niedziela, 19 czerwca 2011

Autograph (2010) - cena sławy


W latach 60 wielki bengalski reżyser we współpracy z wielkim bengalskim superstarem stworzyli film, który stał się klasykiem. Ponad 40 lat później młody ambitny reżyser chce porwać się na współczesny remake "Nayaka" Satyajita Raya (bo to o tym klasyku mowa) z wielkim współczesnym gwiazdorem kina bengalskiego, Arunem Chatterjee'm w roli głównej (tej po Uttamie Kumarze, notabene Arun Chatterjee to jego prawdziwe nazwisko - taki filmowy smaczek:)), a partnerować mu miałaby młoda, pełna ideałów teatralna aktorka (i życiowa partnerka tegoż reżysera). Ten projekt zmieni wiele w życiu tych trzech osób...

Nie trzeba chyba koniecznie znać 'Nayaka" (choć oczywiście fajniej, jak się zna:D) żeby zrozumieć 'Autograph", nie jest to bowiem nic w rodzaju remaku, sequelu itp, tylko rzec można pewien hołd dla dzieła Mistrza. Można chyba powiedzieć, że debiutant Srijit Mukherji chciał pokazać jak ta historia sprzed 40 lat mogłaby wyglądać dzisiaj, w obecnych realiach branży filmowej - z jednej strony odmiennych, bo przecież sporo się zmieniło i inaczej dziś ta 'machineria' działa (możemy np. usłyszeć zjadliwe uwagi, a to na temat jak to dziś można wykreować hita za pomocą nieustannej obecności twórców w mediach czy np. plakatów krzyczących, jak to świetnie się film sprzedaje [i tu stanął mi przed oczami ostatni casus 'Badrinath':P], a to jak się 'ukomercyjnia' remaki za pomocą dodawania item songów, sugerowania happy endu  itp zabiegów [tu automatycznie pomyślałam o Szarukowym remaku 'Kadha Paryumpol':P]), ale z drugiej przecież pewne rzeczy wciąż pozostają takie same: ludzie, którzy w tej branży pracują (czy chcą pracować) wciąż kierują się podobnymi emocjami - a ten film jest bardziej o tym, niż rodzajem satyry na przemysł filmowy.
W tym sensie Autograph opowiada więc podobnie uniwersalną historię jak kiedyś Nayak: mówi o marzeniach i ambicjach (które mogą pomagać, ale i niszczyć), o tym, jaka jest cena sławy, co się zyskuje, a co poświęca, o tym że, choć bycie gwiazdą oznacza zwykle i pewnego rodzaju 'sprzedaż siebie', to niekoniecznie 'wszystko jest (powinno być) na sprzedaż'' i co, gdy ta granica zostanie przekroczona...
"I am Arun Chatterjee, I am the industry" powtarza główny bohater, a widz zastanawia się czy bardziej mu tego zazdrościć, podziwiać czy współczuć.. Bo owszem, jest sławny i wpływowy, ale i jakże w tym wszystkim samotny...
Nie jest to pewnie najłatwiejsze kino, ale zdecydowanie godne uwagi, skłaniające do refleksji i zdecydowanie ten film polecam (tak jak i Nayaka zresztą, który jest, jak do tej pory, moim ulubionym satyajitowym filmem).

2 komentarze:

  1. Podoba mi się trailer, plus ciekawe męskie twarze :)
    ech... kolejny zapisany do księgi filmów do obejrzenia...

    OdpowiedzUsuń