środa, 26 listopada 2014

Tata Manavadu (1972) - rodzicielska miłość i synowska nauczka

Jednym z podstawowych etosów w kinie indyjskim - zwłaszcza dawniejszym, ale nie tylko - jest kult rodziny. Że szacunek należy się starszym niezależnie od tego, jacy są i co robią. Oglądając często podobne przypadki 'cierpiętnictwa' za sprawą rodziny nieraz marzyłam, że w końcu co poniektórzy dostaną jednak stosowną nauczkę. Owszem, kojarzę przypadek 'tresury' rodziny z Ramudu Bheemudu (zremakowym w bolly jako Ram Aur Shyam), ale tam dokonywała tego osoba obca, po prostu podobna i 'zamieniona miejscem' z krewnym, a to jednak nie całkiem takie 'złamanie kultu' rodzinnej starszyzny, o jakie mi chodziło. W końcu jednak się doczekałam. I dla tego fragmentu Tata Manavadu warto przejść 'cierpiętniczą' większość filmu^^ Ale może od początku:)
Anand z rodziną
Rangaiah jest ubogim robotnikiem. Ciężko pracuje, by zapewnić swemu synowi lepszą przyszłość, którą ma dać Anandowi ukończenie studiów medycznych.  Ale Anand nie docenia starań ojca. Mało że trwoni przesyłane przez niego pieniądze (nieraz pochodzące z zastawiania czego się jeszcze da), ale jeszcze udaje przed kolegami, iż jego ojcem jest bogaty właściciel ziemski. Nie zamierza też po studiach ani wracać do domu, ani żenić się z czekającą na niego kuzynką Geetą.  W końcu udało mu się poznać dziewczynę z bogatej rodziny  i zrobi wszystko, by się w ową familię wżenić. Łącznie z publicznym wyrzeczeniem się ojca. Tymczasem Geeta spodziewa się dziecka Ananda. Ciekawe jest zresztą pokazanie, jak rodzice chłopaka reagują na tę wieść. Owszem, w pierwszej chwili Rangaiah (któremu wieść przekazuje żona Seeta - oczywiście to jej dziewczyna zwierzyła się pierwsza) wygłasza jakże typowe  'ale jak ona mogła do tego dopuścić? Przecież chłopak to tylko chłopak, to dziewczyna powinna znać granice i ich pilnować. Jak my teraz będziemy wyglądać przed ludźmi?'.
Seeta z Girim
Ale to tylko słowa, czyny - które są wszak ważniejsze - są inne.  Nadal opiekują się ciężarną Geetą jak własną córką, nie padają żadne więcej wyrzuty pod jej adresem, a gdy dziewczyna umiera podczas porodu, wychowują wnuczkę (i jakoś nie ma też nic o owym wyśmiewaniu się ludzi z 'bękarta'). Nie jest im lekko, żal do syna nadal w nich tkwi (choć z drugiej strony nie są przecież w stanie - mimo wszystko - wyrzucić własnego dziecka z serca), a gdy Rangaiah w wyniku wypadku traci wzrok, robi się też bardzo krucho z pieniędzmi. Ale otacza ich miłość - coś, czego brakuje narodzonemu prawie równocześnie z legalnego związku  synowi Ananda - Giriemu.  Gdy, zmuszona biedą rodziny, Seeta decyduje się podjąć pracę służącej w domu syna (nie od początku będąc świadoma, że to jego dom zresztą), mały, spragniony uczuć chłopiec szybko obdarzy ją szczególną sympatią. Nie wiedząc, że to jego babcia (oczywiście ciężko przestraszony sytuacją Anand wymaga na matce obietnicę, że nie zdradzi kim jest ani się też sam do niej publicznie nie przyznaje). Za to drugą, bogatą babcię mały nazywa 'pieszczotliwie' demonem^^ 
Giri z 'nauczką'
Upokorzenia dla Rangaiaha i Seety zdają się nie kończyć i - przy całej sympatii dla nich (bo to strasznie ciepła, kochająca para) trudno mi było na to patrzeć bez narastającej irytacji (bo maczetą się chciało:P), w końcu nadchodzi jednak upragniony moment 'nauczki'. Którą to daje rodzicom dorastający już Giri^^ Z pomocą zaprzyjaźnionego prawnika (mój ulubieniec Gummadi<3) i jego córki. To zdecydowanie moja ulubiona część filmu (nawet jeśli w tym szaleństwie bywa trochę za głośno) I nawet zbyt 'ugładzony' finał mi tej radochy nie zepsuł:) Nie liczyłam w familijnym w końcu filmie z tamtych lat na nic innego zresztą - i tak było dostatecznie niebanalnie.  Bo to nie jest wybitne kino (choć przez Telugów bardzo lubiane i często wspominane - w dużej mierze przez obsadę i piosenki, o czym za chwilę;)), ale może i tym bardziej cieszy, że w taką, typową wówczas formułę, udało się wrzucić ciut może mniej 'konserwatywne' przesłanie. Nie tylko chwalące cierpliwe znoszenie podłego nieraz traktowania przez bliskich, ale i pokazujące, że tu też są pewne granice i że na prawdziwy szacunek trzeba sobie jednak zasłużyć.
Co zaś do tej obsady... Najważniejszą osobą, o jakiej się pisze w kontekście tego filmu  jest oczywiście SVR w roli Rangaiaha. Legendarny aktor charakterystyczny (ktoś taki jak dziś Prakash?), znany przede wszystkim z ról mitologicznych (jak NTR był niezrównanym odtwórcą ról Ramy, tak SVR - Rawany),  tym zatem ciekawiej było zobaczyć go w raz że we współczesnej (role mitologiczne są specyficzne, także aktorsko), a dwa tak pozytywnej i ciepłej kreacji. Zresztą na tle większości obsady (choćby Anjali Devi w roli jego żony, że o Kaikali Satyanarayanie wcielającego się w syna - wyglądającego zresztą raczej jak równolatek 'tatusia':P - nie wspomnę) sprawiał tu wrażenie jednego z najbardziej naturalnie grających. Dorosłego Giriego zagrał popularny telugowy aktor komediowy (tu w swej pierwszej głównej roli) - Raja Babu. Partneruje mu w niewielkiej, ale jakże 'z pazurem' roli Vijaya Nirmala - aktorka i reżyserka (w tym drugim wcieleniu wpisana do księgi rekordów Guinnessa jako kobieta-reżyser z największą ilością filmów na koncie), a prywatnie obecnie druga żona Krishny, czyli macocha Mahesha^^ Sam film był zaś reżyserskim debiutem uznanego telugowego reżysera Dasariego i olbrzymim hitem kasowym oraz laureatem Nandi dla najlepszego filmu 1972 roku.
Furorę zrobiła też zdaje się muzyka z filmu. Zwłaszcza przejmująca pieśń towarzysząca pewnemu nader smutnemu wydarzeniu (stąd wolałabym jej jednak nie linkować). Mogę za to wrzucić numer, który mnie rozbawił i zadziwił. Otóż co się wystawia w trakcie szkolnego (collegowego) przedstawienia? Jakieś mitologiczne kawałki z Mahabharaty czy Ramajany? Inne klasyki? A skąd:)  Skoczny numer rozważający sensowność planowania rodziny (z którego można się też nauczyć dni tygodnia w telugu - tak bowiem nazywają się pląsające po scenie dzieci, będące symbolem właśnie braku owego planowania:D)


Na początek ze starym kinem telugu (i w ogóle ze starszym kinem) się ten film raczej  nie bardzo  nadaje (irytacja na pewne zabiegi - choćby rozbrajającą symbolikę 'kipiącego mleka' itp -  może sprawić, że na nim się przygoda z tym kinem skończy:P), ale dla tych, którzy się takich filmów już nie boją może być to poniekąd  i pouczająca wyprawa w przeszłość. Dla mnie była:)

piątek, 21 listopada 2014

Okołopremierowo: Happy ending nie dla każdego, czyli o imagowych pułapkach i starzeniu się

Niniejszym inauguruję nowy cykl na blogu. Pomyślałam bowiem, że skoro i tak mam co tydzień sporo zabawy z czytaniem opinii o nowo wchodzących do indyjskich kin filmach i nieraz aż kusi, żeby się szerzej tą 'rozrywką' podzielić, to przecież mogę to zrobić tu^^ (zamiast okazjonalnych cytatów na fb)

Dziś sporo radości dostarcza mi czytanie recenzji Happy Ending. Może powinno być mi smutno, bo to film dwójki Telugów, których za poprzednie filmy bardzo lubię. Ale w sumie ze zwiastunów HE wiało zdecydowanie większą sztampą, zatem owe opinie mnie bardzo nie zaskakują. Ot, kolejna próba podróbki hollywoodzkiego wzorca rom comu.
Najbardziej chwalone jest cameo Govindy i to też fajna sprawa (lubię udane 'powroty' dawnych aktorów skazanych trochę na 'niebyt' - i traktowanych nieraz przez obecnych, mało świadomych widzów dość lekceważąco - którzy wracając gdzieś tam na drugim planie potrafią udowodnić, że potrafią 'zabrać' film głównym gwiazdom:P) Niemniej - jak celnie punktuje recenzja z Rediffa - jest tu jeszcze coś więcej:
the mother of all ironies is Govinda’s delishly grandiose and bashful middle-aged star actor, who notes that his nubile leading lady is too old for him, parodying not only himself but 43-year-old Saif too, whose love interests in the film are two 20-something actresses while his actual contemporary, Preity Zinta (who is closer to his age) plays an ex-flame with a husband and three kids.
 No właśnie: czy trzeba już mieć niewiele do stracenia, żeby podejść z takim dystansem i poczuciem humoru do owego mitu 'wiecznie młodego hiroła', któremu - niezależnie od jego rosnącego wieku - wciąż partnerują dwudziestokilkuletnie dziewczyny? (u nas dochodzi jeszcze aspekt dyżurnego obśmiewania się za coś takiego z Rajniego, podczas gdy fanuje się nie tak wiele młodszym Khanom, czy innym, zbliżającym się do 50. aktorom z bolly czołówki, którzy też wciąż mają partnerki przed 30 i to jakoś niby ma być coś innego:P)
Przy okazji przypomniał mi się też niedawny casus remaku Shaukeeen, gdzie też najbardziej chwalone było cameo Akshaya w roli - uwaga - zapijaczonego gwiazdora kina komercyjnego marzącego o otrzymaniu Nationala:D.  Czekam na więcej takich ról gwiazd z ironicznym dystansem do siebie i swego imagu (i nie,  nerwowego Szarukowego mrugania okiem w tę kategorię bym nie zaliczyła - on wciąż chce być podziwiany:P)

Pokrótce jeszcze o pozostałych premierach: w TN mamy 'psi' film Sibiraja (młody rozbawił mnie wywiadem, w którym stwierdził, że - w przeciwieństwie do niego - pies miał swoją przyczepę na planie;D) oraz Vanman z Vijayem Sethupathim (którego uwielbiam, ale film chyba nie najlepszy) 

U Telugów do kin wchodzi Rowdy Fellow, czyli Nara Rohit w wersji - jak wskazuje i sam tytuł - mass, kolejne nieoglądalne dziwactwo RGV ('Highlights: The duration is 90 minutes.  Drawbacks: Those very 90 minutes!') oraz niszowe (i Nationalowe) Naa Bangaru Talli - które jest kolejnym dowodem, że nie jedno Mardaani nagle zajęło się problemem handlu żywym towarem. Ale filmu nie wyprodukował YRF i nie ma w nim gwiazd z nazwiskiem (choć fanom kina molly Siddique - etatowy tamtejszy zuy,  tu - uwaga! - w roli kochającego ojca - nie powinien być chyba nieznany), zatem mało kto o nim pewnie usłyszy. Tak jak wcześniej  o Lakshmi Kukunoora. I nadal będzie można opowiadać hocki klocki, jak to Mardaani to tematycznie coś całkiem nowego w kinie indyjskim.

piątek, 14 listopada 2014

Najlepsze role dziecięce w kinie indyjskim

Notka dedykowana Szafrance^^

Nieraz słyszałam od fanów kina hindi, że role dziecięce to jeden z jego największych koszmarów.  Nie całkiem się z tym zgadzam, ale i też myśląc o dzieciach w kinie indyjskim (indyjskim, nie li tym hindi) nie myślę raczej o tych z Karanowo-Yashowych filmów.  O jakich zatem? A to zaraz pokażę:) Do takiego przeglądu zbierałam się już od jakichś kilku lat (zwykle w okolicach i naszego i indyjskiego Dnia Dziecka:P) - w międzyczasie ciekawych ról dziecięcych trochę przybyło, niemniej jest też szansa, że o niektórych mogłam 'po drodze' i zapomnieć. No i oczywiście to mój dość subiektywny wybór:)


Shamili ('Anjali', 1991)
Do dziś nie ogarniam jak Maniemu Ratnamowi udało się poprowadzić niespełna trzyletnie wówczas, jak najnormalniej rozwijające się dziecko, by  tak genialnie zagrało dziecko specjalnej troski. Bo przecież w tym wieku trudno to jakkolwiek małemu 'aktorowi' wytłumaczyć, a ja cały film nie mogłam uwierzyć (choć teoretycznie byłam tego świadoma), że ta mała to naprawdę jak najzdrowsza dziewczynka, a tylko wciela się w taką postać. Magia. Zresztą Mani w ogóle ma 'dobrą rękę do dzieci'  (za to właśnie Anjali Nationalem nagrodzona została nie tylko sama Shamili, ale cała dziecięca trójka - czyli także mały Tarun i Shruti, a będą jeszcze dalej i inne przykłady z jego filmów). Shamili - prywatnie siostra innej znanej dziecięcej aktorki, a dziś żony Ajitha, czyli Shalini - jako dziecko zagrała sporo. Kilka lat temu próbowała dorosłej kariery, ale coś nie bardzo wyszło... Ale jako Anjali zostanie w historii kina na zawsze.

Kavya  ('Little Soldiers', 1996)
Dwójka dzieci osieroconych wskutek tragicznego wypadku trafia pod opiekę surowego dziadka. Chłopczyk owszem też sympatyczny, ale to łobuzerska dziewczynka 'kradnie' film najbardziej. Choć reżyser nie wspomina pracy z dzieciakami  najmilej - wprawdzie udało mu się  nie tylko poprowadzić Kavyę tak, że zgarnęła Nationala, ale i w ciągu kilku miesięcy doprowadzić nieznającą na wstępie  telugu 5-letnią dziewczynkę do samodzielnego zdubbingowania się w tym języku, ale kosztowało go to tyle, że przyrzekł sobie, że nigdy więcej nie będzie pracował z dziećmi :P A Kavya w niczym więcej już nie zagrała.

 P. Shwetha ('Malli', 1998)
Chyba jedyna na liście aż dwukrotna zdobywczyni dziecięcego Nationala. Ja widziałam tylko  'Malli' Santosha Sivana, historię dziewczynki, która rusza w poszukiwaniu magicznego kamienia, który ma spełniać życzenia (i pomoże odzyskać mowę jej głuchoniememu przyjacielowi). Drugi Nationalowy film Shwethy, 'Kutty' to natomiast opowieść o pracy dzieci. Teraz dziewczynka studiuje.

Shwetha Basu Prasad ('Makdee', 'Iqbal', 2002-05)
Najsmutniejsza chyba historia dziecięcej gwiazdy.11-letnia Shwetha podbiła widzów kina hindi świetną podwójną (!!) rolą zupełnie różnych charakterologicznie bliźniaczek w Makdee Bhardwaja - za którą to zgarnęła Nationala. Kilka lat później 'poprawiła' świetną kreacją w Iqbal Kukunoora. Niestety jako dorosła aktorka nie bardzo potrafiła się odnaleźć (zwłaszcza, że jakoś trafiła wtedy do Telugów). W efekcie ostatnio znana jest przede wszystkim z wiadomej seks-afery. Może jednak uda się jej 'odbić'- w końcu świetny reżyser, jakim jest Hansal Mehta, publicznie zadeklarował obsadzenie jej w swym nowym filmie. Trzymam kciuki.

 P. S. Keerthana ('Kannathil Muthamithal', 2002)
Mówiłam, że będą jeszcze 'Ratnamowe' dzieci:)  Nie sądzę, żeby ktoś, kto obejrzał ten film zapomniał ową dziewczynkę, która tak koniecznie chce poznać swych prawdziwych rodziców. Po tej Nationalowej roli Keerthana nie zagrała zdaje się w niczym więcej. Teraz studiuje.


 Anikha ('Anchu Sundarikal', 2013)
To nie była pierwsza rola Anikhi (dopiero teraz doczytałam, że musiałam ją widzieć choćby w Kadha Thudarunnu), ale to ona sprawiła, że wszyscy ją zapamiętali. Bo to jest sztuka zagrać w nowelowym filmie wypełnionym masą zdolnych dorosłych aktorów i sprawić, żeby widzowi (takiemu jak ja) z tego gwiazdozbioru w pamięci  po seansie utkwiły przede wszystkim  oczy kilkuletniego dziecka.

Ekipa 'Pasangi' (2007)

Patrząc na wiele filmów (szczególnie ze stajni YRF:P) wydaje się nieraz, że to wielka sztuka znaleźć w Indiach jedno utalentowane dziecko:P Tymczasem Pandirajowi udało się do Pasangi znaleźć ich całą chmarę :D  Gunnaraju miał dość po pracy z dwójką dzieci, Pandirajowi udało się 'okiełznać' dużo większą ekipę łobuziaków^^ Mega szacun znaczy. Opłaciło się, film zgarnął kilka Nationali (w tym właśnie zbiorowy dla dzieciaków), a ja uwielbiam wspominać ich 'popisy';D


Partho Gupte (Stanley Ka Dabba, 2011)
Wiele było u nas zachwytów nad Darshelem z TZP, mnie dużo bardziej ujął bohater kolejnego filmu scenarzysty filmu Aamira. Może dlatego, że i sam film, opowieść o chłopcu, który chce realizować swe marzenia, choć sytuacja niekoniecznie temu sprzyja, podobał mi się dużo bardziej. Partho Gupte za rolę w filmie ojca zgarnął zresztą i Nationala. Hawa Hawaai jeszcze nie widziałam :)

Prithviraj Das ('Haridas', 2013)
Może mam słabość do ról dzieci specjalnej troski, ale naprawdę zrobiło na mnie wrażenie, jak Prithviraj wcielił się w role autystyka (większe niż parę podobnych ról dorosłych aktorów).  I podobało bardziej niż Sadhana, która dostała w tymże roku Nationala (za Thanga Meenkal). Na razie nic nie słychać o jego kolejnych rolach - nie wiem, czy nie chce, czy nikt nie proponuje...

Na pewno o kimś zapomniałam (najwyżej potem uzupełnię:P), z zasady starałam się natomiast omijać osoby, które zaczynały jako dzieci, a potem zrobiły mega karierę i jako dorośli (bo to za łatwo się ich późniejszy gwiazdorski wizerunek może odciskać i na ocenie tych wczesnych dziecięcych ról), ale muszę, po prostu muszę tu zrobić jeden wyjątek:
Sentymentalny (jak zwykle u tego reżysera:P) film Bhimshingha. Gemini Ganeshan i Savitri jako małżeństwo głównie cierpią - ja, jako widz, w sumie też:P I nagle pojawia się słoneczny promyk: rezolutny czterolatek, którego widok rozjaśnia ekran. Odtąd czekam już tylko na sceny z nim. Tak debiutował ponad 50 lat temu Kamal. Otrzymując za tę rolę pierwszego swojego i pierwszego w historii tej kategorii dziecięcego Nationala. Wielki talent od samego początku:)


środa, 5 listopada 2014

Regionalne świeżynki: Ulidavaru Kandante, Apur Panchali, Saivam, Thegidi

Zanim przejdę do relacjonowania wrażeń z moich corocznych zaduszek filmowych (które już trwają) chciałam nadrobić jeszcze opinie o kilku nowych produkcjach filmowych. Z różnych kinematografii regionalnych. Poza telugowymi (bo o tych już notka była)  i mallu (bo tych tyle, że muszą poczekać na zbiorcze oglądanie do grudnia:P)

Ulidavaru Kandante (kannada, 2014)
W kinie kannada ostatnio dzieją się naprawdę ciekawe rzeczy. Mocno wchodzą (wywołując odzew nie tylko chyba w Karnatace) młodzi twórcy ze  świeżymi, niebanalnymi pomysłami. W zeszłym roku furorę zrobiła Lucia Pawana Kumara, w tym mamy Ulidavaru Kandante Rakshita Shetty'ego. Z wykształcenia zresztą  inżyniera, który pracował jako programista, zanim nie doszedł do wniosku, iż jego prawdziwe powołanie tkwi jednak gdzie indziej. Zajął się teatrem, potem trafił do kina, najpierw jako aktor, a  - po wielkim zeszłorocznym sukcesie filmu z jego udziałem (ponoć świeżej love story) - postanowił zrobić całkiem swój film. Jak wskazuje już sam tytuł ('jak widzieli to inni/pozostali') jasna jest inspiracja reżysera Rashomonem: mamy pewne mroczne zdarzenia i - wynikłe z dziennikarskiego 'śledztwa' - pięć różnych relacji w kwestii, co i jak właściwie zaszło. Ale - co widać już chyba po samym zwiastunie - mamy tu też inspiracje stylem Tarantino (zwłaszcza w niektórych częściach, bo i - co jest także interesujące - każda z opowieści ma swoje tempo i  klimat, pasujące do jej bohatera). Jest zatem sporo zakręconego odjazdu (głównie za sprawą granego przez samego Rakshita Rishiego), ale i trochę sentymentalnie (część z matką) i trochę lirycznie (kocham Kishora w roli zakochanej pierdoły<3) Czyli poniekąd jak kilka filmów w jednym (a w ciekawszej formule niż klasyczna masala).
Po promie można też chyba dostrzec a'la tarantinowskie użycie muzyki w filmie. To naprawdę fantastyczny, świetnie budujący klimat filmu OST (i nie mówię tu li o piosenkach). Z ciekawostek technicznych to ponoć także pierwszy film kannada nakręcony całkowicie w systemie sync sound (czyli z nagrywanym równocześnie dźwiękiem/dialogami). Warto zobaczyć.

Apur Panchali (bengalski, 2014)
Każdy szanujący się kinoman (nie tylko ten wielce obeznany z kinem indyjskim) powinien chyba wiedzieć, kim jest Apu. Tytułowy bohater trylogii S. Raya to jedna z najbardziej ikonicznych dziecięcych postaci kina. A jednak grający tę rolę w pierwszej części Subhir Banjeree zniknął w pomroce dziejów. Nie zagrał w  niczym więcej.  Zwiastun Apur Panchali przywołuje podobne casusy zapomnianych dziecięcych aktorów: chłopca ze Złodziei Rowerów, z E.T., z Brzdąca... Pamięci ich wszystkich Ganguly poświęcił ten film. Osią fabularną opowieści staje się próba zaproszenia sędziwego już Subhira na festiwal celebrujący jego słynne (i jedyne) wcielenie. Dlaczego nie pojawił się nawet w kolejnych częściach trylogii Apu? Czy żałuje, że jego życie potoczyło się tak, a nie inaczej? Z opowieści Subhira nie przebija specjalnie gorycz aktorskiego niespełnieniaWięcej w tym stoickiej akceptacji tego, co przyniosło życie. A jeśli irytacja to bardziej tym, że po tylu latach wciąż ciągnie się za nim ta jego jedyna rola.  A jednak ów jakiś wręcz magiczny związek Banjeeree'go z Apu jest tu tu wyraźnie zaznaczony. Zresztą to najpiękniejsze fragmenty  w  filmie: gdy widzimy Subhira w zwyczajnym życiu, a w scenie jak z Pather Panchali,  w sytuacji jak Apu, reagującego identycznie jak on. Pięknie jest to zrobione. Kaushik Ganguly urzekł mnie już przy Shabdo. Tym filmem potwierdził tylko swą klasę jako reżysera. Ta niespieszna, poetycka historia nie przemówi pewnie do każdego. Ale to piękny hołd nie tylko dla dziecięcych aktorów, ale i dla Rayowego klasyka.

 Saivam (tamilski, 2014)
 
Za sprawą silnego nurtu madurajskiego sprzed kilku lat prowincjonalne kino tamilskie kojarzy się zapewne wielu osobom z trudnymi w odbiorze i przygnębiającymi opowieściami. Ale tamilska prowincja nie musi być taka i Saivam to kolejny (po Vaagai Sooda Vaa czy Pannaiyarum Padminiyum) przykład na jej lżejsze, cieplejsze (można by powiedzieć bardziej 'keralskie') oblicze;) A przy okazji dowód, że nawet notorycznie kopiujący (mniej czy bardziej legalnie)  reżyser może zrobić w końcu coś bardziej własnego (zresztą na końcu pada nawet deklaracja, iż podobne wydarzenia skłoniły kiedyś jego rodzinę do przejścia na wegetarianizm). I od początku czuje się ten kameralny, ciepły klimat. Niezależnie od tego, że relacje między członkami rodziny zdecydowanie najlepsze nie są. W tej sytuacji nie dziwi, że  - gdy kapłan sugeruje, iż problem może tkwić w niezrealizowanej dotąd dawnej obietnicy wotywnej - wszyscy od razu skwapliwie chwytają się tego wyjaśnienia.  Bo przecież najłatwiej uznać, że to niedopełnienie złożenia obiecanej ofiary za szczęśliwe wyjście z wypadku odpowiada za rodzinne nieporozumienia, brak pracy czy niemożność zajścia w ciążę. Znalazło się proste 'wyjaśnienie', kozioł (tu akurat kogut:P) ofiarny, można zatem odetchnąć z ulgą. I to jak reżyser pokazuje fałszywość takiego myślenia (że nie tędy, w magicznych rytuałach, tkwi droga do szczęścia i naprawy rodzinnych relacji) jest dla mnie tu cenniejsze od samych (ładnie zresztą pokazanych, nie nachalnie) zalet wegetarianizmu. Szkoda tylko, że pewien upierdliwy gówniarz (bo nie da go się go inaczej nazwać:P) dostał po uszach tak późno. Dziewczynka za to przeurocza. I fajnie zobaczyć znów Nassera w ciekawej roli (za dużo przygłupów czy prostych zuych przy hirołach ostatnio grał), bo jego dziadek budzi i sympatię, ale i respekt. Ogólnie film nie tylko chyba dla indiofili, niemniej trzeba znać znaczenie pewnego, istotnego tu nader (jedna z najbardziej poruszających scen w filmie oparta jest głównie na jego wykorzystaniu) gestu:
 

Thegidi (tamilski, 2014)
Ostatnio w kinie tamilskim  coraz lepiej radzi sobie niezależne (choć w sensie fabularnym wcale nie takie znów niszowe) kino gatunków. Thegidi, podobnie jak ubiegłoroczna Pizza oparte jest w dużej mierze na suspensie, tyle że tu raczej w formule kina detektywistycznego. Młody detektyw, który przyjechał do miasta i bardzo stara się wybić w zawodzie dostaje swe pierwsze poważne zlecenie. Wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku - zbiera dla agencji, w której pracuje cenne informacje,  ale wszystko się oczywiście skomplikuje, gdy do chłopaka dotrze, że tak naprawdę najbardziej jego informacje wykorzystują chyba sprawcy tajemniczych zbrodni, bo wszyscy, których śledził stają się kolejnymi ofiarami... Wspominam o Pizzy nieprzypadkowo: odtwórca roli głównej, Ashok Selvan, przegrał z Vijayem Sethupathim starania o tamtą rolę, za to zastąpił go w mniej ponoć udanym sequelu. W międzyczasie obaj aktorzy spotkali się za to na planie innego filmu z podobnej 'półki', czyli Soodhu Kavyum. No i cóż... moim zdaniem Ashok nie ma talentu i charyzmy Vijaya, ale akurat w takiej specyficznej roli jego raczej ograniczona plastyczność nieźle się sprawdziła.  Niemniej film mnie aż tak nie zachwycił (fakt że kino detektywistyczne to i niekoniecznie moja bajka). Ale cieszy, że takie filmy u Tamili powstają (i na dodatek całkiem nieźle się sprzedają).