niedziela, 12 maja 2013

Midhunam (2012) - carpe diem w jesieni życia;)


Od dawna bardzo niecierpliwie czekałam na ten film (plakat z niego gości zresztą od jakiegoś czasu na 'czołówce' mojego bloga:)). Bałam się tylko, że może wcale nie wyjść na dvd z napisami (wielu kameralniejszym filmom telugu się to niestety zdarza - że wspomnę tylko o Devasthanam czy  Onamalu z tych ostatnich...), na szczęście został wydany:)
W wielu internetowych wypowiedziach podkreślano, że ten film to esencja 'telugowości' i dokładnie tak jest. To jest ten 'natywny' klimat, który znam z filmów z lat 80, przedstawiany kiedyś przez takich klasycznych twórców jak Vishwanath, Bapu czy Jandhyala. Cudowny świat, w którym toczy się spokojne, wypełnione pięknymi widokami i raagującymi melodiami życie. I w zasadzie należało się chyba tego spodziewać, zważywszy iż reżyserem filmu jest ceniony aktor charakterystyczny i scenarzysta, Tanikella Bharani, człowiek rzec można chyba 'starej dobrej szkoły', a sam film - historia starszego, mieszkającego samotnie (znaczy z dala od dzieci), ale potrafiącego cieszyć się życiem, małżeństwa - jest adaptacją powieści telugu. Co ciekawe nie pierwszą - dekadę wcześniej zekranizowali ją Keralczycy. Oczywiście postanowiłam wykorzystać okazję do ciekawego porównania (dotąd miałam sposobność do takowego tylko przy adaptacjach Devdasa i Parineety, ale żadnej literatury z południa), obejrzałam wcześniej Oru Cheru Punchiri i będę się dalej także i do tamtej wersji odnosić:) 
Może na wstępie napiszę, iż Midhunam  urzekł mnie zdecydowanie bardziej:P Oru Cheru Punchiri oglądałam raczej 'na chłodno', tu już na napisach początkowych na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech i nie zniknął w sumie do końca seansu:) I, nie umniejszając zasług reżysera (bo grzechem by było! film jest cudownie poprowadzony, scen perełek jest masa, a jakie ma świetne - choć nieliczne w sumie - dialogi!), sądzę, iż olbrzymia część zasługi należy się tu Balasubramanyamowi i Lakshmi, którzy wnieśli w swe role tyle autentyczności, a przede wszystkim ciepła, że po prostu trudno się do nich nie uśmiechać przez ekran:) A trzeba podkreślić, iż ciążyła na nich olbrzymia odpowiedzialność, bowiem w całym filmie poza tą dwójką nie ma żadnych innych aktorów (jedynie w rozmowach telefonicznych pojawia się głos syna - 'użyczony'  zresztą ponoć przez Indragantiego:) A np. w wersji mallu było jednak trochę tych epizodycznych postaci, co mi się jakoś mniej podobało). Nadal uśmiecham się na samo wspomnienie scen z sari, walki na kukły czy przecudownego hymnu do kawy:) Midhunam to prostu przepiękna pochwała radości życia - niezależnie od wieku i okoliczności. Urzekające jest też obserwowanie, jak para ludzi, po tylu latach spędzonych ze sobą, nadal potrafi cieszyć się własnym towarzystwem:) I strasznie chciałabym, żeby - w dominującym obecnie kulcie młodości i 'szybkiego życia' - takich filmów powstawało jak najwięcej:)

2 komentarze:

  1. Też przepadam za filmami, w których czuję błogi uśmiech na twarzy. A jeszcze radość życia mimo upływu czasu i starzenia się. Bardzo mnie zaciekawiłaś, może z tym filmem uda mi się przełamać blokadę w kupowaniu filmów w Indiach. Gdzie można go dostać na DVD?

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Indii: http://www.ebay.pl/itm/MIDHUNAM-S-P-BALASUBRAMANYAM-LAKSHMI-TELUGU-INDIAN-DVD-/190807930649?pt=US_DVD_HD_DVD_Blu_ray&hash=item2c6d09f719
    (u tego samego sprzedawcy znajdziesz sporo produkcji NFCD - ale trzeba szukać po konkretnych tytułach, bo nie są wyodrębnione jako seria)
    Ze Stanów: https://www.njmtv.com/telugu_midhunam-telugu-dvd_s.p.balasubramanyam-lakshmi-9686.html#link9686 (przesyłka nie jest droga)

    OdpowiedzUsuń