for an english version of this post click here
Pora na relację z kolejnych filmowych obchodów urodzin Chiru. Trwały z tydzień i wciąż nie mam dość:P
Pora na relację z kolejnych filmowych obchodów urodzin Chiru. Trwały z tydzień i wciąż nie mam dość:P
47 Natkal (1981) - Chiru-bigamista dręczy Jayępradę
Kto zetknął się już z kinem Balaćandera (a warto znać to nazwisko) powinien mniej więcej wiedzieć, jakiego kina się spodziewać. W pewnym sensie ta historia 47 dni (bo tyle trwa pewne małżeństwo) skojarzyła mi się z ciut wcześniejszym Balaćandrowym Avargal. Tyle, że tam oglądaliśmy jak bohaterka, która tyle co wyzwoliła się z toksycznego małżeństwa, próbuje sobie od nowa ułożyć życie, tu mamy jakby 'wcześniejszą' opowieść o samym życiu w takim związku. Gdy Vaishali wychodzi za mąż za 'obytego w świecie' Kumara wydawać się może, że 'złapała pana boga za nogi'. Może wyjechać z prowincji nie tylko, że do większego miasta, ale do prawdziwej zagranicznej metropolii - Kumar bowiem mieszka na przedmieściach Paryża (i faktycznie tam była kręcona znacząca większość filmu). Radość z możliwości 'zobaczenia świata' nie trwa jednak długo, Vaishali bowiem odkrywa wkrótce, że Kumar ma już inną żonę - zresztą Francuzkę, a jej desperackie próby najpierw wyjaśnienia, a potem wyplątania się z owej dwuznacznej sytuacji powodują tylko wzrost agresji u męża... A jakie szanse uzyskania pomocy ma terroryzowana przez męża, a nie znająca żadnego obcego języka Tamilka? O ile na początku próbowałam sobie jeszcze jakoś tłumaczyć frustracją zachowanie Chirowej postaci, o tyle z czasem została we mnie tylko narastająca chęć przypiekania go pogrzebaczem. Bardzo podobało mi się też pokazanie Indii jako różnojęzycznego kraju. Niby taka oczywistość, a w filmach jakoś często, jak bohaterowie spotykają innych Indusów, to zwykle okazuje się, że jak najbardziej są w stanie się ze sobą dogadać - znaczy znają ten sam język:P Tu nie, co więcej, ta kwestia jest i parę razy ładnie dramaturgicznie wygrana (gdy pewna osoba chce - dla niewzbudzania podejrzeń co do jej intencji, ukryć swą znajomość tamilskiego, mówi np, że z pochodzenia jest Pendżabczykiem z Hajdarabadu:D) Nie powiem, że był to miły seans, ale naprawdę warto. A wredny Chiru jest równie fascynujący jak wredny Rajini (teraz tylko muszę jeszcze zobaczyć Mohanlala jako podłego męża:P)
Goonda (1984) - Chiru jako nawrócony złodziej
Gdy poznajemy Chirowego bohatera jest 'mistrzem w swoim fachu' i wydaje się być zadowolony ze swego życia. Jednak śmierć jego 'opiekuna i mistrza' sprawi, iż goonda zapragnie rozpocząć nowe życie. A w zasadzie wrócić do starego.. Czy mu się jednak uda? Klasyczna masala, w której najbardziej podobał mi się właśnie aspekt relacji rodzinnych (niestety, jak to w masalach bywa, słabo rozwinięty) i fakt, iż przeszłość bohatera poznaliśmy nie na samym początku, tylko w późniejszej retrospekcji (myśląc o podobnych masalach z bolly lat 70 wydaje mi się to dość nietypowe rozwiązanie: choćby u mistrza Desaia jednak zwykle dzieciństwo bohatera - jeśli było ważne dla dalszych wydarzeń - oglądaliśmy jednak na samym początku,a potem był przeskok do dorosłości). Z ciekawostek: finałową scenę 'na torach', wykonywaną przez Chiru bez pomocy dublera aktor przypłacił kontuzją nogi. Ogólnie, na tle innych widzianych przez mnie filmów Kodandaramiego Reddy'eo z lat 80 (Nyam Kavali, Abhilasha, Khaidi, Vijetha itp) jedna ze słabszych rzeczy tegoż reżysera.
Sangarshana (1983) - Chiru występuje przeciwko ojcu
Po streszczeniach nastawiłam się poważniejsze ujęcie społecznego tematu (choćby coś podobnego do Trishula), niestety film okazał się kolejną masalą, znaczy problem syna, który odkrywszy machloje swego ojca-biznesmena (jeden z tekstów filmu: mam w kieszeni prawo i ludzi, którzy je egzekwują. Jeśli ludzie się zmienią, zmienię i zawartość kieszeni) postanawia stanąć przeciwko niemu (a po stronie związkowców z jego fabryki) okazał się zbyt powierzchownie jednak potraktowany. Tak czy siak nie oglądało się tego jakoś bardzo źle, ale jednak szkoda... Poza tym za mało było Vijayashanti:P (choć zasadniczo rolę i tak miała ciekawszą niż główna heroina, czyli Nalini) Na plus: miło zobaczyć (choć tak pobieżnie potraktowaną) kwestię związków zawodowych w kinie telugu (ok, jest i Gayam RGV, ale to traktuję jednak jako trochę inną półkę:)
Pasivadi Pranam (1987) - zawiany Chiru i głuchonieme dziecko
Kolejna masala, tym razem jednak ciekawsza. Może dlatego, że to remake filmu mallu (Chiru gra rolę po Mamucie. Notabene ciekawostką jest fakt, iż wszystkie wersje - a jest też tamilska i hindi - mają inne zakończenia:)) Bohater to, jakże kochany przez kino, sympatyczny opijus (potem się oczywiście okaże, iż ma ku temu powody, swoją drogą bardzo w tym kontekście podobało mi się określenie 'żonaty kawaler'), który podczas jednej z pijackich 'wypraw na miasto' przygarnia znalezione na ulicy dziecko. Głuchoniemego chłopca. Nie wie, że razem z nim przygarnia sobie kłopoty, bowiem zabójcy rodziców małego będą chcieli pozbyć się i jego (jako niewygodnego świadka)... Chiru jako Madhu jest przeuroczy, chłopiec (grany zresztą przez dziewczynkę:D) jeszcze bardziej (ach, te oczy!), a Vijayshanti na początku wnerwia swą gadatliwością (prawie jak Basanti^^), ale potem okazuje się fajną kobitką. Najbardziej mnie urzekły relacje Madhu z chłopcem (a jaką frajdę ma widz, iż - mając pewną wiedzę w zakresie okoliczności początkowego zabójstwa - rozumie to, co chłopak próbuje powiedzieć, lepiej niż bohaterowie:D), choć riposty Madhu na potoki słów Geety też niezłe. Bardzo jestem teraz ciekawa mallu oryginału. I muszę, po prostu muszę zamieścić Chirową pijacką piosenkę:D (zwrot satyam shivam sundaram będzie mi się od teraz kojarzył nie tylko z Zeenat^^)
W trakcie urodzinowego tygodnia z Chiru widziałam jeszcze Subhalekhę, ale film zrobił na mnie takie wrażenie, że chyba poświęcę mu osobna notkę:) Tylko nie wiem kiedy:P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz