Trudno mnie nazwać wielką fanką Rajniego, ale jego fenomen mnie bardzo fascynuje. Ostatnio, w związku z urodzinami Superstara wyszło parę ciekawych pozycji książkowych mu poświęconych. A opublikowany przez Rediff fragment napisanej przez Namana Ramachandrana biografii Rajinikanth: The Definitive Biography naprawdę mnie urzekł. Aż nabrałam ochoty na jej zakup. I na przetłumaczenie owego kawałka:)
Szpital Vanivilas mieści się przy Krishnarajendra Road w Bengalurze, tuż przy tłocznym dworcu autobusowym. Nowy, przeznaczony wyłącznie dla kobiet i dzieci, miał 250 łóżek. Na jednym z nich urodził się syn posterunkowego Ranojiego Rao Gaekwada i jego żony, Ramabai. Gaekwadowie byli z pochodzenia Maratczykami, z ówczesnego stanu Bombaj (teraz podzielonego na Maharashtrę i Gujarat), ale od dawna mieszkali już w Bengalurze (to tu urodził się Ranoji). Podczas ciąży, co zauważyły kobiety z sąsiednich łóżek, z twarzy Ramabai bił niezwykły blask. Dziecko otrzymało imię Sivaji, na cześć czczonego marackiego wojownika, który cieszy się wśród maharasztańczyków prawie boskim statusem. Urodzony we wtorek, 12 grudnia 1950 roku mały Sivaji, nie miał bladego pojęcia ani o tym, iż jako młody chłopak będzie musiał pracować jako tragarz w znacznie oddalonym od swego miejsca urodzenia Kalasipalyam, ani tym bardziej, iż trochę później osiągnie prawie boski status.
Sivaji ukończył 12
klasę w Acharya Pathashala i coraz więcej czasu poświęcał na granie w
przedstawieniach. Gdy Ranoji zasugerował
mu studia, odpowiedział ojcu, że stracił zainteresowanie dalszą edukacją. Przez
krótko Sivaji pracował w maszynerii Mysore,
w okolicach bengalurskiego
Seshadripuram, potem, dzięki krewnemu, ładował worki na ciężarówki za 10 pajs
od worka. Godziny pracy były długie, sama praca ciężka, a pensja godna
pożałowania, ale przynajmniej Sivaji zarabiał jakieś pieniądze. Wtedy
zainterweniował Satyanarayana (jego
starszy brat). „Nie chciałem patrzeć, jak szwenda się grając w sztukach i zajmując dziwnymi pracami, nie
mając pojęcia, o której wyjdzie czy wróci, ale jego bezczynne siedzenie też
byłoby nie w porządku, zatem
porozmawiałem z naszym krewnym, Venkobą Rao, inspektorem policji i on
załatwił Sivajiemu pracę konduktora autobusu” opowiada Satyanarayana. Nie
wystarczyła jednak sama rekomendacja Rao - Sivaji musiał przejść egzamin wstępny i zdobyć
licencję. Zdał go, zdobył uprawnienia i odznakę konduktora Bengalurskiego
Serwisu Transportowego (Bangalore Transport Service - nadal znanego powszechnie
jako BTS, choć oficjalna nazwa brzmi obecnie Bangalore Metropolitan Transport
Corporation). Był rok 1970.
Sivaji dokładnie
pamięta czasy ciągłych zmian, zanim dostał się do BTS. 'Jestem zwyczajnym człowiekiem.
Zanim zostałem konduktorem byłem chłopcem na posyłki, tragarzem, cieślą…”
wspomina. To w BTS Sivaji spotkał osobę,
którą dziś określa jako swego najlepszego przyjaciela. Raja Badhar
był kierowcą autobusu, w którym Sivaji był konduktorem. Pracowali wspólnie od wczesnego ranka (zmiana
zaczynała się o 6) do 14. 'Nikt szybciej od niego nie sprzedawał
biletów” wspomina Badhar. 'Wydawał
bilety i resztę w niezwykłym stylu. Styl był najważniejszy. Pasażerowie
patrzyli w oszołomieniu.' Śmiejąc się dodaje: 'Zwykle odrzucał wtedy swoją grzywkę do tyłu, to dlatego dzisiaj jest
łysy.' Pasażerowie nieraz pozwalali
odjeżdżać wcześniejszym autobusom prawie pustym czekając na ten, w którym
pracował rozrywkowy konduktor - i bywały
w nim tłumy. Sivaji zdecydowanie już wtedy wiedział, jak zabawiać ludzi. Po pracy Sivaji i Badhar odpoczywali w swych
domach. Potem Sivaji wpadał do domu Badhara w Hanumanthnagar i razem szli na
próby organizowanych pod patronatem Stowarzyszenia BTS sztuk, w których grywali
od czasu do czasu. Próby odbywały się tuż przy posterunku policji Chamrajpet i trwały od 5 do 8 po południu. Potem obaj
szli na rynek w Kalasipalyam i wypijali po kilka drinków. 'On pił arak, a ja
piwo' wspomina Badhar. Następnie obaj wracali na obiad do swych domów.
Długie
rozmowy prowadzone przez przyjaciół tyczyły prawie wyłącznie kina. Oglądali
prawie każdy nowo wyświetlany film, a Sivajiego
szczególnie cieszyły filmy z Sivajiem Ganesanem,
Rajkumarem i MGRem. Po seansach odtwarzał poszczególne sceny z filmów, naśladując manierę tych gwiazd. Składając hołd zmarłemu Ganesanowi Sivaji
mówi”: Oglądałem go i naśladowałem. To on
jest powodem, że jestem dziś w branży filmowej”.
Sivaji podkreśla
rolę teatru w kształtowaniu swej kariery: 'Scena
jest moja matką. Gdy byłem konduktorem, a zagrałem już w ponad 25 sztukach, moi
przyjaciele, kierowcy i inni konduktorzy zaczęli mnie pytać, czemu nie spróbuję swych sił
w filmie. Zostaniesz słynną gwiazdą,
mówili. Podbudowali mnie. Ale nie wiedziałem, co robić, bo nigdy nie lubiłem
prosić kogoś o jakieś przysługi. A zresztą co miałbym komuś powiedzieć, skoro nie byłem
nawet przystojny? Czy mogłem liczyć na cokolwiek z takim 'zapleczem'? Gdybym powiedział „Jestem konduktorem, dajcie
mi szansę”, przekonałbym ich?
Przyjaciele Badhara
i Sivajego doradzili mu więc, by zapisał się
do świeżo utworzonego Instytutu Filmowego w Madrasie. To
była sensowna rada, bo Madras był wówczas centrum całego południowego przemysłu
filmowego Sivaji znał w tym czasie
tamilski bardzo słabo, ot ‘złapał’ trochę słówek z oglądania filmów i od
znajomych. 'Zapytał mnie o zgodę na zapisanie się do instytutu,' mówi Satyanarayana,
'powiedziałem mu, by nie martwił się o rodzinę. Powinien rozwijać swoja pasję.
I, z błogosławieństwem Raghavendry, zdecydowaliśmy się wysłać go tam”.
Zatem Sivaji zapisał się Instytutu
Filmowego w Madrasie, biorąc jednocześnie urlop w pracy w BTS, gdyż nie chciał
tracić dobrej, rządowej posady na wypadek, gdyby nie powiodło mu się w świecie
kina .
Badhar,
Satyanarayana i kilku innych zebrali
trochę pieniędzy, by wysłać Sivajiemu do Madrasu, co starczyło na czesne i
osobiste wydatki. Jednak Ranoji nie był
specjalnie zachwycony decyzją najmłodszego dziecka. Wolałby, by Sivaji został w Bengalurze i
awansował w BTS. Jak mówi Satyanarayana,
punkt widzenia Ranojiego był taki, że – skoro Sivaji rzucił już naukę - powinien przynajmniej trzymać
się porządnej roboty, ożenić i ustatkować. Zadanie przekonania Ranojiego spadło
na Satyanarayanę, a w rozmowie z ojcem argumentował on, iż
rodzina nie powinna stać Sivajiemu na drodze i że to jego rozwój jest ważny.
Praktyczny Ranoji martwił się jednak także o potencjalny spadek dochodów rodziny, bo dotąd Sivaji przesyłał
większość swej miesięcznej pensji do domu. 'Powiedziałem ojcu, że jakoś damy rady.
Zamiast trzech posiłków dziennie, zadowolimy się dwoma” wspomina Satyanarayana.
Jednym
z gościnnych wykładowców w instytucie był ceniony reżyser Kailasam Balachander,
człowiek, którego jedna decyzja zmieniła życie Sivajego na zawsze. Balachander
przybył na wykłady w instytucie spowity opinią twórcy, odnoszącego też i sukcesy
kasowe, więc na jego zajęciach był zawsze tłum studentów spijających każde słowo z jego ust. Wykłady zrobiły też wielkie
wrażenie na Sivajim, który chciał osobiście poznać tego wielkiego
człowieka. Jego pobyt w instytucie
dobiegał końca i chciał wykorzystać taką okazję. „Dwa lata w instytucie dały mi podbudowę.' mówi Sivaji. 'Teraz mogłem powiedzieć ludziom: mam
taki i taki talent, proszę popatrzcie i
dajcie mi szansę. Zajęcia w instytucie były jak wizytówka, którą mogłem się posłużyć - dlatego tam się zapisałem”.
Zapytany o odkrycie aktora, który stał się potem supergwiazdą Balachander śmieje się: „To stara historia. Był studentem instytutu. Chciał mnie poznać i zdradził to pragnienie podczas jednego z wykładów. Wykładowca znał mnie i powiedział mi, iż pewien chłopak, Sivaji Rao, chciałby mnie zobaczyć choć przez chwilę. Co ty na to?” Poszedłem więc na praktyczny egzamin i spotkałem go. Ujął mnie jego delikatny wygląd, niesamowite oczy, ładnie wyrzeźbiona twarz. To były atuty. I oczywiście kolor jego skóry. Ciemna skóra, która moim zdaniem była atutem, bo wyróżniała go od innych. Inni mieli jasną skórę itp., im było łatwiej dostać się do filmu. Pomyślałem: czemu nie miałbym wziąć tego chłopaka, dać mu dobrej roli i zobaczyć, co mogę z niego ’wyciągnąć’?
Zapytany o odkrycie aktora, który stał się potem supergwiazdą Balachander śmieje się: „To stara historia. Był studentem instytutu. Chciał mnie poznać i zdradził to pragnienie podczas jednego z wykładów. Wykładowca znał mnie i powiedział mi, iż pewien chłopak, Sivaji Rao, chciałby mnie zobaczyć choć przez chwilę. Co ty na to?” Poszedłem więc na praktyczny egzamin i spotkałem go. Ujął mnie jego delikatny wygląd, niesamowite oczy, ładnie wyrzeźbiona twarz. To były atuty. I oczywiście kolor jego skóry. Ciemna skóra, która moim zdaniem była atutem, bo wyróżniała go od innych. Inni mieli jasną skórę itp., im było łatwiej dostać się do filmu. Pomyślałem: czemu nie miałbym wziąć tego chłopaka, dać mu dobrej roli i zobaczyć, co mogę z niego ’wyciągnąć’?
Balachander
czytał właśnie scenariusz filmu zatytułowanego Apoorva Raagangal (Rare Melodies), mówi Satyanarayana. I pomyślał, czemu nie miałby Sivajiemu dać roli w nim? Powiedział mu "To
niewielka, ale interesująca rola. Musisz ją wziąć. Tak zdecydowałem. Ale musisz
się nauczyć tamilskiego.” Sivaji natychmiast się zgodził i dotknął jego stóp. W pośpiechu wrócił do Bengaluru i powiedział
bratu i Rajowi Badharowi, że los się do niego uśmiechnął. Los w
postaci K
Balachandera. Pod warunkiem, że nauczy się tamilskiego. Rozmowy z Badharem - rodowitym Tamilem - prowadzone wcześniej
głównie w języku kannada, odtąd zaczęły odbywać się tylko po tamilsku. . 'Bardzo
szybko nauczył się języka, w 20 dni', opowiada Badhar.
Ale trzeba
było jeszcze załatwić kwestię jego imienia. W południowoindyjskim kinie mógł
być tylko jeden 'Sivaji', i był nim Sivaji Ganesan. K Balachander nie szukał długo
scenicznego imienia dla Sivajiego Rao: wybrał imię postaci ze swego filmu Major
Chandrakanth. A V M Rajan grał tam postać Rajinikantha i Balachander ‘ochrzcił’ Sivajiego Rao właśnie
tym imieniem. I tak narodził się Rajinikanth,
wkrótce bardzo rozpoznawalne imię, oznaczające dosłownie ‘kolor nocy’ (co miało
być aluzją do koloru skóry Sivajiego
Rao). Nawet jak na rolę bohatera
negatywnego dokonany przez Balachandera
wybór był bardzo odważny. 'W owym
czasie żaden inny reżyser nie wybrałby chłopka o bardzo ciemnej karnacji do
żadnego rodzaju roli' - wspomina.'
Nawet do malutkiej rólki nie chciano ‘czarnucha’. Ale ja też mam dość ciemną
karnację. A mój ojciec jeszcze ciemniejszą. Pomyślałem więc: czemu nie wprowadzić
takiego chłopaka do filmu? Zwłaszcza jako głównego bohatera negatywnego?? I to
się sprawdziło. Świetnie się sprawdziło.'
To była pełna
kolorów noc holi. To wtedy Balachander zrobił
z Sivajiego Rao Rajinikantha. I aktor i reżyser świetnie to do dziś pamiętają. Co roku, w noc holi Balachander z rozrzewnieniem myśli o swym słynnym
odkryciu. Przez 8 lat po swym debiucie, Rajinikanth starał się spotkać lub przynajmniej porozmawiać ze swym
mentorem właśnie w czasie holi. Z czasem się to urwało, bo stawał się coraz bardziej znany i zajęty.. Dziś aktor wspomina to ze skruchą i mówi, iż nigdy nie zapomniał tamtego magicznego dnia.