niedziela, 15 września 2013

Dhanushowo: 'Mayakkam Enna' (2011) & 'Mariyan' (2013)

Post bardzo zaległy, bo filmy oglądałam w okolicy Dhanushowych urodzin (czyli jeszcze przed Chirowymi obchodami), ale cóż.. lepiej późno niż wcale:P A myślę, warto o obu tytułach napisać (bo oglądałam jeszcze jeden, starszy Dhanushowy film i o nim specjalnej ochoty wspominać nie mam:P)

Pamiętam, jak przy okazji czytania różnych opinii o '3' trafiłam na kilka podsumowujących ten film jako gorszą 'powtórkę z' właśnie wcześniejszego Mayakkam Enna. Jako, że seansem 3 byłam ostatecznie raczej rozczarowana postanowiłam dzielnie obejrzeć ME. Dzielnie, bo to jeden z tych (licznych) filmów tamilskich, które nie zostały wydane z napisami:(  I tak, pewne podobieństwa można dostrzec (chodzi zwłaszcza o hmm...nazwijmy to 'mroczną' stronę bohatera - choć tu jego 'zachowanie na krawędzi' ma inne podłoże), natomiast jest i trochę różnic, które to właśnie czynią ten film ciekawszym. Jakkolwiek pierwsza część ME to także historia rodzącego się uczucia to jest ono dużo mniej 'słodkie'. Bo i młodzi nie muszą walczyć ze sprzeciwem świata (rodziny), ale z własnymi oporami. Gdy się bowiem poznają, ona jest dziewczyną jego przyjaciela, zatem dla obojga jest to etycznie trudna sytuacja. A dodatkowo to, co rodzi się między Karthikiem i Yamini nie ma raczej charakteru 'pioruna z nieba', ale bardziej 'wkurzasz mnie, ale coś mnie do ciebie ciągnie'. I dla mnie to było znacznie ciekawsze. Zwłaszcza chyba ta postać Yamini, która i w dalszej części jest nie tyle bierną bohaterką,  co walczącą trochę 'z wiatrakami' (choć może nie tak do końca, skoro motto filmu brzmi 'za każdym mężczyzną sukcesu stoi kobieta'^^). Która kocha i wspiera, ale i się złości i wybucha. Znaczy cały czas  ma 'charakterek':) Jak nie jestem specjalną fanką Richy, tak była naprawdę niezła w tej roli (scena z czyszczeniem podłogi!). Dhanush natomiast - jako aspirujący fotograf (który marzy o pracy dla National Geografic, a na razie robi fotki na weselach i tego typu imprezach) był, zwyczajowo ostatnio, świetny. Nie ma chyba w tej chwili w Indiach drugiego młodego aktora z taką charyzmą - który pojawia się na ekranie i od którego trudno oderwać wzrok, i z którym współodczuwa się emocje jego postaci. Radość i nadzieję, niepewność, rozczarowanie, gniew i wiele innych. A świat widziany oczami aparatu jego bohatera jest po prostu przepiękny (brawa dla operatora!). Ale jest i łyżka dziegciu. Im dalej, tym bardziej odnosi się wrażenie nadmiernego traktowania fabuły 'po łepkach'. Tak jakby reżyser, który na początku ładnie, spokojnie rysuje przebieg wydarzeń, w pewnym momencie zorientował się, że powinien już kończyć (bo film nie może trwać wszak 4 godzin:P), a tu jeszcze trochę do opowiedzenia, więc robi to coraz szybciej, z pewnymi przeskokami, 'dziurami', przez co widzowi trudno, czy sobie pewne rzeczy logicznie poukładać, czy uwierzyć w taki, a nie inny przebieg wydarzeń (może i możliwy, ale słabo właśnie umotywowany w filmie...) Niemniej i tak uważam Mayakkam Enna za zdecydowanie ciekawszy obraz niż dużo głośniejsze (za sprawą wiadomego przeboju:P) 3. Znaczy wolę, jak Dhanush pracuje z bratem niż z żoną^^

Mariyan bogu dzięki wyszedł na dvd z napisami, i to nawet dość szybko. Trochę łatwiej mi było dzięki temu przeżałować, że nie 'załapałam' się na seans filmu na dużym ekranie (przesunęli termin premiery z uwagi na Ranjhaanę - która wchodziła też do kin w Tamilowie), a od pierwszych prom (albo nawet już trochę wcześniej:D) była to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie indyjskich premier roku. Podobał mi się 'sudański' pomysł, klimat pojawiających się plakatów czy prom, no i fakt, że Dhanush w końcu zagra z naprawdę dobrą, ciekawą aktorką (a nie, jak nie ze Shruti to z Sonam:P). I, jakkolwiek po obejrzeniu filmu muszę sobie jednak westchnąć, jak pięknie byłoby zobaczyć te widoki na duuużym ekranie, tak pomijając ten 'drobiazg', czuję się seansem bardzo usatysfakcjonowana. Nie wiem, czy 'nakręcałabym' się tak na ten seans z perspektywą, że będzie to jednak nie tyle widowiskowy dramat przygodowy, ale raczej przede wszystkim love story, ale po seansie wcale mi to nie przeszkadzało. Więcej, naprawdę się wzruszyłam. Siłą uczucia, dla którego robi się wszystko. Nadziei, której - jak bohatera - nie da się uśmiercić (Mariyan to nieśmiertelny) I znów pewnie to głównie zasługa aktorów. I ich prawdziwych, udzielających się mi jako widzowi, emocji. Jakkolwiek zdecydowanie więcej na ekranie było Dhanusha, tak Parvathy (zgodnie zresztą z moimi oczekiwaniami) była jego równorzędną aktorsko partnerką (z jednej strony szkoda trochę, że tak mało jej ogólnie w filmach, z drugiej - przecież za to cenię takie aktorki, że biorą tylko role, do których naprawdę mają przekonanie, nawet jeśli przez tę 'wybredność' nie osiągną nigdy topowej pozycji w branży). I muszę jeszcze wspomnieć o solidnym zaskoczeniu przy Kadal Raasa. Ten utwór pojawia się bowiem w filmie w takim kontekście, że ma zupełnie inny wydźwięk, niż to, co można sobie było wyobrażać na podstawie muzyki (soundtrack ogólnie bardzo przypadł mi do gustu)  i promocyjnego fragmenciku klipu. W sumie to lubię takie zaskoczenia:D I nie bardzo rozumiem zarzuty względem sceny z tygrysami. Że Sudańczycy bardzo jednostronni (pokazywani znaczy trochę jak Angole:P) to owszem, ale nie uważam, żeby te tygrysie sceny były 'po nic' (mi uświadomiły, jak bardzo 'towarzyszę' i kibicuję bohaterowi - bo aż wstrzymałam na chwilę oddech..).

Polecam znaczy oba filmy i ogólnie śledzenie Dhanushowego rozwoju. Ten trzydziestolatek już osiągnął sporo jako aktor, a myślę, że wiele ciekawych rzeczy jeszcze przed nim. I przed jego fanami:)

2 komentarze:

  1. Mnie on też ostatnio porwał, choć tym, co Ty dawno pewnie znasz - w Aadakulam, choć też przeżywałam niedawno los jego bohatera w Raanjhanaa. Ciekawa jestem tych filmów, o których piszesz:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No Aadukalam tuż po Nationalach oglądałam i o ile już wcześniej widziałam ciekawe role Dhanusha, tak chyba od wtedy skoczył u mnie naprawdę na top. I tak się do teraz został^^

    OdpowiedzUsuń