poniedziałek, 24 lutego 2014

Filmowy przegląd 2013 roku - kino hindi

Na koniec (wreszcie, bo już mnie ów cykl naprawdę nużyć zaczyna) przeglądu  kino hindi. 'Olewane' przeze mnie przez cały rok, stąd filmów zebrało się naprawdę sporo, zatem opinie mogą być jeszcze krótsze niż zwykle:P

 Bombay Talkies

Bolly na sto lat kina indyjskiego, czyli cztery nowelki opowiadające o tym, ile znaczy w naszym życiu - i jak potrafi na nas wpłynąć - kino (i jego gwiazdy). Dość zróżnicowane w klimacie, stąd duże szanse, że każdy znajdzie swoją ulubioną. Mnie urzekły muzyczne klimaty tej Karanowej (w końcu na dobre uwierzyłam, że on naprawdę zna i kocha stare klasyki), uśmiechnęłam się na części Dibakara (bo jakże często fantazje/marzenia są lepsze, bo bezpieczniejsze, od szansy ich realizacji), trochę rozczarowała nowelka Zoyi, no a najbardziej podobała chyba ta Kashyapowa o tym, ile się w tej 'magii gwiazd' przez lata zmieniło, a  co jednak pozostało takie samo. Najlepszy zaś hołd dla kina hindi następuje na końcu. I nie chodzi mi bynajmniej o te gwiazdorskie 'pląsy na schodach', ale o owe cudowne wcześniejsze 3 minuty (które pewnie, jak zwykle, będę próbować dokładniej 'rozpracować' - znaczy który kadr jest z czego).


Go Goa Gone


Miałam duże opory (film o zombie?? eeee...), w końcu przeważyły dochodzące zewsząd zachwycone opinie. I słusznie, bo naprawdę dobrze się bawiłam, znaczy 'nie takie zombie straszne (nudne), jeśli potraktowane z odjechanym humorem':P I wcale nie przeszkadzała mi nieznajomość gatunku 'wyjściowego' (ale ja i miałam świetną zabawę na brooksowej parodii  Gwiezdnych Wojen bez znajomości oryginału:D) Osobiście najbardziej kocham rosyjskie 'wtręty' (jaki ładny akcent pan miał! no i te stylizowane na cyrylicę angielskie napisy przy rosyjskich dialogach - czaaad!) i żal mi, że Saif (znaczy Borys) też nie mówił nic w tym pięknym języku. Miło też zobaczyć w końcu w tej kinematografii naprawdę uzasadnioną scenę z bikini (gdzie nikt nie próbuje go ogrywać bardziej niż to logicznie potrzebne znaczy). Zazdroszczę oglądającym  film w kinie.

B.A. Pass

Spodziewałam się trochę czegoś innego. Czegoś w stylu Absolwenta, znaczy słodko-gorzkiej opowieści o wchodzeniu (także tym erotycznym) w dorosłe życie? Tymczasem w BA Pass jest tylko gorycz. I mrok (widoczne są zresztą wpływy kina noir). Nawet to poznawanie seksu nie daje, choć przez chwilę, specjalnej radości (chyba trudno by było, skoro już pierwsze zbliżenie bohatera i owej starszej od niego mężatki kończy się wręczeniem  mu pieniędzy, czyli sprowadzeniem wszystkiego do 'usługi'). A potem zostaje już tylko nakręcająca się spirala, z której nie będzie dobrego wyjścia. Jeśli ktoś nie lubi przygnębiać się kinem to zdecydowanie rzecz nie dla niego, pozostałym polecam, bo to dobry, choć smutny film. Jeden z najlepszych w ubiegłym roku w kinie hindi. I taki, który zostaje w pamięci. 

Special 26

Wbrew obiegowej opinii o jego filmach te sensowne zdarzają się ostatnio Akshayowi częściej niż np. SRK. To jest kolejny (po OMG) dowód. Ta osadzona w realiach lat 80-tych historia bandy oszustów podszywających się pod oficerów CBI (i robinhoodujących banki) to sprawnie zrealizowane kino w doborowej obsadzie (i - też wbrew obiegowym opiniom o nim - Akshay wcale nie próbuje wielce zdominować reszty obsady - bardziej zresztą od niego utalentowanej). I nawet para-romansowy wątek specjalnie mi nie przeszkadzał. A najbardziej zachwycił mnie chyba funkujący background (przywodzący mi na myśl ongisiejsze dokonania Burmana, znaczy bardzo kojarzący się z 'klimatem epoki'). Fajne, rozrywkowe kino znaczy.


Matru Ki Bijlee Ka Mandola

Nie sądziłam, że w jednym roku zobaczę dwa indyjskie filmy w bałkańskich klimatach:D Choć nowy film Vishala nie urzekł mnie tak jak keralskie Amen. Chyba za dużo rzeczy Bhardwaj chciał w tym filmie 'upchać' i nie do końca mu ta kombinacja szaleństwa i powagi (społecznego tematu) moim zdaniem wyszła. Najjaśniejszym punktem jest bez wątpienia brawurowa kreacja Pankaja Kapoora i w zasadzie dla niej samej warto zobaczyć ten film (bo wcale nie tak często ten aktor ma  okazję do pokazania, na co go stać - i właśnie głównie u Vishala). Tym bardziej jednak przy nim widać, że Imran - mimo zarostu - aktorem jest marnym:P Szkoda też, iż Anushka po raz kolejny powiela rolę 'bubbly girl' (bo tu akurat można było chyba inaczej). No cóż... może przy kolejnej adaptacji Szekspira Bhardwaj wróci do naprawdę wielkiej formy.
  

LunchBox

Fajnie było zobaczyć znów film indyjski w kinie. W polskim kinie, jako 'zwyczajną' premierę. Na dodatek film, który nijak nie przystaje do obiegowej opinii o bolly. Choć uważam, że jednak reklamy filmu ciut wprowadzają w błąd. Nastawiłam się bardziej na feel good movie (jak keralskie filmy 'o jedzeniu' np), tymczasem z tego najbardziej 'przebija' mi jednak ta samotność - nawet jeśli w końcu pokonywana. Za to obsada jest absolutnie bez zarzutu: Irrfan udowadnia (po raz kolejny) że jest najciekawszym Khanem (chciałabym zobaczyć innego grającego prawie emeryta:P), Nimrat to fantastyczny powiew takiej zwyczajności, o którą u dzisiejszych glamurowych gwiazd strasznie trudno (nawet jeśli grają niby zwyczajne bohaterki), no i 'odkryłam' dla siebie Nawaza (w końcu, bo do tej pory wiedziałam, że jest i że niezłym aktorem jest, ale dopiero tu po raz pierwszy tak naprawdę urzekła mnie jego rola).


 Lootera

Bardzo stylowa, ładnie osadzona 'w klimacie epoki', przepięknie sfotografowana i wypełniona cudowną muzyką (zwłaszcza tą w tle) opowieść, która... zostawiła mnie w sumie obojętną. Doceniam, iż zarówno Sonakshi jak i Ranveer spróbowali wyjść poza swe dotychczasowe  emploi (to zawsze godne pochwały), daleka jednak jestem od zachwytów nad efektem. Po prostu nie bardzo mnie przekonali (zwłaszcza po Sonakshi - po tych licznych zachwytach nad jej rolą - spodziewałam się znacznie więcej) i być może z innymi (lepszymi) aktorami ta historia by jednak zyskała. A tak wyszła trochę ładna 'wydmuszka'- nie ogląda się źle, ale ani bardzo nie porusza, ani nie pozostaje w głowie na dłużej.
 

Kai Po Che

Będę chyba oryginalna, bo nie przypominam sobie, żebym czytała coś takiego w jakiejkolwiek opinii o tym filmie, ale naprawdę od początku ta opowieść bardzo kojarzyła mi się z kinem tamilskim. Bo to z tamtego kina najbardziej kojarzę takie historie o przyjaźni: młodzieńczej, ale nie okołoszkolnej, tylko już takiej wchodzącej w niełatwe, dorosłe życie - takie zwyczajne, bez wielkich perspektyw, za to wcześniej czy później zderzone z brudną polityką (której to jakoś właśnie bardziej na południu pełno wokół - przynajmniej w ich filmach). Choć w porównaniu z takimi tamilami jak np Subramaniapuram czy Naadodigal Kai Po Che jest jednak trochę bardziej 'podkręcone' (jak - nomen omen - krykietowa piłka^^) I nie chodzi mi tu o nic negatywnego, po prostu tempo filmu jest trochę inne, dla mnie zresztą nawet łatwiej 'przyswajalne'. Bałam się trochę tej 'krykietowości', na szczęście ani brak zainteresowania tym sportem, ani orientacji w nim, nie przeszkodził w przejęciu się losami bohaterów. Co dobrze świadczy o filmie:)


Shahid

Shahid
czyli męczennik. Tym słowem zwykle określa się muzułmanów oddających życie za wiarę czy kraj.  Kojarzą nam się z kontrowersyjnymi radykalistami. Czy bohatera filmu, zastrzelonego w 2010 roku słynnego obrońcy praw człowieka, Shahida Azmiego, można nazwać i takim shahidem? Hmm.. to zależy. Tak, bo poświęcił swe życie krajowi i sprawie, w którą wierzył. Nie, bo nie walczył przemocą, ale prawem. Nie znałam tej postaci wcześniej. Zaimponował mi. Jakże, w niejednym kraju, potrzebne są takie zdroworozsądkowe osoby, które w trudnych czasach (Azmi zasłynął najbardziej z obrony osób oskarżonych po mumbajskich zamachach z 1992 roku o terroryzm) nie poddadzą się emocjom zbiorowej 'psychozy', ale potrafią walczyć o jedno z fundamentalnych praw demokracji: domniemanie niewinności. Bo w to wierzą. Przeciekawa postać, przeciekawy film. A po dwóch fimach z rzędu (co wcale nie było zaplanowane:D) Rajkummar Rao został moim aktorskim 'odkryciem roku'.

Bhaag Milka Bhaag

Trailery nie wróżyły mi za dobrze, mimo to - za sprawą różnych pozytywnych opinii o filmie -  postanowiłam dać mu szansę. Niestety nie skończyło się jak przy GGG. Gdyby BMB powstał w Stanach można by o nim powiedzieć, że to wzorcowy casus 'filmu pod Oscary' (przypominały mi się różne hollywoodzkie filmy w podobnym stylu). To nie tak, że w ogóle nie lubię komercyjnego, 'gładkiego' i uproszczonego podania, ale co innego kino czysto rozrywkowe (które nie udaje niczego innego), a co innego film, który ma ambicje na 'poważniejsze' kino, a jest zlepkiem przewidywalnych schematów z gatunku 'z dołów, przez trudy i upadki, wytrwałością do zwycięstwa'. Na dodatek bardzo długim zlepkiem. Dawno mi się tak 3 godziny seansu nie dłużyły, no ale ileż można oglądać wlokącej się, totalnie przewidywalnej historii, okraszonych bombastyczną muzyką zwolnień (swoją drogą to paradoks, żeby jeden z najszybszych ponoć ludzi świata biegał głównie w slowmotion:P) i innych takich 'atrakcji' (wątek romansu z 'białaską' - argh! A po co w ogóle była Sonam? itp itd). Nagrody dla Farhana - niech już będzie, ale dla samego filmu  to zdecydowana przesada.


Obejrzane wcześniej:  Gangoobai, Listen..Amaya
Czekam na dvd:  Ugly, Monsoon Shoutout

10 komentarzy:

  1. Nie orientuję się co wychodzi tak z dwa-trzy lata już :/ Ale Twój wpis narobił mi lekkiego smaka na 4-5 tytułów. Może by się za nimi rozejrzał i spróbował po tej długiej przerwie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż mogę napisać. Z indyjskich filmów z 2013 roku widziałam jedynie "Chennai Express", a tak zobaczyłam trochę z 2012 roku.
    Mam w planach "The Lunchbox", gdzieś na dysku się krząta MKBKM, a tak po Twoim wpisie zaczynam brać pod uwagę GGG i Bombay Talkies.

    Czekam na przypływ ochoty na filmy indyjskie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Próbować zawsze warto:) Choć ja bym niekoniecznie polecała najbardziej te tytuły, które Agna wybrała - no ale ja dawno dziwna jestem:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś dziwna tylko masz większe oczekiwania niż ja. ;)

      GGG w ogóle bym nie brała pod uwagę, ale skoro tam są zombie (nawet jeśli nudne) to jakoś mi zainteresowanie wzrosło z poziomu piwnicznego. MKBKM próbowałam obejrzeć, ale było późno i jakoś zapomniałam o całej sprawie.

      Usuń
    2. Większe, nie większe, inne i pewnie bardziej nietypowe :D
      I widać nie wyszedł mi skrót myślowy z zombie - nudne to jest zazwyczaj, jako gatunek (znaczy na poważnie), tu jest ok :)

      Usuń
    3. GGG jest przecudownie zabawne. No i Kunal <3

      Usuń
  4. Go Goa Gone miażdży, a Special Chabbis też świetnie się oglądało. Lootera to ładny film, a reżyser wyciągnął z Sonakshi i Ranveera naprawdę dobre aktorstwo. Mam nadzieję, że jeszcze zobaczę ich kiedyś w takich ciekawych rolach. A Anu nie była taka zła w MKBKM ;) Reszta filmów przede mną, ale kiedyś się nadrobi. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo cóż, rzecz właśnie w tym że Lootera to tylko 'ładny' (obrazkowo) film, ale zbyt.. 'bezpłciowy'?. I widać inaczej rozumiem 'naprawdę dobre aktorstwo', bo u Sonakshi widziałam bardziej jej 'grymasy' niż emocje postaci.
      I nie napisałam, że Anushka była 'tak zła' (na pewno nie przy Imranie:P), tylko, że 'poleciała emploi', co się robi coraz bardziej nudne (ile będzie bazować na tej 'bubbly gir'l?))

      Usuń
    2. Sorry, jak tak operuję trochę skrótami, żeby nie rozpisywać się za bardzo. Masz rację, że są sceny, gdzie te jej grymasy były aż nadużywane, nawet mnie denerwowały :P (szczególnie w pierwszej połowie), ale spojrzeniem też umiała oddać uczucia bohaterki, tak sądzę. Poza tym to ja się nie znam na aktorstwie. :P

      Co do Anushki, to pomyślałam, że jej wizerunek bubbly girl już uważasz za zło. :P

      Usuń
    3. Ja też nie, ale zakładam zwykle, że im lepsze aktorstwo, tym mniej myślę, że to aktor i że gra (czy próbuje grać), a tym bardziej widzę samą postać.

      I cóż.. no nie jest to mój ulubiony typ bohaterki - a strasznie w tym kinie ogólnie nadużywany.

      Usuń