poniedziałek, 26 listopada 2012

Filmowe zaduszki AD 2012 (cz.II)

I kolejna porcja moich filmowych 'wspomnień':)

Cinema Paradiso (1988) - Philipe Noiret uczy kochać kino

 
 
Trudno chyba będzie mi napisać  o tym filmie coś odkrywczego. W każdym razie ten najpiękniejszy chyba  w kinie hołd dla kina działa chyba bardziej z wiekiem - bo i człowiek robi się bardziej nostalgiczny i jakoś ta atmosfera 'minionych już czasów' udziela mu się coraz bardziej. I, jak może nie w każdym momencie jestem równie pochłonięta fabułą, tak nie umiem bez rozklejenia się obejrzeć choćby ostatniej sceny (tu ładna próba jej 'tytułowego rozbioru':)). A dzięki znajomości kina indyjskiego, po pierwsze widzę, jak podobna może być w obu tych krajach miłość do kina, a po drugie wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby Vasantha Balan  nie inspirował się tym filmem przy okazji kręcenia Veyill - bo to z kolei najwspanialszy indyjski hołd dla kina, jaki znam (choć jest ono tam trochę mniej dominującą częścią fabuły). W każdym razie Cinema paradiso to także mój 'kinomaniaczy raj' (ale po przeczytaniu opisu różnic między bardziej znaną, 2-godzinną wersją, a wydłużoną reżyserską przeszła mi chyba chęć na zakup tej wersji 'pełnej'- jednak czasem mniej znaczy lepiej:P)

Baarish (1957) - Dev Anand pomiędzy zemstą, a uczuciem do Nutan

Screen wzięty z tego bloga
Beztroski żywot Ramu, 'miejskiego ptaka' (którego pasją jest zresztą hodowla gołębi:D) przerywa śmierć jego, zaplątanego w nielegalne interesy, brata. Ramu postanawia za wszelką cenę pomścić jego śmierć, ale najpierw musi 'wejść w szeregi ludzi' Bossa, a w międzyczasie - przy okazji pomocy przyjacielowi brata - poznaje i zakochuje się w Chandzie. Czy jednak odwiedzie go to od realizacji jego ryzykownego planu? Hmmm...jakoś tak po tytule spodziewałam się bardziej czegoś lekkiego i romantycznego, tymczasem to tak bardziej dramatyczna i kryminalna historia (i deszczu specjalnie w niej nie ma:D). Ale nie jestem rozczarowana, bo naprawdę dobrze mi się ją oglądało i podobał mi się ten klimat miejskiego undergroundu, muzyka, no i relacje Deva z Nutan też. I jakim zaskoczeniem było dla mnie odkrycie faktu, iż Dev tez potrafił chodzić ekhmm... dość niedbale ubrany^^ (vide fota wyżej - i to nie było tylko na potrzeby jakiegoś klipu:P) Film dostępny jest na YT.

Mannadhi Mannan (1960) - MGR i Padmini: książę  i tancerka

 
Gdzie mogą spotkać się książę i tancerka? Ano np na turnieju tańca klasycznego (w zasadzie to za sprawą tego klipu sięgnęłam po ten film:D). Oczywiście będzie to mezalians, czyli uczucie 'z przeszkodami'. Jej zapragnie też inny możny pan, a jego zechcą wyswatać z księżniczką, niemniej nie należy spodziewać się tylko melodramatu: wszak to film z MGRem, więc nie zabraknie też i awanturniczych elementów (np walki z bykiem^^). Na zachodzie zwie się takie rzeczy zwykle 'filmami płaszcza i szpady', tu akcesoria trochę inne, ale skojarzyć klimaty chyba można:) Ogólnie oglądało się nie najgorzej, choć mogłoby być trochę krótsze niż te pełne 3 h. Film znaleźć można na YT.

Nadhi (1969) -  saga o konflikcie rodzin i uczuciu Prema Nazira i Sharady

 
Zaopatrując się w dvd nastawiłam się raczej na sentymentalne romansidło z urokliwymi piosenkami (tak jakoś sugerowała okładka i nieliczne wyczytane wieści...), no ale chciałam poznać Prema Nazira, pierwszego chyba keralskiego superstara,  w czymś podpisanym, a z tym ciężko... Tymczasem film mnie dość miło zaskoczył: było bowiem uczucie i trochę sentymentów, ale całość miała szerszy rozmach - takiej jakby familijnej sagi, kojarzącej mi się trochę z tym, co znamy choćby hmmm... z kina amerykańskiego lat 50? Mamy tu bowiem dwie skłócone od dawna ze sobą rodziny (zresztą chrześcijan), miłość  rozkwitającą między jej przedstawicielami (dzięki zresztą i pewnej małej dziewczynce), ale i trochę codziennego życia i rodzinnych relacji, a wszystko to rozpostarte na epickim tle tytułowej rzeki. A samego Prema Nazira przyćmił mi zdecydowanie, grający porywczego brata Sharady, Madhu (well.. miał i ciekawszą, bardziej niejednoznaczną rolę niż amancko mdławy jednak Prem:P)

Aakhri Khat (1966) - Rajesh Khanna szuka swego dziecka 

 
Debiutancki film Rajesha Khanny (który trafił do filmu dzięki wygraniu konkursu talentów -  podobnie znaczy jak Dharmendra) wyreżyserował, znany mi już z wojennego dramatu Haqeeqat, Chetan Anand (brat Deva). Reżyser mało chyba znany, a naprawdę ciekawy (i przykre, że zdobycie jego Neecha Nagar - pierwszego indyjskiego zdobywcy Złotej Palmy w Cann - z napisami graniczy chyba z cudem:/) Fabuła Aakhri Khat rozgrywa się w zupełnie innych realiach niż Haqeeqat, oba filmy łączy jednak dość realistyczny obraz rzeczywistości: tu Mumbaju, oglądanego przede wszystkim z perspektywy błąkającego się po nim kilkunastomiesięcznego dziecka, które zgubiło się matce, a niezależnie od tego jest poszukiwane przez swego ojca. Z kolejnych retrospektyw dowiemy się, czemu to wszystko się tak potoczyło, że wszyscy są osobno... To kameralne, klimatyczne kino, zdecydowanie bliższe neorealizmowi niż temu, co kojarzy się zwykle z bollywoodem. Indrani Mukherjee jest absolutnie fascynująca, a Rajeshowi (podobnie chyba jak SRK) dobrze służy współpraca z reżyserem, który bazuje na oszczędności ekspresji. Całość jak najbardziej robi wrażenie.

Kasturi Nivasa (1971) - Rajkumar jako bogaty dziedzic rodu i ..samotny wdowiec

 
Rajkumar, to podobna legenda dla kina kannada jak Big dla kina hindi. Podobnie jak w przypadku Prema Nazira przy wyborze filmu kierowałam się raczej jego dostępnością (i to z napisami), niż wiedzą, jakie konkretnie kino to będzie, tym bardziej się cieszę, iż na początek trafiła mi się dość ciekawa rola 'stara'. Jego bohater to bowiem nie żaden 'przejdziony', radosny młodzian, ale mężczyzna już 'po przejściach': bogaty spadkobierca dobrego rodu, który prywatnie jest samotnym wdowcem - i wciąż żyje pamięcią zmarłej żony i córki... Czy ulegnie namowom i ożeni się ponownie, by zapewnić rodowi ciągłość i jak jego życie zmieni pewna mała dziewczynka (i jej ojciec)? Może z czasem film robi się zbyt sentymentalny (a morał o pieniądzach i charakterze zbyt nachalny), ale ogólnie dobrze mi się go oglądało. Ciekawostką jest fakt, iż scenariusz został napisany przez tamilskiego twórcę, z myślą o Sivajim Ganesanie, ale ten obawiał się, jak tego typu rolę przyjmą jego fani i projekt odłożono. No a potem zainteresowało się nim kino kannada, Rajkumar zaryzykował, a gdy film stał się wielkim hitem, zrobiono jego remake tamilski. Z Sivajim:D

Ghar Sansar (1958) - rodzinne problemy Nargis i Balraja Sahniego

 
O tym filmie też niewiele wcześniej wiedziałam - przyciągnęła mnie przede wszystkim obsada: Nargis w parze z Balrajem jeszcze nie widziałam:) Fabuła natomiast wielce odkrywcza nie jest (w trakcie oglądania nieraz miałam uczucie deja vu): grają oni bowiem zubożałe, ale pełne ideałów i zasad małżeństwo. Przyszłość rodziny ma się zmienić na lepsze, gdy młodszy brat Balraja (Rajendra Kumar) skończy studia prawnicze. Ale gdy ten pozna i zdecyduje się poślubić Kum Kum (zresztą córkę 'wroga rodziny') wszystko zacznie się psuć. Znaczy jedna osoba zacznie sączyć jad wątpliwości i podejrzeń drugiej, i stopniowo atmosfera w domu zacznie robić się coraz bardziej nieprzyjemna... Ale oczywiście nasze wzorcowe małżeństwo będzie bez słowa sprzeciwu (jak święci męczennicy) znosić kolejne poniżenia - co pewnie miało budzić podziw widza, ale może wywoływać raczej irytację:P Gdyby to nie byli tak dobrzy aktorzy mogłoby to być naprawdę ciężkie do zniesienia, tak jest po prostu rozczarowująco, a taki widz jak ja ma największą radochę, gdy ktoś w końcu robi jednak 'konkretne (znaczy 'ręczne':P) porządki' z kim trzeba (a, co ciekawe, tym kimś jest Johnny Walker:D Który zresztą ma w tym filmie i aż dwie piosenki!)

Ps. Możliwe, że będzie jeszcze aneks 'zachodni' do 'zaduszkowego' cyklu:)

wtorek, 13 listopada 2012

Filmowe zaduszki AD 2012 (cz.I)

Nadszedł listopad, zatem pora na kolejną serię moich 'zaduszkowych seansów', czyli filmów z tymi, którzy już odeszli... Tym razem nie tylko z osobami z Indii:)

 'Don Camillo' (1952- 65) - Fernandel i Gino Cervi 'lubią się i czubią'^^


W związku z tym, iż wróciłam do nauki włoskiego postanowiłam sobie przypomnieć parę znanych już wcześniej włoskich rzeczy, ale tym razem w oryginale (osłuchiwanie się z językiem ważna rzecz:D) Od czegóż mogłabym zacząć jak nie od ekranizacji jednej z moich ukochanych lektur ze szkolnych lat:) Osadzona w realiach powojennych Włoch opowieść o perypetiach starych przyjaciół, a teraz hmm....ideologicznych wrogów, czyli temperamentnego księdza i równie charakternego komunisty (jak to na Włochów przystało:D), to idealna rzecz na początek takich 'edukacyjnych' seansów, bo mało, że fabuła jest mi już mi znana, to ogólnie rzecz jest lekka i zabawna (a przy tym naprawdę niegłupia i bardzo, bardzo ciepła w klimacie), no i językowo nie bardzo 'zaporowa' dla początkujących (nawet udaje mi się jakieś słówka, czy całe kwestie zrozumieć^^) W każdym razie, po tylu latach, te opowieści 'z włoskiej doliny' nadal mnie bawią i wzruszają, a Fernandel i Gino Cervi zrośli mi się ze swymi postaciami tak, że kompletnie nie wyobrażam sobie, jak ktokolwiek inny mógłby zagrać Don Camilla i Pepponego (a zrobił to! Ze zgrozą doczytuję się teraz, iż nakręcono dalsze części już z innymi aktorami i nie wiem, czy odważę się na ich obejrzenie!)


'Achhut Kanya' (1936) - niespełniona miłość 'niedotykalnej' Deviki Rani i Ashoka Kumara 

Jeden z najsłynniejszych filmów legendarnej wytwórni Bombay Talkies to historia uczucia bez szans. Ona jest córką kolejowego dróżnika, dalitką, on synem bramińskiego sklepikarza. I, choć ich ojcowie się można chyba nawet rzec przyjaźnią, nie ma mowy o tym, by młodzi mogli się pobrać. Są w końcu pewne granice. Można przerwać ślubną procesję syna, by odwiedzić chorego dróżnika, nawet wziąć go na leczenie do własnego domu, ale nie uczynić częścią własnej rodziny. Zważywszy na tematykę obawiałam się nadmiaru sentymentalizmu, widowiskowego cierpienia w stylu znanym z wielu filmów bolly, ale nie.. to jeszcze nie były te czasy, pod tym względem jest zdecydowanie subtelniej (z piosenkami zresztą też), inna sprawa, iż niektórzy aktorzy (zwłaszcza drugoplanowi) prezentują nieco sztuczny, teatralny styl gry czy wypowiadania kwestii. Z pewnością warto jednak poznać ten kawał historii indyjskiego kina. Film dostępny jest w częściach na YT.

'Vivaha Bandham' (1964) - małżeńskie kłopoty Bhanumati i NTRa

I kolejna historia 'międzysferowego' uczucia (ona pochodzi z całkiem nieźle sytuowanej rodziny, a on jest ubogim nauczycielem), ale tym razem problem nie leży w niemożności bycia razem w sensie zawarcia związku małżeńskiego, tylko w tym co dalej... Bo przecież - choć w kinie indyjskim widać to jakoś dość rzadko (czego mi zresztą brakuje...) - ślub niekoniecznie kończy wszelkie problemy i rozpoczyna etap 'i żyli długo i szczęśliwie'. I sama miłość (czy ogólniej kierowanie się emocjami) nie zawsze wystarcza później w takim zwykłym, codziennym życiu. A z umiejętnością szczerej rozmowy, wypracowywania jakiegoś wspólnego podejścia czy kompromisu, wreszcie takiej niby zwykłej empatii bywa nieraz krucho.. I różne niby drobiazgi zaczynają 'zalegać' i 'odkładać się', aż w końcu 'czara się przeleje'... Ciekawa historia znaczy, choć mogę mieć i jakieś zastrzeżenia do sposobu grania czy pokazywania pewnych kwestii - i dlatego bardzo jestem ciekawa potencjalnych różnic z innymi wersjami językowymi (bo rzecz jest remakiem bengala, a później powstała też i wersja hindi - i myślę, że u nich mogło to zostać rozegrane subtelniej...)  Film dostępny na YT.

Jiban Mrityu (1967) - Uttam Kumar jako uwspółcześniony hrabia Monte Christo

Ashoka, bohatera filmu, poznajemy w więzieniu. Skazanego za kradzież sporej sumy pieniędzy z banku, w którym pracował. Gdy w końcu odzyska wolność okaże się, iż jego matka ze zgryzoty zmarła, a ukochana dziewczyna (która miała się nią opiekować) gdzieś zniknęła... Ashok dowie się też kto i dlaczego wrobił go w ową kradzież. A potem... cóż, przy pewnej pomocy,  zechce się oczywiście zemścić... Widać inspirację klasyczną powieścią Dumasa, prawda?:D Pokazujący złamanego człowieka początek bardzo mi się podobał. Collegowa retrospekcja (a zwłaszcza fragment z męsko-kobiecą debatą na temat małżeństw) też była całkiem fajna. Niestety faza 'zemsty' (z  a'la arabskim Uttamem w turbanie - vide jedna z fotek powyżej) nie wzbudziła już mojego zainteresowania, a bardziej znudzenie...Całość znaczy średnia (i dostępna w częściach na YT), ale chyba sprzedał się nieźle, skoro nakręcono jej remake hindi. Z Dharmendrą.

Kappallotiya Tamizhan (1961) - Sivaji Ganesan w roli słynnego Tamila 'od statków'

Tytułowy bohater, Chidambaram Pillai, to postać historyczna. Z wykształcenia prawnik, a z przekonań wielki patriota, znany jest przede wszystkim z  uruchomienia pierwszej indyjskiej floty handlowej (znaczy konkretnie kilku statków:D)- która z założenia miała próbować konkurować z brytyjskimi statkami. Była to część tzw. ruchu swadesi (samowystarczalności), którego celem była walka z Brytyjczykami na niwie ekonomicznej, czyli np bojkotowanie przywożonych przez nich towarów a wspieranie rodzimej produkcji. Działalność Pillaia skończyła się niestety aresztowaniem go i skazaniem przez brytyjski sąd na dożywotnie więzienie (za działania przeciwko 'Koronie' oczywiście). Temat solenny i przyznam, iż trochę bałam się 'historyczno-patriotyczno-patetycznej epistoły', ale nie było tak źle:) Znaczy owszem patriotycznie, ale nie bardzo patetycznie (przynajmniej jak na to, co zdarzało mi się już u Indusów widzieć:D), a miejscami nawet dość lekko - głównie za sprawą romantycznych 'przekomarzań' Geminiego (grającego zwolennika Pillaia) i Savitri (córki brytyjskiego oficera). No i Sivaji jest naprawdę przekonujący:) Szczególnie ujęła mnie sama końcówka, pokazująca bohatera, który odchodzi nie doczekawszy tego, o czym przez całe życie najbardziej marzył (i dla czego sporo przecież przeszedł), czyli niepodległych Indii, wywołuje ona bowiem kompletnie inne uczucia, niż częściej spotykane sceny pokazujące różnych rewolucjonistów, umierających młodo i  'z żarem w oczach'... Film można obejrzeć na YT

Parvarish (1958) - Raj Kapoor i Mehmood jako prawie bracia;)

 
Zasadniczo obejrzałam ten film z powodu tej piosenki - no nie mogłam się oprzeć^^ Fabularnie rzecz zaczyna się całkiem nieźle: otóż pewien thakur latami nie może doczekać się potomka. Gdy w końcu żona zachodzi w ciążę oboje nie posiadają się ze szczęścia. Na poród wybierają oczywiście najlepszy szpital w okolicy. No ale cóż.. jak pech to pech, w szpitalu wybucha pożar i w zamieszaniu dwójka tyle co urodzonych chłopców zostaje 'wymieszana', znaczy nikt już nie wie, który z nich jest synem thakura, a który lokalnej kurtyzany. I cóż teraz zrobić? Przyjaciel thakura podsuwa mu myśl, żeby na razie zabrać obu chłopców do domu (kurtyzana zmarła przy porodzie) i razem wychowywać, a z czasem ich 'prawdziwe' geny na pewno 'wyjdą na jaw'...Ale czy na pewno? A co w międzyczasie z 'reputacją' całej szacownej familii? Jeśli ktoś jednak spodziewałby się po tym filmie czegoś na miarę Aawary (znaczy interesującego 'traktatu' na temat czy ważniejsze są geny czy wychowanie) to niestety srogo się zawiedzie, to kompletnie nie ten kaliber, a im 'dalej w las' tym bardziej marnotrawiony jest początkowy potencjał, a rzecz zmierza w kierunku sentymentalnej sztampy... W pamięci po seansie zostaną mi więc przede wszystkim piosenki (prócz braterskiej choćby ta z pijackim Rajem^^).  Film dostępny jest na YT.

A część druga relacji z Zaduszek wkrótce:)

sobota, 10 listopada 2012

Indie poprzez... znaczki;)

Całkiem przypadkiem znalazłam ostatnio fantastyczną stronę.. ze znaczkami. I zaczęłam się zastanawiać, czemu nigdy nie kusiło mnie specjalnie ich zbieranie:D Bo to naprawdę potrafi wyglądać fantastycznie (i być jakże pouczające). Oto drobny wycinek owej kolekcji:

Ludzie filmu:

Inni znani ludzie
 
O filmie o tym panu będzie w kolejnej notce:)



I takie różne tematyczne:

Te i dużo więcej znaczków można znaleźć tutaj:)