niedziela, 24 września 2023
'Ponniyin Selvan' p. 1 & 2 - epicki fresk Maniego Ratnama
niedziela, 30 października 2022
Co z południa Indii warto obejrzeć na Netflixie
Trudno powiedzieć, żeby Netflix rozpieszczał fanów kina indyjskiego, ale coś tam jednak da się wygrzebać;) Oto zatem przegląd interesujących południowoindyjskich nowości (czyli rok produkcji 2021/22) obecnych na tej platformie.
Kino telugu
Shyam Singha Roy (2021)
Film o reinkarnacji bez gwiazdorskiego przepychu i superbohaterstwa. Mamy za to ciekawego podwójnego Naniego, Sai Pallavi w roli świątynnej devadasi, interesującą kalkucką historię z lat 70. z bengalskimi aktorami i mocnymi akcentami feministycznymi (nośnikiem których jest mężczyzna, nie kobieta!), dużo emocji i napięcia - jednym słowem Shyam Singha Roy to bardzo udane, godne polecenia kino:) (i pomyśleć, że to dzieło debiutanta!).
Cinema Bandi (2021)
Kino tamilskie
Natchathiram Nagargiradhu (2022)
Etharkkum Thunindhavan (2022)
Wygląda, że określającą jego minioną dekadę jako 'career struggle' a obecną jako 'career rebuilding' Wikipedia ma rację: z przyjemnością donoszę, że filmy Suriyi znów da się oglądać! I mówię to po obejrzeniu jego najmniej 'okrzyczanego' tytułu z ostatnich lat. Fakt, że Etharkkum Thunindhavan (nazwany też przez Tamili skrótowo ET;)) podąża w swej zasadniczej konstrukcji dość sztampowym hirołsowsko-masalowym wzorcem (przez co w środku można się ponudzić), ale nawet wtedy Suriya nie pozuje na wymuskanego młodzieniaszka (no dobra, w klipie, gdzie jest stylizowany na Ramę to nie ma bardzo wyjścia), a samo zakończenie bardzo w takim kinie nietypowe i ciekawe. I nawet mi się zamarzył cały film z takiego punktu widzenia.
Kuthiraivaal (2021)
Kino malajalam
Attention Please (2022)
Thallumaala (2022)
Jana Gana Mana (2022)
poniedziałek, 27 kwietnia 2020
Asuran, Peranbabu, Monster, Aadai i inne tamilskie świeżynki na Amazon Prime
2019
Asuran
Chyba wszyscy już wiedzą, czego można się spodziewać po teamie Dhanush-Vetrimaaran. Żadnych lukrowanych bajek, tylko opowieści o twardej rzeczywistości, w której przeżycie jest sztuką. Także owszem, jest znów mrocznie i jeszcze chyba krwawiej niż zwykle (reżyser był oskarżany o nadmiar przemocy w Asuran). W porównaniu do poprzednich filmów duetu (gdzie droga przemocy dawała jednak pewne perspektywy przetrwania) jeszcze więcej w tym filmie beznadziei, co oczywiście łatwe w oglądaniu nie jest. Reżyser nie zostawia jednak widza w totalnej depresji. Dhanush jak zwykle imponujący, tym bardziej że ta chłopięca chudzinka przez większość filmu gra tu ojca prawie dorosłych synów (i męża Manju Warrier - to jej tamilski debiut) i wciąż mu się wierzy.
Peranbu
Kto widział Kadha Paryumpol i tęskni za takim Mamutem zdecydowanie powinien sięgnąć po ostatni film Rama. Tym razem jego samotne ojcostwo (może zabrzmi to dziwnie, ale bardzo mnie ucieszyło pewne przełamanie schematu, bo jego żona nie zmarła itp, tylko zwyczajnie miała dość i odeszła z innym zostawiając dziecko ojcu) jest jeszcze większym wyzwaniem, bo i córka z trudniejszą chorobą. Proces budowania więzi z dzieckiem, które - niezależnie od swego, utrudniającego kontakt, porażenia - wchodzi w ogólnie niełatwy okres dorastania, plus szukanie wspólnie miejsca dla siebie w świecie dalekim od idylli, reżyser przedstawia z godna podziwu wrażliwością, nie popadając przy tym w sentymentalizm (co zdarzało mu się w poprzednich filmach).
Monster
Podchodziłam do tego seansu jak pies do jeża. Byłam przekonana, że ta historia zmagań z zasady pacyfistycznego bohatera z niechcianym, a nader uciążliwym (współ-)lokatorem w postaci szczura zostanie rozegrana w mało dla mnie strawnej (jeszcze w wydaniu indyjskim) konwencji slapstickowego humoru. Tymczasem ja się w tym filmie po prostu zakochałam. Gdybym miała wskazać jeden, ulubiony tamilski film ubiegłego roku to byłoby zapewne właśnie ten. Bo to jest zabawna (ale wcale nie przeszarżowana), ciepła, urocza historia o... w sumie to najbardziej chyba o humanizmie. Także w odniesieniu do tych mniejszych i wcale niekoniecznie uroczych stworzeń (a może przede wszystkim, bo czyż jest lepszy test na nasze faktyczne człowieczeństwo? Dojrzeć żywą, czującą istotę w słodkim piesku czy kotku to wszak żadna wielka sztuka).
Aadai
Zważywszy na aurę wokół samego filmu (znaczy że Amala Paul dużą jego część jest nago/prawie nago) i animowany (bardzo ciekawy! nie znałam tej historii) wstęp spodziewałam się, że przesłanie filmu będzie tyczyć prawa do wolności stroju (nieustająco niestety aktualna sprawa dla kobiet). Tymczasem okazało się, iż rozwiązanie poszło w innym jednak kierunku. Niby też ważna sprawa (zwłaszcza w dzisiejszych czasach, pełnych poszukiwania i kreowania 'sensacji'), ale niezupełnie mi się to wszystko trzyma kupy i na dodatek odczułam feministyczny 'zgrzyt'. Niemniej rola Amali, trzymającej na barkach cały film, warta zobaczenia.
To let
Laureat Nationala dla najlepszego filmu tamilskiego i masy festiwalowych nagród to film, który do kin trafił oczywiście dopiero dwa lata po powstaniu. Ta historia perypetii młodego małżeństwa z dzieckiem, które w ciągu miesiąca musi sobie znaleźć nowe mieszkanie oparta jest na faktach i tak też się ten film ogląda - w sumie jak pokazujący 'skrawek życia' fabularyzowany dokument. Jak sobie pomyślę o polskich rynkach wynajmu mieszkań w dużych miastach to myślę, że seans może być dla niektórych tutaj oglądających 'dziwnie' znajomym doświadczeniem...
Raatchasi
Jyothika prawie jak Michelle Pfeiffer w Dangerous minds, bo też przyjeżdża do mającej bardzo kiepską opinię prowincjonalnej szkoły, żeby ostatecznie zmienić ją na lepsze (i też - mając za sobą mundurową przeszłość - zna różne chwyty:D), tyle że Jo tu nie uczy, a dyrektoruje. Z czego wynika oczywiście, że ma większe możliwości stawiania nauczycieli, którym się nie chce do pionu (i z tego korzysta:D). Oczywiście, że film zbudowany jest na jasnym przewidywalnym schemacie, ale nieźle się to ogląda.
Vellai Pookal
Bardzo okrzyczany ubiegłoroczny thriller z kryminalną zagadką rozwiązywaną w Stanach przez emerytowanego tamilskiego policjanta, który przyjeżdża odwiedzić osiadłego tam syna. Bardzo podobał mi się grający główną rolę Vivek (tak, Tamile też dają szanse swoim komikom na poważne pierwszoplanowe występy), ale samo filmowe śledztwo jakoś mnie nie wciągnęło (po części chyba za sprawa angielskiego - rozumiem, że w tej sytuacji był on oczywistym głównym językiem, ale gdzieś mi coś nie grało..)
Jackpot
Jak wyczaiłam, że Amazon ma film, w którym Jyothika i Revathy grają parę oszustek i zobaczyłam w zwiastunie, że mają tam fun i skopują męskie tyłki, to oczywiście musiałam obejrzeć całość. Niestety pewnie lepiej byłoby poprzestać na trailerze, bo wyszło że to zmarnowana szansa bez specjalnego pomysłu na całą fabułę.
Oru Nalla Naal Paathu Sollrean (2018)
Na koniec małe guilty pleasure z 2018 roku. Zobaczyłam przypadkiem ten plakat z Vijayem Sethupathim w 'wikingowym' hełmie, przeczytałam, że gra kogoś w rodzaju lokalnego Robin Hooda (znaczy cała wioska ma takie szlachetne zajęcie:D) i stwierdziłam, że 'absolutnie chcę'! Ubawiłam się zdecydowanie lepiej niż na Jackpocie, chociaż uważam, że można było pójść jeszcze bardziej w absurdalną zabawę (a obciąć wątki 'zewnętrznych gości'). Niemniej na film, którego bohater 'wchodzi' w rytm granych z dużego, trzymanego fantazyjnie na ramieniu, magnetofonu Chirowych przebojów i zwraca się do wybranki per 'bangaru kodipetta' to ja za bardzo jojczeć nie jestem w stanie:P Powtórka niewykluczona.
niedziela, 27 stycznia 2019
Podsumowanie 2018 roku: kino tamilskie
Moje typy:
W ciągu ostatniego roku nie śledziłam kina z Indii na bieżąco. Zwiastun '96' był jedną z nielicznych rzeczy, które 'wpadły mi w oko'. Już wtedy urzekł mnie jego klimat i cały film jest równie zachwycający. Ta prosta, nostalgiczna historia o niespełnionej szkolnej miłości i tytułowym spotkaniu klasowym po latach przykuwa swą niespieszną atmosferą, w której niby dzieje się niewiele a jednak tak wiele. 'Między nami nic nie było..' jak pisał Asnyk. Dokładnie. Taka kameralna, zbudowana na słowach i spojrzeniach historia wymaga koncertowego aktorstwa i takież dostajemy. Ze strony Vijaya Sethupathiego żadna to niespodzianka ('wiesz, że dziewczyny szaleją za takimi facetami?' - no ba!), ale nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej Trisha aż tak zlała mi się z graną przez nią postacią. Jej Janaki jest delikatna i silna, to ona wykazuje więcej śmiałości i inicjatywy, ale zna też granice, których nie przekroczy. I to ona 'poszła dalej' ze swoim życiem, podczas gdy Ram jakby się zatrzymał. Seans 96 to jak smakowanie dobrego wina: celebruje się każdy łyk i nawet jeśli czuć gdzieś tam nutkę goryczy w efekcie na twarzy wykwita uśmiech zadowolenia.
Jednogłośnie chyba uznany za najlepszy tamilski film roku Pariyerum Perumal absolutnie zasługuje na to miano. Niby kolejna historia 'kastowa' (na dodatek z 'obowiązkowym' prawie wątkiem miłości pochodzącego z niskiej kasty bohatera do dziewczyny z 'wyższych sfer') ale nakręcona z olbrzymią dojrzałością. Debiutujący Mani Selvaraj nader umiejętnie dozuje wszelkie elementy: jego film jest bardzo realistyczny, ale reżyser nie ucieka też od stricte komercyjnych elementów (z piosenkami włącznie); wie, kiedy 'przycisnąć' (tak, by i widz poczuł uderzenie w splot słoneczny i stracił wszelką nadzieję obserwując rozwój sytuacji i kolejne upokorzenia bohatera) i kiedy i jak użyć symboliki, by z nią nie przesadzić. Przy tym wszystkim nie czyni z bohatera bezwolnej ofiary. On walczy, na ile oczywiście jest w stanie i tym bardziej boleśnie obserwuje się momenty jego bezsilności. Jego głównym kontrpartnerem jest ojciec bohaterki. Sam w sobie nie przeciwny związkowi chłopaka z jego córką, ale nie wierzący, iż to ma szansę w takim społeczeństwie. Czy ma rację? Świat w filmie Selvaraja nie jest łatwym miejscem do życia, ale nie jest też czarno-biały. Walka jest trudna, ale nie z góry przegrana, zdaje się mówić reżyser. Tylko i aż tyle.
Kino tamilskie kojarzy się zwykle z 'ciężkim kalibrem', tymczasem w moich typach klasyczny rom-com. Byłam przyznaje sceptyczna. Trudno nakręcić coś świeżego w tej formule, a nie jestem zwolenniczka oglądania 'odgrzewanych kotletów'. Na dodatek główne role w Pyaar Prema Kaadhal zagrały gwiazdy tv show. Brzmi nie najlepiej, prawda? Ale naprawdę jaki to fajny film! Owszem, pierwsze kilka minut jest standardowe: facet zakochuje się w spotkanej w pracy nieznajomej. Ale od momentu, gdy ma okazje poznać ją osobiście wszystko idzie już mniej stereotypowo: począwszy od pierwszej randki (ona każe mu wrzucić na luz i zabiera go do klubu, gdzie upija się i on musi ją odtaszczyć do domu), przez pierwszą noc (on wyznaje jej miłość, ona: ale co ty, przecież to było casualowe, to nic nie znaczy':D), po cały dalszy rozwój związku. Wszystko na opak, a przy tym podane na luzie i naprawdę zabawne (Raiza jest świetną debiutantką!). A przy okazji można się zastanowić, czy większą pułapką jest tradycyjne czy nowoczesne wychowanie i podejście do związków. Będę sobie ten flm powtarzać.
Ps. Ach, jeszcze rozegranie ważnej sceny w rytmie tanga - miodzio!
Rozczarowania:

Średniaki:
Dlaczego umieściłam szeroko wyczekiwany kolejny wspólny projekt Dhanusha i Vetrimaarana 'tylko' w średniakach? Zasadnicze przyczyny są dwie. Po pierwsze fakt, że łatwo się pogubić na początku Vada Chennai, co oczywiście nie sprzyja pełnemu zaangażowaniu się widza w oglądaną fabułę (ponoć w ramach planów dystrybucji online nakręcono najpierw 5-godzinny film, a potem przycięto materiał do tych 3h kinowych, co sprawia właśnie, że bywa trochę niejasno). Mnie 'wciągnęło' tak naprawdę dopiero pod koniec, gdy to pewne 'klocki' się poukładały, a inne okazały się ciekawym twistem, sprawiającym, że niecierpliwie czekam teraz na drugą część. Dodatkowo gdzieś z tyłu głowy zaczynam mieć poczucie, że jakkolwiek świetnie panowie nie sprawdzają się w tym 'prowincjonalno-gangsterskim duecie' to chciałabym, żeby mnie zaskoczyli jakimś wspólnym projektem zupełnie z innej tematycznej 'beczki'.
Od jakiejś dekady całkiem nieźle rozwija się w kolly kino gatunkowe i Raatchasan (Ratsanan) jest kolejnym potwierdzeniem tegoż faktu. Vishnu Vishal (kolejny raz trafiam na niego w ciekawym projekcie) gra policjanta, który trafia do służby tylko dlatego, że nie ma szansy na zrealizowanie filmu o seryjnych przestępcach. Oczywiście szybko życie dostarczy mu scenariusza na tenże temat... :P Nie jestem wielką fanką thrillerów, ale Raatchasan naprawdę się dobrze ogląda. Ładnie buduje napięcie i suspens (w dużej mierze za pomocą bardzo dobrego muzycznego backgroundu). Trochę się tylko poczułam rozczarowana, gdy okazało się kto jest mordercą (wydało mi się to zbyt... banalne pod względem psychologicznym?). Interesującą ciekawostką może być fakt, iż jest to drugi film reżysera, który zadebiutował kilka lat temu...odjechaną komedią Mundasupatti i jego wybór materiału przy kolejnym projekcie był celowym zabiegiem zapobiegającym jego 'zaszufladkowaniu' jako twórcy.


sobota, 31 grudnia 2016
Podsumowanie 2016 roku: kino tamilskie

Po kilkunastu latach związku rozstali się też Kamal i Gauthami.
Moje typy: Visaranai, (...) Joker, Kuttrame Thandai



Rozczarowania: Jil Jung Juk
Miał być kolejny niebanalny film na miarę ostatnich tamilskich projektów Siddartha. Proma obiecywały świetną, zakręconą zabawę. Niestety to ostatecznie przykład zmarnowanego potencjału. Owszem, jest ekscentrycznie, ale nic (poza narastającą nudą i poczuciem rozczarowania) z tego nie wynika. Jedyna fajna rzecz w filmie to odjechany pijacko-swingowy numer Red Road'u.Średniaki: Ammani, Irudhu Sudhi, Sethupathi, Kadhalum Kadandhu Pogum, Iraivi, Kabali, Tharai Tharapathi





czwartek, 11 sierpnia 2016
Moondru Mudichu (1976) - Rajini antybohaterem




![]() |
Jak wyznać miłość? Zawsze można napisać, co czujesz.. na plecach ukochanego^^ |
![]() |
..tylko, że on potem nie będzie w stanie tego sam przeczytać :P |
czwartek, 28 stycznia 2016
Podsumowanie 2015 roku w kinie południowoindyjskim
KINO MALAJALAM
![]() |
Premam style^^ |

Ogólnie nadal w kinie mallu rządzą młodzi. Twórcy i aktorzy. I to fajnie.
Choć miło też, iż jedną z najbardziej popularnych i cenionych heroin jest rozwódka i matka nastoletniej już córki, czyli Manju Warrier (nawet jeśli nie miała w 2015 roku hitu na miarę How Old Are You)
Moje typy: Premam.
Dosyć długo w ogóle nie chciałam tego filmu obejrzeć. Przekonana, iż co mi po kolejnej 'młodzieńczej love story' (to chyba bolly z małą domieszką tolly we mnie taki uraz zrodziły:P) Ale to nie do końca o to tu chodzi (choć tak, najbardziej lubię część coledżową:D), a zresztą Kerala robi i historie miłosne inaczej. Ciepło i z humorem. Na luzie. Naturalnie (Sai Pallavi, która stała się po filmie ulubienicą keralskiej młodzieży ma tym filmie zero makeupu, wcale nie perfekcyjną cerę, nieszczególną fryzurę i nosi zwyczajne bawełniane sari. Za to umie 'usadzić' i zmotywować młodych gagatków:P). No i nastąpił (w końcu:D) mój totalny zachwyt Nivinem, który świetnie poradził sobie z trzema różnymi wcieleniami. Dużo zabawy, sporo wzruszeń i cudowne camea reżyserskie. Premam to dla mnie jeden z filmowych prozaców :)Rozczarowania: Nee-na, Lord Livingstone 7000 Kandi
Do dziś nie rozumiem, skąd obecność Nee-ny na listach najlepszych filmów roku. Dla mnie to spore rozczarowanie: owszem, sam temat (portret młodej, zdecydowanie niekonwencjonalnie zachowującej się dziewczyny) może i obiecujący, ale realizacja kiepska. I aktorzy też średnio. Klapa.Ale casus Livingstone'a jest jeszcze boleśniejszy. Reżyser takich fajnych filmów jak North24 Kaatham czy Sapthamashree Thaskaraha z dobrymi aktorami nakręcił coś, co w zasadzie nawet trudno opisać, bo i jest jakimś dziwnym, nie trzymającym się kupy zlepkiem. Miało być pewnie kino przygodowe z ekologicznym przesłaniem, wyszła nawiedzona niestrawna chała:/
Średniaki: Oru Vadakkan Selfie, Milli, Ivide, Ennum Eppozhum

W Milli Nivin robi za 'drugi plan'. Motywujący i wspierający, ale trochę nudny. Z drugiej strony cała historia głównej bohaterki też nie jest specjalnie fascynująca - takie sztampowe 'od wycofanej dziewczyny z kompleksami do odnalezienia swojej drogi w życiu i spektakularnego triumfu'. Ogląda się miło (zwłaszcza, iż dawno chciałam zobaczyć Amalę Paul znów bez makijażu - tak jak się kiedyś poznałyśmy w Myynie) ale wiele po seansie w głowie nie zostaje.

Może powinnam się już 'wyleczyć' z megaoczekiwań wobec filmów Shyamaprasada, ale jakoś nie bardzo mi to wychodzi. Ivide to niestety kolejny przykład filmu, któremu - mimo zdolnych aktorów - daleko do dawnego poziomu reżysera. Ogólnie miałam wrażenie, że za dużo tu 'grzybów w barszczu', a nic nie zostało zanalizowane naprawdę dokładnie. Największy niedosyt tyczy Prithvirajowego bohatera - potencjalnie najbardziej skomplikowanej, ergo ciekawej postaci. Może jednak Shyamaprasad powinien się trzymać raczej adaptacji literatury niż sięgać po oryginalne scenariusze?
Gdy po jakże udanym ekranowym powrocie Manju Warrier Sathyan Anthikand postanowił 'sparować' ją ponownie z Mohanlalem (z którym to stworzyła kilkanaście lat temu jedną ze złotych par molly) wydawać się mogło, że to nie może się nie udać. Zwłaszcza, że w Ennum Eppozhum mieli grać niebanalną parę: ona utalentowaną prawniczkę z zacięciem społecznym (prywatnie samotną matkę), on zgryźliwego reportera. Niestety wyszedł mocno przeciętny film - oglądalny, ale przynudnawy, a na pewno nie budzący zachwytów. Szkoda...
KINO TAMILSKIE
Moje typy: Kuttram Kadithal, Kaakka Muttai, Naanum Rowdy Dhaan
Filmów o nauczycielach w kinie indyjskim nie brakuje. Nie przypominam sobie jednak, aby któryś z nich pokazywał 'belfrów' w ten sposób co Kuttram Kadithal. Jako osoby popełniające poważny, ale ludzki błąd i muszące się zmierzyć z jego konsekwencjami. Wewnętrznymi (psychologicznymi) i zewnętrznymi (opinia społeczna itp). Zdenerwowana zachowaniem pewnego ucznia młoda nauczycielka podnosi na niego rękę. Uderzony chłopak traci przytomność... Kolejny film do listy nader udanych debiutów w kinie indyjskim. Laureat zeszłorocznych Nationali zresztą.O historii dwóch braci z ćennajskich slumsów (i ich marzenia o zjedzeniu pizzy) pisano już sporo. Słusznie pisano - Dhanush i Vetrimaaran to producencki tandem ze świetną intuicją, a Manikandan to kolejny obiecujący młody indyjski reżyser. Najbardziej w tym filmie podoba mi się to, iż udowadnia on, iż o życiu w slamsach wcale nie trzeba opowiadać w minorowych tonach (bo inaczej to jest 'nieprawdziwe i koloryzowane':P) Kaaka Muttai to film ciepły, ale jednocześnie bardziej dla mnie prawdziwy w obrazie indyjskiej biedy od np. tak okrzyczanego na zachodzie Slumdoga:P
A żeby nie było, iż podobać mi się może tylko niszowe, paralelowe kino na liście moich 'hitów' kolejna produkcja Dhanusha - jak najbardziej z mainstreamu. W czym tkwi sekret Naanum Rowdy Dhaan? Moim zdaniem, podobnie jak w przypadku Vettai, w umiejętnej zabawie kliszami. Sama fabuła wydawać się może bowiem bardzo schematyczna (jest wannabe hero - albo rowdy - nie bardzo może się zdecydować^^, dziewczyna, której trzeba będzie pomóc, no i ci źli), ale z bohatera okazuje się taki hiroł/rowdy jak z koziej dupy trąba (jego mamuśka - cudowna Raadhika - ma znacznie więcej jaj od niego^^), no a i bohaterka chyba będzie raczej rządzącą stroną w tym związku^^ Znaczy lekko, zabawnie i z jajem:) A, i świetnie przedstawiona sprawa niepełnosprawności heroiny (bo przecież nie każdy głuchy jest też niemy, a gdy potrafi on jeszcze czytać z ust problemy komunikacyjne pojawiają się tylko w specyficznych sytuacjach)
Rozczarowania: JK Enum Nanbanin Vaazhkai, Thani Oruvan
O rozczarowaniu pierwszym tytułem już pisałam, na seans Thani Oruvan zdecydowałam się bez wielkiego przekonania, ale miałam nadzieję na przyzwoitą masalę kina akcji. Bo miało być tak inteligentnie i nowocześnie.. Tak, były komputery, pendrajvy, podsłuchy i inne wynalazki techniki, ale sam schemat niestety stary i nudny. Hiroł bez skazy, wygłaszający przy każdej okazji umoralniające gadki. Heroina niby wykształcona policjantka, ale zakochuje się w hirole po takiej właśnie gadce wobec niej i latająca za nim z tą miłością. Nieszczególnie przekonał mnie też ów 'nowoczesny, wyrafinowany' badguy. Hello! Satyaraj już 30 lat temu grał takich zuych. Z dużo lepszym efektem. Aravindowi Swamiemu jakoś nie miałam ochoty bić braw czy kibicować bardziej od hiroła. Nikomu nie chciało mi się kibicować.KINO TELUGU
Moje typy: Yevade Subramaniyam
Niby nic odkrywczego: kolejna historia z cyklu, jak to młody japiszon odkrywa, co w życiu jest najważniejsze, ale sądzę temat 'być a mieć' wciąż wart jest przypominania, a twórcom YS udało się przedstawić sprawę w fajny, ciepły, zabawny sposób (i bez nadmiaru dydaktyki). Na dodatek z pięknymi plenerami Himalajów (bo to wyprawa tam zweryfikuje życiowe priorytety bohatera) i świetnie dobraną obsadą. I - jakkolwiek naiwne by to nie było - uwielbiam filmy, po których chcę być lepszą.
Średniaki: Baahubali, Size Zero
Pewnie może dziwić, że wsadziłam ostatecznie Baahubali do 'średniaków', ale jednak moich megaoczekiwań w pełni film nie spełnił. Niech będzie, że to 'wyższy średniak^^Gdyby Size Zero skupił się na samej historii puszystej dziewczyny i jej ewoluującego poczucia wartości być może trafiłby wyżej. Bo bohaterka Anushki jest przeurocza, ma charakter i temperament (za to bohater Aryi - o zgrozo^^ - wychodzi na fit-nudziarza:P), a fakt, iż nie przez cały film jest pewna siebie i zadowolona ze swojego wyglądu dodaje jej tylko życiowej autentyczności (ile kobiet nie ma przynajmniej chwil, gdy popada w kompleksy i koniecznie chciałaby coś w sobie zmienić?). Niestety twórcy postanowili dołożyć do miłego rom-coma jeszcze jakże 'słuszne' przesłanie na temat odchudzania się. Zawsze byłam przeciwko szaleństwu na size zero (jak i na packi:P), ale ta część jest tak sztampowa, że zepsuła całość. Szkoda...