Ponieważ przegląd nowości tamilskich mi się przedłuża (doszły dodatkowe tytuły;)) w międzyczasie chciałam się podzielić soundtrackami, które najbardziej mnie w minionym roku urzekły:) (i nie da się ukryć, że w dużej mierze ta lista pokrywa się z moimi ulubionymi filmami 2014 roku:D)
Zacznę chronologicznie od tytułu, który wszedł do kin początkiem 2014 roku, ale był certyfikowany jeszcze w 2013 i dlatego ma już na koncie jakże zasłużonego Nationala dla najlepszego OSTa. Kabir Suman, o czym pisałam już w opinii o Jaatishwar, stworzył bowiem majstersztyk genialnie łączący tradycję i nowoczesność. Zatem próbka klasycyzująca (kaabigaan, czyli utwór tworzony na gorąco w trakcie 'pojedynku śpiewaczego') :
I taka bardziej współczesna melodia:
A tu można sobie przesłuchać całość. (kocham <3)
Drugi OST, który mnie w minionym roku zwalił z nóg to rzecz w całkiem innych klimatach, ale równie niezwykła. Za muzykę (bo chodzi tu nie tylko o piosenki, ale i o background) do Ulidavaru Kandante odpowiada Ajanesh Loknath. Oto zatem próbka bardziej stricte muzyczna (i wymiatający Rishie!)
I próbka wokalna (mój ulubiony kawałek jeśli chodzi o wizualizację: Kishore-zakochana pierdoła<3)
Zastanawiałam się, czy starać się zamieścić coś osobno z każdej kinematografii, bo przy telugach sprawa nie była aż tak oczywista jak w wymienionych wyżej casusach (gdzie są nie tylko że moje ulubione OSTy z Bengalu i Karnataki, ale spokojnie ulubione indyjskie ogólnie), ale w końcu doszłam do wniosku, że muzyka Micky'ego J. Mayera z Chandamama kathalu mi się po seansie jednak też dosyć po głowie plątała ;) (w końcu Micky już w debiucie, czyli HD udowodnił, że potrafi pisać melodyjne przeboje).
U Tamili to był bezsprzecznie rok Santosha Narayana. Z kilku fajnych OSTów jego autorstwa moje serce zdobył najbardziej ten do Cuckoo, bo cudownie komponuje się z klimatem filmu (w zasadzie Jigarthandy jeszcze bardzo nie słuchałam, bo i nie widziałam filmu, a rzadko teraz słucham muzyki przedseansowo):
No i coś z Kerali. W sumie kino mallu nie słynie z obfitości piosenek w filmach (zresztą coraz bardziej sobie to cenię, bo wkurza mnie ich nadmierna rola promocyjna gdzie indziej, przez co często są 'wpychane na siłę'), ale Bangalore Days zdobył moje serce także muzycznie. Oto zatem bardzo energetyczny numer 'weselny':
I urzekająca liryczna piosenka, za którą chyba jestem w stanie wybaczyć Gopiemu Sundarowi paskudny plagiat Bryana Adamsa (który także można znaleźć w ścieżce tegoż filmu:P)
(klip jest bez klipu 'właściwego', żeby nie zaspoilerować czegoś tym, co nie widzieli jeszcze filmu - co zresztą polecam jak najszybciej nadrobić:P)
*Kina hindi nie pominęłam ze złośliwości, ale po prostu jeszcze prawie nic stamtąd z zeszłego roku nie oglądałam, a w związku z uwagą wyżej na temat tego, kiedy mi się ostatnio 'rzuca w uszy' muzyka z filmu oznacza to, że nie miało mnie jeszcze specjalnie kiedy cokolwiek muzycznie urzec *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz