Bóg jest Brakiem lęku
Rozpoczynający się takim oto mottem film Hrishikesha Mukherjee opowiada o wierności prawdzie, o życiu bez kompromisów niezależnie od ponoszonej ceny.
Jest rok 1946. Satyapriya
(Dharmendra) i jego przyjaciel Naren (Sanjeev Kumar) kończą właśnie studia
inżynierskie i wkraczają w dorosłe życie. Naren ma bardziej praktyczne
podejście do życia, natomiast pochodzący z rodziny z tradycjami Satyapriya jest
niezdolnym do kompromisów idealistą, który za wszelką cenę stara się kroczyć
ścieżką prawdy. Czy z tak radykalnym nastawieniem Satyapriya poradzi sobie w
nieidealnym przecież świecie? Jak wpłynie na jego losy spotkanie z będącą
nieślubnym dzieckiem (a więc 'nietykalną' ) Ranjaną (Sharmila Tagore)?
Starając się żyć godnie (jak na istotę stworzoną przez Boga na swoje podobieństwo przystało) Satyapriya nie uznaje żadnych półśrodków, żadnych ustępstw, żadnego fałszu.... I pewnie większość z nas stara się tak żyć, ale zdarzają nam się czasem pewne drobne 'odstępstwa' jak choćby wykorzystywanie części czasu pracy i na sprawy prywatne, także z wykorzystaniem biurowego sprzętu do pozasłużbowych celów (choćby przeglądanie internetu) czy skłamanie dla czyjegoś dobra itp. Taki jest właśnie Naren, najlepszy przyjaciel Satyapriyi, który jest jak najbardziej porządnym człowiekiem, jednak zdolnym do pewnych wymaganych okolicznościami elastycznych zachowań. Jak bowiem odpowiada w filmie Ranjana na porównanie Satyapriyi do złota, "nie da się zrobić złotej biżuterii z samego złota, aby uzyskać piękny efekt trzeba zawsze dodać jakiś element 'nieczystości', innego kruszca".. Ale dla Satyapriyi takie rzeczy są nie do przyjęcia. Dla niego jest tylko 'białe albo czarne', nie ma szarości... Tylko raz miał moment słabości, gdy myśląc o normach społecznych nie zachował się zgodnie ze swoimi zasadami... i to skończyło się źle dla kogoś, kto prosił go o pomoc. Zaraz potem zrobił więc 'tak jak należy' (co doprowadziło go zresztą do poważnego konfliktu z jego własnym ortodoksyjnym ojcem) i odniosłam wrażenie, że jakby w konsekwencji jeszcze bardziej zaostrzył potem swoje wymagania wobec siebie i innych. Ciężko się żyje takiemu człowiekowi ale i ciężko się żyje z takim człowiekiem (łatwiej go chyba tylko podziwiać z daleka)....I oba te aspekty pięknie pokazuje ten film. Okazuje się też, że ideały głównego bohatera, choć często wydają się nieżyciowe, 'głupie' i nierealne w końcu w pewnym sensie zwyciężają, choć nie w oczywisty sposób. Symbolika pewnych scen jest porażająca a podejrzewam, że i tak moja skromna wiedza w zakresie tej kultury nie pozwoliła mi odpowiednio wszystkiego odebrać...
A ponieważ akcja filmu rozpoczyna się w 1946 roku, czyli tuż przed
odzyskaniem niepodległości przez Indie, to poprzez losy bohaterów mamy okazję i
zobaczyć trudne początki młodej, rodzącej się dopiero demokracji z wszelkimi
jej słabościami i bolączkami (ten aspekt bardzo mi przypominał i nasze polskie
realia po 1989 roku).
Pisze się, że to najlepsza w karierze rola Dharmendry. Trudno mi porównywać tak
różne jego role, ale na pewno jest to jedna z najlepszych. Jego delikatna,
oparta na półtonach, a jednak wyrazista kreacja, bardzo daleka od tak
rozpowszechnionego wizerunku 'uroczego szaławiły', sprawia, że uwierzyłam w tę
postać, a bardzo łatwo mogła stać się ona 'papierowa'. Nigdy też wcześniej nie
darzyłam granego przez niego bohatera taką ambiwalencją uczuć: od zachwytu i
podziwu do zdenerwowania jego zachowaniem i chęcią przyłożenia mu i tak na
zmianę.
Świetnie spisali się także Sanjeev Kumar w roli Narena i Sharmilla Tagore,
która zdecydowanie jest najlepszą partnerką Dharama z tego okresu jego kariery
- z jednej strony delikatna i bezbronna, ale ma w sobie i godność i
stanowczość...
To nie jest łatwy film. Przez pierwszą godzinę miałam ochotę go wyłączyć
zdenerwowana tym bezwzględnym 'moralizmem' bohatera. Potem ta opowieść mnie
bardzo wciągnęła, ale i tak po seansie zostało mi spore zamieszanie w głowie i
więcej chyba pytań niż odpowiedzi. Dodając jeszcze brak specjalnie chwytliwej
muzyki trudno się
dziwić, że film był jedną z największych finansowych klap lat 60. Jak zresztą wiele innych świetnych filmów (zwłaszcza powiedziałabym tych o bengalskiej proweniencji). Satyakam przynajmniej od początku został doceniony przez krytyków (zdobywając m.in. Nationala dla najlepszego filmu hindi). Był to także film, z którego najbardziej dumny był zarówno Dharam, jak i Hrishi-da.

