niedziela, 9 maja 2021

Avakai Biryani (2009) - do leniwego smakowania

Odkryłam właśnie ze zgrozą, że nie mam tu notki o filmie, od którego to pochodzi tytuł tego bloga. Zatem czym prędzej nadrabiam to rażące niedopatrzenie!
 
Reżyser tego filmu, Anish Kuruvilla, jest uczniem Sekhara Kammuli. To widać. Nawet bez wiedzy o tym związku obu panów skojarzenie z Kammulą przyszłoby mi pewnie do głowy. Bo to podobnie delikatnie snuta opowieść.

W prowincjonalnym miasteczku Devarakonda w AP najważniejszą osobą jest Masterji. On tu rządzi, on daje pracę prowadząc m.in. interes z rykszami. Kierowcą jednej z nich jest Akbar - młody, porządny chłopak, który marzy jednak o czymś więcej, chce bowiem dostać się na studia (choć śmieją się z niego, po co mu dyplom w rikszy) - niestety oblewa kolejne podejścia...
Tymczasem do miasteczka sprowadza się rodzina Lakshmi. Dziewczyna wpada w oko Akbarowi, a i on nie jest jej obojętny. Tylko, że Akbar jest muzułmaninem a ojciec Lakshmi - uważając ich na fali terrorystycznych zamachów za 'niebezpieczny element' - każe się swojej rodzinie trzymać od wyznawców islamu z daleka...

'Avakai Biryani' to jednak nie tylko historia rodzącego się uczucia (pokazanego bardzo delikatnie i niewinnie, a jednak bardzo zmysłowo), ale także opowieść o tolerancji, o tym że trzeba widzieć przed wszystkim człowieka a nie jego religię, a także że warto walczyć o swoje marzenia i że warto czasem odważnie zaryzykować, powiedzieć co się myśli, bo to może coś zmienić.

Bardzo podobała mi się postać Akbara. Z jednej strony uczynny, życzliwy innym, ale jednak potrafi i upomnieć się o coś, publicznie zabrać głos i głośno powiedzieć np. czego oczekuje od rządzących. Taki młody idealista. I tacy właśnie ludzie mają szansę zmienić coś na lepsze. Grający go Kamal Kamaraju (znany pewnie niektórym z mało sympatycznej roli w 'Godavari') spisał się tu świetnie i włożył w tę postać dużo ciepła, ale i stanowczości. 
 

 
Z kolei Lakshmi to taka zwyczajna dziewczyna, bardzo różna od tych 'ładnych, wyfiokowanych lal' przy hirołach. Chodzi zwykle w tradycyjnych strojach (sari czy salwarach), a Akbar zdobywa jej uczucie stopniowo, swoim zachowaniem, ambicjami, dobrocią. Lakshmi po prostu widzi w nim kogoś godnego uczucia, dobrego partnera życiowego i to zdaje się przeważać początkowe opory związane z tym, że wyznaje on religię, przed którą jej ojciec ją ostrzegał. Jednak nie czuje się gotowa zrywać więzi ze swą rodziną, która to jest dla niej przecież ważna. Bindu Madhavi to debiutantka i rodowita telużanka (choć nie mówi w filmie własnym głosem). Jest śliczna i bardzo naturalna.
 


Jak już wspomniałam ten film to taka powoli, wręcz leniwie snuta opowieść o specyficznym klimacie (zresztą to jej zarzucano w większość recenzji - za wolne tempo właśnie). Mnie tam to urzekło (choć zdaję sobie sprawę, że pewnie taki film nie jest dla każdego i faktycznie niektórych może znudzić).
 
Ważnymi atutami filmu są na pewno przepiękne zdjęcia (jak z bajki) oraz świetna, niezwykle nastrojowa, magiczna wręcz muzyka, która zachwyciła mnie od pierwszego przesłuchani.


A co oznacza smakowity tytuł filmu i dlaczego wzięłam go na tytuł bloga? Otóż avakai to rodzaj pikli opartych na połączeniu mango i nasion musztardy (w filmie robi je i sprzedaje Lakshmi), biryani - wiadomo, danie z zapiekanego ryżu z różnymi dodatkami. Obie rzeczy osobno smakowo wydają się być 'z zupełnie różnych parafii' - tak jak bohaterowie filmu, ale razem tworzą ciekawą nową potrawę (charakterystyczną zresztą dla kuchni z okolic Hajdarabadu - vide fotka obok). I tak widzę moją pasję do kina indyjskiego - jako mieszanie różnych, pozornie nie przystających do siebie rzeczy, by uzyskać nową ciekawą kombinację smaków.