Filmy Mrinala Sena - bo o nim mowa - były wyświetlane (i nagradzane) na prawie wszystkich ważnych festiwalach na świecie (z Cannes, Berlinem czy Wenecją na czele), podobnie powszechne są w różnych miejscach na świecie przeglądy jego twórczości. A ja, interesując się od tylu lat kinem indyjskim, dopiero teraz obejrzałam jakiś jego film. To dużo mówi, jak syzyfową pracą jest poznawanie, zgłębianie tego kina - nie żebym narzekała, lubię wciąż odkrywać coś nowego, ale po prostu jest tu potrzebna naprawdę dużą pokora (takie scio me nihil scire:)).W każdym razie, dzięki nieocenionemu tubisiowi, lekko nadrobiłam kolejną sferę mojej ignorancji (spokojnie, zostało ich jeszcze sporo:P) Wybrałam dwa filmy Sena, oba nie do końca 'typowe'. Znaczy jeden o charakterystycznej dla niego tematyce (Sen był marksistą i słynął z realistycznych, ostrych filmów społecznych krytykujących panujący establishment), ale nie w rodzimej kinematografii, drugi z kolei bengalski, ale to bardziej kameralna psychodrama, niż rzecz polityczno-społeczna.
Późniejszy o prawie dwie dekady Antareen (czyli Uwięziona?) wybrałam przede wszystkim z powodu Dimple Kapadii oraz informacji, iż bohaterów łączyć będzie relacja telefoniczna. Spodziewałam się kameralnego dramatu i takiż dostałam:) Młody pisarz wyjeżdża do użyczonego przez przyjaciela domu, gdzie w samotności, nocami, próbuje coś pisać. Podczas jednej z takich 'nasiadówek' dzwoni telefon. Następnego dnia kolejny, a potem następny... wszystkie od tej samej osoby - opuszczonej (i w pewnym sensie 'uwięzionej' w ekskluzywnym apartamencie) kobiety, która próbuje w ten sposób poradzić sobie ze swoją samotnością i depresją. Co przyniosą ich długie rozmowy? (nie, nie romans;)) I znów, Antareen to nie jest łatwy film. Nie tylko dlatego, że kameralny, ale i że bardzo bengalski - jeśli mogę to tak ująć (choćby ponoć przesycony bardzo Tagorem). Niemniej sporo w tym filmie jednak przyciąga: klimat, muzyka w tle (jak usłyszałam podkład pod czołówką już nie byłam w stanie odłożyć sobie seansu na potem), relacje między dwójką bohaterów, kameralne role z subtelnie zarysowanymi emocjami... Anjana Dutta w niczym chyba wcześniej nie widziałam, w przypadku Dimple to kolejna godna polecenia jej rola (nawet jeśli aktorka nie mówi własnym głosem - ponoć jednak przeliczyła się z bengalskim:D) Na pewno to także całkiem inny Mrinal Sen i cieszę się, iż miałam okazję go poznać od różnych stron. Może nie zostanie aż moim ulubieńcem, ale wstępnie wydaje mi się ciekawszy (bardziej 'dla mnie') od np. Satyajita Raya:)
Prowadzona przez jego syna strona o Mrinalu, skąd wzięłam sporo informacji i zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz