wtorek, 12 marca 2013

Filmowy przegląd 2012 roku - aneks

...czyli uzupełnienie wcześniejszego rocznego przeglądu (głównie o tytuły z południa, gdzie na DVD trzeba zwykle trochę jednak poczekać...)

Mugamoodi (tamilski)
Wielkie oczekiwanie i jeszcze większe rozczarowanie. Trudno uwierzyć, że ten film zrobił Mysskin, TEN Mysskin, którego zwykłam stawiać na najwyższym reżyserskim piedestale. Rozumiem, iż miał to być wysokobudżetowy film komercyjny - i z superbohaterem - ale przecież nie musiało to oznaczać takiej nijakiej, nudnej i strasznie płytkiej opowieści (nawet trudno tu używać słowa fabuła, o charakterystyce bohaterów nie mówiąc...) I przykro patrzeć jak dobrzy aktorzy na których 'u Mysskina' też się bardzo cieszyłam, nie mają w sumie nic/niewiele do zagrania:/ Jeśli tak ma wyglądać mysskinowa realizacja marzeń to ja egoistycznie życzę mu jednak raczej frustracji (z których wychodzą takie filmy jak Anjathey:P)

 Saguni (tamilski)
Nie mogłam nie obejrzeć filmu, na planie którego byłam, nawet jeśli ostatecznie nie rokował najlepiej i jeśli wredni Tamile nie wydali go z literkami...No i cóż, niespodzianki nie było, to nie jest specjalnie interesujący film i tyle. Karthi jest przesympatycznym facetem i zdolnym aktorem, ale wybieranie projektów to mu ostatnio nie idzie (obawiam się, że - podobnie jak brat - zbyt się przejął 'byciem starem':/) Najwięcej radochy miałam oczywiście z klipów, znaczy i z wiadomych polskich plenerów, ale podobał mi się też klip 'pijacki' (cóż, mam słabość w tej kwestii:P). Tylko że do tego nie musiałam wcale oglądać całego filmu:P
 
Life is Beautiful  (telugu)
Wydaje mi się, że dla tych którzy znają już Kammulę, są dwa sposoby reakcji na ten film: pierwszy - "znów ten sam (powtarzalny) Kammula' i drugi - "znów ten sam ('stary dobry') Kammula':P Osobiście wybieram drugie podejście;) Zwłaszcza po doświadczeniu z Leaderem z ulgą powitałam powrót tego Kammuli, który mnie kiedyś tak zauroczył swymi snutymi opowieściami o mniejszych i większych radościach i kłopotach zwykłych młodych ludzi (choć owszem, wolę jak są to trochę starsi młodzi ludzie, tacy już 'na swoim', a nie dopiero wychodzący 'spod skrzydeł' rodziców i wkraczający w dorosły świat nastolatkowie). Po prostu lubię ten klimat i ciepło jego historii i tu też mnie to urzekło:) I w końcu podobała mi się jakaś rola Shriyi:P

Routine Love Story (telugu)
Tytuł, jak łatwo się pewnie domyślić, ma charakter przewrotny - to zdecydowanie nie jest rutynowa historia miłosna. Choć właśnie tak stara się ją początkowo przedstawić opowiadająca ową historię kolejnemu już producentowi młoda kandydatka na reżyserkę. Bo para głównych bohaterów jest młoda, piękna i chodzi do dobrego collegu (gdzie się poznają i zakochują w sobie). Ale problemem w tym związku nie będą ich rodziny, ani w ogóle żadna 'osoba trzecia', tylko oni sami: ich oczekiwania i lęki. Bo przecież relacja to sztuka pewnego kompromisu. I zaufania, a w nich tyle obaw...I trudno się dziwić, bo są przecież tacy młodzi: raz robią krok w przód, potem się wycofują (czy ich ponosi), potem żałują i od nowa... Trudno w tym o jakąś stałość (chyba że stałość kłótni:P). Podobało mi się (i ujęło) to świeże (przynajmniej jak na Indie) spojrzenie twórców na temat (chwała bogu, że nie zajarzyłam wcześniej, iż to ludzie od LBW, bo pewnie bym się jednak obawiała sięgnąć po RLS), ładnie zagrali to młodzi aktorzy, no a szczególnie uwielbiam scenę 'oświecania':D

Molly aunty rocks! (mallu)
Kolejna - po English Vinglish - indyjska opowieść z kobietą po 40 w roli głównej. Już to (plus energetyczne trailery) nastawiło mnie  pozytywnie do filmu. A bohaterka to zdecydowanie inna od cichej, niepewnej Shashi. Ta energiczna 'cioteczka' zdecydowanie 'nie da sobie w kaszę dmuchać'. Zresztą i właśnie stąd  wynikną problemy. Bowiem gdy Molly przytrafi się pewne 'oskarżenie' nie zechce 'szybko załatwić sprawy' (czyli przyznać się do winy), a będzie z uporem dowodzić swoich racji. A że po drugiej stronie trafi się ktoś równie charakterny (grany przez Prithviego urzędol:P) starcie 'dwóch eg' staje się nieuniknione. Film ma raczej lekki, komediowy charakter (poza świetną Revathy i Prithvim dba o to też drugi plan - zwłaszcza bohater Mammukoyi wymiata!), ale przy okazji można też się zastanowić nad stosunkiem prawa do obywateli np. Nie jestem jednak specjalnie przekonana do pomysłu na 'wyjaśnienie sprawy' (choć nie mam własnej koncepcji, jak inaczej można by wyjść z owej narastającej 'spirali'). W każdym razie jestem za większa ilością filmów z paniami, hmm.. w średnim wieku w rolach głównych:) Bo 'aunties rock'!!

Friday (mallu)
Kolejny  film z dość modnego chyba ostatnio w molly nurtu wielowątkowych, równoległych (a w pewnym momencie jakoś 'spotykających się') opowieści. Takich 'innarutowych':) Trochę nierówny, znaczy nie wszystkie historie były podobnie interesujące (w zasadzie tych 'okołociężarnych' bym się pewnie bez żalu pozbyła), ale ogólnie niezły i dość wciągający. Przede wszystkim za sprawą wątków granego przez Fahaada rikszarza (dla którego zdaje się to nie być dobry dzień, a jednak..;)) oraz przyjeżdżającego do miasta na przedślubne zakupy dla swej wnuczki Nedumudiego.  Obaj panowie po raz kolejny pokazali klasę:) Film na dodatek niedługi, więc dobry jak się ma mniej czasu na seans (np w tygodniu:))


I nadal parę potencjalnie ciekawych rzeczy z zeszłego roku mi jeszcze do zobaczenia zostało:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz