czwartek, 21 lipca 2011

Roudra Chhaya (1973) - zacząć od nowa?

Tak sobie ostatnio przeglądam filmową ofertę indyjskich dystrybutorów na YT i przyznam, iż robi się ona coraz ciekawsza, zwłaszcza ta Rajshriowa. Może nie zawsze są to jakieś bardzo znane tytuły, ale tym ciekawiej:) Do Roudra Chhaya zachęciło mnie - poza obecnością Uttama Kumara w obsadzie znaczy, ale w kwestii wyboru z jego filmów - streszczenie sugerujące, iż film mówi o kwestii wpływu natury i wychowania na charakter człowieka. Pomyślałam sobie: "bengalska riposta na Rajową Aawarę"? A jak zaczęłam googlować to doczytałam jeszcze, że to ponoć pierwsza negatywna rola Uttama - co oczywiście zachęciło mnie jeszcze bardziej:D Ale po seansie nie mogę się specjalnie zgodzić ani z jednym ani z drugim stwierdzeniem:) Bo ten film jest dla mnie bardziej o pewnej nieuchronności przeznaczenia, o tym, że można się starać w pewnym momencie coś zmienić, zacząć inaczej, od nowa, ale w końcu wyjdzie i tak to, co nam pisane (i co może być jakąś tam konsekwencją tego, co robiliśmy wcześniej). Że nie ma raczej szansy na takie ponowne 'carte blanche'. I można się tylko zastanawiać, jak inaczej mogłyby pewne rzeczy wyglądać, gdyby kiedyś inne rzeczy potoczyły się inaczej.. Pewnie trochę motam, ale to i skomplikowane do wyjaśnienia:D 
Uttam też moim zdaniem nie gra roli negatywnej, tylko antybohatera (ech, żesz oni tam jakoś w ogóle nie potrafią tego rozgraniczać:P) - człowieka, którego poznajemy jako twardego, bezwzględnego szefa bandy, a który potem na naszych oczach odkrywa jakby inne swe oblicze.. I do którego zaczyna się odczuwać coraz więcej sympatii, a trochę i współczucia, bo widzimy i jak się teraz stara, ale i jak pewne ongisiejsze 'niedobory' wciąż nad nim 'wiszą'...Znaczy owszem, nie biały, krystaliczny, ale i nie czarny charakter, tylko szary, taki najciekawszy:)
Bardzo fajny jest też klimat tego filmu,  jest taki kameralny, a jednak gdzieś tam czai się napięcie, powiedziałabym (dokonując oczywiście pewnego uproszczenia:)) że to taki 'zachodni' w klimacie film. I cieszę się, że jest jeszcze czarno-biały, notabene myślę, że ma to swoje znaczenie zważywszy, że tytuł filmu to 'światłość (blask) i cień'. 
Piosenki są, ale nie zaburzają narracji filmu, ani nie 'odstają' do niego, znaczy dla mnie były bardzo naturalną jego częścią (i nawet z nimi film nie trwa pełnych 2 h:)). Może w ramach próbki wybiorę piosenkę' knajpianą':


I jak wspomniałam na początku film (z napisami) można obejrzeć na kanale Rajshri Bengali na YT.
A ja nabrałam chyba ochoty na więcej Uttamów:) Na szczęście, dzięki YT, mam z czego bez specjalnego wysiłku wybierać:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz