Przy okazji podsumowania zeszłego roku pisałam o sporych problemach z dostępnością tamilskich filmów na dvd. Nie wiem, co się dzieje (i nie chciałabym tu zapeszyć:P), ale w zakresie tegorocznych premier jak dotąd prawie wszystkie interesujące mnie tytuły zostały wydane z napisami! A skoro już taki cud nastąpił to należy korzystać, zatem zrobiłam sobie mini-przegląd świeżutkich tamili:)
Haridas
'Dla każdego dziecka pierwszym bohaterem (wzorcem) jest jego ojciec'-
tak brzmi motto tego, bardzo przeze mnie wyczekiwanego, filmu. Jego
bohater, dzielny policjant Sivadas, jest bez reszty oddany swej wymagającej
pracy. Do czasu, gdy okoliczności zmuszą go do zajęcia się swym
dziesięcioletnim synem Haridasem. Który jest autystykiem... Temat
'rodzice i niepełnosprawne dzieci' nieobcy jest mi i z racji zawodowych
doświadczeń. Zdaję sobie więc sprawę, jakie to niełatwe poświęcić w zasadzie całe życie takiemu dziecku. Z perspektywą wielu wyrzeczeń, a bez specjalnej gwarancji postępów. I jakoś rzadziej decydują się na to ojcowie. Tym bardziej pewnie ciekawa byłam filmu i chyba tym bardziej mnie poruszył. 'Faceci nie płaczą' - mówi Sivadas w jednej z najbardziej wzruszających scen filmu. Tak, ma chwile kryzysu, ale idzie dalej... Walczy. Dla syna. Na szczęście trafia na dobrego, mądrego lekarza. Który tłumaczy mu, że chłopiec nie jest upośledzony. Po prostu żyje w swoim świecie. A przecież w zasadzie świat każdego z nas jest trochę inny, tu różnica tkwi tylko w skali owej odmienności (notabene pokazany w Haridasie obraz autyzmu trafił do mnie dużo bardziej niż choćby ten z Barfi). Panowie trafiają też na świetną nauczycielkę (sceny w szkole są przezabawne:D). Sneha zrezygnowała dla tej roli z możliwości zagrania w megaprojekcie Rajiniego - zawsze wiedziałam, że ta kobieta ma dobrze poukładane aktorskie priorytety:) Podobnie zresztą grający Sivadasa Kishore - który budzi moje coraz większe zainteresowanie (rozpaczliwie szukam kannadyjskiego Cyanide o zabójstwie Rajiva Gandhiego) Ogólnie, jeśli miałabym się czegokolwiek od strony obsadowej 'czepić', to może tylko zbyt oczywistego obsadzenia Pradapa (a mógł zagrać np trenera:P) Przy samym finale przez chwilę miałam wątpliwości. Że może nie tak bym to widziała. Ale za chwilę znalazłam ładną paralelę, którą taki rozwój wypadków tworzył, a potem nastąpił taki obrót sprawy, że już w ogóle zajęłam się tylko smarkaniem:P Bardzo polecam. I obowiązkowo kupię sobie w Londynie ten film na dvd:)
Aadhi Bhagavan
Wstępnie ów gangsterski projekt wyglądał dość ciekawie, ale potem recenzje mnie jakoś zniechęciły. Ostatecznie zadecydował tamilski rap, a w zasadzie zobaczenie looku Jayama Raviego, jakiemu towarzyszyła ta piosenka:D Stwierdziłam, że nawet jeśli film będzie nie najlepszy, dla takiego wcielenia aktora warto:P I dokładnie tak było:) Choć na początku nie całkiem mogłam zrozumieć, skąd tyle krytyki wobec tej 'mafioso action love story' - było dość ciekawie i klimatycznie, a Ravi jako gangster to temat na osobny wzdech:P Chyba aktor ma już zdecydowanie 'chłopięce lata' za sobą. Oglądałam może nie z zachwytem, ale z zainteresowaniem i czekałam na wiadomą 'odsłonę'. Gdy w końcu się doczekałam, najpierw aż kwiknęłam z radości, ale potem niestety stwierdziłam, iż to wszystko jakoś do siebie nie pasuje.. Mimo tego, że bohaterowie zdawali się sami w sobie być naprawdę ciekawi (wcielenia Raviego jak już wspomniałam świetne, a Neetu Chandra grała zdecydowanie nietypową heroinę), fabularnie jako całość się to po prostu specjalnie 'nie kleiło'. Znaczy potencjał myślę był, ale na tym się niestety skończyło. A, i chyba w końcu nie nakręcono tego klipu w Polsce - w filmie na pewno takowego nie ma.
David
Pamiętam, że od początku spodobał mi się pomysł współpracy Beyora Nambiara z Vikramem i Jiivą - taka ładna mieszanka się zapowiadała:) I nawet jeśli bardziej spodobał mi się trailer wersji hindi, postanowiłam, z sympatii dla Jiivy, obejrzeć jednak wersję tamilską. Być może to był błąd (w wielu recenzjach spotkałam się z opinią, iż to właśnie owa londyńska, gangsterska historia - której brak w tamilskiej wersji - jest najciekawszą częścią filmu). Tamilską wersję ogląda się może i nie najgorzej, tylko niewiele z tegoż wynika...I o ile jeszcze przy goańskiej historii Vikrama - opijusa może i 'tak ma być': znaczy lekko, trochę zabawnie, ciut gorzko i tyle, o tyle mumbajska historia z Jiivą jako niedoszłym muzykiem przywodziła mi na myśl średniej jakości hirołsowce, w których niby jest jakieś tam tło społeczne, ale jakoś słabo to rozwinięte, a bohater, nawet jeśli najpierw dostaje po głowie (w sensie dosłownym) i tak, w widowiskowym stylu, 'powali' oczywiście bandę zuych (a objawy potencjalnego urazu zdadzą się ostatecznie nie mieć specjalnego znaczenia:P) Po prostu spodziewałam się więcej, niż filmu, na którym się może i nie męczyłam, ale o którym raz dwa pewnie zapomnę.
Paradesi
Po ostatnich rozczarowaniach filmami Bali z jednej strony czekałam na ten, z drugiej trochę się go bałam. Czy reżyser będzie jeszcze w stanie zrobić naprawdę dobre kino, takie o którym trudno zapomnieć? Well.. jakkolwiek Paradesi takim filmem (jeszcze) nie jest, tak daje jakieś nadzieje na przyszłość. Akcja toczy się w latach 30, jeszcze przed odzyskaniem przez Indie niepodległości. Ten historyczny kostium skojarzył mi się trochę z Araavan Vasanty Balana. Nie dlatego, żeby to była podobna rzeczywistość (w końcu dzieli ją jakieś 200 lat), ale ponieważ te, pieczołowicie odtworzone, realia 'z epoki' zdawały się trochę negatywnie korelować z moim zaangażowaniem jako widza. Jak doceniałam różne detale, tak trochę zeszło, zanim zaczęłam się tak naprawdę przejmować pokazywaną mi historią (w kategorii obrazów poruszających tematykę 'niewolniczej pracy' mam zresztą bardzo wysoko ustawioną - przez Angadi Theru - poprzeczkę:P) Dlatego Paradesi, pomimo wrażenia w zakresie odtworzenia klimatu epoki czy naprawdę dobrej obsady (to moje pierwsze spotkanie z Arthavą Muralim i jak najbardziej życzę mu, żeby 'skorzystał' na roli u Bali podobnie jak Vikram czy Surya, natomiast z prawdziwą przyjemnością zobaczyłam znów, po Baanam, Vedhikę - podoba mi się dziewczyna i jej wybory:)) to dla mnie 'tylko' dobry film. Ale to i tak niemało.
Ps. Bo zapomniałabym: numer 'misyjny' po prostu wymiata! Po prostu zaniemówiłam z wrażenia, jak to zobaczyłam:D
Ps. Bo zapomniałabym: numer 'misyjny' po prostu wymiata! Po prostu zaniemówiłam z wrażenia, jak to zobaczyłam:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz