W urodziny Tanikelli Bharaniego, jednego z najwszechstronniejszych artystów (bo zdecydowanie nie tylko aktora) kina telugu, kolejna 'odgrzewana notka'. Udowadniająca, iż u Telugów można także znaleźć i niebanalne, literackie w rodowodzie filmy :)
Reżyserski debiut Indragantiego (znanego potem z Ashta Chemma,Golcondy... czy AMAT) to adaptacja opowiadania Chalama - jednego z najbardziej kontrowersyjnych pisarzy telugu. Rzecz rozpoczyna się w szpitalu, gdzie pewna starsza kobieta odwiedza jednego z pacjentów, który bardzo gwałtownie reaguje na jej widok (i fakt, iż nazywa go synem). Wieczorem, przy kawie, lekarz z tegoż szpitala, rozmawia o owej sytuacji ze swym przyjacielem i przyznaje, że rozpoznał ową kobietę, po czym opowiada mu historię, która wydarzyła się przed laty w jego rodzinnych stronach. Saradamba, piękna żona lokalnego właściciela ziemskiego, znana jest ze swej dobroci i przychylności względem uboższych. Swą opieką otacza także Kanakayyę, zdolnego nastolatka z biednej rodziny. Pewnego dnia Kanakayya poważnie się rozchorowuje (ma wysoką gorączkę itp). Ponieważ wezwany lekarz zdaje się być bezradny, rodzice chłopaka proszą o pomoc także okolicznego 'znachora'. Który to po badaniu oświadcza, iż jest to doshagunam (tak brzmi właśnie tytuł oryginalnej noweli Chalama) - schorzenie spowodowane seksualnym kontaktem młodego chłopca ze starszą kobietą. Lekarstwem ma być specjalny okład na oczy chorego - sporządzony z krwi z uda owej kobiety, z którą odbył stosunek. Tymczasem Kanakayya w gorączce powtarza imię Saradamby, co kieruje oczywiście podejrzenia w jej stronę....
Chalam był (i chyba nadal jest) tak kontrowersyjny przede wszystkim z powodu swych poglądów w kwestii kobiet (był feministą znaczy), a w związku z tym i małżeństw. I to widać w tej historii, w której to kobieta zdaje się być na z góry straconej pozycji w 'męskim' świecie, zwłaszcza jeśli znajdzie się w cieniu podejrzeń (słusznych czy nie). Bo tak naprawdę liczy się 'prawda', jaka jest 'na rękę' patriarchalnej społeczności. Gdy lekarz spotyka się z przyjacielem ten czyta właśnie Chalama(!) i cytuje mu fragment na temat takiego właśnie 'poszukiwania prawdy' (a w zasadzie tego, co jesteśmy skłonni uznać za prawdę, bo - zdaniem autora - właśnie to przyjmujemy). Cytat ten wraca do nich jeszcze na końcu, w odniesieniu do tej właśnie konkretnej historii. W sumie przez dość długo spodziewałam się, że do końca nie dowiemy się, jak było naprawdę, ale tu akurat chyba chodziło właśnie o to, żeby pokazać jak ta 'prawda' i prawda potrafią się rozmijać...
Film (z wyjątkiem króciutkiego fragmentu) jest czarno-biały i to bardzo dobry zabieg, nadający całej historii dodatkowego klimatu (podkreślanego i muzyką w tle). Aktorów, poza grającym męża Saradamby Tanikellą Bharanim, nie znam i podobali mi się. Notabene, jak wyczytałam po seansie, grająca główną rolę Jayalalita (nie mylić z tamilską Jayalalitą, która od dawna nie gra w filmach tylko politykuje) znana była głównie z ról wampów, co wnosiło pewnie dla Telugów dodatkową niejednoznaczność w postrzeganiu jej postaci - znaczy ciekawy pomysł obsadowy. Indraganti długo zbierał fundusze na ten projekt (jak łatwo się pewnie domyślić potencjalnym producentem pomysł teoretycznie się podobał, ale nie widzieli perspektywy zysków z takiej mało komercyjnej 'inwestycji') i udało się chyba tylko dlatego, że ekipa zrezygnowała ze swych gaży. Grahanam przyniósł mu Nationala i Nandi za najlepszy debiut, ale przez kina (nieliczne) film tylko oczywiście przemknął. Mnie się bardzo podobało i chciałabym częściej u Telugów (i nie tylko) oglądać takie adaptacje rodzimej literatury.
Od czasu, gdy rozpoczęłam mój 'niepełnosprawny' cykl minęło sporo czasu. W międzyczasie kino indyjskie wzbogaciło się o wiele nowych przykładów bohaterów z różnego rodzaju 'ułomnościami'.
Oto zatem aneks do przeglądu :)
Miłość dwójki niewidomych w tamilskim 'Cuckoo' (2014)
Niewidoma córka Mamuta z 'Karutha pakshikal' (2006)
Głuchoniemy Ranbir w 'Barfi' (2012)
Głuchoniemy Dhanush w 'Shamitabhie' (2015)
Glucha - ale nie niema!- Nayan w 'Naanum Rowdy Dhaan' (2015)
Autystyczna Priyanka w 'Barfi' (2012)
Autystyczny bohater tamilskiego 'Haridasa' (2013)
Gauri z zespołem Downa (grająca siebie samą) w marackim 'Yellow' (2014)
Viji z zaburzeniami dwubiegunowymi w tamilskim 'Aarohanam' (2012)
Fahaad z nerwicą natręctw w 'North 24 Kaatam' (2013)
Narkoleptyczny Vishal w 'Naan Siggapu Manithan' (2014)
Tak, wiem, długo nie pisałam. Cóż.. studia:P Ale czasem i one się przydają, bo to dzięki nim mam nową notkę filmową - i to po angielsku^^
What
would you do if someone told you that he was going to kill you in a week?
Go and report it to the police, who should find and arrest that
person in order to prevent the crime? Or maybe, as seen in many
movies, make and try to realise your bucket list - things you have
never done and want to experience before death? Father James, the
hero of Calvary
made
by Irish director, John Michael McDonagh,
does none of this. Instead of, he chooses to shoulder the symbolic
cross of not his faults (he was clearly said he will be killed just
for the other priest's wrongdoings) and go with it. Just like Jesus
Christ over 2.000 years ago.
So
what father James is doing through the last week of his life are the same things he does usually as his parish's shepherd: he is just trying to help
the others to be a decent people. Which seems to be a Sisyphus work,
as his parishoners are not really interesting neither in his
'teachings' nor in 'his God'. They may be not exactly happy or
satisfied, but still prefer theirs convenient, focussed mostly
on their own needs, life to listening of some priest's advices
(implementing of which would take some effort from them). So father James seems
to be as lonely in his last days as Christ before his crucifiction.
And similary he also has his share of doubts in his 'mission'. Still, what makes him
even more human and worth of respect, after every fall he stands up
and go on. Why? Probably because he has this rare in today's times
quality - a true vocation. And it really helps he is played
(brillantly indeed) by Brendan Gleeson, whose look makes us almost
instantly sympathise with him. Yes, father James really believes in
God and want to see the goodness in the people. Not that he is so
naive to trust in all people are declaring to him. Nor he will accept
any money given for 'the Church' if he feels that motives behind this
decision are not sincere and no real repetence is present. So he has
also some demands and probably this
makes his work so frustrating.
Does this rather gloomy picture mean that his sacrifice will go down the drain? Not exactly. Father James deeply believes in the value of
forgiveness and the case of his killer-to-be shows us exemplary how
powerful weapon it can be. Deeply harmed as an innocent child, as an
adult still having this anger inside, the man evolvesfrom a victim to an executioner. What can break this well known in psychologyspiralic circle of violence is only the
forgiveness and this is a truly important and deeply catholic message
(awarded evenwith
an Ecumenic Jury Award at the Berlin Film Festiwal). Not easiest to
apply in own life, that is why watching
Calvary may be quite disturbing,
but it is definitely the movie worth seeing (and thinking of).
Irrespective of your faith status.
Dawno dawno temu, jeszcze na poprzednim blogu, rozpoczęłam ambitny projekt przeglądu niepełnosprawnych postaci w indyjskich filmach. Chciałam wtedy udowodnić, że to kino nie zajmuje się tylko pięknymi i zdrowymi (podobnie jak i że nie tylko tam śpiewają i tańczą:P) Materiału okazało się być całkiem sporo - tematycznych notek poświęconych kolejno różnym rodzajom niepełnosprawności powstało 5 (głuchoniemi, niewidomi, niepełnosprawni intelektualnie, chorzy na Alzheimera i schizofrenię oraz inne zaburzenia psychiczne) i nastąpiło tu raczej moje znużenie niż kompletne wyczerpanie tematu. Teraz chętnie jednak do niego wrócę :)
I zacznę dzisiejszy przegląd niepełnosprawnych ruchowo filmem, który - jak mówią niektórzy - 'jest wszędzie' (więc musiał w końcu znaleźć się i w moim przeglądzie^^)
Sanjeev Kumar w Sholay (1975)
Tetraplegicy:
Hrithik w Guzaarish (2010)
Jayasurya w Beautiful (2011)
Chwilowo (po wypadku) przykuty do wózka:
Dulquer Salman w nowelce z Anchu Sundarikal (2013)
I pozostali na wózkach na stałe:
Parvarthy w Bangalore Days (2014)
Kalki w Margarita with the straw (2015). Jej przyjaciółka jest niewidoma.
Najlepszy film: Baahubali (telugu) Najlepszy debiut reżyserski: Masaan (hindi) Najlepszy film o integracji: Nanak Shah Fakir (pendżabski)
Najlepszy film o sprawach społecznych: Nirnajakam (malajalam) Najlepszy film dot. ochrony środowiska: Valiya Chirakulla Pakshikal (malajalam)
Najlepszy film rozrywkowy: Bajrangi Bhajijaan (hindi) Najlepszy film dziecięcy: Duronto (hindi)
Najlepszy reżyser: Sanjay Leela Bhansali (za 'Bajrao Mastani' - hindi) Najlepszy aktor: Amitabh Bachchan(za 'Piku' - hindi) Najlepsza aktorka: Kangana Ranaut (za 'Tanu Weds Manu Returns' - hindi)
Najlepszy aktor drugoplanowy: Samuthirakani (za 'Visaranai' - tamilski) Najlepsza aktorka drugoplanowa: Tanvi Azmi(za 'Bajrao Mastani') Najlepsza rola dziecięca: Gaurav Menon(za 'Ben')
Najlepszy scenariusz oryginalny: Juhi Chaturvedi (za Piku) & Himanshu Sharma (za Tanu Weds Manu Returns)
Najlepszy scenariusz adaptowany: Vishal Bharadwaj (za Talvar - hindi) Najlepsze dialogi: Juhi Chaturvedi (Piku) & Himanshu Sharma (Tanu Weds Manu Returns) Najlepszy kobiecy playbacksinger: Monali Thakur za 'Moh Moh Ke Dhage' (z ‘Dum Laaga ke Haisha') Najlepszy męski playbacksinger:Mahesh Kale za ‘Aruni Kirani' (z ‘Katyar Kaljat Ghusali’)
Najlepszy tekst piosenki: Varun Grover (za 'Moh Moh ke Dhage' z Dum Laga Ke Haisha) Najlepsze piosenki: M. Jayachandran (za Ennu Ninte Moideen - malajalam) Najlepszy background: Illayaraja (za Tharai Thapattai - tamilski) Najlepsza choreografia:Remo D’Souza (za 'Deewani Mastani' z Bajirao Mastani)
Najlepsze zdjęcia: Sudeep Chatterjee (za Bajirao Mastani) Najlepszy dźwięk: Bajirao Mastani Najlepsze efekty specjalne: Srinivas Mohan (za Baahubali) Najlepszy montaż: Late T E Kishore (za Visaaranai) Najlepsze kostiumy: Nanak Shah Fakir Najlepszy makijaż: Nanak Shah Fakir
I najlepsze filmy w poszczególnych językach:
assamski: Kothanodi
bengalski: Shankhachil hindi: Dum Laaga ke Haisha tamilski: Visanarai malajalam: Pathemari pendżabski: Chauthi koot maracki: Ringan telugu: Kanche kannada: Thithi
Nagroda specjalna jury: Kalki Koelchin (zaMargarita with the straw) Wzmianki specjalne: Rinku Rajguru (za Sairat), Ritika Singh (za Iruttu Sudhu), Jayasurya
Smutny to dzień, gdy ktoś głoszący dotąd, że nagrody krajowe to najsensowniej rozdawane indyjskie nagrody filmowe budzi się rano i czytając w facebookowym buzzfeedzie wzmianki o świeżych laureatach owych nagród zastanawia się, czy to przypadkiem nie jakiś ciut przedwczesny prima aprilis:/Jako, że mam zasubskrybowane sporo newsów od Telugów najpierw rzuciły mi się w oczy gratulacje dla Baahubali jako najlepszego filmu. Pomyślałam sobie, że zapewne zostało 'najlepszym filmem telugu' - i ok, fajnie (zwłaszcza zważywszy, jak często Akademia nie raczyła przyznawać w ogóle Nationala dla filmu z tej kinematografii).Ale potem czytam gratulacje dla Krishowego Kanche jako najlepszego filmu telugu. Hmmm, czyżby zatem Baahubali zostało najlepszym filmem popularnym?Też fajnie (skoro ostatnio mogły nimi zostać takie tytuły jak Dabbang czy BMB to czemu nie bardziej interesujący film Rajamouliego:P)Wreszcie trafiam na obszerniejsze zestawienie laureatów i szok: Baahubali zostało najlepszym filmem w ogóle. Na Nationalach. Szok.Znaczy ja się bardzo dobrze bawiłam na Baahubali i kibicowałam mu w różnych rozdaniach, ale na boga, to nie jest najlepszy z najlepszych film roku w całych Indiach:OTo nie ta kategoria w ogóle. I to wcale nie jest dobrze dla kina telugu, że pierwszym (wreszcie) w ich historii filmem z najważniejszą indyjską nagrodą na koncie został taki obraz jak ten. To ich tylko bardziej zaszufladkuje. No dobra, ale czytam dalej. Big - OK, bardzo mi się w Piku podobał (zostaje w ten sposób Nationalowym rekordzistą, wysuwając się przed Kamala i Mamuta), Kangana za sequel Tanu Weds Manu - hmmm... filmu nie widziałam, ale - nie ujmując nic Kanganie jako dobrej aktorce - serio, to była najlepsza kreacja roku? Taka, żeby nagrodzić ją Nationalem drugi rok z rzędu? A co z genialną Kalki w Margaricie? Szukam... łaskawie dali jej nagrodę specjalną. Ja rozumiem, że ta rola mogła 'przerosnąć' wielu zwykłych indyjskich widzów, ale o Nationalowej akademii miałam lepsze zdanie. Dochodzę do nagrody dla najlepszego reżysera i robi mi się ciemno przed oczami. Ktoś tu zwariował i chyba nie ja.
Szukam zatem choć promyczków nadziei: są oczywiście 3 nagrody dla Visaranai (niestety nie tak ważne jak powinny być), za debiut dla Masaan, jest nagrodzony za swój tysięczny soundtrack Illayaraja, cudowny maracki numer karnatyczny ze statuetką dla najlepszego playbacksingera, w końcu doceniony przynajmniej wzmianką Jayasurya i parę potencjalnych perełek w nagrodach dla kina regionalnego (nie wiedziałam, że Dr Biju i Goutham Ghose nakręcili już coś nowego:)), ale to wciąż nie jest mi w stanie zagłuszyć dojmującego poczucia wielkiego zawodu. Oczywiście że dotąd też nie zawsze byłam w 100% zadowolona z decyzji Nationalowej Akademii (często miałam poczucie, że ta czy owa statuetka została przyznana 'pod szerszą publiczkę'), ale nigdy dotąd nie było tego tyle naraz. To nie te nagrody, które tak ceniłam. Zostaje mieć tylko nadzieję, że to 'jednorazówka' a nie już stały trend...
W mijającym tygodniu upłynęła nie tylko rocznica urodzin Manmohana Desaia, ale i śmierci Nutan - jednej z moich ulubionych aktorek. Pochodzącej z bardzo filmowej rodziny [teraz coś mi mówi nie tylko fakt, iż jej siostrą była Tanuja, a siostrzenicą Kajol, ale i że to córka Shobany Samarth] Filmfarowej rekordzistki z czasów, kiedy nie przyznawano ich tyle co teraz [i nie można było dostać dwóch za tę samą rolę:P], która zmarła przedwcześnie równe 25 lat temu, na raka piersi. To chyba dobra okazja, żeby przenieść tu forumową notkę o filmie z jej pierwszą przełomową rolą.
Po 'Bandini' Nutan stała się jedną z moich ulubionych aktorek, bardzo byłam więc ciekawa początków jej kariery. Balraj Sahni był dodatkowym bonusem^^
Bohaterka filmu, Gauri, to wychowywana przez wujostwo sierota. Dziewczyna nie ma lekko, trochę jak Kopciuszek musi ciężko pracować w domu i nie tylko, a nie słyszy w zamian żadnego dobrego słowa, tylko same wyzwiska. Ale to dopiero początek jej kłopotów... Gdy bowiem odrzuca awanse kucharza z domu, w którym pracuje, ten 'w odwecie' wrabia ją w kradzież. Sąd traktuje ją wprawdzie dość łagodnie i oddaje tylko 'pod opiekę' wuja, ale opinia złodziejki nie pozwala dziewczynie znaleźć nowej pracy. Gauri postanawia więc 'rozliczyć się' z owym kucharzem na własną rękę, co prowadzi do kolejnej interwencji policji i - ponieważ tym razem wuj nie chce już wziąć za nią odpowiedzialności - dziewczyna trafia do zakładu wychowawczego dla dziewcząt. Gauri, którą dotychczasowe wydarzenia przepełniły gniewem i buntem wobec świata, nie ma ochoty dostosować się do żadnych zasad w placówce, nieustannie prowokuje konflikty i obraża wszystkich wokół. Czy kierującemu ową instytucją Ashokowi uda się na nią wpłynąć?
'Seema' to film społeczny, taki z 'przesłaniem', ale naprawdę bardzo dobrze się go ogląda. Może niektórzy stwierdzą, że w życiu raczej się specjalnie nie spotyka takich wychowawców jak Ashok, ale tak naprawdę chodzi tu o to (w co szczerze wierzę), że dobro wyzwala dobro i często bunt młodej osoby bywa takim desperackim wołaniem o pomoc, akceptację, a okazanie takiej osobie wiary w nią, zaufania potrafi przynieść bardzo zbawienne skutki, skruszyć ten 'obronny pancerz' założony przez osobę dla ochrony przed światem. Owszem, pewnie bywa to ryzyko ( na które nie każdego stać), ale jak potrafi się opłacić! W każdym razie Ashok wędruje do mojego pocztu pedagogicznych wzorców, a scena, w której radzi sobie z Gauri tłukącą w gniewie kijem szyby w salonie ośrodka to już w ogóle mój niedościgniony wzorzec zachowania wychowawcy w trudnej sytuacji. Może natomiast można było sobie darować dalszy rozwój wydarzeń (z wątkiem romantycznym), ale w sumie i trudno się dziwić bohaterce^^
Jak już wspominałam na początku to była pierwsza przełomowa rola dla 19-letniej wówczas Nutan. Dostała też za nią swego pierwszego Filmfare'a. Jej Gauri przeżywa całą gamę różnych emocji, zmienia się na naszych oczach i Nutan potrafi to świetnie wyrazić: bywa spokojna, wręcz wycofana, ale i buntownicza i zadziorna, wreszcie stonowana i dojrzała. Fantastyczny jest też Balraj Sahni, którego tu prawie nie poznałam, bo wyglądał fascynująco (i miejscami miałam skojarzenia z Humprey'em Bogartem albo z Harrisonem Fordem). Jego bohater może wydawać się przez sporą część filmu zbyt idealistyczny, ale potem dzieje się coś, co pokazuje nam go i od takiej powiedzmy bardziej 'ludzkiej' strony - że nie zawsze jednak panuje nad sytuacją i wie, co zrobić... Wreszcie trzecia ciekawa postać to grana przez Shubhę Khote [teraz już wiem, że Durga Khote to jej ciotka^^] jedna z dziewcząt z ośrodka, kolejna 'zadziora'. Ponoć Shubha była naprawdę mistrzynią kolarstwa i ten aspekt został w filmie specjalnie 'pod nią' uwzględniony (tak twierdzą na Upperstallu)
Film cieszył się dużym powodzeniem również ze względu na świetną ścieżkę dźwiękową. Wybrałam piosenkę śpiewaną przez Mannę Dey'a, która jest jednym z największych filmowych hitów tego słynnego playbacksingera:
"Nie dbam o to, jaka jest reszta filmu. Ale pokazałaś innym kobietom sposób zarabiania na życie"
ojciec do Durgi po klęsce jej debiutu
Nie pamiętam kiedy dowiedziałam się o tej niezwykłej kobiecie - pionierce indyjskiego kina. Na pewno nie kojarzyłam jej oglądającMughal-e-Azam, Bobby czy inne jej 'matczyne' role z lat 60-70. Na pewno wiedziałam o niej już dwa lata temu, bo była jednym z czołowych przykładów w mojej ówczesnejpolemicznej notce o sytuacji kobiet w kinie indyjskim. Trochę krócej na mojej półce stoi jej autobiografia. Niezależnie od mojej natychmiastowej fascynacji postacią jej autorki (i faktem, że w ogóle napisała swojewspomnienia- rzecz dość niezwykła wśród indyjskichaktorów) książka musiała 'odleżeć' swoje.
Durga, będąc pierwszą w Indiach aktorką pochodzącą z 'wyższych sfer' (szacownej, nieźle sytuowanejmarackiej rodziny Laudów) znała bardzo dobrze angielski. Można się o tym przekonać choćbyoglądając debiutancki film dua Merchant-Ivory 'The Householder', gdzie świetnie wcieliła się w rolę toksycznej matki i teściowej. Jednak swą autobiografię napisała w ojczystym języku - marathi. Myślę, że to znaczący fakt. Tak - o czym wspomina obszernie na początkuksiążki - została wychowana: w wielkim otwarciu naświat, ale jednocześnie poszanowaniu własnej kultury. Na kobietę nowocześnie myślącą, ale ceniącą i tradycyjne, rodzinnewartości.
Dlatego czytelników liczących na masę ciekawostek z filmowego światka może spotkać tu zawód: najwięcej miejsca w książce Durga poświęca wcale nie swoim filmom, produkcjom czy partnerom z planu (z atencją wspomina tylko swą przyjaźń z Prithvirajem Kapoorem), ale rodzinie (znaczy rodzicom, a potem dzieciom, bo oba jej małżeństwa były nieudane). Jest to więc bardziej portret niezwykłej (zwłaszcza na owe czasy): pracującej i w dużej mierze samotnie zmagającej się z życiem kobiety, niż konkretnie aktorki, czy gwiazdy. Swój zawód Durga zdaje się traktować jak zwyczajną pracę: owszem, lubi ją, ale traktuje przede wszystkim jako sposób na zarabianie i utrzymanie się. Bez wielkiej ideologii o artystycznym posłannictwie. Do swej pracy podchodzirzetelnie i zzaangażowaniem, cieszą ją zawodowe sukcesy i dobre, ciekawe role, ale cały czas najważniejsisą dla niej jej bliscy.
Zresztą przecież to dla dzieci rozpoczęła karierę w filmie -wbrew temu, co twierdzą internetowe źródła nie była wówczas jeszcze wdową, ale matką owszem, a przyzwyczajony do dobrobytu i utrzymywania przez swych rodziców mąż nie był osobą, na której mogłaby bardzo polegać. Gdy zatem teść Durgi stracił swój majątek, młoda zdesperowana kobieta postanowiła sama zadbać o utrzymanie swoje i dzieci. Najpierwudzielaniemkorepetycji, potem chwyceniem okazji filmowego debiutu (do kina właśniewchodził dźwięk i znajomość języka stawała się bardzoważna). Katastrofalnego jak się okazało, niemniej to właśnie ta mała rólka w Wadiowej produkcji klasy B zwróciła na nią uwagę Prabhat Studio i Shantarama, którym to będzie zawdzięczać później swoje najlepsze role. Zresztą o współpracy z nimi pisze zdecydowanienajwięcej i zawsze z najwyższym uznaniem i atencją. I nieraz porównujepóźniejsze bombajskie plany filmowe do tych prabhatowych. Zwykle wypadają na niekorzyść:P Ogólnie spostrzeżenia Durgi na temat różnic w specyficekręcenia kina marackiego, bengalskiego i hindi są zresztą nader ciekawe. Ale i tak najbardziejfascynującewydały mi się całkiem pierwsze rozdziały książki, wktórych to czytelnik ma okazje zapoznaćsię z ówczesnym kulturalnym światkiemMaharaszty. Jako iż ojciec Banu (jak była nazywana w domu Durga) był wielkim admiratorem teatru miała ona okazjęjuż od dziecka przesiąkać tą artystyczną atmosferą i np. poznać osobiście takwielkiego artystę ówczesnych scen jak Balgandharva (kto chciałby się dowiedzieć więcej o tym legendarnym, słynnym przede wszystkim z odtwarzania ról kobiecychaktorze i pieśniarzumoże obejrzeć film o nim nakręcony kilka lat temu przez Maratów). To trochę podobnie cudowny nostalgiczny klimat dawnych 'czasów bohemy' jakw Allenowym 'O północy w Paryżu';)Ta część jest także najbardziej uporządkowana, podczas, gdy w ostatnich rozdziałach autorka - starając sięzająć jakimś jednym tematem w dłuższejperspektywieczasowej - wprowadza trochę chaosu do chronologii wydarzeń. Chciałoby się teżtrochę szerszych relacji z różnorakich 'służbowych' wojaży autorki po świecie (a reprezentowałaIndie np. nafestiwalu w Wenecji czy poświęconej kwestiom kobiet konferencji UNESCO). Podoba mi się szczerość Durgi w swych wspomnieniach. Autorka nie kryje np. swej niechęci do szybkiego drugiego małżeństwa swej synowej [młodszy syn Durgi zmarł podobnie młodo jako jej pierwszy mąż], potrafi jednak także ostatecznie 'oddać sprawiedliwość' dobremu przybranemu ojcu swych wnuków. Nie zawsze zgadza się z wyborami swych dzieci/wnuków, ale stara się rozumieć, że to ich życie. Z ciekawostek warto też wspomnieć, iżobie synowe Durgi były także niebanalne: owa wcześnieowdowiała była uznana aktorką teatralną, a druga.. polską arystokratką (z wojennej emigracji oczywiście). I znaczący jest jak sądzę fakt, iż zakładając swoją (kolejną) firmę produkcyjną (zajmującą sięgłównie dokumentami i filmami reklamowymi) Durga uczyniła jej współwłaścicielkami właśnie obie swe synowe. Pamiętającwłasne bolesne doświadczenia była bowiem zdania, iż kobiety nie powinny być uzależnione finansowo odswych mężów, ale być w stanie w razie potrzeby i same się utrzymać. Warto poznać bliżej tę niebanalną kobietę. Zarówno filmowo (koniecznie Amar Jyothi!), jak i przez te wspomnienia. I na koniec jeszcze parę filmowych wcieleń Durgi: