Satyanweshi
Ostatni film zmarłego niedawno Rituparno Ghosha to stylowy dramat z zagadką kryminalną. Jednego z najsłynniejszych bengalskich detektywów, Byomkesha Bakshiego zagrał w niej...inny reżyser, Sujoy Ghosh (ten od Kahaani). Oto pewien maharadża w swej ostatniej woli określa, na jakich warunkach jego syn będzie mógł zostać jego spadkobiercą. Ma się zatem 'stosownie' ożenić i w ciągu trzech lat spłodzić syna - kolejnego dziedzica. Po połowie wyznaczonego okresu dziecka nie widać, za to tajemniczo zniknął młody pałacowy bibliotekarz. Śledztwo zdecyduje się podjąć świeżo przybyły do pałacu Bakshi. Nie jestem wielką fanką detektywistycznych historii, dlatego - w odróżnieniu od wielu fanów ikonicznego detektywa - nie przeszkadzało mi, że może niekoniecznie był on główną postacią tego filmu (i że dramatu było w nim więcej niż suspensu). Ale najbardziej spodobał mi się klimat, taki właśnie 'pałacowy', niedzisiejszy, powolny, idealny do intryg i ukrytych relacji czy motywów. A może po prostu - nastawiwszy się na straszna nudę - bardzo szukałam pozytywów:D
Goynar Baksho
Zważywszy na zawód przy Iti Mrinalini i nie bardzo zachęcające proma długo zastanawiałam się, czy sięgać po nowy film Aparny. Stara sympatia wygrała:) I aczkolwiek nadal nie jest to ta 'najlepsza Aparna' to ową szkatułkową' opowieść o trzech pokoleniach bengalskich kobiet - wplecioną, a jakże i w niełatwą historię Bengalu - oglądało mi się całkiem przyjemnie. Urzekło mnie przede wszystkim animowane intro i - rewelacyjna! - Moushimi (grająca zresztą głównie ducha:D). I przypomniało mi się, jak pytana w jednym z wywiadów, dlaczego sama nie zagrała głównej roli w tym, dawno wymarzonym, projekcie, Aparna odpowiedziała, że nie byłaby w stanie zagrać takiej postaci (znaczy przede wszystkim używać takiego 'soczystego' języka^^) i coś w tym jest, bo taką Aparnę faktycznie trudno mi sobie wyobrazić, za to Moushimi jest po prostu bezbłędna i przyćmiła moim zdaniem resztę obsady. Bałam się trochę, na ile zrozumiem całe to historyczne tło, ale nie było tak źle ('okołoghatakowe lekcje' jednak chyba procentują^^) Wprawdzie im dalej, tym bardziej film traci impet (najbardziej lubię część z Konkoną-młodą żoną) ale ogólnie jest nieźle.
Mishawr Rawhoshyo
Właśnie zdałam sobie sprawę, że o trzecim filmie z kolei mogłabym napisać: "pomimo tego, że jest to dzieło bardzo cenionego przeze mnie reżysera (w przypadku Srijita już od debiutanckiego Autographu), długo nie byłam przekonana, że chcę je zobaczyć":D Kakababu może być sobie (kolejnym) ikonicznym literackim bohaterem dla Bengalczyków, mnie jakoś ten ichniejszy odpowiednik Indiany Jonesa po promach bardzo nie przekonał. W końcu jednak obejrzałam i po seansie mogę powiedzieć, że o ile jestem niekoniecznie przekonana co do filmu, tak absolutnie do postaci. W powodzi filmowych bohaterów bazujących coraz częściej na bardzo fizycznej atrakcyjności, Kakababu - utykający pan w średnim wieku, w rogowych okularach, który jak najbardziej jest przygodowym hirołem, ale imponuje raczej błyskotliwością, erudycją czy opanowaniem, jawi się jak powiew świeżego powietrza:) (uwielbiam zarówno scenę, gdy to tłumaczy pewnemu młodzieńcowi, który to chce mu koniecznie ustąpić miejsce dla niepełnosprawnych, dlaczego to miejsce jest raczej dla tegoż młodziana, jak i np tę, gdy przychodzą po niego ludzie Al Qadiego) Teraz tylko muszę się przekonać, na ile Kakababu jest taki i w ogóle (i jakkolwiek pewnie niełatwo mi go będzie teraz 'odkleić' od Prosenjita, mam nadzieję, że tak :))
Shabdo
W końcu film, do którego nie przyciągnęło mnie ani nazwisko reżysera, ani aktorzy, ale po prostu pomysł fabularny. Bengalski koncept na uczczenie stulecia kina po prostu mnie urzekł swą niebanalnością. O kim zwykle myślimy (czyją pracę oceniamy) oglądając film? W pierwszej kolejności zapewne aktorów, wiele osób pewnie pomyśli też o reżyserze i scenarzyście, trochę mniej o kompozytorze, operatorze zdjęć, przy filmach 'z epoki' pewnie jeszcze o kostiumologu, bardziej świadomi o dźwiękowcu czy montażyście. Ilu z nas, kinomanów, myślało natomiast np. o kimś takim jak imitator dźwięków (foley artist)? Ile osób w ogóle zdaje sobie sprawę, że - zwłaszcza w kinie indyjskim, gdzie nagrywanie materiału od razu z dźwiękiem jest wciąż rzadkością, ale nie tylko tam - taka profesja w ogóle istnieje? (bo przecież późniejsze 'dogranie' dialogów to nie wszystko) Ja dotąd nie bardzo i to mnie właśnie zafrapowało. A tym bardziej, gdy to po rozpoczęciu seansu okazało się, że nie chodzi tylko o pokazanie specyfiki tej pracy, ale i możliwej jej ceny - co z jednej strony jest nadal niezwykłe (bo specyficzne, jak i samo zajęcie), a z drugiej wnosi jednak jakiś aspekt uniwersalności (wszak pasja, która prowadzi do zaburzeń, zdarza się w wielu profesjach). Jako psycholog z fascynacją śledziłam kolejne etapy: najpierw zrozumienia problemu i przez lekarzy (diagnozy) i przez pacjenta (świadomość choroby), a potem opracowania sposobu leczenia (terapii). Shabdo to dla mnie dowód, że - choć to owszem coraz trudniejsze - nadal da się jednak pokazać coś całkiem nowego w kinie. I to też fascynujące:)
Shunyo Awnko
Shunyo Awnko, najnowszy film bengalskiego weterana, Gouthama Ghose'a, to mozaikowa diagnoza aktualnej sytuacji kraju i społeczeństwa. Niewesoła w wymowie. Na początku próbowałam ogarnąć wszystkie, przeplatające się wątki, szybko doszłam jednak do wniosku, że nie dam rady, skupiłam się więc głównie na tych dwóch, które mnie najbardziej zainteresowały: historii granej przez Konkonę reporterki, która po paru latach pisania o gwiazdkach trafia na prowincję i z pasją zagłębia się w lokalne problemy (w tym i - wynikającą z frustracji - działalność naksalitów), w czym czuje wreszcie prawdziwy, ważny materiał na reportaż oraz granego przez Dhritimana Chatterjee lekarza-aktywistę, który nad karierę wybrał służenie ludziom (i medycznie i jako lokalny lider). Trudny film, ale i takie warto czasem poznać.
Tasher Desh
Nawet
nie będę próbować udawać, że coś specjalnie zrozumiałam z tego filmu:P
To równie prawdopodobne, jak, że ktoś, kto ledwie czytał/słyszał o
Szekspirze, pojmie coś z awangardowej adaptacji jakiejś jego sztuki. Bo Tasher Desh
to 'odjechana' adaptacja Rabindratha Tagora. Co zresztą nie takie
dziwne zważywszy, iż film nakręcił kontrowersyjny reżyser Q (ten od Gandu)
Także z fabuły nic specjalnie nie zrozumiałam, ale pozwoliłam się chyba
urzec fascynującej fantazji reżysera, bo miałam z tego seansu jakąś
dziwną frajdę. Myślę, że ten film można szczególnie polecić tym, którzy
żyją w przekonaniu, że w kinie indyjskim nie uświadczy prawdziwych
eksperymentów:P
Obejrzane wcześniej: Meghe Dhaka Tara
Czekam na dvd: Hanuman.com
A czy postać tego ikonicznego detektywa wiąże się w jakiś sposób z Rayowym Feludą?
OdpowiedzUsuńJakkolwiek nic 'feludowego' jeszcze nie widziałam, wydaje mi się, że to podobne pytanie, jak czy postać Sherlocka Holmesa jest jakoś związana z Herculesem Poirot^^
OdpowiedzUsuńA z ciekawostek moge jeszcze dodać, że jak nazwisko twórcy Bashiego nic mi nie mówi, tak Kakababu stworzył pisarz, na bazie powieści którego Shyamaprasad nakręcił Ore Kadal i Arike. Bengalczycy mają po prostu bogactwo literackich pomysłów 'na każdą okazję' i tyle :D
OdpowiedzUsuńHolmes z Poirotem akurat są związani, i Christie powoływania się na pisanie pierwszych historii w tradycji holmesowskiej, więc ciekawa byłam, czy mówi się o jakiś relacjach tych bengalskich postaci. No nic, jak do tego dojdę i nadrobię czytanie Feludy, to sobie poszukam.
OdpowiedzUsuńJa żadnych detektywów aż tak głęboko nie śledzę, w tych bengalskich też raczej nie będę się bardzo wgłębiać:D ( i tak nie ogarniam zagadek kryminalnych:P)
OdpowiedzUsuńGugiel mówi, że Byomkesh powstał 30 lat przed Feludąi że obie postaci były inspirowane i Holmesem (choćby przez postaci odpowiedników Watsona). Przypominał mi też, żę widziałam już Rayową adaptację Baksiego - z Uttamem, ale nic z niej nie pamieam, poza tym że nudna była i nie rozumiem, czemu Uttamowi akurat za to Nationala dali (cały czas obstawiam, że tak naprawdę za Nayaka chcieli, ale rok wcześniej jeszcze tej nagrody nie było:P)
OdpowiedzUsuń