czwartek, 1 stycznia 2015

Filmowy przegląd 2014 roku - kino malajalam

Tegoroczny przegląd na koniec roku rozpoczynam kinem mallu. Bo nazbierały się tego już straszne ilości:P Poza tym to się okazał (w znaczącej większości) świetny materiał do oglądania na święta - znaczy dużo fajnych feel good movies:) (dowodzących, że kino rozrywkowe nie musi być durne:P)


Ohm Shanthi Oshaana
"O czym marzy dziewczyna, gdy dorastać zaczyna.."- tymi słowami starej piosenki można by chyba dość trafnie podsumować ten film -  przy czym chodzi nie tylko o fabułę, ale i o ten klimat kina 'w starym stylu' (nie darmo spotkałam się z porównywaniem go z romantycznymi komediami Hrishikesha Mukherjee czy Basu Chatterjee - to podobnie prosta, a ciepła i urocza historia, na jaką trudno trafić w dzisiejszych indyjskich rom-comach).  Oto 16-letnia bohaterka (i narratorka filmu), pod wpływem rozmów z ciotką - przy degustacji domowego wina (:D) - dochodzi do wniosku, że lepiej znaleźć sobie przyszłego kandydata na męża samej, zanim aranżowaniem tego zajmą się  jej rodzice. Nie jest to łatwe, bo wszak trudno znaleźć odpowiednią (godną zauroczenia) osobę, a przekonać ją do siebie jeszcze trudniej, ale przecież nie warto tracić ducha, prawda?  Znaczy owszem: znany schemat, ale przedstawiony świeżo i uroczo, w czym duża zasługa zgrabnego scenariusza (debiutanta) i świetnie dobranej obsady: w końcu zostałam przekonana, że Nazriya słusznie uważana jest jedną z najbardziej obiecujących młodych aktorek południowych i zrozumiałam, że można się naprawdę zauroczyć - dotąd dość mi obojętnym - Nivinem Pauly<3 Całość jak znalazł na ponury zimowy wieczór.


1983
...czyli - całkiem nieplanowanie - festiwalu Nivina Pauly ciąg dalszy^^ Trochę mnie ten film zaskoczył, bo spodziewałam się czegoś w stylu Chennai 600028, czyli opowieści o krykietowej paczce przyjaciół, tymczasem to była tylko część  - i to mniej ważna - filmu, potem nastąpiła zaś tzw. dorosła  'proza życia' (z momentem, w którym poczułam, że nawet ja tu coś więcej o krykiecie wiem od pewnej Induski^^) i opowieść o wspieraniu dziecięcej pasji, a trochę i realizacji w ten sposób swoich dawnych marzeń (ale nie w wersji toksycznej - choć był moment, gdy to chciałam tatusiowi przyłożyć za zbytnią wywieraną presję:P - tylko raczej ciepło-motywującej). Podobała mi się ta zwyczajna, praktycznie myśląca (traktująca krykiet jako kosztowną, a mało przydatną w życiu fanaberię), ale jednak ostatecznie wspierająca rodzina (wystarczająco skrajni byli trenerzy:P) i ogólny nostalgiczno-pogodny klimat tej opowieści.



Bangalore days
W takich historiach specjalizuje się raczej bolly (od DCH po ZNMD). Nie kojarzę jednak, by w którejś z tych ich opowieści o trójce przyjaciół była to trójca płciowo 'mieszana' (znaczy jednym z tych kumpli była dziewczyna). A to - zwłaszcza dla osoby nieustająco postulującej o więcej istotnych postaci kobiecych w kinie - różnica niebagatelna. No i to trio jest ze sobą też spokrewnione.  A poza tym jest pełen wachlarz wrażeń: sporo humoru (Kalpana jako mamuśka Kuttana wymiata!), trochę wzruszeń i refleksji i dużo świeżości. Jako psychologa najpierw zaskoczył, a potem urzekł mnie też obraz kryzysu małżeńskiego rozwiązywanego dojrzale, ale w ogóle bez niby obowiązkowego w takich sytuacjach rozmawiania (znaczy ze sobą wzajemnie). I piękny portret 'mezaliansowego' związku, gdzie stroną, która miałaby więcej tu potencjalnie 'stracić' (poświęcić) jest wcale nie ta, która by się nam stereotypowo nią wydawała. Utwierdzam się też w przekonaniu, że mój ulubiony filmowy Fahaad to Fahaad-nerd z kołkiem w d... <3 (z całą sympatią dla głównej trójki sądzę, że on miał tu najciekawszą rolę i mam nadzieję, ze pozgarnia nagrody za najlepszą drugoplanówkę. Bo gdy ten irytujący sztywniak się po raz pierwszy w połowie filmu uśmiecha to jakby świat wokół  pojaśniał, no i scena z psem - cudeńko) A najcudowniejsze w Bangalore Days jest to, że po prawie 3-godzinnym seansie myśli się: 'to już, koniec? ja chcę jeszcze raz':)


How Old Are You
Dwa lata temu, po kilkunastoletniej przerwie, do grania w wielkim stylu powróciła Sridevi. W mijającym roku to samo zrobiła Manju Warrier, aktorka, której casus jest o tyle ciekawszy, że nie miała ona za sobą ponad dekady na szczycie jak Sridevi, ale zaledwie 3 lata grania przed ślubem (po którym porzuciła karierę).  Tak krótki czas starczył jej jednak, by zostać na lata w pamięci keralskich fanów, tak by jej powrót stał się od razu naprawdę wielkim wydarzeniem. How Old Are You, podobnie jak English Vinglish, opowiada o mało docenianej kobiecie po 30 (znaczy w terminologii indyjskiej 'ciotce':P), z tym że o ile Shashi nigdy chyba specjalnie nie miała wiele pewności  siebie czy wiary w swoje możliwości, o tyle tu Nirupama je po prostu straciła (albo przygasły? bo ów charakterek wciąż od czasu do czasu przebija) i dopiero splot pewnych wydarzeń -  z prezydentem w tle  - sprawi, iż uda się  te cechy w pełni przywrócić. Bo nigdy nie jest za późno by 'gonić marzenia' i niekoniecznie warto 'spuszczać głowę'. Ci, którym niezbyt podobało się zakończenie EV tu powinni zatem znaleźć bardziej ich satysfakcjonujący finał. Przy okazji brawa też dla Kunchacko Bobana za śmiałe odchodzenie od wizerunku 'idola nastolatek' i tylko Kaniki mam lekki niedosyt (mogłaby dostać cały podobny film).


Munnariyippu
Film, dzięki któremu Mammootty zgarnie pewnie większość nagród za najlepszą rolę męską 2014 roku. Dzięki któremu można sobie przypomnieć, jak świetnym on jest aktorem, gdy da mu się dobrą rolę. Film, który  - wbrew moim obawom - wcale nie jest taki ciężki i nieprzystępny (gatunkowo to bardziej kino suspensu, niż jakiś czysty dramat), ale po prostu nie podaje widzowi wszystkiego 'na tacy'.  I nie daje łatwych odpowiedzi (hmm... prawdę mówiąc w zasadzie prawie w ogóle ich nie daje^^ - stąd nawet część Keralczyków uznała jego zakończenie za do luftu:P), ale inspiruje do własnej próby ich poszukania. Film, który początkowo może kojarzyć się z Nirakkottu (bohater skazany za coś, czego - jak twierdzi - nie zrobił + dociekliwa dziennikarka), potem ciut z Kaiyoppu, żeby ostatecznie tym bardziej widza zaskoczyć;) Film precyzyjnie skonstruowany i zagrany. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że na kolejny film Venu nie trzeba będzie czekać znów  kilkanaście lat (taki Shaji Karun to przy nim strasznie płodny reżyser:P)

 Balyakalasakhi  
Znów Mamut, tym razem w adaptacji słynnej epickiej powieści Basheera (taka jakby lokalna wersja historii Lalji i Mandżu^^) Co najbardziej fascynuje w tej kostiumowej historii to - poza podwójną rolą Mammootty'ego jako ojca i syna - klimat epoki (czasy przed-niepodległościowe i w tle dużo ciekawych rzeczy obyczajowo-historycznych) oraz drugi plan (Seema Biswas!<3 I czy ona nie mówiła swoim głosem?) Rozczarowuje przede wszystkim pomysł na romantyczne sparowanie Mamuta z (kojarzącą mi się nieustająco z Katriną Kaif:P) Ishą Talwar. Serio, że ona ma być jego rówieśniczką? (a Meena matką?:O) Nawet jeśli sporo ich wspólnych dorosłych scen odbywało się na zasadzie wyobrażeniowej (on, przebywając w odległej Kalkucie, widzi ją taką, jaką zapamiętał przed wyjazdem) to i tak mnie to raziło. Ciekawa jestem starszej, kręconej z aktywnym udziałem autora, adaptacji tej powieści (z Premem Nazirem i Sheelą w rolach głównych).


Sapthamashree Thaskaraha
Bollywood miało w ubiegłym roku Happy New Year, molly ten heist movie (ktoś ma pomysł na dobre polskie tłumaczenie? bardziej w stylu przekrętu, niż po prostu 'złodziejskiego kina'?). Który zapewne nie posiada tylu wypasionych atrakcji, ale za to ma chyba zdecydowanie więcej sensu:P Urzekła mnie już sama 'konfesjonałowa' klamra narracyjna, bowiem bohaterów i przebieg wydarzeń poznajemy dzięki.. spowiadającemu się jednemu z tytułowych siedmiu złodziei (uwielbiam chrześcijańskie motywy w keralskich filmach. No i jeszcze - smaczek dla obeznanych - kto siedzi w konfesjonale:D) Cudny jest prolog i epilog:) Jeśli chodzi o resztę to niekoniecznie mi  wszystko z tej specyficznej stylistyki gatunkowej i humoru 'podpasowało', ale ogólnie bawiłam się nieźle (scena z siorbaniem w szerszym kontekście jest jeszcze zabawniejsza, no i jaki piękny twist - i cameo - na końcu!). Podobało mi się poza tym, że bardziej znane gwiazdy filmu (Asif Ali jako największy zakapior w więźniu!) nie zdominowały specjalnie tych nieznanych twarzy (powiedziałabym nawet, że ci drudzy miewali lepsze sceny i teksty). Molly film roku to nie jest (poprzedni film reżysera do takiego miana zdecydowanie mógł pretendować), ale całkiem sympatyczna rozrywka owszem:)



Obejrzane wcześniej:   Swapaanam
Czekam na dvd:   Perariyathavar, Njan Steve Lopez, Iyobinte Pustakam

Ps. Tak na koniec chciałam jeszcze na coś zwrócić uwagę: znakomitą większość tych filmów zrobili młodzi (stażem) reżyserzy: w 2 przypadkach (OSO i 1983) to debiuty, w trzech - drugie filmy (no chyba, że Anjali Menon liczyć też segment w Kerala Cafe to wtedy jej trzeci^^) i tylko Roshan Andrrews jest tu prawdziwym 'wygą'. To naprawdę dobrze wróży kinu mallu na najbliższe lata :)
 

2 komentarze:

  1. Potem jeszcze napiszę coś więcej, na razie tylko krótko, że po tegorocznym festiwalu Nivina Pauly'ego bardzo tego aktora polubiłam. Wcześniej jakoś mało go zauważałam, najbardziej go kojarzyłam z występów w celebryckiej drużynie krykietowej keralskiej;). Naprawdę świetny rok dla niego. Nie dość że hity, to jeszcze naprawdę fajne kino. I lubię go i jako uroczego ciamajdę, i wersji bardziej tajemniczej i złachanej;).
    Największym zaskoczeniem był dla mnie "1983". Bo zapowiadali ten film trochę inaczej (nie jako inna wersję Chennai 600028) - i tytuł co innego sugeruje. A okazał się filmem, jakiego mi w kinie indyjskim bardzo brakowało - który jest o najzwyczajniejszym życiu zwyczajnych ludzi, i pokazuje, jak ważną częścią tamtejszej codzienności jest krykiet. Jak bardzo i na różne sposoby się w tej codzienności jest widoczny. Jak reprezentuje różne marzenia, szanse, jak potrafi te szanse tworzyć, jak jest łącznikiem z przyjaciółmi, dzieciństwem. I przy okazjach większych imprez spaja naród;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zapowiadali bardzo nie wiem, tak se chyba ogólnie wyobraziłam po plakatach i liście grających, gdzie raczej pisano o tych młodych z drużyny krykietowej właśnie.
    I mnie się podobało, że pokazali, że jednak nie wszyscy muszą się nie tylko ekscytować, ale i mieć podstawowe pojęcie o krykiecie :P (podobnie jak o aktorach i kinie zresztą:))
    A Nivin chyba miał wcześniej znacznie bardziej ograniczony image (bo tu nie zapominajmy jeszcze i o tatusiu!)

    OdpowiedzUsuń