Po raz kolejny po kilka zdań o obejrzanych przeze mnie niedawno filmach indyjskich:)
Dwujęzyczny film S.Samanthy - ja akurat oglądałam wersję hindi (bo jest dostępna na YT) - to kameralna, tocząca się w rybackiej wiosce, opowieść (tak, miałam klimatyczne skojarzenia z keralskim Chemmenem) o człowieku, który kiedyś był nadzieją, a teraz jest zakałą okolicy. Jak do tego doszło i czy świeżo przybyłemu w te okolice stróżowi prawa uda się jeszcze coś zmienić? (i ożywić wioskę?) Obejrzałam Amanush przede wszystkim ze względu na Uttama i bardzo mi się tu podobał, a sam film może nie powalił mnie od razu, ale jednak ma w sobie coś (klimat?), co pozostawiło go w mojej pamięci:)
Penn Pattanam (malajalam, 2010)
Waqt (hindi, 1965)
Uważana za prekursora multistarrerów w bolly opowieść z cyklu 'lost and found'
(to także były początki tej 'formuły') Trzy godziny obserwowania losów
rozdzielonej w wyniku trzęsienia ziemii rodziny naprawdę się nie
dłużą, choć zapewne oglądałoby mi się to jeszcze lepiej, gdyby w dwóch
głównych rolach nie obsadzono wyjątkowo nijakich dla mnie aktorów:
Sunila Dutta i Raaja Kumara. Twierdzący, jak to kiedyś w bolly nie było
tej demoralizacji, co dzisiaj, znajdą tu - jakże grzeczną:P - 'mokrą'
scenę z Sadhaną w stroju kąpielowym i Sunilem topless, można się też
przekonać, skąd pochodzi znana z DDLJ piosenka, śpiewana tam przez
Amrisha do żony (Balraj Sahni!<3)
Shala (marathi, 2011)
Film do obejrzenia na YT.
Mniej znany film M.Desaia, to - jak wskazuje tytuł - rzecz o patriotyzmie, a indyjski patriotyzm to jak wiadomo poważna sprawa. Co nie znaczy, że nie znajdziemy tu elementów masalowych typu rozdzielonych rodzin, cudnych Bigowyh przebiórek itp - co to to nie:D Niemniej jako całości Desh premee brakuje tej lekkości innych filmów mistrza i nie dziwi, iż uważany jest za jedną z jego słabszych rzeczy. No i Uttam strasznie zmarnowany:(
I przykład klipowych szaleństw, czyli stylizowany na gumnamowego Mehmooda Big:
Powrót Sharady do kina mallu mógł być czymś naprawdę spektakularnym, gdyby reżyser skupił się na historii starzejącej się aktorki, zamiast pakować do filmu dodatkowo i inne 'atrakcje' (typu wątku kryminalnego) Szkoda zmarnowanej szansy i potencjału aktorów (obsada ogólnie zacna i mogła zagrać dużo więcej...). A tak pozostaje się cieszyć elementami uroczej stylizacji na stare kino, niestety w średnim filmie.
I am Kalam (hindi, 2010)
Masalowe szaleństwo po tamilsku, czyli Sivaji Ganesan w trzech rolach (w tym udający jeden drugiego:D) oraz MR Radha w dwóch, w intrydze zakręconej jak ruski słoik (ogólnie rzecz biorąc chodzi o to, jak zgarnąć cudze pieniądze:P). Marysia oglądała kiedyś film bez napisów, a pewnie wyłapała więcej szczegółów niż ja z literkami, ale nic to, i tak się dobrze bawiłam:) A szczególnie moje serce podbił pan w stroju kołbojsko-tyrolskim (zdaje się Balaji znaczy) tańczący przez chwilę klasycznie!!
I jeszcze, na zachętę, mój ulubiony - też klasycyzujący - klip:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz