niedziela, 4 września 2011

Navarathri (1966) - 9 dni, 9 emocji, 9 wcieleń ANR-a




































































Navarasa to dziewięć rodzajów odczuć (stanów emocjonalnych), które zgodnie z teorią ras (artystycznego smaku, doznania) powinno się wzbudzić w widzu w trakcie odbierania przez niego jakiejś formy sztuki. Są to:
miłość, erotyzm (śryngara),
radość, uciecha (hasja),
 smutek, żałość (karuna),
gniew, groza (raudra),
męstwo, bohaterstwo (wira),
strach, trwoga (bhajanaka),
wstręt (bibhatsa),
zdumienie, zachwyt (adbhuta);
spokój (śanta)
Powyższe wcielenia ANRa mają obrazować dziewięć emocji (bhav) wywołujących owe dziewięć rodzajów odczuć u widza Niestety nie czuję się na razie na siłach dopasować obrazki do nazw (ale z chęcią powitam jakieś sugestie:))
W każdym razie niewątpliwie jest to aktorskie wyzwanie zagrać taka paletę postaci (i emocji) w jednym filmie, nic więc dziwnego, że w poszczególnych wersjach językowych podejmowali się tego nie byle jacy aktorzy: w tamilskiej- Sivaji Ganeshan, hindi - Sanjeev Kumar, a w telugu jak widać ANR.
Fabularnie jest to historia pewnej młodej dziewczyny, która to, dowiedziawszy się, iż ojciec właśnie zaaranżował jej małżeństwo (i nie mogąc go przekonać do zmiany zdania w tej kwestii, a bojąc się przyznać, że po prostu zakochała się w szkolnym koledze) decyduje się uciec z domu. W ciągu dziewięciu dni pozna galerię interesujących postaci i czeka ją sporo perypetii. Bo - jak chyba brzmi morał - 'samotnej dziewczynie nie jest łatwo':P Niemniej akurat Savitri nie wygląda tu na taką znów 'malutką i bezbronną dziewczynkę'. Prawdę mówiąc naprawdę dzielnie i sprytnie sobie radzi. I muszę przyznać, że - choć pewnie był to raczej film obliczony na popis męskiego bohatera w owych 9 wcieleniach - chyba po raz pierwszy Savitri mnie tak naprawdę zachwyciła. Bo dotąd to tak raczej rozumowo przyjmowałam uznanie dla niej jako legendarnej aktorki, owszem, nie miałam nigdy specjalnych zastrzeżeń, ale i  też nigdy wcześniej aż tak mi się w żadnym filmie nie podobała (a może po prostu zawsze ktoś inny robił na mnie większe wrażenie?). Tu była naprawdę świetna (zwłaszcza sceny symulacji szaleństwa i udawania faceta świetne!) i chyba zrobiła na mnie nawet większe wrażenie niż ANR (choć do niego też nic nie mam, tyle że to takie krótkie popisy w sumie, a w postaci kobiecej jest jakaś ciągłość:)). I bardzo jestem ciekawa jak to będzie w innych wersjach. Całość filmu pozostawia wrażenie dobrej zabawy (choć nie są to zawsze lekkie i beztroskie perypetie- wszak trudno traktować całkiem rozrywkowo choćby postać pijaka czy trędowatego...), a 'przebieranki 'nie robiły na mnie wrażenia 'popisu na siłę', vel 'sztuki dla sztuki'.
Bardzo ładnie jest też wpleciona muzyka, dość naturalnie - mamy np kołysankę dla dziecka czy fragment występu teatralnego, no i moje ulubione 'występy w domu wariatów'. Czemu ulubione? Ano popatrzcie sami:

Żal tylko, że rozpoznaję jedynie dwa fragmenty:( A i zdaje się, że panie śpiewają i 'swoje' numery z innych filmów (bo 'Nilluvave' to chyba Jamuna, a wcześniej jedna z pensjonariuszek 'odstawia' taniec Jayalality i to może być też ona sama, bo jest podana w obsadzie filmu na IMDB). Bo tak w ogóle wg źródeł to i Jamuna i Savitri śpiewają tu same, własnym głosem:)
W każdym razie naprawdę dobrze się bawiłam i chętnie zobaczę za jakiś czas dwie pozostałe wersje:)

6 komentarzy:

  1. Ojej, powinnam mądrze skomentować. No i niedługo skontrować wersją tamilską. Oj, ale leń mnie dopadł :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie! Byłoby pełne porównanie, bo na razie konsultuję z Grus różnice między wersją telugu a bolly i ciekawe jak na tym tle prezentuje się wersja tamilska:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jaki tytuł ma wersja bolly? Bo próbuje je ustawić w czasie. Zawsze myślałam, że to wersja równoległe, ale tamilska jest dwa lata wcześniejsza i nawet reżyser jest inny.

    A skomentować jeszcze powinnam teorię rasy... Bo tłumaczenie jest takie sobie. Rasa to w sumie nie tyle sama emocja, ile efekt wywołany u widza i nie należy jej mylić z bhavą, tym co ją wywołuje (i pomijając etymologię bardziej bhava jest podstawową emocją). W każdym razie rasy wraz ze "źródłami" idą tak:

    1. miłość (rati) >> erotyzm (śryngara)
    2. śmiech (hasa) >> komizm (hasja)
    3. smutek (śoka) >> smutek/żałość (karuna)
    4. gniew (krodha) >> groza (raudra)
    5. odwaga (ustaha) >> bohaterstwo, patos (vira)
    6. strach (bhaja) >> trwoga (bhajaka)
    7. odraza (jugupsa) >> wstręt (bibhatsa)
    8. zdziwienie (wismaja) >> zachwyt (adbhuta)

    Emocja, to to, co odgrywa aktor, a rasa to to, co Ty czujesz, gdy on to odgrywa, co jest jednak trochę innym stanem.

    Ale pewnie to spłyciłam, bo się nie znam

    OdpowiedzUsuń
  4. Naya Din Nai Raat:) I ją wyreżyserował też południowiec- Bhimsingh.
    I wiem, oni tak to piszą, ze zgłupieć idzie... Ale i tych lat też do końca być pewnym być chyba nie można (znaczy ja bym nie była...)

    I tak, wiem, że to stan u widza, nie emocja u aktora, tylko widać nie bardzo potrafiłam to zgrabnie oddać na nasze:( (tłumaczenia fachowych terminów, które niespecjalnie mają nasze odpowiedniki to bywa zgroza:/) Spróbuję wnieść poprawki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. A, to z tym panem się znamy :)

    Fakt, z datami jest problem - kiedyś próbowałam wypatrzeć datę na tym certyfikacie, co się wyświetla na początku, ale tam potrafią być niezłe bzdury, podejrzewam wynikające z instytucji "re-release", czyli przywracania filmów co kilka lat do kinowego obiegu.

    No tak to już jest, przy obcych terminach - najlepiej je zostawiać w oryginale, tylko trzeba jakoś wytłumaczyć, co to jest, a to nieraz nie takie proste. I tak poradziłaś sobie dużo lepiej, niż autor (autorka?) tekstu o Anniyanie w pomarańczowej krakowskiej książeczce - jej ilustracja teorii rasy jest rozbrajająca

    OdpowiedzUsuń
  6. Owszem, ale mam nadzieję, że nie wpłynął specyficznie na kształt tego remaku:D

    Ja na to aż nie wpadłam, ale Wiki wiadomo poprawiają zwykli ludzie (i różnie) a IMDB jest u mnie na cenzurowanym odkąd wsadzili Kuselana i Kathyankudu jako jeden film (w którym to graliby razem Pasupaty i Jagapati - nie wiem czy na zmianę poszczególne sceny z tej samej roli czy jak?:P)

    Nie czytałam tej książki po forumowych opiniach, ale jak to podobna 'szkoła' jak różne rzeczy, które usłyszałam na niedawnej krakowskiej konferencji w części filmowej to chyba mogę sobie wyobrazić:D

    W sumie sama nie wiem czemu oglądając to 'kiczowate kino dla kucht' wciąż muszę się czegoś nowego uczyć i trudno to ogarnąć:P Ostatnio 'rozłożyły mnie' newsy o keralskim Hamlecie. Bo się okazało, że będzie tam nie tylko kalaripayattu, ale i jakieś tradycje w zakresie obrzędów czy rytuałów...No i wypadałoby je choć mniej więcej ogarnąć:P

    OdpowiedzUsuń