wtorek, 9 czerwca 2020

"Mumbai Pune Mumbai" (1-3) i inne amazonowe filmy marathi z Muktą Barve

Mój amazonowy przegląd filmów marathi upłynął dość niespodziewanie - ale bardzo przyjemnie -  z Muktą Barve. Kto oglądał Jogwę powinien pamiętać tę aktorkę. Kto nie widział tego filmu, zdecydowanie powinien to nadrobić.  Bo to kawał fantastycznego kina i do dziś nie rozumiem, czemu Mukta nie dostała za niego Nationala. Za to jej kariera ruszyła po nim z kopyta i tak to trwa do dzisiaj. Gra sporo i ciekawie, co myślę pokażą tytuły, o których za chwilę.
Mukta nie jest jednak gwiazdą, która zdaje się tylko na filmowe propozycje (z czym jak wiadomo - zwłaszcza z upływem lat - różnie może być). Zaczynała od teatru i nigdy go nie porzuciła (a trzeba dodać, że ma i profesjonalne przygotowanie w tym kierunku - nie, nie szkołę aktorką, ale uniwersytecką teatrologię. Z dyplomem z dramatu!), założyła też firmę producencką - w której produkuje właśnie spektakle teatralne. Gra również dużo w telewizji,  a i radio jest jej nieobce. Jednym słowem - multimedialna kobieta:D

Mumbai Pune Mumbai

 

Zaraz po Jogwie Mukta zagrała w kolejnym przełomowym dla swej kariery filmie. W bolly franczyzowe sequele to  dawno standard, ale dla kina marathi nie i to właśnie Mumbai Pune Mumbai stał się pierwszym filmem tej kinematografii, który dorobił się aż trzech części, a para Barve-Joshi zyskała status 'złotej 'pary' (porównywalny do tego SRK i Kajol). Gdzieś tam ten tytuł obijał mi się oczywiście o uszy wcześniej, ale omijałam go w przekonaniu, że to zapewne jakaś durnawa komedia (w czym utwierdzały mnie te kolejne numerki). Teraz zdecydowałam się w końcu sprawdzić, co to. I to jest zasadniczo rom-com. No, niech będzie że familijny (zwłaszcza kolejne części).


Pierwsza jest zachwycająco prosta i urokliwa. Pamiętacie Before Sunrise, w którym to świeżo poznani bohaterowie snują się całą noc po Wiedniu? To tu jest podobnie tyle, że w Punie. Znaczy Gauri przyjechała z Mumbaju, na spotkanie z zaaranżowanym jej przez rodziców chłopakiem. Jest zdecydowana odrzucić tę propozycję, ma jednak problem ze znalezieniem adresu i prosi o pomoc grającego w ulicznego krykieta Gauthama. Kończy się tak, że spędzają ze sobą cały dzień chodząc po mieście i gadając o wszystkim. Nie znają nawet swoich imion, zwracając się do siebie nazwami miast z których pochodzą (Gautham jest dumnym punijskim localsem i nie omieszka tego nieraz podkreślić). Co fajne, żadnemu z nich nie brak ciętego języka, a narracja odbywa się bardziej z jej perspektywy. Całość trwa około półtorej godziny i mieści się w tym tylko jeden klip. Jest uroczo, świeżo i naprawdę zabawnie. Na koniec zaś dostajemy przewrotny twist na dworcu (a gdzie by indziej:D). Zdecydowanie miałam niedosyt i dlatego zaraz sięgnęłam po nakręconą 5 lat później część drugą.
  

Druga część rozpoczyna się decyzją mieszkających od jakiegoś czasu razem bohaterów o ślubie. Zatem oczywiście pojawiają się obie ich rodziny.  Jak bowiem wiadomo, zakochać można się w jednej konkretnej osobie, ale poślubia się całą rodzinę. W miejsce urzekającej kameralności pierwszej części dostajemy więc tłum ludzi ze swoimi koncepcjami na temat małżeństwa. Które są oczywiście różne... Jest wciąż zabawnie, ale pewna niezwykła atmosfera gdzieś uciekła. Wzrasta też czas trwania filmu i ilość tradycyjnych klipów. Szczęśliwie narracja wciąż prowadzona jest bardziej z perspektywy bohaterki, która to w miarę zbliżania się terminu ślubu nabiera coraz więcej wątpliwości co do tego, czy podejmuje właściwą decyzję... Bo miłość to jedno, a poważne zobowiązanie na całe życie to drugie. To jednak familijny rom-com, więc finał chyba nikogo nie zaskoczy ;) Zresztą inaczej nie byłoby powstałej w ubiegłym roku części trzeciej.  Wprawdzie moim zdaniem lepiej by było, żeby jej już nie było, ale kto by tam słuchał mojej opinii. W trójce bowiem w życiu bohaterów pojawia się nieplanowana ciąża. I niestety coraz więcej dziwnych pomysłów scenariuszowych. Pojawiają się wprawdzie wciąż i ładne momenty (ojciec bohatera!), ale ich procent względem całości zdecydowanie spada. Mumbai Pune Mumbai okazuje się zatem raczej potwierdzać fakt, że kolejne sequele zwykle bywają coraz gorsze, niż stanowić wyjątek w tej kwestii. Jeśli zatem niedługo twórcy zdecydują się i na czwartą część, to ja po nia siegać już nie zamierzam.
Niestety z całej serii tylko Mumbai Pune Mumbai 3 jest dostępna na Amazonie bez ograniczeń lokalizacyjnych (dwie pierwsze części tylko na indyjskim IP).

2019


Wedding Cha Shinema

 


Big fat indian wedding cinema, czyli film z kategorii 'nie odkrywamy Ameryki, ale mile spędzamy czas'. Główna bohaterka jest młodą lekarką z Mumbaju, która trafia na staż do małego miasteczka. Tu zakochuje się w miejscowym chłopaku i postanawia wyjść za mąż z pompą. Czyli także kręcąc specjalny 'pamiątkowy' okołoślubny film. Do tego właśnie zadania wynajęta zostaje grana przez Muktę Urvi. Dla ambitnej dokumentalistki 'kręcenie wesela' nie jest z pewnością zleceniem marzeń, ale nie bardzo może odmówić. Okazuje się jednak - oczywiście:D - że jest to pouczające życiowo doświadczenie. A  będące pochwałą spokojnego życia na prowincji przesłanie filmu w dzisiejszych postpandemicznych czasach, gdy wszyscy zwolniliśmy i zaczęliśmy trochę inaczej układać priorytety, wydaje się nader aktualne.

Smile Please 

 

 

Nandini - podobnie jak Urvi - jest ambitną kobietą, która skoncentrowała swoje życie wokół związanej z mediami kariery. Tyle, że nie kręci filmów ale fotografuje. Wprawdzie założyła rodzinę, ale nie do końca jej z nią wyszło. Z mężem dawno się rozstała, z dorastającą córką też nie ma najlepszego kontaktu. Tymczasem pojawiające się niespodziewanie pierwsze objawy demencji zdają się rujnować także będącą dotąd jej głównym życiowym motorem karierę zawodową. Jak poradzić sobie z perspektywą zapomnienia wszystkiego, co się dotąd znało i wiedziało? Tematycznie skojarzył mi się od razu także świetny Still Alice. Co jednak odróżnia Smile Please od amerykańskiego filmu - i co mnie poruszyło najbardziej - to  wątek młodego 'przybysza z zewnątrz', który staje się - jak mówi córka Nandini - 'ich supermanem'. O takiej stronie dramatu związanego z tą straszną chorobą dotąd bowiem nie myślałam.


Aamhi Doghi (2018)

 


Świetne feminocentryczne kino z zaskakującą rolą Mukty. Aamhi Doghi to niezwykła historia kobiecej przyjaźni. Niezwykła, bo przyjaźń dotyczy macochy i jej pasierbicy. Savitri wychowywała się bez matki, a w praktyce i bez ojca, który trzymał córkę na dystans i w zasadzie powierzył opiekę nad nią niańkom i służbie. Gdy ojciec postanawia ożenić się powtórnie i to z dziewczyną niewiele starszą od nastoletniej wówczas Savitri ta czuje się zdradzona. Wkrótce ciekawość jednak zwycięża i między dwoma totalnie różnymi kobietami nawiązuje się szczególna więź. Nie widziałam jeszcze takiej Mukty. Zawsze kojarzyła mi się z silnymi aktywnymi bohaterkami, tu jej Ammi godzi się z wszystkim i niczego dla siebie nie chce. W przeciwieństwie do wiecznie buntującej się i kontestującej Savitri. W jej wycofanym spokoju kryje się jednak siła, który Savitri dopiero nauczy się doceniać... I klucz do uwolnienia prawdziwych emocji.

Mogra Phulaalaa

 

 

Na koniec film bez Mukty, ale z jej ekranową 'złotą połówką', czyli Swapnilem Joshim w roli głównej. Mogra Phulaalaa przywodzi na myśl klimat middle cinema z kina hindi lat osiemdziesiątych. Jest w nim podobny urok i 'mały światek' zwykłych, nieidealnych, ale naprawdę sympatycznych ludzi. Nie sądziłam np, że postać maminsynka zamiast mnie irytować może mnie urzec, a tu właśnie tak się stało. Wszystko jest bowiem kwestią odpowiedniej narracji i charakteryzacji bohaterów. I jeśli Sunil przez ponad 30 lat nigdy nie przeciwstawił się decyzjom matki to znaczy, że nie było dostatecznej tegoż potrzeby. Nastąpi ona, gdy zamiast czekać dalej na efekt poszukiwania mu przez mamę odpowiednio godnej kandydatki na żonę Sunil znajduje sobie takową sam. I to kobietę 'po przejściach'... W ramach pokazywania konsekwencji samodzielnego wyboru partnera życiowego kino indyjskie najczęściej miota się pomiędzy drogą cierpiętniczo-łzawego podporządkowania się, a radykalnym buntem (połączonym z zerwaniem więzi rodzinnych), stąd tym bardziej podoba mi się pokazanie, że istnieje też pośrednie, nazwałabym je 'asertywnym', wyjście. Można być bowiem łagodnie stanowczym. Tu emocji też nie brak, ale są na dużo bardziej stonowanym poziomie. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że bohaterowie poznają się i zakochują w sobie przy okazji.. wystawiania opartej na mahabharatowych wątkach sztuki, w której to grają główne role. A Sunil jeździ uroczą czerwoną Vespą!