piątek, 3 stycznia 2014

Filmowy przegląd 2013 roku - kino telugu i tamilskie

Zarówno z wyborem tytułów tamilskich jak i telugu do przeglądu  były problemy, tyle że trochę inne: u Telugów po prostu kręci się bardzo mało potencjalnie ciekawych rzeczy, u Tamili  filmów do obejrzenia byłoby sporo, tylko niestety niewiele doczekuje się wydania na dvd z napisami (a ja nie każdy mam odwagę obejrzeć saute), a i obejrzałam już solidną porcję tych 'literkowych' w trakcie roku.

KINO TELUGU

 

Gundello Godari

    

Pamiętam, że jedną z pierwszych rzeczy, które zachwyciły mnie w 'południowcach' było ich filmowanie wody (przeważnie na hirołach, no ale mniejsza z tym:P).  Osnową tego, osadzonego w latach 80-tych, filmu jest mająca wtedy naprawdę miejsce wielka powódź i jej obrazy w promach miały duże znaczenie w zainteresowaniu mnie tym tytułem. Zawsze zachwycały mnie, jakże chętnie wykorzystywane przez telugowych filmowców (od Vamsiego i Bapu po Kammulę), krajobrazy rzeki Godavari, tu zobaczyłam jej zupełnie inne, groźne oblicze. Ale samego żywiołu jest w filmie niewiele, to tylko kanwa do opowiedzenia nam przeszłości pewnej pary, która właśnie wzięła zaaranżowany ślub. Może nie jest to jakoś bardzo porywające, ale ma jakiś swój klimat, no i niebanalne postaci kobiece. Miło było też zobaczyć znów Mumaith (w, a jakże itemie: zmysłowym, a nie wzbudzającym niesmaku - bo różnie to ostatnio z tym bywa:P), no i urzekła mnie piosenka o kogutach :D

Sahasam

 
 
Najpierw się bardzo ucieszyłam, że Gopi robi znów film z Yeletim, po trailerze mi radość dość przeszła (zamiast wyobrażonych klimatów a'la Indiana Jones miałam skojarzenia bardziej z Ek Tha Tiger..), ale postanowiłam sprawdzić jednak całość. Bardziej z wiary w Yeletiego niż samej sympatii do Gopiego. I muszę się zgodzić z chyba większością recenzji: to jest niezły film, niewątpliwie imponujący rozmachem (za w sumie nie tak wielkie chyba pieniądze) i stroną techniczną (pięknymi zdjęciami z Ladakh czy bardzo fajnym backgroundem), nie 'przebajerzony' (i pozbawiony sporej części 'obowiązkowych elementów komercyjnych' typu masa komików czy romans z heroiną - w sumie tylko jedna dream sequence wciśnięta jest), no i nawet ci pakistańscy talibowie nie tacy koszmarni jak mi się po promie wydawało (choć bardzo schematyczni, fakt). Problem z Sahasam polega głownie na tym, że nie bardzo angażuje widza po prostu. Tylko tyle i aż tyle.

Anthaka Mundu Aa Tarvatha 

 
 
Kolejny przykład zaufania do reżysera (gdyby to nie był film Indragantiego, pewnie bym nie sięgnęła po to 'kolejne romansidło o miłości nastolatków' jak wstępnie oceniłam ów tytuł) i tym razem ono się zdecydowanie opłaciło. Ta opowieść o 'związku na próbę' naprawdę mnie urzekła. Młodzi bohaterowie (choć już pracujący, czyli w miarę samodzielni) nie żyją bowiem tylko w świecie romantycznych iluzji, a wręcz przeciwnie: obserwując kryzysy w związkach swych rodziców postanawiają urządzić sobie 'próbę małżeńskiego życia', czyli wynająć mieszkanie, gdzie będą wspólnie (bez niczyjej wiedzy) żyli. No i się zaczyna... zwykłe, codzienne problemy i obowiązki (od zakupów poczynając, przez gotowanie, sprzątanie, jej PMS,  jego 'wypady z kumplami', kwestię 'zapomnieliśmy o zabezpieczeniu, a co jeśli jestem w ciąży'? itp itd) stają się trudnym testem dla ich uczucia. Najłatwiej się przecież pokłócić, wykrzyczeć swoje racje czy frustracje i jeszcze trzasnąć drzwiami, trudniej to potem 'wyprostować' (i czy jeszcze widzi się w tym sens?) Może dla niektórych mało romantyczna wizja związku, ale myślę bardziej prawdziwa niż 'lukrowane bajki, że tylko miłość i to wystarczy'. Jest i morał, nie za słodki, ale dający nadzieję:  nigdy nie ma gwarancji (i żadna próba ich do końca nie da), ale niekoniecznie warto się tym zniechęcać. 

KINO TAMILSKIE

 

    Six (candle)

Do obejrzenia tego filmu zachęciły mnie oglądane od dłuższego czasu fotki z  wcieleń Shaama (który to m.in. schudł ponad 20 kg i wyglądał faktycznie prawie jak szkielet - takie poświęcenie to ja rozumiem dużo bardziej niż owe kolejne 'niezbędne do roli' packi). Nie bardzo wiedziałam, o czym natomiast ma być sam film, więc tu  twórcy mnie zaskoczyli (a temat myślę ciekawy i przerażający - nawet jeśli nie jest się rodzicem). Oglądając film saute siłą rzeczy chciałam się wesprzeć trochę informacjami o fabule z netu i w ten sposób dowiedziałam się np. że dialogi ponoć kiepskie (to może i lepiej, że ich nie rozumiałam:P) i że to mało wiarygodne, że zdesperowany ojciec działa na własną rękę, zamiast po prostu zgłaszać wszystko policji i czekać na ich działania (zważywszy na obraz policji - nie tylko z tego filmu i nie tylko z Indii nawet - mnie to jakoś bardzo nie dziwi:P). Może sam film mnie nie 'poraził', ale Shaam przekonał do swej graniczącej wręcz z obsesją desperacji, a po seansie w głowie został obraz, jak kruche potrafi być (i w jednej sekundzie rozsypać się) szczęście.


 555 (Ainthu Ainthu Ainthu)

Kolejna spektakularna metamorfoza do roli: Bharath owszem, zrobił i packa do tego filmu (wielce obrzydliwego zresztą), na szczęście nie jest to ani jego jedyne, ani najdłuższe wcielenie w tym filmie (i nawet nie odebrałam tego jako specjalne epatowanie mnie jako widza owym 'kaloryferem', bo skupiłam się w tym momencie już na czymś innym. Sama historia - znów oglądana saute:/- przypominała mi trochę Ghajini czy Ontari (a to dobre skojarzenia), choć jej rozwiązanie mnie jednak trochę rozczarowało. W każdym razie trudno uwierzyć, iż tę mroczną rzecz nakręcił reżyser kameralnego i spokojnego Poo (i to też miłe zaskoczenie) i szkoda, że Bharath jakoś nie bardzo może się przebić do tej najwyższej gwiazdorskiej ligi, bo talentu mu nie brakuje i ciekawą rolę potrafi bardzo dobrze wykorzystać (a przy tym - choć to nie najważniejsza sprawa - jest najlepiej tańczącym tamilskim aktorem). A, i po raz chyba pierwszy zobaczyłam Santhanama w roli nie tylko 'komediowego przerywnika', ale z rysem dramatycznym.

   

Raja Rani

Śledząc proces tworzenia tego projektu miałam wobec niego mieszane wrażenia i tak mi zostało chyba i po seansie. Znaczy 'odcinając' wszelkie potencjalne skojarzenia z filmem, o którym za chwilę, w sumie to sympatyczna komedia romantyczna o 'drugiej miłości' (i o tym, ile w nas strachu przed ryzykiem 'otworzenia serca') jednak na klasyczną love story (która przetrwa lata) to szans raczej nie ma. A takim filmem jest Mouna Raagam, z którym jednak Raja Rani niechybnie się jakoś kojarzy. I z tej perspektywy brakowało mi tych 'trzech P': prostoty, piękna, poezji. Za dużo strachu chyba w reżyserze było, że to musi być jednak 'lekkie i zabawne'. Ja bym zdecydowanie wolała, żeby 'obciąć' obie retrospekcyjne historie, a więcej czasu poświęcić temu obecnemu związkowi (tym razem z dwojgiem, a nie jedną stroną 'po przejściach' i godzących się na aranżowany ślub z myślą, że 'i tak już przecież miłość za mną'), no i brakło owego 'mężowskiego wzorca z Sevres' (jakim jest dla mnie do dziś Chandrakumar - on, a nie żaden tam Suri:P). Oki, był za to cudowny ideał ojca (ponoć ta rola bardzo przypomina  Sathyraja w prawdziwym życiu:)), ale to nie całkiem to samo:P  A Jai, na którego po promach tak się cieszyłam, znów gra pierdołę (na dodatek mniej sympatyczną niż w EE). 

 

   Arrambam

Po dobrej zabawie przy Mankacie z ciekawością czekałam na kolejny film Ajitha, bo Arrambam zdawał się zapewniać nie tylko dalszy ciąg jego fantastycznego salt&pepperowego wizerunku, ale i podobnie fajne kino rozrywkowe. Niestety nim nie był. Zabrakło jednak  'zabawy' konwencją i elementu przewrotności, tu nawet jeśli na początku bohater może nam się wydawać mroczny (duży szacun za scenę z żelazkiem - wydaje mi się, że niewiele indyjskich  gwiazd by się zgodziło takową włączyć - nawet grając tego niby złego właśnie) to ostatecznie szlachetność okazuje się 'wylewać z niego uszami', znaczy wszystko zmierza w sztampowym - i dość nudnym - kierunku. Sam Ajithowy styl (absolutnie świetny!) i widok Nayan z gnatem przy najwrażliwszej męskiej części ciała (:P) mi jednak nie wystarczył (Aryę pomijam, bo trudno to nazwać ciekawą rolą, za to Kishore w niby pomniejszej znów zapunktował:))


Obejrzane wcześniej:  Swamy Ra Ra (telugu);  Kadal, David, Aadhi Bhagavan, Paradesi, Haridas, Udhayam NH4, Mariyan, Vishwaroopam, Soodhu Kavvum (tamile)
Czekam na (podpisane) dvd:   Mallela Theeram Lo Sirimalle Puvvu, Dalam, Kaali Charan, D for Dopidi (telugu);    Thanga Meenkal, Onayum Aatukuttiyum, Vidiyam Munn, Vannakam Chennai, Kalyana Samayal Saadham, Tharalimuraigal (tamile)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz