Uważany jest za jednego z 'wielkiej bengalskiej trójki' (pozostali dwaj to Satyajit Ray i Ritwik Ghatak), a jego Bhuvan Shome za symboliczny początek nowej fali (New Wave), czyli nurtu paralell w kinie indyjskim (w hindi taką rolę odegrał parę lat później Ankur Shyama Benegala).
Filmy Mrinala Sena - bo o nim mowa - były wyświetlane (i nagradzane) na prawie wszystkich ważnych festiwalach na świecie (z Cannes, Berlinem czy Wenecją na czele), podobnie powszechne są w różnych miejscach na świecie przeglądy jego twórczości. A ja, interesując się od tylu lat kinem indyjskim, dopiero teraz obejrzałam jakiś jego film. To dużo mówi, jak syzyfową pracą jest poznawanie, zgłębianie tego kina - nie żebym narzekała, lubię wciąż odkrywać coś nowego, ale po prostu jest tu potrzebna naprawdę dużą pokora (takie scio me nihil scire:)).W każdym razie, dzięki nieocenionemu tubisiowi, lekko nadrobiłam kolejną sferę mojej ignorancji (spokojnie, zostało ich jeszcze sporo:P) Wybrałam dwa filmy Sena, oba nie do końca 'typowe'. Znaczy jeden o charakterystycznej dla niego tematyce (Sen był marksistą i słynął z realistycznych, ostrych filmów społecznych krytykujących panujący establishment), ale nie w rodzimej kinematografii, drugi z kolei bengalski, ale to bardziej kameralna psychodrama, niż rzecz polityczno-społeczna.
Filmy Mrinala Sena - bo o nim mowa - były wyświetlane (i nagradzane) na prawie wszystkich ważnych festiwalach na świecie (z Cannes, Berlinem czy Wenecją na czele), podobnie powszechne są w różnych miejscach na świecie przeglądy jego twórczości. A ja, interesując się od tylu lat kinem indyjskim, dopiero teraz obejrzałam jakiś jego film. To dużo mówi, jak syzyfową pracą jest poznawanie, zgłębianie tego kina - nie żebym narzekała, lubię wciąż odkrywać coś nowego, ale po prostu jest tu potrzebna naprawdę dużą pokora (takie scio me nihil scire:)).W każdym razie, dzięki nieocenionemu tubisiowi, lekko nadrobiłam kolejną sferę mojej ignorancji (spokojnie, zostało ich jeszcze sporo:P) Wybrałam dwa filmy Sena, oba nie do końca 'typowe'. Znaczy jeden o charakterystycznej dla niego tematyce (Sen był marksistą i słynął z realistycznych, ostrych filmów społecznych krytykujących panujący establishment), ale nie w rodzimej kinematografii, drugi z kolei bengalski, ale to bardziej kameralna psychodrama, niż rzecz polityczno-społeczna.
Zacznę może od tego wcześniejszego i 'gościnnego'- to jedyny film Sena w telugu (wspomniałam już chyba kiedyś, iż offbeatowe kino telugu było tworzone w dużej mierze przez twórców 'z zewnątrz' - vide np 'Maa bhoomi', też Bengalczyka, Gauthama Ghose'a). Oka Oori Katha (czyli Outsiderzy, bądź też 'Wiejska historia' - spotkałam się z oboma tłumaczeniami) to osadzona w realiach prowincji (co ciekawe w powieści, której adaptacją jest ów film, były to realia północne i to Sen postanowił przenieść akcję do Telangany w AP) historia ojca i syna. Venkaikh i
Kistaiah są tytułowymi outsiderami, bo zamiast niewolniczej pracy dla lokalnego feudała - jak wszyscy inni - wybrali wolne życie 'niebieskich ptaków'. Żyją z żebrania i drobnych kradzieży i są dumni ze swej 'niezależności'. Sytuacja zmieni się, gdy w ich życie wkroczy trzecia osoba - kobieta, która spodobała się Kistaiahowi i którą - wbrew woli ojca (uważającego, iż taki krok zburzy ich całą dotychczasową, spokojną egzystencję) - decyduje się on poślubić.Czy faktycznie 'kobieca ręka' w domu zmieni tych dwóch mężczyzn? O ile wyczytałam, jedną z głównych tez Sena było to, by kino nie tylko starało się ukazywać rzeczywistość, ale by robiło to tak, żeby poruszyć, wręcz rozjątrzyć widza - 'obudzić jego sumienie' (a przez to inspirować go do aktywnego działania na rzecz zmian). To odróżniało go od innych neorealistów i pewnie też to zyskało mu przydomek 'mistrza nonkonformizmu'. Czy Oka Oori Katha porusza i jątrzy? W pewnym sensie tak, z tym, że w moim przypadku gniew został skierowany raczej konkretnie przeciwko zachowaniu bohaterów (zwłaszcza ojca), niż 'systemowi', który jak rozumiem był tu bardziej oskarżany. Jestem natomiast pod totalnym wrażeniem znalezionych przez Sena aktorów - szczególnie obu panów (i zwłaszcza, że to kino telugu). Bo w zasadzie ja tu nie czuję żadnego aktorstwa (kreacji), widzę po prostu postaci. Oka Oori Katha to nie jest miły film, który można obejrzeć sobie 'dla rozrywki', niemniej warto znać i takie, neorealistyczne oblicze kina indyjskiego.
Późniejszy o prawie dwie dekady Antareen (czyli Uwięziona?) wybrałam przede wszystkim z powodu Dimple Kapadii oraz informacji, iż bohaterów łączyć będzie relacja telefoniczna. Spodziewałam się kameralnego dramatu i takiż dostałam:) Młody pisarz wyjeżdża do użyczonego przez przyjaciela domu, gdzie w samotności, nocami, próbuje coś pisać. Podczas jednej z takich 'nasiadówek' dzwoni telefon. Następnego dnia kolejny, a potem następny... wszystkie od tej samej osoby - opuszczonej (i w pewnym sensie 'uwięzionej' w ekskluzywnym apartamencie) kobiety, która próbuje w ten sposób poradzić sobie ze swoją samotnością i depresją. Co przyniosą ich długie rozmowy? (nie, nie romans;)) I znów, Antareen to nie jest łatwy film. Nie tylko dlatego, że kameralny, ale i że bardzo bengalski - jeśli mogę to tak ująć (choćby ponoć przesycony bardzo Tagorem). Niemniej sporo w tym filmie jednak przyciąga: klimat, muzyka w tle (jak usłyszałam podkład pod czołówką już nie byłam w stanie odłożyć sobie seansu na potem), relacje między dwójką bohaterów, kameralne role z subtelnie zarysowanymi emocjami... Anjana Dutta w niczym chyba wcześniej nie widziałam, w przypadku Dimple to kolejna godna polecenia jej rola (nawet jeśli aktorka nie mówi własnym głosem - ponoć jednak przeliczyła się z bengalskim:D) Na pewno to także całkiem inny Mrinal Sen i cieszę się, iż miałam okazję go poznać od różnych stron. Może nie zostanie aż moim ulubieńcem, ale wstępnie wydaje mi się ciekawszy (bardziej 'dla mnie') od np. Satyajita Raya:)
Późniejszy o prawie dwie dekady Antareen (czyli Uwięziona?) wybrałam przede wszystkim z powodu Dimple Kapadii oraz informacji, iż bohaterów łączyć będzie relacja telefoniczna. Spodziewałam się kameralnego dramatu i takiż dostałam:) Młody pisarz wyjeżdża do użyczonego przez przyjaciela domu, gdzie w samotności, nocami, próbuje coś pisać. Podczas jednej z takich 'nasiadówek' dzwoni telefon. Następnego dnia kolejny, a potem następny... wszystkie od tej samej osoby - opuszczonej (i w pewnym sensie 'uwięzionej' w ekskluzywnym apartamencie) kobiety, która próbuje w ten sposób poradzić sobie ze swoją samotnością i depresją. Co przyniosą ich długie rozmowy? (nie, nie romans;)) I znów, Antareen to nie jest łatwy film. Nie tylko dlatego, że kameralny, ale i że bardzo bengalski - jeśli mogę to tak ująć (choćby ponoć przesycony bardzo Tagorem). Niemniej sporo w tym filmie jednak przyciąga: klimat, muzyka w tle (jak usłyszałam podkład pod czołówką już nie byłam w stanie odłożyć sobie seansu na potem), relacje między dwójką bohaterów, kameralne role z subtelnie zarysowanymi emocjami... Anjana Dutta w niczym chyba wcześniej nie widziałam, w przypadku Dimple to kolejna godna polecenia jej rola (nawet jeśli aktorka nie mówi własnym głosem - ponoć jednak przeliczyła się z bengalskim:D) Na pewno to także całkiem inny Mrinal Sen i cieszę się, iż miałam okazję go poznać od różnych stron. Może nie zostanie aż moim ulubieńcem, ale wstępnie wydaje mi się ciekawszy (bardziej 'dla mnie') od np. Satyajita Raya:)
Prowadzona przez jego syna strona o Mrinalu, skąd wzięłam sporo informacji i zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz