czwartek, 27 sierpnia 2015

Megabirthday 2015: let it rain! (and make Chiru wet^^)

The idea for the main theme of this year's (late) birthday post came from ... the Polish weather. It's so hot and dry recently that we started swearing the rain on Facebook with the help of... Indian wet clips;) Then I thought Chiru can be one of the best 'sorcerers', so why not to present a whole bunch of his 'wet moves'. And here you are ;) (btw. we still really need rain here!)

Let's start with something innocent. Chiru with children dancing in the rain (seems a bit similiar with SRK dance from DTPH, doesn't it?)


Then Suhasini and Chiru form 'Challenge'.  Only small part of the song comes in the rain, but this massage at the beginning is also worth a lot^^

And now Chiru and Radha from 'Nagu'. They wear white outfits, but the clip isn't innnocent at all :P 
 Radha with Chiru again. This time stylish acrobatics  from 'Gharana Mogudu'

Chiru song with Nagma from 'Gharana Mogudu' is full of joy and passion:
Next one is the height of naughtinness. Roja (they don't make such heroines anymore - 200% of woman), Chiru and some wild animals -  'Big Boss':
Chiru and Vijayashanti dancing in the rain and.. around big shells ;) A scenographer of this clip from 'Yamudiki Mogudu' had really a huge imagination ;D

And saving the best for the last: one of my most favourite songs ever - Vijayashanti and Chiru from 'Gang Leader'. The only right version of this song, which I can replay again and again...
And let it rain! At least.


czwartek, 20 sierpnia 2015

Aaradhana (1987) - Chiru i Suhasini w oprawionej muzycznie przez Illayaraję porcji liryki

Okrągłe Megabirthday 'za pasem', zatem kolejny forumowy 'przerzut' ;) Było  to ładnych parę lat temu jedno z moich pierwszych spotkań z innym obliczem Chiru. Z Chiru bez gwiazdorskiego 'sztafarzu' - aktorem, a nie 'hirołem'. Jest to jednocześnie tytuł, który znajduje się na prezentowanej przez mnie niedawno liście '100 telugowych filmów godnych uwagi'.

Małe rybackie miasteczko Gangavaram. Puliraju to lokalny rozrabiaka, którego boją się wszyscy (nie darmo siedział w więzieniu aż 18 razy^^). Jennifer to nowa nauczycielka w miejscowej szkole. Spotykają się po raz pierwszy bezpośrednio, gdy to ona - zawiadomiona przez jedno z dzieci - zaopiekuje się pobitą matką Puliraju. Pobitą przez niego, gdy był pod wpływem alkoholu. Gdy więc wciąż podchmielony Puliraju przychodzi do jej domu i chce informacji o zdrowiu matki (znaczy 'czy żyje czy nie' i przyznając bez żadnego skrępowania, że jej stan to jego 'zasługa') Jennifer wymierza mu siarczysty policzek i nie wpuszcza do środka. To i podsłuchana chwilę potem przez okno rozmowa Jennifer z jego matką, w której to mówi ona, iż jej zdaniem - mimo pozorów brutalnego twardziela - wyczuwa gdzieś w środku w tym facecie ukryte także dobro, wywierają na Puliraju takie wrażenie, iż postanawia jakoś się zmienić. Utwierdza to postanowienie jeszcze jedna przykra sytuacja, w efekcie której okaże się, iż jest on analfabetą. Puliraju postanowi zatem zacząć przemianę od podstaw edukacji. Jego przyjście do klasy z książkami pod pachą budzi jednak popłoch u dzieci i Jennifer ostatecznie wyrzuca go z zajęć mówiąc mu, że straszy innych, a poza tym jego czas na naukę już dawno minął. Swym uporem udaje mu się ją jednak w końcu przekonać, by potraktowała jego chęci poważnie. Rozpoczyna się więc coś w rodzaju 'prywatnych lekcji'. I nawiązuje się pewna więź między tą dwójką tak odmiennych ludzi. Choć trudno chyba powiedzieć, że jest to układ 'partnerski'. Ona jest dla niego prawie boginią, on dla niej niezwykłym uczniem. Co więc z tego wyniknie?

Aradhana, remake o rok wcześniejszego tamilskiego filmu tego samego reżysera - Kadalora Kavithaigal (tam główną rolę zagrał Sathyaraj), to taki zwyczajny, kameralny film. Trudno  powiedzieć, że sama historia przemiany faceta pod wpływem kogoś, kto staje się dla niego wielkim autorytetem jest jakaś nowa czy odkrywcza, ale nie w tym rzecz, a w sposobie, w jaki to wszystko zostało opowiedziane i jakie przez to emocje budzi u widza. U mnie film wzbudził tych emocji sporo, wprowadzając mnie w taki liryczny nastrój i wywołując łagodny uśmiech na twarzy. Bo to taka prosta, wzruszająca historia. Dobrze napisana (też pod względem psychologicznego rysunku postaci), ładnie opowiedziana i znakomicie zagrana. Chiru jako zwyczajny facet, najpierw nieokrzesany i gwałtowny, potem starający się być lepszym, miejscami nieporadny i niewinny trochę jak dziecko naprawdę ujął mnie za serce. A jak on i świetnie wyglądał w tej wersji bardziej 'wymiętej'! Suhasini uwielbiam od Vishwanatowej Sirivenneli i kolejnymi rolami potwierdza tylko, że słusznie. Zagrała kobietę łagodną, ale i stanowczą, kobietę z klasą, kobietę myślącą, ale i czującą. Trzecią ważną postacią okazała się Radhika w roli kuzynki Pulliraju, która to marzy o wyjściu za niego za mąż. Wydawało się głośną i nawet nachalną, bo zdecydowaną koniecznie dopiąć swego. Ale okazało się jednak naprawdę kochającą i rozumiejącą wiele rzeczy. Rajasekharowi w roli dalekiego krewnego Jennifer, bogatego i wykształconego, dostało się za to głównie paradowanie w eleganckich garniturach i błyskanie pokazowym uśmiechem. Za to jaką fajną miał matkę!


Interesujące (a rzadko spotykane w kinie telugu) jest też spore wykorzystanie chrześcijańskiej symboliki. Bohaterka jest chrześcijanką, a miejscowy kościół staje się w pewnym sensie ważnym miejscem dla fabuły (zwłaszcza chodzi mi tu o przykościelne dzwony;)). Jest też Chrystus ukrzyżowany, a i wiszący u Jennifer w domu obraz Jezusa dobrego pasterza (reakcja Pulliraju: "Czy on też był analfabetą, że nie dostał lepszej pracy niż pasanie owiec?"^^)
 
Jeszcze jedna ciekawostka to oryginalny wstęp do filmu. Otóż najpierw reżyser osobiście zaprasza nas na seans, a potem - na napisach początkowych - mamy coś w rodzaju scenek z planu, połączonych z przedstawieniem nam głównych aktorów i techników :)

Ale najbardziej w tym filmie zachwyciła mnie muzyka Illayaraji. Bez niej ten film nie byłby taki sam, znaczy straciłby sporo ze swego klimatu. Przynajmniej ja się na niej kompletnie zafiksowałam;) (w wersji tamilskiej melodie są dokładnie takie same) Moją ukochaną jest ta ballada:
Polecam wielbicielom kameralnych, lirycznych opowieści z klimatem. Fanom muzyki Illaiyaraji. I tym, którzy chcą poznać inne, zdeglamoryzowane oblicze tolly Megastara. Zapewniam, że warto.

piątek, 14 sierpnia 2015

Pociągowo ;)

Wakacje to czas podróży. A jak podróżować - przynajmniej w Indiach - to tylko pociągiem ;)
Dowody? A proszę bardzo :)

Zabawa zaczyna się już na peronie, zanim przyjedzie pociąg, a i później nie ogranicza się do jego wnętrza, bo wszak i dach i mosty to też świetne miejsca do tańców:
W jednym wagonie szaleją dwie temperamentne, a skądś znajome panie^^


W drugim dokazuje pewne przerośnięte dziecię (tak, jazdy na ulgowy bilet za wszelką cenę nie polecamy^^)

W kolejnym wszyscy bawią się przy qawalli:
W ogóle cały pociąg zdaje się być oazą zabawy:
 I nawet jeśli akurat nie masz humoru na pewno rozrusza cię energiczna item girl:


Ale spokojnie, znajdzie się też coś dla bardziej spokojnych i romantycznych pasażerów.  W końcu w pociągu można spotkać miłość życia:

 
Nawet w wagonie sypialnym (i wtedy zgrabnie - jak to Dev - można udawać przed jej rodzicami, że śpiewa się modlitwę:D)
Można też po prostu nostalgicznie powspominać (i jaki piękny Dharmendra<3)


Albo posłuchać wesołego śpiewu maszynisty:


Czy pośpiewać patriotycznie Vande Mataram:
Albo - wersja dla odważnych -  wleźć na dach, a potem - zwisając na zewnątrz - zaglądać  pasażerom przez okna^^ (chyba bym umarła, jakbym tak przez okno Biga zobaczyła:D)


A jak się nie ma kasy jechać towarowym, na sianie (z Rajeshem/Zeenat to wszędzie!)
Jak zatem widać podróż pociągiem ma same zalety. No chyba że będzie się miało pecha trafić na pana, co potrafi palcem zawracać pociąg (Jai Ballyava^^)