sobota, 21 marca 2020

Virus, Unda, Jallikattu i inne keralskie świeżynki na Amazon Prime

Po przeglądzie oferty telugu pora na amazonowe świeżynki z Kerali.



2019

 


Virus



Film w sam raz na dzisiejsze czasy. Wprawdzie zasięg wirusa Nipah wyglądać może dość blado przy obecnych statystykach koronawirusowych, inaczej odbywa się też jego transmisja (nie drogą kropelkową), ale stojący za tym wszystkim strach z równoczesną heroiczną walką ze śmiertelnym wrogiem (a śmiertelność przy Nipah sięgała 70%!) wyglądają bardzo podobnie, a Aashiq Abu dobrze przeniósł te wszystkie emocje na ekran. No i - co również może wnieść tak potrzebny nam dziś optymizm - Keralczycy tę walkę wygrali.
 

Unda



Znający realia kinematografii keralskiej wiedzą, że panowie M. filmów kręcą dużo i niestety już od jakiegoś czasu niewiele z nich okazuje się godnymi ich talentu. To jeden z tych 'rodzynków'. Na tapecie znów kwestie naksalickie, a to zazwyczaj dobrze wróży. Malutki oddział policji jedzie 'obstawić' wybory w rejonie opanowanym przez maiostów. Z ograniczonym zapasem kul, większość których zużyją już w trakcie strzelaniny następnego dnia. Jak teraz przetrwać pokojowo do dnia wyborów z zaledwie 8 kulami?   



Jallikattu


Jallikattu można chyba nazwać tamilską wersją hiszpańskiego san fermines, czyli tradycyjnej gonitwy za bykiem (bykami). I tu i tu sytuacja łatwo może się wymknąć spod kontroli.  W filmie Pellissery'ego mamy trochę inną sytuację wyjściową, bo byk ucieka z rzeźni, ale obraz narastającego szaleństwa goniącego go tłumu jest bardzo podobny. Bo też i to bardzo uniwersalny proces. Film, którego transowemu rytmowi (kamera jak 'z ręki' plus niepokojący background) najlepiej po prostu się poddać.



Ambili



Kto oglądał Sudani from Nigeria (a bardzo warto!) zapewne pamięta Soubira Shaha. Ta rola futbolowego managera sprawiła, iż kariera młodego aktora ruszyła 'z kopyta' i obecnie jest bardzo zapracowany. Rolą w Ambili Soubir potwierdza, iż nie był to 'szczęśliwy traf', bowiem cały film 'trzyma się na nim ', a jego - będący 'dużym dzieckiem' - bohater wzbudza w widzu całą gamę emocji - od sympatii do irytacji (i na postawie moich doświadczeń pracy z osobami z niepełnosprawnością intelektualną mogę stwierdzić, że to dokładnie tak wygląda:P)
 


ISHQ



To zdecydowanie nie love story.  To opowieść, która trzyma w napięciu, mrozi krew i skłania do wielu refleksji. I wcale nie tylko w kwestii działalności  'policji obyczajowej', ale też nad szerzej rozumianymi kwestiami pełnych hipokryzji 'norm' obyczajowo-społecznych. I wiecie co? Cały czas miałam poczucie, że to wszystko wcale nie jest tak odległe od tradycyjnej polskiej katolicko-patriarchalnej rzeczywistości. 
 


Sullu



Film raczej nie dla osób z klaustrofobią ani przewrażliwionych, skłonnych do paniki rodziców, bowiem osią fabularną jest tu zatrzaśnięcie się pewnego bawiącego się w chowanego dziewięciolatka... w szafie. Znaczy survival thriller w warunkach bardzo domowych. Tytułowe sullu to właśnie używane w takich dziecięcych zabawach 'poddaję się'.  Czy zatem Jithu się podda? Indyjscy krytycy narzekali na słabe tempo, mnie się ta formuła przeplatania bieżącej sytuacji wspomnieniami dobrych chwil akurat podobała.


Kumbalangi Nights (wymagane indyjskie IP)

 


Scenarzysta Maheshinte Prathikaaram napisał kolejnego sleeper hita. Ta historia czterech braci, których chęć pomocy zakochanemu bratu zmienia z 'toksycznej rodziny' w 'kochającą się toksyczną rodzinę' podbiła serca widzów i krytyków.  Ja znów pozostałam trochę obojętna, ale przynajmniej przypomniałam sobie, że zły Fahaad to genialny Fahaad (a im więcej szaleństwa tym lepiej).
 


Lucifer

 


Ubiegłoroczny wysokobudżetowy hicior keralskich kin. Po śmierci premiera Kerali rozpoczyna się ostra walka  o 'schedę'. Wszystkie chwyty dozwolone. Reżyserski debiut Prithviego na podstawie scenariusza Muraliego Gopiego i z Mohanlalem w roli głównej. Niby dream team ale jakoś film przeszedł obok mnie...



Bhayanakyam  (2018 - wymagane indyjskie IP)

 


Szósty film Jayaraja z 'navarasowej' serii to powrót uznanego keralskiego reżysera do kameralnej stylistyki i do formy (tak, udało mi się niedawno obejrzeć wreszcie Veeram i niestety wszystkie moje złe przeczucia odnośnie tej szekspirowsko-navarasowej produkcji z rozmachem się potwierdziły).  W Bhayanakam Jayaraj na szczęście nie próbuje się bawić w fajerwerki, tylko prostymi środkami opowiada poruszającą historię weterana pierwszej wojny światowej, który liczy znaleźć spokój w pracy wiejskiego listonosza, ale zamiast tego przypada mu w udziale niewdzięczne zadanie przekazywania wiadomości od miejscowych chłopaków powołanych do wojska, którzy trafiają na front właśnie wybuchłej drugiej wojny światowej. Trzy w pełni zasłużone Nationale - dla najlepszego filmu, za scenariusz i zdjęcia (mógłby być jeszcze dla Renjiego Panickera).

 

 

Aneks:

 

Bo znalazłam (i obejrzałam) jeszcze kolejne filmy z Kerali. Wszystkie niestety dostępne tylko na indyjskim IP.

 

 

Android Kunjappan Ver 5.25

 

 

Najcieplejszy film ubiegłego roku (a może i nie tylko). Młody inżynier (Soubin again, chyba zacznę brać jego filmy 'w ciemno') wyjeżdża do pracy w Rosji (ale w japońskiej firmie - ach ta globalizacja:D) Nie chcąc zostawiać swego ojca (w tej roli świetny Suraj Venjaramoodu) samego sprawia mu opiekuna w postaci.. robota. Jak nieufny, uparty i konserwatywny starszy pan dogada się z robotem? To trzeba zobaczyć samemu. I jak robota przyjmuje mała keralska wioska:D (udowadnianie w świątyni, że robot jest hindustą! sceny u krawca!) Cały film z bananem na twarzy, a na koniec jeszcze cudowne przesłanie, że technika wcale nie musi ludzi oddalać, wręcz przeciwnie - może pomóc im uświadomić sobie, że są sobie potrzebni (robot w funkcji terapeuty, ha!). Cudeńko!

 

 

Helen 

 

 

Film z wszystkich ubiegłorocznych keralskich list best of the year, dwa ościenne remaki w przygotowaniu, a dla mnie jednak raczej rozczarowanie. Bohater opisywanego powyżej Sullu zatrzasnął się w szafie, a Helen zatrzaskuje się... w chłodni. Jest do tego jeszcze aspekt jej niełatwej relacji z samotnie wychowującym ją ojcem (w tej roli Lal), który niezupełnie pozwala jej zacząć żyć własnym życiem, ale jakoś żaden  z tych wątków mnie specjalnie nie poruszył.

 

 

Kettiyolaanu Ente Malakha

 



Na koniec kwestia konsekwencji braku edukacji seksualnej (czy ogólniej "oswajania" z płcią przeciwną) po keralsku.  Asif Ali gra tu farmera, który dotąd skupiał się na gospodarstwie i zapewnieniu przyszłości siostrom. Gdy je szczęśliwie powydaje za maż uznaje, że w końcu i on mógłby się ożenić. Znaleźć kandydatkę dzięki systemowi aranżowanych związków trudno nie jest, no ale im bliżej do ślubu tym bardziej narasta strach bohatera, który jest po 30-tce, a nie ma bladego pojęcia "co się robi z kobietami" (znaczy które nie są siostrami albo matką). Trochę zabawne, a trochę straszne. To familijne kino mallu, więc ostatecznie wszystko skończy się dobrze, pewne refleksje jednak zostają. Nie zawsze można liczyć, że "wszystko przyjdzie "naturalnie samo". No i to naprawdę miła odmiana po tej stercie  'maczów'-zdobywców zobaczyć taką 'sierotę':D

 




niedziela, 15 marca 2020

'Harmony' with A.R. Rahman - muzyczna podróż po Indiach

Źródło: primevideo.com
Indyjska oferta Amazon Prime to nie tylko filmy fabularne. Ostatnio udało mi się wypatrzyć i obejrzeć mini-cykl dokumentalny pokazujący różnorodne oblicza muzyki w Indiach oczami A.R. Rahmana.  
Sezon liczy pięć 45-minutowych odcinków.  Pierwsze cztery przedstawiają muzyków z różnych stanów reprezentujących różne mało znane, zanikające instrumenty i tradycje muzyczne.  Wszyscy artyści opowiadają Rahmanowi o swej muzyce, artystycznej drodze i przeciwnościach, które na niej spotkali (od czynników rodzinnych czy ekonomicznych po - jak to w Indiach - kastowych), po czym kończą odcinek wspólnym mini-koncertem. 

Zaczynamy od podróży do Kerali, gdzie poznajemy grającego na mizhavu Sajitha Vijayana.


Potem przenosimy się do Maharasztry, by posłuchać dagar vani w wykonaniu grającego na rudra veenie Baha’uddina Dagara.

Źródło: www.sahapedia.org
Trzeci odcinek przenosi nas do Manipuru i zapoznaje z uprawiającą khunung eshei, czyli tradycję specyficznego folkowego śpiewu, Lourebam Bedabati

Źródło: www.sahapedia.org
 W czwartym natomiast trafiamy w góry Sikkimu, by poznać grającego na pangthong palith Mickmę Tsheringa Lepchę.

Źródło: www.sahapedia.org
W piątym, ostatnim odcinku widza czeka natomiast specjalna muzyczna uczta, bowiem wszyscy dotychczasowi bohaterowie przyjeżdżają do Rahmana do Ćennaju, by tam w jego studiu stworzyć wspólnie absolutnie fascynującą eklektyczną koncertową mieszankę.

Całość to zatem niezwykła podróż, przede wszystkim muzyczna, ale przy okazji możemy też pooglądać piękne indyjskie krajobrazy, albowiem odcinki w większości kręcone są właśnie na łonie lokalnej natury. Coś dla oka i dla ucha znaczy.


Godny uznania jest też dokonany tu edukacyjny wkład Rahmana w popularyzację wiedzy o muzyce, której nie można usłyszeć w filmach czy w radiu. Muzyce dla bardzo 'wybranych', która dzięki jego nazwisku ma szansę  trafić do trochę szerszej widowni. Warto przy tym podkreślić, że Rahman nie występuje w tym dokumencie z pozycji 'gwiazdy', a bardziej muzycznego fascynata, który poprzez muzyczną kolaborację, fuzję świeżo poznanych elementów tradycji z wnoszonymi przez siebie nowoczesnymi, elektronicznymi elementami tworzy nową, interesującą jakość i równocześnie dzieli się nią z widzem. Zawsze zachowując przy tym szacunek dla swych gości i ich muzyki.  

Zwiastun:


Polecam zatem zobaczyć samemu jak bogate i ciekawe są indyjskie tradycje muzyczne i jak ta muzyka łączy :)