poniedziałek, 25 listopada 2013

Filmowe zaduszki AD 2013

Pozostałe tegoroczne 'zaduszkowe' seanse pozwolę sobie potraktować skrótowo:)

Jaal (1952) - niejednoznaczny Dev Anand u Guru Dutta

Dorwałam w końcu 'białokrukowy' wczesny film Guru. Guru jako li reżysera, bo w roli głównej występuje tu - w ramach 'przyjacielskiej umowy' - Dev Anand. A poza tym,  jak widać i po okładce, jedna z moich ulubienic, czyli Geeta Bali. Samego filmu byłam tym bardziej ciekawa, że niedawno, w ramach poznawania (albo raczej nadrabiania) włoskiej neorealistycznej klasyki, obejrzałam (i jak najbardziej doceniłam) Riso Amaro. Który to film ponoć zainspirował Guru do nakręcenia tego, dość nietypowego jak na jego twórczość, filmu. Szybko przestałam jednak szukać bezpośredniego przeniesienia fabuły, bowiem nie w tym - i dobrze! - tu rzecz, a w oddaniu pewnej estetyki czy klimatu. Takie inspiracje to ja lubię i do pewnego momentu bardzo mi się podobało. Żeby tylko nie to zakończenie.. (wyglądające jakby  do powiedzmy 'typowego' filmu Kashyapa dokleić nagle końcówkę w Karanowym stylu:P) Zgrzyt niestety spory. Drażniący mnie bardziej niż (spore) pocięcie filmu w jedynym dostępnym wydaniu dvd.


Moondru Deivangal (1971) - 'złodziej w dom, Bóg w dom';)

Tak, dokładnie tak mogłoby brzmieć motto tego uroczego filmu.  Trzech przestępców (w sumie nie wiem nawet dokładnie, co zmalowali:D) - Sivaji Ganesan, Nagesh i Muthuraman - ucieka z więzienia i jako pierwszy 'przystanek' obierają sobie dom pewnego sklepikarza. Początkowo mieli w planie tylko ekmm... 'pożyczenie' sobie od niego pieniędzy i paru innych rzeczy na dalszą ucieczkę, ale sytuacja rozwinęła się tak, że... zostali znacznie dłużej;) Taki przykład na to, że wiara w drugiego człowieka (jego dobre intencje) popłaca. I wywołuje też dobro. Może i trochę naiwne, ale ja tam lubię wierzyć w ludzi, a ten film jest bardzo sympatycznie zrobiony (nawet dydaktyczna końcówka) -  znaczy może to i nic wielkiego, ale bawiłam się na seansie naprawdę dobrze:) Film (z napisami) jest dostępny na YT. 

Nayattu (1980) - Jayan i Prem Nazir w keralskiej wersji Zanjeera 

Nie sądziłam, że niedługo po tym, jak tyle krwi napsuły mi wieści o kręceniu 'popłuczyn' po jednym z najlepszych, najbardziej kultowych Bigowych filmów, zdecyduję się obejrzeć inny remake tegoż. Skusił mnie przede wszystkim wspólny występ Jayana i Prema Nazira, dwóch wielkich keralskich gwiazd, perspektywa zrozumienia fabuły bez napisów (o podpisane rzeczy obu tych panów nader ciężko:(), ale i nadzieja, że nie będzie to li taki stajlowy popis jak 'wiadomo-co':P. No i słusznie, bo ów remake jest dość wierny (choć Jayanowi jako aktorowi daleeeko jednak do Biga, za to bardzo miło zaskoczył mnie Prem w po-Pranowej roli), no i ma ten urok kina z lat 70. I nawet jeśli było parę zmian, które zaskoczyły mnie na niekorzyść (zwłaszcza w zakresie piosenek, ale i jednak 'spłaszczenie' roli kobiecej - notabene nie poznałam w filmie Zariny Wahab:O), to całość i tak zostawia zdecydowanie lepsze wrażenie niż same proma tego 'czegoś', co niedawno zrobiło słuszną spektakularną klapę:P Film na YT.

Nirdoshi (1967) - NTR za NTRa

Zaczęło się całkiem ciekawie: dwóch NTRów (czyli wiadomy motyw identycznie wyglądających osób - tu: braci - którzy w pewnym momencie zapewne 'zamienią się miejscami'), w tym jeden bogaty, zblazowany - znaczy przywykły do korzystania z życia - i pozbawiony skrupułów. No i niestety to tego musieli mi raz dwa uśmiercić, a kazać temu drugiemu wejść w jego rolę. No i zrobiło się mniej ciekawie:P Może poza momentami, gdy to pokazywano problemy brata w kwestii relacji wobec osób 'bliskich' (czy raczej dobrze znanych, bo bliskich w sensie emocjonalnym to tamten w zasadzie nie miał:P) temu drugiemu (typu, ktoś dzwoni i na coś tam się powołuje, a ten nie ma pojęcia, kto to i co chodzi) - w filmach 'podmiany ról' ten, jakże ludzki, aspekt bywa często dość pomijany (jakby osoba przejmując cudzą tożsamość przejmowała  równocześnie wiedzę tamtej osoby, przynajmniej w sporej części). Niestety więcej było nudnych rzeczy w sentymentalnych klimatach. Podpisany film można obejrzeć na YT.

Ginger i Fred (1986) - Gulietty i Marcella spotkanie po latach

Kiedyś byli bardzo popularną parą taneczną. Ich specjalnością było właśnie naśladowanie Ginger Rogers i Freda Astaire'a. Potem ich drogi się rozeszły... Po latach ktoś wpadł na pomysł reaktywacji duetu na potrzeby telewizyjnego show. Co z tego wyniknie? Wielu z nas - raczej tych, którzy mają więcej niż 'naście' lat - zna to poniekąd z autopsji. Smak sentymentalnego spotkania po latach, czy wręcz próby jakiegoś 'wskrzeszenia' tego, co już wszak 'minęło i nie wróci'. Bo przecież panta rhei, czyli wszystko płynie. I my się zmieniliśmy i świat wokół nas. Smutne? Hmm... chyba niekoniecznie. Raczej prowokujące do pewnej refleksji, zadumy. To robi też ten film. W którym zresztą - co ciekawe - Fellini 'sparował' po raz pierwszy dwójkę swoich ulubionych aktorów.

Niewinni czarodzieje (1960) - Łomnickiego i Stypułkowskiej  'gry pozorów'

'Wypominki' stały się też dla mnie okazją do nadrobienia choć trochę klasyki filmu polskiego. Wybrałam ten film, bo - po z kolei wspominkach na jubileuszowych lokalnych spotkaniach teatralnych, gdzie to jeden z pomysłodawców opowiadał m.in. jak to, prowadząc pospektaklowe spotkanie z Łomnickim (teraz takich już nie ma:(), zwrócił się do niego: 'Mistrzu' , na co usłyszał: 'jaki tam ja mistrz, zwykły majster jestem' - nabrałam ochoty na zobaczenie czegoś z tym 'majstrem':D (którego niestety nigdy nie miałam okazji zobaczyć na żywo...) A przy okazji powrotu do tych pięknych czasów, gdy w polskim kinie pełno było 'tuzów' (obsada to jedna rzecz - a ileż 'gościnnych smaczków' można tam wypatrzeć! - ale warto wspomnieć, że ten film Wajdy napisali Skolimowski i Andrzejewski, a muzykę stworzył kolejny pewnie 'majster', czyli Komeda). Nie wiem, czy urzekła mnie sama historia (teatralna wręcz, oparta na tworzących swoistą grę pozorów dialogach, historia spotkania dwójki 'życiowych aktorów'), ale ten klimat to jest coś!

Manthan (1976) - Indie 'mlekiem płynące'?

Myśmy też mieli kiedyś takie kino. Promujące 'słuszne, ludowe' idee:D (tu mleczarstwo). Ale chyba nie robili tych filmów aż tak dobrzy reżyserzy jak Shyam Benegal. To dzięki niemu myślę bowiem Manthan nie jest dziś stricte jakimś 'propagandowym' reliktem, ale filmem, który nadal się świetnie ogląda - nie razi nadmierne moralizatorstwo, a całość nie ma jednak wydźwięku hurraoptymistycznego, ale taki... niby z pewną nadzieją, ale jednak słodko-gorzki, życiowy? I  do tego mimochodem zaczyna się wręcz nucić jakże chwytliwą piosenkę o dojeniu krów^^ (co zresztą osobiście z dzieciństwa jak najbardziej pamiętam - choć nie ja doiłam:D. Tak samo jak wystawione przy drodze przed prawie każdym domem bańki ze świeżym mlekiem zabieranym do wiejskiego punktu skupu). Tak, takiej 'propagandy' to ja więcej poproszę!  I takich twórców przed i za kamerą:) Film na YT.

2 komentarze:

  1. Nostalgii smaku cd poproszę...pięknie wspominasz... Skusiłabym się na Manthan (dawno szukam) i komedię Moondru Deivangal - wiara w ludzi to niezły plaster na tę mokra ciemność za oknem

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodałam link do Manthana na YT:)
    Ale ze wspominkami na razie finito - już grudzień za pasem, znaczy czas przejść do podsumowania bieżącego filmowego roku:D Choć myślę o pewnym przejściu łączącym to stare i nowe:)

    OdpowiedzUsuń