Zaczęło się ponad rok temu - obejrzałam Ratnamowe Mouna Raagam i... zakochałam się naraz i w Mohanie, i w Karthiku:P Jakoś jednak trochę mi zeszło z bliższym filmowym przyjrzeniem się obu panom. Także dlatego, że - o czym wie chyba każdy, kto zaczął już oglądać starsze południowce - to nie jest tak, że wystarczy chcieć i ma się dostęp do danego tytułu (i to jeszcze z napisami). To wymaga dużo samozaparcia, prawdziwych 'polowań', no i jeszcze szczęścia. Dzięki bogu, ostatnio coraz bardziej pomaga YT, a za możliwość odbycia mini-przeglądu filmów Karthika ma szczególna wdzięczność należy się Rajshri:) Zabrałam się do tego, tak jak lubię, czyli wybierając w jakiś sposób ciekawe filmy z różnych okresów jego kariery i - w miarę możliwości - z różnych kinematografii:) Za to wyszło, że we wszystkich tych tytułach grał amantów (choć różnego rodzaju)
Alaigal Oivadhillai (1981)
Zadebiutować u Bharatiraji to nie byle co, a taki zaszczyt spotkał i Radhę i Karthika.
Alaigal Oivadhillai to niby tradycyjna historia o miłości 'z przeszkodami', ale jak opowiedziana! On jest hinduistą, ona chrześcijanką (i to na dodatek z bogatszej rodziny). Kojarzy się to Wam z czymś? Mnie automatycznie przyszło na myśl VTV
, niemniej Gautham Menon mógłby się dużo od mistrza nauczyć - ta opowieść nie jest bowiem irytująca, ale z jednej strony poetycka, z drugiej realistyczna, urzeka i porusza.
Miłość młodych bowiem z jednej strony zdaje się być 'jak z chmur' (a młodziutki Karthik i Radha są przeuroczy i bije z nich taka świeżość), ale jednocześnie jest w niej i wielka siła
, pewność, że to to jest najważniejsze.
I że dla bycia razem warto poświęcić wiele.
Być może religijni ortodoksi byliby zbulwersowani, mnie to raczej zaimponowało. Jest jeszcze jedna niespodzianka: Silk Smita w 'zwyczajnej' roli żony, w niczym nie przypominającej wampa, a wręcz przeciwnie, okazującej się być najbardziej chyba tragiczną postacią w filmie. Bo, poza głównym, romantycznym wątkiem miłości młodych, Bharatiraja pokazuje też sytuację takiej 'tradycyjnej, zaaranżowanej' i podporządkowanej 'panu i władcy' żony...
Reasumując: po
Mouna Raagam, to chyba moja ulubiona tamilska love story:) I pewnie - podobnie jak przy filmie Maniego - nie byłby to taki sam film bez muzyki Illayaraji.
Abhinandana (1988)
Po tamilskim filmie przyszła pora na telugowy: zawsze miło sprawdzić, jak aktor sobie radzi i w innej kinematografii - zwłaszcza, iż film i rola były nagradzane i chwalone. Nastawiłam się więc na sporo i początkowo nawet naprawdę się mi podobało. Wiedząc bowiem mniej więcej na czym będzie polegał 'kłopot' w realizacji uczucia między Karthikiem a Shobhaną, nastawiłam się, iż będę musiała sporo poczekać na 'sedno sprawy', często bowiem w takich przypadkach twórcy rozbudowują na jakieś pół filmu ów etap romantycznego zakochiwania się (ze względów komercyjnych jak sądzę, w każdym razie mnie to zwykle wkurza:P), tymczasem w
Abhinandanie sprawa owego rodzenia się uczucia potraktowana jest bardzo 'symbolicznie' i ogólnie 'sielanka' szybko się kończy, a przechodzimy do sedna. Otóż, gdy młodzi zamierzają wreszcie ujawnić się ze swym uczuciem przed rodziną, dochodzi do tragedii. W pewnym wypadku ginie starsza, zamężna siostra dziewczyny. Osierocając dwójkę małych dzieci. Bohaterka więc odkłada własne sprawy na bok i pomaga siostrzeńcom przejść przez ten trudny okres. Idzie jej to tak dobrze, iż ojciec Shobhany dochodzi do wniosku, iż idealnym rozwiązaniem na przyszłość byłoby, żeby dziewczyna na stałe zastąpiła maluchom matkę, znaczy poślubiła swego szwagra. I, o ile specjalnie nie zaskoczyło mnie, jaką decyzję podjęła w tej sytuacji bohaterka (co nie znaczy, żebym się z nią koniecznie zgadzała:P), o tyle liczyłam chyba na trochę inny dalszy rozwój wypadków, zwłaszcza w momencie, gdy w sprawę zaangażował się bardziej ów szwagier... Miałam bowiem nadzieję na niebanalny (i odważny) finał (w stylu Vishwanathowego
Saptapadi), tymczasem dostałam niestety łzawe, melodramatyczne rozwiązanie, z dziwną dla mnie koncepcją 'poświęcenia' się...'Rozmemłany', głównie smętnie snujący się i cierpiący Karthik też niespecjalnie przypadł mi do gustu (choć wygląda świetnie^^). W związku z tym całość wyszła mocno średnia i chyba tylko Illayaraja faktycznie nie rozczarowuje. Trochę szkoda:/
Gookulathil Seethai (1996)
I znów powrót do kina tamilskiego:) Ten film o playboyu, który wreszcie spotyka 'odpowiednią' kobietę i będzie musiał ją przekonać do siebie odniósł podobno wielki sukces kasowy (a chwilę później zremakowali go nawet Telugowie - z Pawanem w roli głównej) - czego jakoś nie rozumiem:P Bo ja się na nim głownie nudziłam. Było bowiem rozwlekle i sztampowo (no, może przez chwilę bawiło mnie takie zblazowane wcielenie Kartika - ale tylko przez chwilę...) Chyba jednak zasadniczo (z drobnymi wyjątkami) nie służą mi tamilskie lata 90 (przynajmniej nie kasowe hiciory z tamtych lat). Nie pomogło też chyba, że zaczęłam mój mini-przegląd od ewidentnie najlepszego filmu, a potem stopniowo było coraz słabiej...Niemniej bliższe poznanie Karthika i tak będę polecać, bo warto:) (może tylko niekoniecznie akurat od tego filmu:P)
A wszystkie opisywanie dziś tytuły można legalnie obejrzeć na YT:)
Aczkolwiek w Alejhal Ojwadillej ona była z bardzo niskiej kasty warto zaznaczyć i to też było istotne. A w ogóle ten film to czysta poezja i to dosłownie - jakby go robili z podręcznikiem klasycznej poetyki w ręku, nawet krajobrazy wykorzystane w 100% zgodnie z konwencją :) Tu może to nieładnie taką samoreklamę uprawiać, zwłaszcza, że niewiele to wnosi, ale nieśmiało polecę własny, niestety mocno okrojony tekst stąd: http://lozawschodu.files.wordpress.com/2012/04/lw2-ostateczne.pdf
OdpowiedzUsuńMówisz? Znaczy bardziej w statusie finansowym to była różnica? Aha, a czy stoi coś więcej może za tym, co mówiła Silk Smita o swoim małżeństwie? (że ona nie miała 'męskiej ręki'/opieki w domu.. bo ona była tak wdzięczna mężowi za poślubienie jej, ze się zastanawiałam, czy coś jeszcze statusowo za tym nie stoi...)
OdpowiedzUsuńI poezja tak, ale jednak osadzona i w rzeczywistości (i bardzo dobrze:))
I proszę! Ty się tak częściej publikujesz?:D
Nie, cały czas jestem głównie do posłuchania. Ten tekst to około 30% mojego wystąpienia na MESICu w Poznaniu dwa lata temu.
OdpowiedzUsuńNie pamiętam niestety jak to ze Smitą była.
I w finansowym i społecznym. W Tamilnadu (nie wiem jak gdzie indziej) bardzo często przedstawiciele niskich kast są dość zamożni, co jednak nie czyni ich oczywiście bardziej pożądanymi partiami dla dla skromnie żyjących tradycyjnych braminów (jak Karttik w filmie właśnie). Pamiętam scenę jak bohaterkę przyjęto na lekcje śpiewu i to był dowód wielkiej otwartości braminki.
Hmm.. ale tam problem był ewidentnie raczej ze strony jej rodziny, nie jego (no dobra, może matka za zachwycona nie była, ale nie wydawało mi się, coby to miała być jakaś wielka przeszkoda...za to jej brat owszem)
OdpowiedzUsuńCo do Smity to się zastanawiam, czy coś nie umknęło może w tłumaczeniu, ona robiła wrażenie jakby była wdzięczna, iż ktoś w ogóle chciał się z nią ożenić...
A tak ogólnie to o problemach kastowych w zakresie związków (niezależnie od statusu finansowego) oczywiście wiem - odnoszę się do wrażeń z tego konkretnego filmu:) Różnice religijne wydały mi się tu jednak zasadniczym problemem (i to ze strony chrześcijan).
OdpowiedzUsuń