Wyodrębnienie Telangany jako osobnego stanu i śmierć 'Telangana' Sakuntali (aktorki charakterystycznej, bardzo kojarzonej z tym regionem) to myślę dobra okazja do 'odgrzebania' forumowej notki o filmie, który jest, można powiedzieć, 'wizytówką' tego regionu.
Wprawdzie przy okazji kina telugu nie pisze się raczej specjalnie o nurcie paralell jako takim, ale to nie znaczy, że nie powstawały w tym języku żadne filmy, które można by do takiego kina zaliczyć. I Maa bhoomi jest tego dobrym przykładem. Zrealizowany przez Bengalczyka, na podstawie powieści urdu Jab Khet Jaage Krishana Chandera, film przypomina bowiem bardziej paradokumentalne dzieła S.Raya (przynajmniej ja miałam skojarzenia z Pather Panchali np) niż komercyjną produkcję. Zresztą trudno się chyba dziwić, skoro Goutham Ghose był wcześniej znany jako dokumentalista (a to był jego fabularny debiut).
Film opowiada o ważnym okresie w historii Telangany - latach 40, czyli tuż przed odzyskaniem niepodległości przez Indie, gdy to w ówczesnym księstwie Hajdarabadu rządził ostatni nizam (a w zasadzie w jego imieniu ziemscy feudałowie - dorowie), by pokazać potem i proces przyłączenia tych ziem do Indii oraz - zainspirowanej przez ruch komunistyczny - chłopskiej rewolty przeciwko feudałom (rebelia telangańska). Wszystko z punktu widzenia warstw niższych, przede wszystkim chłopskich. Bohaterem filmu jest młody wieśniak Ramaiah, który najpierw jest świadkiem 'działań' zamindarów i dorów w swej rodzinnej wsi: metod zbierania podatków od chłopów, korupcji i nadużywania swej władzy (w tym seksualnego wykorzystywania dziewcząt, które im się podobają), potem udaje się do miasta, gdzie poznaje życie robotników (i jednocześnie styka się z ideologią komunistyczną), by powrócić znów do swej wsi - już po to, by stać się agitatorem przygotowującym grunt do zmian (znaczy rebelii przeciwko panom).
Tak jak napisałam na początku, film ma paradokumentalny styl, podobno reżyser przed nakręceniem go przez parę miesięcy jeździł po Telanganie starając się poznać tamtejszą kulturę, tradycje, zwyczaje, język itp i to wszystko widać potem w filmie: znaczy mamy takie 'samo życie', zwłaszcza w tej pierwszej części wiejskiej: obraz codziennej pracy, ale i pewnych obrzędów, zwyczajów itp. Maa bhoomi do dziś uważa się zresztą za jeden z najlepiej oddających telangańskie realia (w tym i język) obrazów. Ważny był także z innego powodu: bo odniósł nie tylko sukces artystyczny (Nandi i National Award dla najlepszego filmu), ale i kasowy, co zachęciło paru innych filmowców do podobnych prób.
Tak jak napisałam na początku, film ma paradokumentalny styl, podobno reżyser przed nakręceniem go przez parę miesięcy jeździł po Telanganie starając się poznać tamtejszą kulturę, tradycje, zwyczaje, język itp i to wszystko widać potem w filmie: znaczy mamy takie 'samo życie', zwłaszcza w tej pierwszej części wiejskiej: obraz codziennej pracy, ale i pewnych obrzędów, zwyczajów itp. Maa bhoomi do dziś uważa się zresztą za jeden z najlepiej oddających telangańskie realia (w tym i język) obrazów. Ważny był także z innego powodu: bo odniósł nie tylko sukces artystyczny (Nandi i National Award dla najlepszego filmu), ale i kasowy, co zachęciło paru innych filmowców do podobnych prób.
Nie ma żadnych klipów, ale muzyki jest sporo, bowiem - jak to i w naszych obrazach o wsi (jak Chłopi czy Nad Niemnem) - pieśni towarzyszą i pracy, i różnym uroczystościom. I strasznie fajne to melodie swoją drogą. Oto np pieśń na napisach
początkowych:
Film zachował się w bardzo kiepskiej kopii, znacznie przyciętej względem oryginalnego czasu trwania (gdzieś z godzinę chyba) i to niestety da się odczuć w trakcie oglądania (że czegoś miejscami jednak jakby brakowało, a zwłaszcza końcówki, stąd o losie bohatera dowiedziałam się dopiero z retrospekcyjnego
streszczenia w necie). Za
to są angielskie napisy (widać zawsze coś za coś...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz