Od paru lat w kinie telugu można zauważyć całkiem prężny nurt filmów, które nazwałabym 'młodzieżowymi' - skierowanych do młodych, raczej wykształconych ludzi i o takowych opowiadający. Czyli historie o wchodzeniu w dorosłość właśnie. Za prekursora tego typu kina można chyba uznać Teję, który w 2000 roku zrobił furorę debiutanckim, opowiadającym historię pary nastolatków zmuszonych radzić sobie z problemem nieplanowanej ciąży, Chitram, ale prawdziwy rozkwit nastąpił kilka lat później, po megasukcesie Kammulowego Happy Days z 2007 roku. Odtąd twórcy regularnie produkują filmy skierowane do tego targetu odbiorców:)
I właśnie ‘Sneha Geetham’, od którego chcę zacząć tę notkę często określane jest przez recenzentów jako pewnego rodzaju sequel Happy Days:) O ile tamten film opowiada o koledżowych latach pewnej grupy przyjaciół, o tyle tu akcja rozpoczyna się, gdy bohaterowie ów koleż właśnie kończą. I teraz muszą wkroczyć w naprawdę dorosłe życie. Podejmując niełatwe decyzje: czy raczej ryzykować podążając za swymi marzeniami, czy bardziej podporządkować się 'rozsądnym' pomysłom (najczęściej planom rodziców) na dalsze życie. I tyczy to zarówno wizji w kwestii przyszłej kariery zawodowej, jak i życia uczuciowego (wszak rozmawiamy o kulturze, w której nadal dość powszechne są aranżowane małżeństwa). Mnie z całej grupki najbardziej chyba urzekła historia marzącego o kręceniu filmów Arjuna (nie tylko dlatego, iż przy okazji można było zawrzeć tu trochę okołobranżowych smaczków, ani że tę rolę gra Sundeep Kishan, którego karierze bardzo kibicuję, ale jakoś po prostu najbardziej się tym wątkiem przejęłam - choć przyznam że jednak wkurzył mnie finał/pomysł na 'podsumowanie' tego wątku...) oraz drugoplanowa postać pełnego życia bohatera granego przez Krishnudu, który postawia 'nie dorastać', znaczy planowo z roku na rok nie zdaje końcowych egzaminów i 'zimuje' w koledżu. Sneeha Geetham nie dorównuje HD, ale to miłe 'oglądadło' na relaksujący wieczór:)
Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o kolejnych tytułach:(
Zrealizowany przez debiutanta ze Stanów, a opowiadający dwie historię uczuciowych 'trójkątów' młodych ludzi (jednego w Stanach, a drugiego w Indiach) Life Before Wedding znudził mnie na tyle szybko, że nawet trudno mi coś konkretnego na jego temat napisać. A ponoć w AP się podobał (i nieźle sprzedał) i naprawdę oczekiwałam czegoś w miarę świeżego i interesującego.
Równym rozczarowaniem (choć może bardziej - sądząc po recenzjach - spodziewanym) był producencki debiut Bhoomiki Chawli - Thakita Thakita. Tu z kolei może ambicje nazwijmy to 'społeczne' (przesłaniowe) tej koledżowej opowieści były i zacne, ale efekt wyszedł niestety podobny jak przy ostatnim filmie Vishwanatha, znaczy kiepski, a moja radość skończyła się w sumie przy początkowych cameach przedstawiającego grupkę młodych bohaterów Naga i Anushki. Szkoda, bo bardzo lubię Bhoomikę i dopinguję jej ambitnym zawodowym pomysłom...
Można by uznać końcowy bilans tego cyklu za mało optymistyczny i zachęcający, ale i tak cieszy mnie, że w AP powstaje i takie kino - o młodych i skierowane do młodych, no i bez starowych dzieci (czyli z szansą na filmowe debiuty dla outsiderów).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz