W urodziny Chiru kolejna 'odgrzewana notka' - tym razem o filmie, który kiedyś odkrył przede mną inne, komediowe oblicze Megastara i który jest do dziś jedną z moich ulubionych komedii indyjskich:)
Sięgnęłam po ten film z dwóch powodów: pierwszym była chęć zobaczenia innego oblicza Chiru niż tego znanego z ostatnich społecznikowsko-hirołsowskich filmów (znaczy chciałam zobaczyć raczej aktora niż stara), drugim była chęć poznania kolejnego cenionego reżysera kina telugu - Jandhyali.
Chantabbai to szalona komedia kryminalna. Skojarzenia z filmami z Peterem Sellersem okazują się nieprzypadkowe, bo jak się okazuje pomysł na film wzięty został z Sellersowego 'A Shot in the Dark'. O co więc chodzi? Chiru gra tu Pandurangę, który jednak - jako, że ma ciągoty detektywistyczne - woli się przedstawiać jako...James Pond (nie wiem czemu w angielskich napisach tłumaczyli to jako Bond, skoro jasno słychać to mówione 'P' na początku). Pandu ma swoje biuro i bardzo, bardzo chciałby się czymś wykazać, zatem np. potrafi wezwać policje do dumnie wytropionego przypadku przemocy domowej, który okazuje się... odgłosami słuchanej w radiu audycji. Jednak wkrótce trafią mu się prawdziwe okazje do pokazania swych umiejętności: po pierwsze sprawa pewnego morderstwa , a potem dostanie też zlecenie na odnalezienie nieślubnego syna pewnego bogatego człowieka....Cały czas jednak jest bardziej zabawnie niż poważnie, choć nie ma w zasadzie typowych 'komików' (znaczy pewnie dlatego jest zabawnie:P), a raczej po prostu całość jest spowita w 'oparach absurdu':)
stajl bohatera^^ a poniżej jego biuro:D
Chiru daje naprawdę czadu i w takim wydaniu podoba mi się dużo bardziej niż jako 'bojownik społeczny'. Bo tu widzę bardziej postać niż Chiru-gwiazdę. I to postać w pewnym sensie nieudacznika, który nawet ze stylowym zapaleniem papierosa bez narobienia sobie biedy ma kłopoty, potrafi się potknąć o cokolwiek, ma problem z garderobą i ogólnie jest zabawny i rozbrajający.
Choć jeszcze większym szokiem był dla mnie widok Allu Arvinda (czyli jego autentycznego szwagra, znanego producenta) w roli faceta, który znienacka w różnych momentach atakuje Pandu (jak to mówi 'Praca jest pracą':D) a już rozgrywka na poduszki a potem widok obu panów kichających w oparach pierza rozłożył mnie na łopatki!
Rozbrajające są też klipy, w których to można i zobaczyć Chiru w różnych wcieleniach:)
Oto zatem Chiru w prochowcu, mało kompletnym stroju tradycyjnym oraz jako... urocza lady:
I Chiru jako...Chaplin:
Polecam fanom Chiru i tym, którzy za nim dotąd nie przepadali także, bo będą mieli szansę poznać go od innej strony. Ja się naprawdę dobrze bawiłam. Bo lata 80 w kinie telugu naprawdę fajne są :)
Żeby nie było, że podobają mi się (i uważam za godne opisania:P) tylko same poważne filmy 'przedruk' notki o dość odjechanym mallu z Mammoottym ;)
Spodziewałam
się lekkiej zabawy kinem i w sumie to dostałam (no, może nie tak do końca).
Podobnie jak przy 'Neninthe' czy 'Twenty 20' nie mogłam oderwać się już od
samej czołówki - będącej mixem znanych filmowych scen, postaci i melodii
(znanych znaczy zapewne Keralczykom, ja niestety rozpoznałam bardzo niewiele, ale i tak trudno mi się było od tego oderwać i było
to replayowane:D)
A potem.. potem mamy hirołsowsko-rycerskie wejście Mamuta - które okazuje się jedynie jego fantazją^^ Bo tak
naprawdę bohater filmu, Mohan, jest zwykłym nauczycielem, który marzy o
karierze w filmie. Jak mówi bowiem - przekonywany przez Lala Josego (grającego
siebie, bo Mamutowy bohater się wprasza do jego domu podobnie jak Sreenivasan w
'Nadodikattu' do Sasiego. I jeszcze każe się
zaanonsować jako Mohan-lal^^), że przecież ma dobry
zawód i po co mu to całe aktorstwo - dobrze jest zajmować się czymś, co się lubi
(a on uczenia nie lubi). I w sumie trudno mu nie przyznać racji. Tylko czy każde marzenie
ma szansę się spełnić i czy przy staraniach o jego realizację nie można
'zgubić' czegoś innego? Bo przecież Mohan, prócz niezłej pracy, ma też
kochającą żonę i syna, którzy owszem, wspierają go w jego marzeniach, ale
sytuacja trochę się zmienia, gdy to - upokorzony pewnym aktorskim
niepowodzeniem - Mohan trafia do offowych filmowców, którzy tłumaczą mu ideę 'aktorstwa
opartego na metodzie' (na
przykładzie Vivka u RGV zresztą:D) i bohater postanawia wyprowadzić się z domu i
zamieszkać na ulicy, by nabrać stosownych 'manieryzmów' do przyszłej roli..
Owszem, z jednej strony te jego usilne starania są zabawne (ach, jak on wkracza do fryzjera
zrobić sobie fryza na Vikrama^^), ale z drugiej nie tak do końca...
u offowych filmowców:D
a tu - jak widać - się robi fryz na Vikrama^^
Chociaż szczerze mówiąc moim zdaniem to reżyserowi lepiej wyszła jednak ta
pierwsza część, bardziej komediowo-dramatyczna (ale w takim ciepłym stylu), niż druga, pokazująca
już bardziej konsekwencje owego kroku bohatera (ze scenami akcji włącznie).
Niemniej ogólnie bawiłam się w sumie dobrze, jest trochę scen - perełek i sporo
'smaczków' (część wspominana wyżej, ale na pewno o czymś jeszcze zapomniałam), przez większość filmu
zastanawiałam się jaki będzie ostatecznie jego wydźwięk (znaczy czy będzie
'wspierał' takie dążenie do realizacji marzeń, czy niekoniecznie), jest świetny
Mamut (bardzo lubię jego komediowe wcielenia!) i fajny drugi plan (choć może
nie całkiem 'wykorzystany'), także spokojnie mogę fanom molly, Mamuta czy
'zabaw kinem' polecić:) Zresztą najlepiej zobaczyć w zwiastunie, czy taki klimat komuś odpowiada:
A, i jeszcze wstyd, że nie rozpoznałam Renjitha ani Blessy'ego w cameach (a Lala Josego pewnie tylko dlatego, że go przedstawili...)
W ostatnich miesiącach, w związku z obchodami stulecia kina indyjskiego, pojawiło się sporo zestawień filmów o kinie (sama zresztą brałam udział w tworzeniu takich list). Stąd w pewnym momencie wpadłam na pomysł, żeby zrobić i listę filmów pokazujących 'starszego brata' kina, znaczy indyjski teatr. Udało mi się znaleźć przykłady z prawie wszystkich głównych kinematografii. Postaram się też - w miarę możliwości - oprócz tytułów podać również jaką konkretnie formę teatralną można w nich zobaczyć (to podobnie bogata paleta jak indyjskie tańce klasyczne i różne stany mają specyficznie swoje formy), no i ile tego teatru w danym filmie faktycznie jest :)
Pinjra (1972, marathi/hindi)
Forma teatralna: tamasha (maracki teatr muzyczno-taneczny)
Ile teatru w filmie? Całkiem sporo. Fabuła wzorowana jest na Błękitnym aniele, z tym, że tu szanowanego wiejskiego nauczyciela do moralnego upadku doprowadza właśnie uczucie do tancerki tamashy.
Ek Hota Vidushak (1992, marathi)
Forma teatralna: tamasha
Ile teatru w filmie? Też sporo. Bohater - nieślubny syn tancerki tamashy - pełni w trupie rolę songadyi
(klauna). Specjalizuje się w rozbawianiu widzów żartami politycznymi (w
tym naśladowaniem znanych polityków). Ma też przygodę z filmem, choć
mało udaną. Całość stanowi smutny obraz losu artysty notorycznie
wykorzystywanego przez innych.
Natrang (2010, marathi)
Forma teatralna: tamasha
Ile teatru w filmie? Masę:) (zresztą sam tytuł oznacza 'artystę teatralnego'). Bohaterem jest zwykły farmer, który poświęca wszystko, by podążyć za swym marzeniem występowania na scenie. Marzy mu się granie królów, ale zostaje panzyą (czyli artystą wcielającym się w postaci kobiece). Więcej o tym świetnym filmie pisałam tutaj.
Balgandharva (2011, marathi)
Forma teatralna: Sangeet Natak (dramat muzyczny)
Ile teatru w filmie? Zważywszy, iż film jest biografią uznanego artysty scenicznego z przełomu wieków, Narayana Shripada Rajhansy, zwanego właśnie Balgandharvą (niebiańskim śpiewakiem) to oczywiście o teatrze jest naprawdę dużo. Narayan słynny był z odtwarzania ról kobiecych (mówimy o czasach, gdy kobiety nie mogły występować na scenie), ale prowadził też własną trupę teatralną, a przez jej losy poznajemy też i zmienne dzieje klasycznego teatru w Indiach (zwłaszcza 'w starciu' z coraz popularniejszym kinem).
Ranganayaki (1981, kannada)
Forma teatralna: nieokreślona
Ile teatru w filmie? Wiele i niewiele ;) Film opowiada o burzliwych losach aktorki, najpierw scenicznej, potem i filmowej. Skupiając się bardziej na jej osobistych wyborach (porzuceniu sceny dla męża, potem powrocie do grania kosztem rozpadu małżeństwa i dalszych tego konsekwencjach), ale pokazuje też takie ciekawe zjawiska jak np kwestię pozycji kobiety 'grającej' (traktowanie aktorki jako 'gwiazdy-przedmiotu pożądania', ale jej zawodu jako niegodnego 'porządnej kobiety'), a i zachodzące w sytuacji teatru przemiany. Że zacytuję sama siebie: "Powracając do zawodu bohaterka decyduje się na rozpoczęcie kariery w
filmie. Niechętnie traktowanym przez większość zespołu (jako pewnego
rodzaju pośledniejsze zajęcie, zdradę ideałów?) I wtedy tłumaczy im, że
nie chodzi jej o pieniądze na luksusowe życie, ale dzięki tej pracy
zarobi choćby na własny teatr dla wędrownego dotąd zespołu: 'Wyobraźcie
sobie nasz teatr w każdym mieście'. Czy i dziś wielu aktorów nie zarabia
pracą w kinie (czy teraz może bardziej w telewizji) na realizację swych
scenicznych marzeń?"
Vanaprastham (2003, malajalam)
Forma teatralna: kathakali
Ile teatru w filmie? Także tu główny bohater jest artystą. Jego kunszt przynosi mu uznanie widzów, ale piętno niskiego pochodzenia wciąż daje o sobie znać. To zarówno ciekawy obraz zjawiska utożsamiania artysty z granymi przez niego rolami (kobieta na której uczucie normalnie nie miałby szans zakochuje się w odgrywanej przez niego postaci, a nie w prawdziwym nim), jak i sztuki jako formy ekspresji przeżywanych przez artystę w danym momencie emocji (gdy, w związku z wydarzeniami w realnym życiu, bohater przechodzi na scenie trwale od grania ról bohaterów do odgrywania demonów)
Nadan (2013, malajalam)
Forma teatralna: nieokreślona
Ile teatru w filmie? Niestety mniej, niż by się można na początku spodziewać. Że się znów zacytuję: "Początek Nadan - z cudownymi sekwencjami z historii keralskiego ruchu teatralnego - zapowiadał naprawdę fajną rzecz. Taką o ginącej sztuce i tradycji, a scena, gdy to bohater, prowadzący z dziada pradziada klasyczny teatr, idzie na pewną baaardzo nowoczesną sztukę i w końcu nie wytrzymuje tego, co się dzieje na scenie i 'wybucha', wydała
mi się jakże bliska i odbywającym się u nas dyskusjom o kierunku
rozwoju teatru. Niestety, moja radość nie trwała długo, bo okazało się,
że Kamal postanowił przedstawić raczej 'dramat artysty' Z nadmierną dawką wielce melodramatycznych (a dość przewidywalnych) scen. Szkoda..."
Bommalata (2004, telugu)
Forma teatralna: bommalata (specyficzny dla AP teatr lalkowy)
Ile teatru w filmie? Niby niewiele, ale pomysł bardzo ciekawy i niebanalny. 'Zwyczajne' (bardzo realistyczne) fabularne fragmenty - opowiadające o nader prozaicznym
marzeniu pewnego 'chłopca ulicy', który po prostu chce móc pójść do
szkoły i się uczyć - przeplatane są tu od czasu do czasu właśnie owym 'teatrem lalek', które
to w specyficzny sposób komentują realne wydarzenia - przenosząc je na
trochę inny, właśnie jakby bardziej narracyjnie bajkowy poziom (i choćby
umożliwiając wprowadzenie narratora-komentatora).
Krishnam Vande Jagadgurum (2012, telugu)
Forma teatralna: surabhi (andhryjski teatr 'rodzinny')
Ile teatru w filmie? Niestety malutko, bowiem co z tego, iż bohater pochodzi z rodziny o tradycjach teatralnych i sam też się tym para, skoro zasadniczo to hirołsowskie kino akcji, znaczy większość filmu nic z teatrem wspólnego nie ma, a nawet jeśli ma to trudno to traktować poważnie (vide finał z zemstą dokonaną w trakcie przedstawienia).
Nautanki Saala (2013, hindi)
Forma teatralna: nieokreślona
Ile teatru w filmie? Niby niewiele (ta bollywoodzka wersja francuskiego Apres Vous jest raczej komedią romantyczną, a teatr jest tylko tłem), ale smakowicie:D Bohater, aktor teatralny, próbuje bowiem przywrócić spotkanemu przypadkiem niedoszłemu samobójcy chęć do życia m.in. oferując mu zagranie roli Ramy w przedstawieniu (sam specjalizuje się w graniu Ravany). W efekcie Rama okazuje się sporą sierotą:P Ale najlepszy jest i tak rozegrany na scenie finał uczuciowych zawirowań bohaterów, w którym Ramajana zyskuje nowe (zdecydowanie bliższe odczuciom pewnie wielu z nas:D) zakończenie^^
I na koniec film, który dopiero czeka na swą premierę, ale zapowiada się bardzo smakowicie jeśli chodzi o teatralne klimaty, czyli tamilskie Kaaviya Thalaivan: