piątek, 21 grudnia 2012

Filmowy przegląd mijającego, 2012, roku - kino bengalskie i marathi

Po południu przechodzę na północ, do dwóch mniej znanych, a bardzo ciekawych kinematografii. I jeśli tytułów jest mniej to tylko dlatego, że sama mało się jeszcze w nich orientuję. Zresztą nie ilość się liczy, tylko jakość, a ogólnie rozczarowań było tu mniej niż w poprzednim' pakiecie':)

KINO BENGALSKIE

Nobel Chor

Nie pierwszy raz pomysłu na film dostarcza samo życie. W 2004 roku ze zmienionego w muzeum domu Rabindranatha Tagore'a zniknął pamiątkowy noblowski medal słynnego twórcy (pierwszego azjatyckiego laureata nagrody Nobla). Nie znalazł się zresztą do dziś. W filmie w tę kradzież zostaje zamieszany pewien zwykły farmer. Który nie bardzo nawet wie, kim jest ten Tagore, a pojęcie wartości czegoś rozumie dość dosłownie... Chodzi tu jednak nie tyle o ubolewanie nad ignorancją prostych ludzi, co o próbę skłonienia widza do refleksji nad przyczynami pewnego stanu rzeczy. Reżyser kreśli bowiem ciekawy obraz współczesnych Indii. Czy jest w nich w ogóle jeszcze miejsce dla filozofii Tagore'a?  Gorzki i smutny to film, ale myślę potrzebny. I fajnie zobaczyć Mithuna Chakraborty'ego w takiej roli (dawno miałam poczucie, że naprawdę ciekawe role gra w kinie bengalskim - sięgnąć by wreszcie i po te starsze). I rozpoznać w roli wiejskiego nauczyciela legendarnego Soumitrę Chatterjeego. 

 

Hemlock Society

Że po Autographie i Baishey Srabon obejrzałabym pewnie 'w ciemno' kolejny film Sirijta Mukherjee'go to jedna sprawa, ale druga, iż pomysł na Stowarzyszenie Hemlocka (zresztą naprawdę istniejącej w USA organizacji) bardzo mi się spodobał:) Skoro bowiem ludzie profesjonalnie przygotowują się do wielu różnych rzeczy czemu by nie i do popełnienia samobójstwa?:P Gdyż, jak mówi motto towarzystwa, 'Die, but don't do a faux pas'^^  Lepiej w końcu dowiedzieć się, która metoda jest mało skuteczna, a która bardziej (np. gdzie dokładnie najlepiej przyłożyć pistolet^^),  a nie podejmować 'w emocjach' mało skutecznych prób:P Hemlock Society to film łączący elementy czarnej komedii (czyli bardzo odpowiadającego mi rodzaju humoru) z humanistycznym wydźwiękiem całości (co lubię jeszcze bardziej). Całość rozgrzewa w zimowy wieczór lepiej niż gorąca herbata:) A Parambrata w okularkach i z szelmowskim uśmiechem (i na twarzy i w oczach) jest po prostu boski!

KINO MARATHI

Kaksparsh

Wstępnie spodziewałam się, iż będzie to coś w rodzaju lepszej wersji Baabula, ale sprawa okazała się zdecydowanie bardziej skomplikowana...(Maratczycy to potrafią:P) Konkan, lata 30.  Hari, głowa bramińskiej rodziny, postanawia zaaranżować małżeństwo młodszemu, studiującemu  bratu. Niestety chłopak umiera, zanim małżeństwo zostaje skonsumowane.  Czy młodziutką Durgę czeka teraz typowy los wdowy? (od ogolenia głowy poczynając?) Dzięki Hariemu (który już wcześniej dał się poznać jako facet o silnym charakterze, niekoniecznie podążający za wszelkimi tradycjami ) - nie. Ale.. no właśnie, tego zdradzić nie mogę:P W każdym razie twórcom udało się mnie zaskoczyć i 'poprzestawiać' moje wstępne myślenie o bohaterach. Co więcej, trudno mi przestać o tym filmie myśleć, a na dodatek 'douczyłam' się znów czegoś ciekawego (tym razem o hinduistycznych rytuałach pogrzebowych - a konkretnie o roli kruków w obrzędach. A może, gdybym orientowała się  w nich wcześniej, moje zaskoczenie byłoby mniejsze:P) Mahesh Manjekar stwierdził, że to jego najlepszy film - nie widziałam wszystkich, ale może mieć rację. Bo to naprawdę dobre, nie dające łatwych odpowiedzi kino. 

Khel Mandala

To mógł być naprawdę ciekawy film. Historia ubogiego lalkarza (zresztą owa forma teatralna stanowi ważny element filmu), który przybywa do miasta w poszukiwaniu lepszego losu, a zamiast tego znajduje porzucone niemowlę i - mimo iż szybko orientuje się, iż dziecko nie widzi, ani nie słyszy - postanawia je wychować jak własne, dawała szansę na naprawdę niebanalną opowieść o więzach i nie tylko. Niestety reżyser poszedł głównie tropem banalnego sentymentalizmu, ślizgając się tylko powierzchownie po wszelkich tematach (czy to samego problemu wychowania poważnie wszak niepełnosprawnego dziecka, czy kwestii genów, odpowiedzialności -  i tej rodzicielskiej, i mediów -  i można by tak wymieniać dalej...). Owszem, jest w tym filmie kilka urzekających momentów (choćby te realne, 'lalkowe', a jednocześnie też jakże symboliczne sznurki łączące ojca i córkę), ale to zdecydowanie za mało na dobry film. A i pomysł z 'kukiełkowym' narratorem też irytuje.


Obejrzane wcześniej:   Aparajita Tumi (b), Shala (m)
Czekam na dvd:   Muktodhara (b), Ajintha, Masala (m)

czwartek, 13 grudnia 2012

Filmowy przegląd mijającego, 2012, roku - kino telugu i tamilskie

Jako, iż kolejny rok właśnie się kończy, po porcji wspominek postanowiłam przyjrzeć się bliżej powstałym w 2012 roku produkcjom filmowym. Oczywiście w interesującym mnie zakresie tytułów:) Zaczynam od dwóch kinematografii na 't'^^

KINO TELUGU

Eega
Bardzo niecierpliwie czekałam na ten film i się nie zawiodłam. Rajamouli to jednak już marka, a na dodatek facet obdarzony niesamowitą fantazją. Sama fabuła filmu zdaje się  bowiem sztampowa: jest piękna dziewczyna i dwóch zauroczonych nią facetów: chłopak 'z sąsiedztwa' i bezwzględny bogacz, który zwykł zdobywać wszystko, czego zechce, w związku z tym postanowi pozbyć się konkurenta. I niby się uda, ale tamten jednak 'wróci', by się zemścić. Jest tylko jedna mała (mała w sensie dosłownym - fizycznym:P) różnica: ów bohater-mściciel to mucha^^ Jak takie drobne stworzonko zdoła wygrać z potężnym biznesmenem? To trzeba zobaczyć samemu:)  Zapewniam, iż radochy jest co niemiara i to zdecydowanie taki film, który najlepiej oglądałoby się zbiorowo w kinie. I nie sądziłam nigdy, że będę odczuwała tyle sympatii do takiego stworzenia jak mucha:P No ale ta mucha potrafi (prawie) wszystko, więc bawić i wzruszać też:) A poza Rajamoulim (za kamerą) i oczywiście muchą trzecim niewątpliwym bohaterem Eegi jest grający czarny charakter Sudeep, który tworzy tu brawurową kreację, tym bardziej godną podziwu, jak sobie człowiek uświadomi, iż sporą część grał 'w pustkę' (zapełnioną dopiero potem komputerowo wygenerowaną muchą) - swoją drogą taki 'test aktorstwa' przydałby się chyba niejednej indyjskiej gwieździe:P


Andala Rakshashi
Nie da się ukryć, iż telugowe recenzje krytykujące film za jego 'tamilskość' stanowią zwykle dla mnie raczej rekomendację:P Tak było i w tym przypadku. Andala Rakshashi to trangularna love story: niebanalna, z ciekawym klimatem i nielinearną narracją, co wydawać by się mogło, że będzie też jej atutem, niestety w praktyce okazało się, że zanim doszłam do etapu jakichś wyjaśnień (czyli po połowie filmu) byłam już tak zmęczona i zirytowana, że nie miałam ani siły ani ochoty na robienie użytku z tych informacji. I owszem, jest to poniekąd tamilska specyfika nurtu 'ruralnego', że dość długo śledzi się film obojętnie, czy wręcz narastającym znudzeniem czy zniecierpliwieniem, ale tam jednak zwykle w pewnym momencie coś mi 'zaskakiwało', zaczynałam się emocjonalnie angażować, przeżywać sytuacje bohaterów, tu niestety nie:( A po seansie pozostało mi głównie to dominujące uczucie psychicznego zmęczenia. Szkoda...

Ayyare
Rajendra Prasad, jeden z  najbardziej przeze mnie cenionych telugowych aktorów, w roli fałszywego swamiego - zapowiadało się naprawdę ciekawie:) Demistyfikacyjnie?  O moja naiwności:P Okazało się bowiem, iż ta część to ledwie malutki kawałeczek filmu, a całą pierwszą połowę zajmuje nudna (i bardzo sztampowa) historia miłosna Sivajowego bohatera. Na dodatek, gdy w końcu pojawił się Rajendra  - i dowiedzieliśmy się wreszcie, o co chodzi z tym fałszywym swamim - okazało się, iż ta historia też nie jest tak ciekawa, jak można by liczyć (w każdym razie satyrycznego 'pazura' w niej specjalnie nie widać:/). Solidne rozczarowanie:(
Obejrzane wcześniej:   Ishq
Czekam na dvd: Devasthanam, Onamalu, Dream, Sudigadu, Routine Love Story, Midhunam, Ko Anthey Koti


KINO TAMILSKIE

Billa 2
Nie jestem fanką 'odcinania kuponów', a tak traktuję wszelkie remaki, kontynuacje itp, niemniej, skoro już postanowiono zrobić kolejny film o Donie/Billi, zdecydowanie ciekawszym pomysłem wydało mi się pokazanie jego wcześniejszych losów (czyli jak stał się owym Donem) niż przekonywanie nas znowu jak to 'Dona (jeszcze bardziej) nie można złapać':P Nie żebym liczyła na coś na miarę Ojca Chrzestnego, ale miałam nadzieję na jakieś fajne studium 'wspinania się na szczyt' (w otoczce sensacyjnej, ale jednak...). No i niestety solidnie się zawiodłam:/ W Billi 2 nie widzę bowiem wiele więcej pozą serią może i efektownych, ale zasadniczo nic za sobą nie niosących, scen. Niby coś się dzieje, ale niewiele sensownego (w sensie ciągłości fabularnej) z tego wynika, pojawiają się jakieś postaci, ale o żadnej nie da się za wiele po filmie powiedzieć, znaczy w zasadzie nie są prawie scharakteryzowane. Owszem, Ajith wygląda świetnie, tak bardzo 'chropowato' (i wcale nie młodziakowo, czego się obawiałam), nie ma w zasadzie wątku romansowego czy duetowych klipów (za to sterta mało ciekawych item songów) i fajnie słucha się rosyjskiego, ale to wszystko za mało na udany seans... A jeśli to faktycznie kiepska 'podróba' Człowieka z blizną to znaczy, że szybko muszę nadrobić film Briana de Palmy:P

Kazhugu
Do tego filmu (oprócz promocyjnego klipu z - jak pokazują różni goście - chwytliwą choreografią:D) przyciągnął mnie pomysł na jego bohatera: widzieliście bowiem film poświęcony zawodowym 'sprzątaczom' zwłok samobójców? Ja nie, a tym właśnie trudnią się tytułowi kazhugu. Praca nie jest łatwa i pod względem fizycznym, bowiem chodzi o wydobywanie zwłok osób rzucających się z pewnego urwiska...Trudno się chyba tez dziwić, iż kazhugu po pracy głównie piją. Seans odbył się saute, stąd nie wszystko chyba zrozumiałam (choćby co w sumie zainteresowało Kavitę - dziewczynę, której siostra wraz ze swym ukochanym skoczyła z tegoż miejsca - w takim facecie jak Chera, bohater filmu?) niemniej ogólnie spodobał mi się klimat tego filmu, aktorzy (Bindu Madhavi zdecydowanie dostaje ciekawe role u Tamili), no i że skończyło się tak, a nie inaczej, co pasowało mi do tej historii...Szkoda tego braku literek:/

Vazhakku Enn 18/9
To jeden z tych 'małych filmów', który zdobył duży rozgłos (i nieźle się też sprzedał). Oczekiwania miałam więc spore i szczerze mówiąc na początku byłam dość rozczarowana, przez całą pierwszą,  wypełnioną ogólnymi 'scenkami z życia' połowę zasadniczo się bowiem nudziłam. Na szczęście po intermission film ruszył bardziej 'z kopyta' i zrobiło się zdecydowanie ciekawiej, i faktycznie dość niebanalnie -  o ile bowiem widziałam już trochę indyjskich filmów o problemach współczesnej młodzieży, o tyle żadnego ujmującego coraz ważniejszy w dzisiejszym świecie XXI wieku problem hmm.. nazwijmy to specyficznego wykorzystywania (czy raczej nadużywania) nowoczesnych technologii. A dobrze o tym mówić i to pokazywać. Dalsze konsekwencje (kwasowo-korupcyjne) są mi już bardziej filmowo znajome, co nie znaczy, że nie robiące już żadnego wrażenia. 'Sprawa 18/9' to z pewnością rzecz godna polecenia (ale raczej nie jako rozrywka...), choć chyba nie stanie się choćby moim ulubionym filmem Shaktivela, czy odkryciem na miarę paru innych 'małych-wielkich' tamilskich  filmów.

Obejrzane wcześniej:   Vettai, Aravaan, 3
Czekam na dvd (raczej podpisane, a mam wrażenie, że z tym u Tamili coraz kiepściej:():  Marina, Attakathi, Mugamoodi, Sundarapandian, Saattai, Pizza, Arohanam, Neerparavai, Kumki

sobota, 8 grudnia 2012

Garam Dharam - Dharmendra in pictures;)

As I did Chiru's birthday celebrations here (with a lot of private and movie photos), how could I not to do the same for Dharmendra? So here you are: Dharmendra Keval Krishna Deol (alias Dilawar Khan), the Sikh Punjabi, who about 40 years ago, after winning Filmfare new talents contest, came to Mumbai and became He-Man and Garam Dharam of hindi cinema:P And I'll start with his private photos:
 
 

On the shootings:
 
 
 
With the first family: 
 
 

And with Hema:
 
 
   

With friends from the industry:

 
 
  And here (part I, part II and part III) you can find Dharmendra's pictures from various movies:)

niedziela, 2 grudnia 2012

Na to teraz czekam

Stwierdziłam, że dawno nie dzieliłam się listą wyczekiwanych przeze mnie filmów. Tym razem bez żadnego klucza językowego czy aktorskiego (choć przeważać będą projekty telugowe i tamilskie)

Jak napisałam w pierwszym poście jego wątku, RGV to reżyser nieprzewidywalny i nieobliczalny i można się po nim spodziewać wszystkiego:) Pomimo tej świadomości, trailerem swego nowego, poświęconego mumbajskim atakom terrorystycznym filmu The Attacks of 26/11, udało mu się mnie naprawdę  zaskoczyć: Bo nie sądziłam, że po tych wszystkich 'eksperymentach formalnych', potrafi jeszcze zrobić coś tak... zwyczajnie? (a fascynująco):
 

Dalam, reżyserski debiut telugowego asystenta RGV, wygląda bardziej na utrzymany jest w 'typowym' stylu mistrza, ale proma i tak mi się podobają:
Sharwanand to jeden z najciekawiej wybierających młodych aktorów kina telugu. Nic dziwnego więc, iż zwiastun jego nowego filmu Ko Antey Koti rokuje bardzo obiecująco. Reżyseruje Anish Kuruvilla, czyli facet od 'Avakai Biryani', ale to zdecydowanie zupełnie inne, mroczniejsze i 'mocniejsze' klimaty:


Brahmanandam najczęściej mnie w filmach irytuje, ale jak zobaczyłam zwiastun Jaffy to stwierdziłam, że ja MUSZĘ to zobaczyć.A słynny komik gra tu rolę główną. Nie wiem tylko, jak z premierą, bo zwiastun wyszedł już jakieś pół mroku temu...
Dla tego projektu Sneha zrezygnowała z udziału w Rajiniowej superprodukcji. Wygląda, że dobrze wybrała, bo Haridas, opowieść o tym, że dla dziecka pierwszym 'modelowym' bohaterem jest  zwykle jego ojciec (w tej roli charyzmatyczny Kishore), zapowiada się naprawdę interesująco: 
 
Nieraz odnoszę wrażenie, że wśród osób nieobeznanych z filmami indyjskimi symbolem tego kina - prócz tańców - są słonie:P (czyli np. western po indyjsku to na słoniach itp). Tymczasem sama jestem w stanie wymienić ledwie parę tytułów filmów, w których można by je zobaczyć:D No więc Kumki Prabhu Solomona (tego od Mynyy) to jest faktycznie film 'ze słoniem'^^ I aktorski debiut Vikrama Prabhu, wnuka Sivajiego Ganesana. Czy chłopak ma 'talent w genach'? Się dopiero okaże, ale film zapowiada się bardzo klimatycznie: 
 

Bala to już legenda, niestety ostatnio nieco przyblakła. Czy nowy projekt ma szansę stać się powrotem tamilskiego reżysera do wielkiej formy? Bardzo bym chciała, a wstępnie Paradesi rokuje naprawdę nieźle:
 
Tego keralskiego filmu być może nie uda się zobaczyć nikomu, bowiem ma on solidne kłopoty z cenzurą, która nie chce mu przyznać certyfikatu, czyli w ogóle dopuścić na ekrany indyjskich kin. Powód? Przedstawianie w złym świetle (i poniżanie) Gandhiego, bowiem Papilio Buddha opowiada historię grupy dalitów (niedotykalnych), wyznawców poglądów Ambedekara, którzy postanawiają się uwolnić od nieustannej dyskryminacji na tle swego pochodzenia przechodząc na buddyzm. Moim zdaniem temat może i kontrowersyjny, ale przede wszystkim bardzo ciekawy, więc bardzo bym chciała ten film obejrzeć: 
Oczywiście to nie wszystkie filmy, na które czekam, ale postanowiłam wymienić tylko te, które mają już swoje zwiastuny:)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Filmowe zaduszki AD 2012 (cz.II)

I kolejna porcja moich filmowych 'wspomnień':)

Cinema Paradiso (1988) - Philipe Noiret uczy kochać kino

 
 
Trudno chyba będzie mi napisać  o tym filmie coś odkrywczego. W każdym razie ten najpiękniejszy chyba  w kinie hołd dla kina działa chyba bardziej z wiekiem - bo i człowiek robi się bardziej nostalgiczny i jakoś ta atmosfera 'minionych już czasów' udziela mu się coraz bardziej. I, jak może nie w każdym momencie jestem równie pochłonięta fabułą, tak nie umiem bez rozklejenia się obejrzeć choćby ostatniej sceny (tu ładna próba jej 'tytułowego rozbioru':)). A dzięki znajomości kina indyjskiego, po pierwsze widzę, jak podobna może być w obu tych krajach miłość do kina, a po drugie wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby Vasantha Balan  nie inspirował się tym filmem przy okazji kręcenia Veyill - bo to z kolei najwspanialszy indyjski hołd dla kina, jaki znam (choć jest ono tam trochę mniej dominującą częścią fabuły). W każdym razie Cinema paradiso to także mój 'kinomaniaczy raj' (ale po przeczytaniu opisu różnic między bardziej znaną, 2-godzinną wersją, a wydłużoną reżyserską przeszła mi chyba chęć na zakup tej wersji 'pełnej'- jednak czasem mniej znaczy lepiej:P)

Baarish (1957) - Dev Anand pomiędzy zemstą, a uczuciem do Nutan

Screen wzięty z tego bloga
Beztroski żywot Ramu, 'miejskiego ptaka' (którego pasją jest zresztą hodowla gołębi:D) przerywa śmierć jego, zaplątanego w nielegalne interesy, brata. Ramu postanawia za wszelką cenę pomścić jego śmierć, ale najpierw musi 'wejść w szeregi ludzi' Bossa, a w międzyczasie - przy okazji pomocy przyjacielowi brata - poznaje i zakochuje się w Chandzie. Czy jednak odwiedzie go to od realizacji jego ryzykownego planu? Hmmm...jakoś tak po tytule spodziewałam się bardziej czegoś lekkiego i romantycznego, tymczasem to tak bardziej dramatyczna i kryminalna historia (i deszczu specjalnie w niej nie ma:D). Ale nie jestem rozczarowana, bo naprawdę dobrze mi się ją oglądało i podobał mi się ten klimat miejskiego undergroundu, muzyka, no i relacje Deva z Nutan też. I jakim zaskoczeniem było dla mnie odkrycie faktu, iż Dev tez potrafił chodzić ekhmm... dość niedbale ubrany^^ (vide fota wyżej - i to nie było tylko na potrzeby jakiegoś klipu:P) Film dostępny jest na YT.

Mannadhi Mannan (1960) - MGR i Padmini: książę  i tancerka

 
Gdzie mogą spotkać się książę i tancerka? Ano np na turnieju tańca klasycznego (w zasadzie to za sprawą tego klipu sięgnęłam po ten film:D). Oczywiście będzie to mezalians, czyli uczucie 'z przeszkodami'. Jej zapragnie też inny możny pan, a jego zechcą wyswatać z księżniczką, niemniej nie należy spodziewać się tylko melodramatu: wszak to film z MGRem, więc nie zabraknie też i awanturniczych elementów (np walki z bykiem^^). Na zachodzie zwie się takie rzeczy zwykle 'filmami płaszcza i szpady', tu akcesoria trochę inne, ale skojarzyć klimaty chyba można:) Ogólnie oglądało się nie najgorzej, choć mogłoby być trochę krótsze niż te pełne 3 h. Film znaleźć można na YT.

Nadhi (1969) -  saga o konflikcie rodzin i uczuciu Prema Nazira i Sharady

 
Zaopatrując się w dvd nastawiłam się raczej na sentymentalne romansidło z urokliwymi piosenkami (tak jakoś sugerowała okładka i nieliczne wyczytane wieści...), no ale chciałam poznać Prema Nazira, pierwszego chyba keralskiego superstara,  w czymś podpisanym, a z tym ciężko... Tymczasem film mnie dość miło zaskoczył: było bowiem uczucie i trochę sentymentów, ale całość miała szerszy rozmach - takiej jakby familijnej sagi, kojarzącej mi się trochę z tym, co znamy choćby hmmm... z kina amerykańskiego lat 50? Mamy tu bowiem dwie skłócone od dawna ze sobą rodziny (zresztą chrześcijan), miłość  rozkwitającą między jej przedstawicielami (dzięki zresztą i pewnej małej dziewczynce), ale i trochę codziennego życia i rodzinnych relacji, a wszystko to rozpostarte na epickim tle tytułowej rzeki. A samego Prema Nazira przyćmił mi zdecydowanie, grający porywczego brata Sharady, Madhu (well.. miał i ciekawszą, bardziej niejednoznaczną rolę niż amancko mdławy jednak Prem:P)

Aakhri Khat (1966) - Rajesh Khanna szuka swego dziecka 

 
Debiutancki film Rajesha Khanny (który trafił do filmu dzięki wygraniu konkursu talentów -  podobnie znaczy jak Dharmendra) wyreżyserował, znany mi już z wojennego dramatu Haqeeqat, Chetan Anand (brat Deva). Reżyser mało chyba znany, a naprawdę ciekawy (i przykre, że zdobycie jego Neecha Nagar - pierwszego indyjskiego zdobywcy Złotej Palmy w Cann - z napisami graniczy chyba z cudem:/) Fabuła Aakhri Khat rozgrywa się w zupełnie innych realiach niż Haqeeqat, oba filmy łączy jednak dość realistyczny obraz rzeczywistości: tu Mumbaju, oglądanego przede wszystkim z perspektywy błąkającego się po nim kilkunastomiesięcznego dziecka, które zgubiło się matce, a niezależnie od tego jest poszukiwane przez swego ojca. Z kolejnych retrospektyw dowiemy się, czemu to wszystko się tak potoczyło, że wszyscy są osobno... To kameralne, klimatyczne kino, zdecydowanie bliższe neorealizmowi niż temu, co kojarzy się zwykle z bollywoodem. Indrani Mukherjee jest absolutnie fascynująca, a Rajeshowi (podobnie chyba jak SRK) dobrze służy współpraca z reżyserem, który bazuje na oszczędności ekspresji. Całość jak najbardziej robi wrażenie.

Kasturi Nivasa (1971) - Rajkumar jako bogaty dziedzic rodu i ..samotny wdowiec

 
Rajkumar, to podobna legenda dla kina kannada jak Big dla kina hindi. Podobnie jak w przypadku Prema Nazira przy wyborze filmu kierowałam się raczej jego dostępnością (i to z napisami), niż wiedzą, jakie konkretnie kino to będzie, tym bardziej się cieszę, iż na początek trafiła mi się dość ciekawa rola 'stara'. Jego bohater to bowiem nie żaden 'przejdziony', radosny młodzian, ale mężczyzna już 'po przejściach': bogaty spadkobierca dobrego rodu, który prywatnie jest samotnym wdowcem - i wciąż żyje pamięcią zmarłej żony i córki... Czy ulegnie namowom i ożeni się ponownie, by zapewnić rodowi ciągłość i jak jego życie zmieni pewna mała dziewczynka (i jej ojciec)? Może z czasem film robi się zbyt sentymentalny (a morał o pieniądzach i charakterze zbyt nachalny), ale ogólnie dobrze mi się go oglądało. Ciekawostką jest fakt, iż scenariusz został napisany przez tamilskiego twórcę, z myślą o Sivajim Ganesanie, ale ten obawiał się, jak tego typu rolę przyjmą jego fani i projekt odłożono. No a potem zainteresowało się nim kino kannada, Rajkumar zaryzykował, a gdy film stał się wielkim hitem, zrobiono jego remake tamilski. Z Sivajim:D

Ghar Sansar (1958) - rodzinne problemy Nargis i Balraja Sahniego

 
O tym filmie też niewiele wcześniej wiedziałam - przyciągnęła mnie przede wszystkim obsada: Nargis w parze z Balrajem jeszcze nie widziałam:) Fabuła natomiast wielce odkrywcza nie jest (w trakcie oglądania nieraz miałam uczucie deja vu): grają oni bowiem zubożałe, ale pełne ideałów i zasad małżeństwo. Przyszłość rodziny ma się zmienić na lepsze, gdy młodszy brat Balraja (Rajendra Kumar) skończy studia prawnicze. Ale gdy ten pozna i zdecyduje się poślubić Kum Kum (zresztą córkę 'wroga rodziny') wszystko zacznie się psuć. Znaczy jedna osoba zacznie sączyć jad wątpliwości i podejrzeń drugiej, i stopniowo atmosfera w domu zacznie robić się coraz bardziej nieprzyjemna... Ale oczywiście nasze wzorcowe małżeństwo będzie bez słowa sprzeciwu (jak święci męczennicy) znosić kolejne poniżenia - co pewnie miało budzić podziw widza, ale może wywoływać raczej irytację:P Gdyby to nie byli tak dobrzy aktorzy mogłoby to być naprawdę ciężkie do zniesienia, tak jest po prostu rozczarowująco, a taki widz jak ja ma największą radochę, gdy ktoś w końcu robi jednak 'konkretne (znaczy 'ręczne':P) porządki' z kim trzeba (a, co ciekawe, tym kimś jest Johnny Walker:D Który zresztą ma w tym filmie i aż dwie piosenki!)

Ps. Możliwe, że będzie jeszcze aneks 'zachodni' do 'zaduszkowego' cyklu:)