czwartek, 18 lutego 2016

'Ja, Durga Khote' - autoportret kobiety niezwykłej

"Nie dbam o to, jaka jest reszta filmu. Ale pokazałaś innym kobietom sposób zarabiania na życie"
ojciec do Durgi po klęsce jej debiutu


Nie pamiętam kiedy dowiedziałam się o tej niezwykłej kobiecie - pionierce indyjskiego kina. Na pewno nie kojarzyłam jej oglądając Mughal-e-Azam, Bobby czy inne jej 'matczyne' role z lat 60-70. Na pewno wiedziałam o niej już dwa lata temu, bo była jednym z czołowych przykładów w mojej ówczesnej polemicznej notce o sytuacji kobiet w kinie indyjskim Trochę krócej na mojej półce stoi jej autobiografia. Niezależnie od mojej natychmiastowej fascynacji postacią jej autorki (i faktem, że w ogóle napisała swoje wspomnienia - rzecz dość niezwykła wśród indyjskich aktorów) książka musiała 'odleżeć' swoje.
Durga, będąc pierwszą w Indiach aktorką pochodzącą z 'wyższych sfer' (szacownej, nieźle sytuowanej  marackiej rodziny Laudów) znała bardzo dobrze angielski. Można się o tym przekonać choćby oglądając debiutancki film dua Merchant-Ivory 'The Householder', gdzie świetnie wcieliła się w rolę toksycznej matki i teściowej. Jednak swą autobiografię napisała w ojczystym języku - marathi. Myślę, że to znaczący fakt. Tak - o czym wspomina obszernie na początku książki - została wychowana: w wielkim otwarciu na świat, ale jednocześnie poszanowaniu własnej kultury. Na kobietę nowocześnie myślącą, ale ceniącą i tradycyjne, rodzinne wartości
Dlatego czytelników liczących na masę ciekawostek z filmowego światka może spotkać tu zawód:  najwięcej miejsca w książce Durga poświęca wcale nie swoim filmom, produkcjom czy partnerom z planu (z atencją wspomina tylko swą przyjaźń z Prithvirajem Kapoorem), ale rodzinie (znaczy rodzicom, a potem dzieciom, bo oba jej małżeństwa były nieudane). Jest to więc bardziej portret niezwykłej (zwłaszcza na owe czasy): pracującej i w dużej mierze samotnie zmagającej się z życiem kobiety, niż konkretnie aktorki, czy gwiazdy. Swój zawód Durga zdaje się traktować jak zwyczajną pracę: owszem, lubi ją, ale traktuje przede wszystkim jako sposób na zarabianie i utrzymanie się. Bez wielkiej ideologii o artystycznym posłannictwie. Do swej pracy podchodzi rzetelnie i z zaangażowaniem, cieszą ją zawodowe sukcesy i dobre, ciekawe role, ale cały czas najważniejsi dla niej jej bliscy.
Zresztą przecież to dla dzieci rozpoczęła karierę w filmie - wbrew temu, co twierdzą internetowe źródła nie była wówczas jeszcze wdową, ale matką owszem, a przyzwyczajony do dobrobytu i utrzymywania przez swych rodziców mąż nie był osobą, na której mogłaby bardzo polegać. Gdy zatem teść Durgi stracił swój majątek, młoda zdesperowana kobieta postanowiła sama zadbać o utrzymanie swoje i dzieci. Najpierw udzielaniem korepetycji, potem chwyceniem okazji filmowego debiutu (do kina właśnie wchodził dźwięk i znajomość języka stawała się bardzo ważna). Katastrofalnego jak się okazało, niemniej to właśnie ta mała rólka w Wadiowej produkcji klasy B zwróciła na nią uwagę Prabhat Studio i Shantarama, którym to będzie zawdzięczać później swoje najlepsze role. Zresztą o współpracy z nimi pisze zdecydowanie najwięcej i zawsze z najwyższym uznaniem i atencją. I nieraz porównuje późniejsze bombajskie plany filmowe do tych prabhatowych. Zwykle wypadają na niekorzyść:P Ogólnie spostrzeżenia Durgi na temat różnic w specyfice kręcenia kina marackiego, bengalskiego i hindi są zresztą nader ciekawe.
Ale i tak najbardziej fascynujące wydały mi się całkiem pierwsze rozdziały książki, w których to czytelnik ma okazje zapoznać się z ówczesnym kulturalnym światkiem Maharaszty. Jako iż ojciec Banu (jak była nazywana w domu Durga) był wielkim admiratorem teatru miała ona okazję już od dziecka przesiąkać tą artystyczną atmosferą i np. poznać osobiście tak wielkiego artystę ówczesnych scen jak Balgandharva (kto chciałby się dowiedzieć więcej o tym legendarnym, słynnym przede wszystkim z odtwarzania ról kobiecych aktorze i pieśniarzu  może obejrzeć film o nim nakręcony kilka lat temu przez Maratów).  To  trochę podobnie cudowny nostalgiczny klimat dawnych 'czasów bohemy' jak w Allenowym 'O północy w Paryżu';) Ta część jest także najbardziej uporządkowana, podczas, gdy w ostatnich rozdziałach autorka - starając się zająć jakimś jednym tematem w dłuższej perspektywie czasowej - wprowadza trochę chaosu do chronologii wydarzeń.  Chciałoby się też trochę szerszych relacji z różnorakich  'służbowych' wojaży autorki po świecie (a reprezentowała Indie np. na festiwalu w Wenecji czy poświęconej kwestiom kobiet konferencji UNESCO).
Podoba mi się szczerość Durgi w swych wspomnieniach. Autorka nie kryje np. swej niechęci do szybkiego drugiego małżeństwa swej synowej [młodszy syn Durgi zmarł podobnie młodo jako jej pierwszy mąż], potrafi jednak także ostatecznie 'oddać sprawiedliwość' dobremu przybranemu ojcu swych wnuków.  Nie zawsze zgadza się z wyborami swych dzieci/wnuków, ale stara się rozumieć, że to ich życie.
Z ciekawostek warto też wspomnieć, iż obie synowe Durgi były także niebanalne: owa wcześnie owdowiała była uznana aktorką teatralną, a druga.. polską arystokratką (z wojennej emigracji oczywiście).  I znaczący jest jak sądzę fakt, iż zakładając swoją (kolejną) firmę produkcyjną (zajmującą się ównie dokumentami i filmami reklamowymi) Durga uczyniła jej współwłaścicielkami właśnie obie swe synowe. Pamiętając własne bolesne doświadczenia była bowiem zdania, kobiety nie powinny być uzależnione finansowo od swych mężów, ale być w stanie w razie potrzeby i same się utrzymać.
Warto poznać bliżej tę niebanalną kobietę. Zarówno filmowo (koniecznie Amar Jyothi!), jak i przez te wspomnienia. I na koniec jeszcze parę filmowych wcieleń Durgi: 

Królowa z Ayodhyecha Raja.
Waleczna piratka Saudamini w Amar Jyothi
Mama Dilipa w Shikast

Zaborcza mamuśka Shashiego w Householder

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz