Byli jak Radha i Krishna na srebrnym ekranie.Madhabi Mukherjee
Idąc 'za ciosem', po biografii samego Uttama sięgnęłam po książkę, która omawia fenomen Uttama i Suchitry jako pierwszej (i do dziś 'niepobitej') bengalskiej ekranowej superpary. Jej autorką jest kobieta i może dlatego ton tej książki jest zdecydowanie bardziej ciepły i osobisty niż w przypadku biografii Uttama (której 'suchość' jednak mi trochę przeszkadzała). Świetnym zabiegiem jest też rozpoczynane każdego rozdziału książki dobranym stosownie do jego zawartości cytatem z Tagore'a. Merytorycznie Maitreyee B Chowdhury, podobnie jak Mullick, wychodzi od nakreślenia tła epoki, w której pojawiła się owa ikoniczna para i nawet to jest napisane przystępniej (i zwraca uwagę na dodatkowe aspekty - jak choćby fakt, iż para Uttam-Suchitra stanowiła rodzimą 'odpowiedź' na 'inwazję' ówczesnych glamurowych par kina hindi - z Rajem i Nargis na czele - przywracając rodzimej kinematografii wielu bengalskich widzów, którzy w ówczesnych niełatwych czasach chcieli zobaczyć na ekranie nie tylko surowy realizm, z którego słynęło od początku kino bengalskie, ale 'powiew' innego, piękniejszego świata - taki eskapizm w dobrym stylu, z aktorami, do których można wzdychać i piosenkami, które można nucić po seansie). Potem autorka przybliża osobno postać Uttama i Suchitry (i ich drogę do filmu). O ile w części tyczącej Uttama raczej nic mnie już tu nie zaskoczyło, o tyle o Suchitrze aż tyle nie wiedziałam - poczynając od tego, iż wprawdzie używała prawdziwego (znaczy po mężu) nazwiska, ale imienia już nie i że zaczęła karierę nie tylko jako już mężatka, ale także i młoda matka (Moon Moon w momencie jej debiutu miała bodajże 4 latka) - choć nie jest to, wbrew tezie autorki, pierwszy casus gwiazdy-młodej matki w kinie indyjskim (młodą matką, na dodatek samotną, była rozpoczynając karierę choćby Durga Khote). Maitreyee ubarwia te portrety masą smakowitych anegdot (choćby opowieść, jak to Suchitra podstępem szczepiła swego reżysera w czasie epidemii cholery:D), które jak sądzę pozwalają czytelnikowi zbliżyć się do bohaterów książki. Godną uwagi ciekawostką jest również fakt, iż Suchitra - podobnie jak Uttam - także śpiewała (i w zasadzie najpierw to chciała nie grać, ale nagrywać piosenki), ale - w odróżnieniu do casusu Uttama - udało jej się nagrać parę piosenek i do swoich filmów. Przechodząc do analizy ich fenomenu jako pary autorka opowiada m.in o tym, jaką ikoną stylu była Suchitra dla wielu ówczesnych Bengalek (w tej parze Suchitra grała zwykle rolę osoby z wyższych sfer - takiej divy, a Uttam był raczej 'chłopakiem z sąsiedztwa') oraz jakie wrażenie robiła na widzach ekranowa intymność Uttama i Suchitry (na dzisiejsze czasy to pewnie niewiele, ale byli pierwszą bengalską parą, która na ekranie się dotykała i obejmowała). Analizując ich niezwykłą chemię pisze też o najsłynniejszych wspólnych filmach (na końcu książki znajduje się ich pełen spis), scenach i piosenkach (jak Uttam miał jeden etatowy 'głos', tak Suchitra dwa:)), ale pisze też o tym, jakie relacje para miała prywatnie oraz zestawia fenomen jej popularności z przykładami słynnych par z kina hindi (stawiając tu kontrowersyjna pewnie tezę, że ich wyjątkowość polega na tym, iż w odróżnieniu od tamtych par - które były utożsamiane z jakimś jednym konkretnym aspektem miłości na ekranie -, Uttam i Suchitra sprawdzali się równie dobrze w jej wszystkich odcieniach). Pisząc pokrótce o rolach obojga w kinie hindi autorka zastanawia się, czemu nikt nie wpadł na pomysł, żeby obsadzić ich i tam razem (to faktycznie ciekawe pytanie). Przytacza też wiele interesujących opinii o Uttamie i Suchitrze z ust zarówno bengalskich, jak i hindi gwiazd (np. Dilip wychwala Suchitrę, a syn Uttama opowiada, z jaką atencją gwiazd spotykał się jego ojciec będąc w Mumbaju).
Bardzo dobrze mi się to czytało i aż sobie westchnęłam z żalu, że już koniec... Bo - jak konstatuje i autorka - takich magicznych ekranowych par dziś już nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz