez swych klientów walizkę. A w walizce kamerę. Najpierw myśli o spieniężeniu jej, ale kolega podpowiada mu, że przecież teraz takie proste niskobudżetowe kino dobrze się sprzedaje, więc lepiej wykorzystać sprzęt samemu. No i się zaczyna^^  Bo jak słusznie głosi hasło filmu: Każdy jest filmowcem...w sercu.

Z telugowych nowości obejrzałam też Ante Sundaraniki (bardzo wychwalany rom-com z Nanim i Nazriyą) i  Virata Parvam (dramat z Raną i Sai Pallavi) ale żadnego z nich z czystym sumieniem nie mogę polecić. Zwłaszcza Virata Parvam był dla mnie megazawodem, bo uwielbiam filmy o tematyce naxalickiej i bardzo cieszyłam się na ten projekt.


Kino tamilskie

 

Natchathiram Nagargiradhu (2022) 

 
Choć, jak wiadomo, niektórzy znafcy uważają każdy indyjski film za musical tak naprawdę mało który można tak nazwać. Najnowszy film Pa.Ranjita  można.  Bardzo 'zachodnią' formułę opowieści o grupie młodych ludzi przygotowujących spektakl teatralny osadza on w bardzo lokalnym backgroundzie. Dlatego, poza uniwersalnymi problemami wkraczających w dorosłe życie młodych, takimi jak kształtowanie swej tożsamości (także seksualnej - i znajdziemy tu wszelkie jej odmiany), poszukiwanie swego miejsca w życiu, miłości i akceptacji, znajdziemy tu także jakże indyjski czynnik w postaci kastowości  i jej wciąż istniejących konsekwencji. Wszystko podane po tamilsku: realistycznie i bez lukru, ale jednak z elementem nadziei na lepsze jutro. Bo trzeba trzeba patrzeć w gwiazdy i iść do przodu... Fajnie, że po wysokobudżetowych filmach z Rajinim Pa.Ranjit chce i potrafi wrócić do takiego niszowego kina z prawie totalnie nieznaną obsadą.
 

 Etharkkum Thunindhavan (2022) 

Wygląda, że określającą jego minioną dekadę jako 'career struggle' a obecną jako 'career rebuilding' Wikipedia ma rację:  z przyjemnością donoszę, że filmy Suriyi znów da się oglądać! I mówię to po obejrzeniu jego najmniej 'okrzyczanego' tytułu z ostatnich lat.  Fakt, że Etharkkum Thunindhavan (nazwany też przez Tamili skrótowo ET;)) podąża w swej zasadniczej konstrukcji dość sztampowym hirołsowsko-masalowym wzorcem (przez co w środku można się ponudzić), ale nawet wtedy Suriya nie pozuje na wymuskanego młodzieniaszka (no dobra, w klipie, gdzie jest stylizowany na Ramę to nie ma bardzo wyjścia), a samo zakończenie bardzo w takim kinie nietypowe i ciekawe. I nawet mi się zamarzył cały film z takiego punktu widzenia.

 Kuthiraivaal (2021)

Realizm magiczny po tamilsku. Bohater Kuthiraivaal pewnego dnia budzi się z końskim ogonem. A przynajmniej jest przekonany, że go ma.  Jak to wyjaśnić? O tym właśnie jest ten film. Mnie osobiście najbardziej urzekło wyjaśnienie babci, z kolei idei, że koński ogon oznacza seks sam (nomen omen) Freud by się nie powstydził:P Niestety twórcy poszli jeszcze w innym, dużo mniej satysfakcjonującym  kierunku, co ostatecznie lokuje Kuthiraivaal w kategorii kina zmarnowanego pomysłu. Ale dla samej oryginalności tegoż pomysłu warto.

Na Netflixie można znaleźć również parę starszych, naprawdę dobrych tamilskich tytułów:  Anbe Sivam, Kannathil Muthamittal, Bombay, Visanarai, Naan Sigappu Manithan czy Vettai.

   

Kino malajalam

 

Attention Please (2022)

Kolejny w zestawieniu film z kinem w tle, tym razem bardziej zakręcony. Piątka przyjaciół dzieli mieszkanie. Wszyscy próbują zrobić karierę w branży filmowej, na razie z marnym skutkiem. Najtrudniejsza jest sytuacja Hariego, niespełnionego scenarzysty, który to nie ma w zanadrzu innego źródła dochodów. Podczas jednej z wieczornych imprez z alkoholem Hari zaczyna opowiadać kolegom swe kolejne scenariuszowe pomysły... Początkowo jest zabawnie (każda z idei Hariego zyskuje odzew w postaci tytułu filmu, w którym 'to już było'), ale potem sytuacja się zagęszcza i przyjmuje niespodziewany obrót... Attention Please to film, który udowadnia, że w kinie wciąż najważniejszy jest dobry scenariusz, a nie duże pieniądze.

Thallumaala (2022)

Filmy ze style over substance to prawdziwa plaga w kinie indyjskim.  Dlaczego więc umieszczam  Thallumaalę, który to film w ogóle się z tym nie kryje, na liście tytułów godnych uwagi? Ano właśnie dlatego, że się z tym nie kryje, a zabawa stylem jest ewidentnie zaplanowana  - i to widać i czuć.  Dlatego ja też się dobrze bawiłam, choć w zasadzie to powinnam rzucać czymś ciężkim, albowiem najprostsze wyjaśnienie, o czym jest ten film brzmi: o dużych chłopcach z przerostem testosteronu, którzy to uwielbiają się tłuc:P

Jana Gana Mana (2022)

Sensacyjny dramat sądowy oferujący po drodze kilka intrygujących twistów (przez chwile myślałam, że zanosi się na ciekawą polemikę z podejściem przedstawionym choćby w ET), by ostatecznie pójść jednak w kierunku dość sztampowego wyjaśnienia. Warto przede wszystkim dla świetnej roli Prithviego jako prawnika, choć konceptu o roli mediów jako instytucji kreującej ważność newsów jednak szkoda... 
 
Na koniec ciekawostka: filmów którego z południowych aktorów można znaleźć najwięcej na Neflixie?  Odpowiedź może być trochę zaskakująca, bo okazuje się że Tovino Thomasa!  Poza wspomnianą wyżej Thallumaalą znajdziemy jeszcze np. superherosowskie Minnal Murali  czy prawniczy rom-com Vaashi, a i w Kurupie pojawia się w SA. Niestety na mnie osobiście żaden z tych filmów nie zrobił specjalnego wrażenia, ale karierę Tovina z pewnością warto śledzić.

środa, 31 sierpnia 2022

Mundurowo: indyjskie siły morskie ;)

Zgodnie z zapowiedzią z poprzedniej mundurowej notki dziś o mundurach indyjskiej marynarki (w raz raz na koniec lata, prawda?^^). Niestety wyszło ich zdecydowanie mniej niż latających mundurowych :/ (ktoś ma teorię dlaczego??) 

Dharmendra w Tum Haseen Main Jawan (1970) (w linku w innym mundurze)

Vijayakanth w Ulavuthurai (1998) 

Prithviraj i Biju Menon w Anarkali (2015)

Akshay w Rustom (2016)
 
Rana, Kay Kay i Atul w The Ghazi Attack (2017)
 
I jeszcze Nassar z tego samego filmu.
 

czwartek, 16 czerwca 2022

Swathi Muthyam (1985) - najczystsza perła, czyli Kamal 'duże dziecko' u Vishwanatha

Pora uzupełnić mojego bloga o opinie o filmach jednego z moich ukochanych indyjskich reżyserów- K, Vishwanatha. Swathi Muthyam to jeden z jego najważniejszych filmów. Zdobył m.in. National Award (nagrodę krajową) dla najlepszego filmu telugu, Gold Nandi Award, a także był indyjskim kandydatem do Oscara w 1986 roku.

Najkrócej mówiąc to film o człowieczeństwie, o czynieniu dobra tak po prostu, o miłości, takiej prawdziwej, co to nie szuka swego, o tym, że największe szczęście płynie z dawania szczęścia innym. Co najciekawsze tytułową 'najczystszą perłą' jest dorosły o umyśle dziecka - Sivayya (grany przez Kamala), który jest takim świętym dnia codziennego. Jakże skojarzył mi się tu cytat z pewnej znanej księgi: Jeśli nie staniecie się jak dzieci nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Sivayya posługuje się w życiu paroma prostymi, wpojonymi przez babkę zasadami, a jednak ze swoją płynąca prosto z serca dobrocią i szczerością budzi większy podziw od sterty 'mądrych głów'. Może dlatego, że jak mówi Mały Książę 'dobrze widzi się tylko sercem'. Jest w tym filmie sporo scen nie do zapomnienia. Jeszcze więcej do przemyślenia po seansie.

Kamal zwyczajowo genialny, ale zachwyt budzi też Raadhiką - prześliczna kobieta i taka szalenie naturalna. Postać wdowy z dzieckiem dzielnie i z godnością stawiającej czoła swej trudnej sytuacji, przed która nagle otwiera się nowa szansa, ale znów niełatwa i za jakąś cenę społeczną, zagrała cudownie. W ogóle w tym filmie są bardzo ciekawe postaci kobiece - choćby wspierająca bohaterów 'pani od prania' czy wspomniana już babcia Sivayyi, która głośno mówi, że podwójna moralność względem wdów i wdowców jest niewłaściwa (przypominam - to lata 80 i konserwatywne południe!)
 
To druga współpraca Kamala z Vishwanathem. Vishwanath znany jest chyba najbardziej z filmów poświęconych roli sztuki w życiu (przykładem tego nurtu jest Sagara Sangamam). Swathi Muthyam należy natomiast do drugiego ważnego nurtu jego twórczości - kina społecznego poruszającego palące problemy (tu m.in. sprawę wdów). Niemniej i tu sztuka pełni bardzo ważna rolę, bo pierwszą rzeczą jaka łączy parę głównych bohaterów jest miłość do muzyki. Dzięki temu też muzyka (autorstwa Ilaiyaraaji - 'nadwornego' kompozytora Vishwanatha) i klipy wplecione są bardzo naturalnie w akcję filmu.
 
 


W 1989 roku powstał bolly remake Swathi Muthyam zatytułowany Eeswar. Główne role zagrali Anil Kapoor i Vijayashanti. Co ciekawe wersję hindi miał wyreżyserować Raj Kapoor, ale nie zdążył. Po jego śmierci reżyserią filmu w hołdzie Rajowi zajął się sam Vishwanath.


sobota, 22 stycznia 2022

Mundurowo: indyjskie siły powietrzne ;)

Jakiś czas temu robiłam taki obszerny mundurowy przegląd na moim poprzednim blogu, ale niestety te materiały nie są już dostępne, pomyślałam zatem, że można by zrobić taki cykl od nowa. Na zimowe mrozy będzie jak w sam raz;)  

O ile pamiętam poprzednio wychodziłam od mundurów policyjnych, tym razem postanowiłam zacząć od sił nie-lądowych. Na początek zatem filmowi piloci^^

 

Raj Kapoor w Sangam (1964)

Dharmendra w Neela Akash (1965)

Mehmood w Neela Akash (1965)

 Rajesh Khanna w Aradhanie (1969)

Shashi Kapoor w Silsilii (1981)

Chiru w Chanakaya Sapatham (1987) 

Jackie Shroff w Border (1997)
Kamal w Panchatanthiram (2002)
Akshay w Andaaz (2003)

SRK w Veer Zaara (2004)
Jimmy Shergil i Rahul Dev w AgniPankh (2004)
Shahid w Mausam (2011)

Karthi w Kaatru Veliyidai (2017)


Kirti Kulhari w Uri: The Surgical Strike (Vicky Kaushal gra tu wojskowego spadochroniarza)
Parvarthy w Uyare (2019)
 

Surya w Soorarai Pottru (2020)
Janhvi Kapooor w Gunjan Saxena: The Kargil Girl (2020)
Ajay Devgn w Bhuj (2021)

Kangana  w Tejas

Kartik Aaryan w Capitan India

Dwa ostatnie tytuły są dopiero w produkcji. A następny odcinek będzie z mundurami marynarki ;)