Aktorskich ulubieńców mam zdecydowanie więcej niż 'anty-ulubieńców' - takich znaczy, co to zdecydowanie 'obchodzę z daleka' i nie mam specjalnie ochoty dawać im kolejnej szansy... Nitin (zwany też Wymoczkiem:P) zalicza się właśnie do tej drugiej grupy. Po obejrzeniu jego debiutu (bynajmniej nie dla niego:P) stwierdziłam, że 'nigdy więcej' i choć w międzyczasie grywał z różnymi naprawdę fajnymi aktorkami u boku (choćby Priyamani, Bhavaną czy Ramyą) nigdy nie dałam się skusić na jakiś jego kolejny film. Do czasu Ishq. I to już od pierwszych plakatów. Tak, to że partnerować mu miała Nitya było dodatkowym atutem, ale jak mówię, wcześniej nikt u boku Wymoczka nie był mnie w stanie skusić:P Ten film po prostu od początku zapowiadał się jakoś inaczej, tak lekko i świeżo? Może trochę na coś w klimatach Ala Modalaindi? I nawet Nitin jakoś inaczej wyglądał:D W każdym razie nie rozczarowałam się po seansie: to jest naprawdę urocza, sympatyczna komedia romantyczna. Lekka i zabawna. I za dużą część humoru odpowiada tu właśnie Nitinowy bohater (bo 'komików' prawie nie ma), który używa swych pięści tylko w paru momentach (w tym w zakończeniu, które zresztą z tegoż powodu niezbyt mi 'podeszło'), a przez większość czasu radzi sobie z różnymi wynikłymi przeszkodami czy problemami (jak wiadomo takie na drodze uczucia zwykle muszą być i to najczęściej ze strony rodziny) raczej urokiem i pomysłowością (a ma jej naprawdę sporo!). Było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie i mam nadzieję, że chłopak pójdzie dalej w tym kierunku, bo służy mu to znacznie lepiej niż te 'hiroły':P Dla Nityi była to natomiast poniekąd powtórka z typu postaci z Ala Modalaindi i, choć bardzo lubię te jej 'dziewczyny z ikrą', mam nadzieję, że Telugowie jej na amen w takich wcieleniach nie zaszufladkują.... I muszę jeszcze wspomnieć o Ajayu - naprawdę trudno mi zrozumieć, że wciąż głównie gra drugie plany, a różne takie gwiazdorskie pociotki ze zdecydowanie mniejszą ekranową charyzmą i intensywnością niż on 'robią karierę'. No ale to całe realia AP:/ W każdym razie polecam Ishq np. na jakiś długi jesienny czy zimowy wieczór:)
środa, 31 października 2012
Prema, valapu, ishq... czyli miłość po telugowemu: "Ishq'' (2012) i "Solo" (2011)
Nadal 'kuruję' się po WFF-owskim pakiecie 'poważnych, problemowych snuji' lekkimi rzeczami z Indii. Po keralskich komediach przyszła pora na świeże telugowe love stories.
Ishq (2012)
Solo (2011)
Nara Rohit nie był za imponujący jako aktor w swym debiucie, 'zapunktował' natomiast u mnie samym wyborem swego pierwszego filmu - dość niebanalnym jak na osobę pochodzącą ze znanej (choć nie filmowo) rodziny, stąd też chciałam zobaczyć, co robi dalej, na jakie role się decyduje... Solo, po streszczeniach sadząc, zapowiadało się nie najgorzej - raczej nie na film kalibru Baanam, ale na w miarę sensowny dramato-romans familijny. I faktycznie okazał się czymś takim być, choć najpierw musiałam przejść przez inny 'dramat', czyli 'standardową' pierwszą część, w której poza popisami komików (to w większej części) i zwyczajowo rozwijającą się znajomością pary bohaterów (tego mniej) niewiele było konkretnej fabuły. Kiedy jednak prawie straciłam nadzieję (i ochotę na dalsze oglądanie) dotarliśmy do rodziny bohaterki, a tym samym właściwego tematu filmu, czyli pewnych konsekwencji owego bycia 'solo' (czyli samotnym). Gdy bowiem bohaterowi, sierocie, którego największym marzeniem było zawsze posiadanie dużej rodziny, wydaje się, iż w końcu uda się je spełnić (wżeniając się w takąż rodzinę), okaże się, iż stoją mu na przeszkodzie inne marzenia - ojca jego wybranki... i że w pewnym sensie rozumie się stanowisko obu stron. Obie z pewnością chcą też szczęścia bohaterki, tylko.. no właśnie:) Nara jest chyba trochę lepszy (swobodniejszy) niż w debiucie, choć droga przed nim jeszcze daleeka, ale znów ma świetnego aktorskiego partnera (choć Sayaji w roli ojca był zdecydowanie bardziej niebanalnym pomysłem obsadowym niż Prakash, który na takich rolach 'zjadł już zęby':P). Film jako całość średni i może w ogóle najlepiej oglądać tylko drugą (ciekawszą) część? Wiele z fabuły się nie straci, a zaoszczędzi nerwów w kwestii sensu pewnych 'obowiązkowych komercyjnych elementów':P
A w listopadzie wkraczam w zwyczajowe już filmowe 'zaduszki', znaczy w planach sporo starszych tytułów:)
środa, 24 października 2012
Dileepa, I love you!;)
Chciałam zobaczyć keralskie Mayamohini przede wszystkim z jej powodu i słusznie, bo cała reszta jest raczej kiepska (i wcale nie chodzi tu nawet o poziom humoru itp, ale przede wszystkim o fakt, iż spora część filmu wcale komedią nie jest - z Dileepem w zwyczajowym wcieleniu hiroła...). Voila, oto więc Dileepa w całej okazałości:
Więcej takich różnych wcieleń w tym klipie:
Są też i śmielsze sceny^^
A to jej noc poślubna^^ |
Baburaj straci dla niej głowę i... wąsy^^ |
I biją się i o Dileepę też^^ |
Jest i piosenka jakby żywcem wyjęta z karanowych filmów^^
A na koniec fragment bolesnego procesu 'przemiany':) |
Bo Dileepa wymiata i tyle:)
wtorek, 9 października 2012
Zachwycając się Prosenjitem: 'Baishe Srabon' (2011), 'Moner Manush' (2011), 'Dosar' (2006), 'Aparajita Tumi' (2012)
Dzisiejsza notka jest naturalną konsekwencją poprzedniej. Jak się bowiem kogoś 'odkryje' to chce się zwykle od razu obejrzeć więcej jego filmów i ról:) Niedawno pisałam o urokach 'odkrywania' tych młodych, obiecujących aktorów.. 'Odkrycie' dla siebie aktora już bardzo uznanego, o bogatej (i akurat dość świeżej, czyli i nieźle dostępnej) filmografii ma z kolei tę zaletę, iż jest w czym wybierać (i nawet można sobie poprzebierać:D) I można 'utknąć' na dłużej^^
Baishe Srabon (2011)
Ponowne (po Autographie) spotkanie Srijjita Mukeherjee i Prosenjita to opowieść w zupełnie innym klimacie niż tamten film. Kalkutą wstrząsa seria tajemniczych morderstw. Sprawca zostawia przy każdej z ofiar fragmenty poematów znanych bengalskich poetów, ale policja nie potrafi na tej podstawie ustalić żadnego 'klucza', którym kieruje się sprawca (czy trafić na jego ślad). Jedyną szansą wydaje się być zaangażowanie do pomocy zwolnionego jakiś czas temu dyscyplinarnie ex-policjanta. Czy jednak ten się w ogóle zgodzi? To film, po którym ostatecznie 'padłam plackiem' przed Prosenjitem. To on gra bowiem tego byłego glinę i co to jest za niebanalna, pełna szarości rola! Pojawia się dopiero po pół godzinie filmu, ale od tej pory w zasadzie niepodzielnie włada ekranem. Jego bohater jest równie inteligentny, co niepokorny (za to i 'wyleciał' ze służby), a poza tym lubuje się w ciętych ripostach i używkach. Młody policjant, który ma z nim współpracować, nie będzie miał łatwo. Ale i wiele się nauczy. O życiu.
Baishe Srabon (22 'srabon', czyli czwarty miesiąc bengalskiego kalendarza - tak, ta data ma związek z rozwiązaniem zagadki) to mroczny, klimatyczny (świetne zdjęcia i muzyka!) i zaskakujący thriller psychologiczny, w który bardzo ciekawie zostaje wpleciony też motyw słynnego belgijskiego ruchu poetyckiego (a poetę z tegoż ruchu gra Gautham Ghose). Film, który zrobił na mnie olbrzymie wrażenie i utwierdził mnie w przekonaniu, iż Srijjit Mukeherjee to nazwisko, które warto śledzić. Bo jego trzeci film zapowiada się znów na tyleż ciekawy, co zupełnie odmienny w klimacie od poprzednich:) A i uwielbiam też Anupama Roya - za takie dźwięki:
Baishe Srabon (22 'srabon', czyli czwarty miesiąc bengalskiego kalendarza - tak, ta data ma związek z rozwiązaniem zagadki) to mroczny, klimatyczny (świetne zdjęcia i muzyka!) i zaskakujący thriller psychologiczny, w który bardzo ciekawie zostaje wpleciony też motyw słynnego belgijskiego ruchu poetyckiego (a poetę z tegoż ruchu gra Gautham Ghose). Film, który zrobił na mnie olbrzymie wrażenie i utwierdził mnie w przekonaniu, iż Srijjit Mukeherjee to nazwisko, które warto śledzić. Bo jego trzeci film zapowiada się znów na tyleż ciekawy, co zupełnie odmienny w klimacie od poprzednich:) A i uwielbiam też Anupama Roya - za takie dźwięki:
Moner Manush (2011)
Wyreżyserowany przez Gauthama Ghose'a film o życiu Fakira Lalana Shaha,
dziewiętnastowiecznego bengalskiego poety, pieśniarza i działacza
społecznego (w tej roli Prosenjit) to nie tylko obraz biograficzny, ale
może nawet bardziej pochwała pewnej, wyznawanej przez Lalana filozofii
życia: opartego na prostocie i odrzuceniu wszelkich podziałów (czy
społecznych czy religijnych). Zresztą Moner Manush zdobył
National Award dla najlepszego filmu o integracji. Nie jest to
najłatwiejsza rzecz - przepojony mistycyzmem i tradycyjnymi zaśpiewami
(co zbliża go trochę do dewocyjnych obrazów), wymaga skupienia uwagi. A
ucharakteryzowany prawie nie do poznania Prosenjit jest w 100% swoją
postacią.
Klimat filmu dobrze obrazuje jego trailer:Dosar (2006)
W filmie Rituparno Ghosha Konkona i Prosenjit grają małżeństwo. Wyglądające na udane. Do czasu samochodowego wypadku Kaushika. Bo okazuje się, iż nie jechał sam, ale ze swoją kochanką (która zresztą w tymże wypadku zginęła). Teraz obydwoje małżonków czeka naprawdę trudny czas: on, połamany (i fizycznie, ale przecież i psychicznie), w szpitalnym łóżku musi zmierzyć się jednocześnie ze stratą jednej ważnej osoby i stawić czoło zawiedzionemu zaufaniu drugiej. Ona, też zraniona (choć inaczej), musi zadecydować o dalszych relacjach ze swym mężem (który wymaga teraz jej opieki jak nigdy wcześniej...) Ta kameralna, klimatyczna (bardzo dobry zabieg nakręcenia filmu tylko w czerni i bieli) psychodrama wymagała świetnego, wyważonego i pełnego niuansów aktorstwa. I takie ono jest. A Prosenjit dostał za swoją rolę specjalnego Nationala.
Aparjito Tumi (2012)
Bengalski debiut dwóch świetnych południowych aktorek: Padmapriyi i Kamalinee Mukerejee to też opowieść o zdradzie, a w zasadzie bardziej jej konsekwencjach. Zapowiadało się więc naprawdę ciekawie, bardzo podobało mi się też nieuromantycznianie zdrady (nie pokazywanie jej jako spotkania dwóch 'przeznaczonych sobie osób', które po prostu spotkały się trochę za późno, ale bardziej jako pewnego rodzaju próby zapełniania sobie pewnej odczuwalnej pustki, przełamania pewnej życiowej stagnacji), niestety potem zrobiło się słabiej, a już w ogóle nie podobał mi się obrót wydarzeń w kwestii prosenjitowego bohatera (ciekawe czy dokładnie tak samo jest w powieści, której adaptacją jest ten film? Notabene na podstawie twórczości tego samego pisarza powstał też Moner Manush. I keralskie Arike Shyamaprasada:D) Szkoda, bo z takimi aktorami można było zrobić znacznie więcej. Choć i tak uważam, iż warto obejrzeć ten film. Choćby dla roli Padmapriyi (bo to ona tu najbardziej błyszczy). Czy dla przeuroczego camea grającego siebie Soumitry Chatterjeego (straszną miałam frajdę, że mniej więcej 'łapałam', o czym z nim rozmawiają, znaczy nie były mi to obce nazwiska czy tytuły:D)
I chyba kino bengalskie urzekło mnie na dobre:)
piątek, 5 października 2012
Prosenjit Chatterjee - od gwiazdy do aktora
Na razie widziałam Prosenjita dopiero w kilku filmach (co oznacza, iż sporo dobrego dopiero przede mną^^), ale już zdążyłam się maksymalnie zachwycić. Nie od 'pierwszego wejrzenia' (nie pamiętam go z Chokher Bali), ale zasadniczo to standard, iż przy większości moich ulubieńców 'zaiskrzyło' dopiero od drugiego seansu:D A tym drugim filmem w przypadku Prosenjita był Autograph, gdzie fantastycznie wcielił się w rolę - nomen omen - wielkiej gwiazdy kina (ciekawe, że bengalskie filmy pokazują gwiazdy kina zupełnie inaczej niż powiedzmy filmy bolly..) Potem był Moner Manush i Prosenjit jako mistyk, poeta i bard. A jakiś tydzień temu obejrzałam drugi wspólny film Prosenjita i Srijita - Baishe Shrabon, i do teraz trudno mi się otrząsnąć z wrażenia. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie chyba żadnego innego indyjskiego topowego aktora (no może poza Bigiem, ale on zaczął grać na takiej zasadzie - znaczy 'nic już nie muszę - wybieram co chcę i już, niezależnie od jakichś tam oczekiwań' - jednak dopiero po 60-tce), który 'wziąłby' taką rolę. A przede mną choćby Dosar (gdzie gra sparaliżowanego po wypadku męża Konkony i za którego Prosenjit dostał specjalnego Nationala) czy Aparajita Tumi (gdzie ma ponoć zdradzać Padmapriyę z Kamalinee:D).
Ale, jako, iż do niektórych bardziej niż słowa przemawiają jednak bodźce wizualne, na tym zakończę moje wywody, a pokażę za to parę filmowych wcieleń Prosenjita:)
Najpierw takich poważniejszych....
Autograph (i pytanie: co mnie najbardziej urzeka w tej fotce?) |
Moner Manush |
Dosar |
Chokher Bali |
Baishe Srabon |
Khela |
Sobh Charitro Kalponik |
Clerk |
Shanghai |
...i tych trochę mniej poważnych:D (niestety część nie wiem skąd:()
Gerafter |
Sokal Sandhya |
Kalishankar |
A to Prosenjit z Rituparno Ghoshem |
*Większość fotek pochodzi z oficjalnej strony Prosenjita: prosenjit.in *
poniedziałek, 1 października 2012
Wzdychając do Karthika: 'Alaigal Oivadhillai' (1981), 'Abhinandana' (1988), 'Gokulathil Seethai' (1996)
Zaczęło się ponad rok temu - obejrzałam Ratnamowe Mouna Raagam i... zakochałam się naraz i w Mohanie, i w Karthiku:P Jakoś jednak trochę mi zeszło z bliższym filmowym przyjrzeniem się obu panom. Także dlatego, że - o czym wie chyba każdy, kto zaczął już oglądać starsze południowce - to nie jest tak, że wystarczy chcieć i ma się dostęp do danego tytułu (i to jeszcze z napisami). To wymaga dużo samozaparcia, prawdziwych 'polowań', no i jeszcze szczęścia. Dzięki bogu, ostatnio coraz bardziej pomaga YT, a za możliwość odbycia mini-przeglądu filmów Karthika ma szczególna wdzięczność należy się Rajshri:) Zabrałam się do tego, tak jak lubię, czyli wybierając w jakiś sposób ciekawe filmy z różnych okresów jego kariery i - w miarę możliwości - z różnych kinematografii:) Za to wyszło, że we wszystkich tych tytułach grał amantów (choć różnego rodzaju)
Alaigal Oivadhillai (1981)
Reasumując: po Mouna Raagam, to chyba moja ulubiona tamilska love story:) I pewnie - podobnie jak przy filmie Maniego - nie byłby to taki sam film bez muzyki Illayaraji.
Abhinandana (1988)
Gookulathil Seethai (1996)
A wszystkie opisywanie dziś tytuły można legalnie obejrzeć na YT:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)