Jako, że rok 2013 dobiega końca, pora na mały przegląd tegoż roku w kinie indyjskim. Wybór tytułów wielce subiektywny. I szczególnie cieszy mnie, że w porównaniu z ubiegłorocznym przeglądem, znajdzie się w nim więcej kinematografii:)
KINO MARATHI
Balak Palak
Mimo, iż produkowany przez Riteisha (ostatnio coraz więcej znanych osób ze światka bolly zabiera się za
produkowanie filmów marathi, co uważam za bardzo zacny trend,
zwłaszcza, iż zwykle wybierają ciekawych reżyserów, ułatwiając im zapewne realizację kolejnych projektów) Balak Palak to kolejny film reżysera cudownego Natarang, jakoś obchodziłam go dotąd trochę z daleka. Pewnie dlatego, iż - sądząc po trailerze - spodziewałam się czegoś w klimatach niedawnej Shali, czyli kolejnej nostalgicznej podróży do czasów dzieciństwa (szkolnych) w latach 80 i jakoś nieszczególnie miałam znów na coś takiego ochotę. Cieszę się jednak, iż w końcu sięgnęłam po BP, bowiem ten film to nie tylko owe 'sentymentalne wspominki', ale przede wszystkim spojrzenie na odwieczny (a w Indiach szczególnie chyba ważny - choć u nas też nie jest z tym wciąż najlepiej) problem edukacji seksualnej. Czyli raczej jej braku i nieumiejętności rozmawiania o 'tych sprawach'. A młody człowiek nieuchronnie w pewnym momencie zechce się dowiedzieć 'co i jak'. I jeśli nie od rodziców czy nauczycieli, to z innych źródeł. Choć w czasach przedinternetowych owszem wymagało to trochę więcej zachodu. I o tym jest ten film. Ciepły i zabawny (choćby te podchody w celu wypożyczenia owego blue print i seans, po którym nic nie było już takie samo:D I ten cudowny wujek:)), a przy tym niegłupi. I nawet jeśli współczesna klamra irytuje swym natrętnym 'przesłaniem' (a wcale nie było to już moim zdaniem potrzebne), to warto obejrzeć dla całej uroczej reszty.
Premachi Gostha
Do tego filmu przyciągnął mnie z kolei Atul. Aktor, którego bardzo cenię, mało widuję na pierwszym planie, a w komedii romantycznej to chyba jeszcze wcale:) (jak znam bolly to zapewne uważają, że nie nadawałby się do takich ról, bo 'nie wygląda na amanta':P) Liczyłam więc na nieskomplikowaną, sympatyczną rozrywkę na prostu. Niestety chyba się przeliczyłam, bowiem ta opowieść o wciąż kochającym swoją byłą żonę (i wierzącym w jej powrót) reżyserze filmowym, który zdaje się długo nie zauważać, iż los daje mu drugą szansę, zwyczajnie mnie przede wszystkim wynudziła. Nie zachwycił też maracki debiut znanej przede wszystkim z CDI Sagariki Ghatge, jedynym 'promykiem' był sam Atul.
72 Miles - Ek Pravas

KINO KANNADA
W zeszłorocznym przeglądzie nie było żadnego filmu kannada, tym razem nadrabiam 'z nawiązką' (i z przyjemnością).
Attahasa
Biografia Veerappana, słynnego południowego dakoity to absolutnie gotowy materiał na fascynujący film. Człowiek, który rozpoczął od szmuglowania kości słoniowej i szybko wyrósł na jednego z najgroźniejszych przestępców siejących postrach na pograniczu Karnataki, Tamil Nadu i Kerali. Oskarżany o zabójstwo prawie 200 osób (w tym kilkudziesięciu policjantów i innych 'urzędowych' osób), ścigany bezskutecznie listami gończymi przez 20 lat, zginął w końcu z rąk policji w 2004 roku. Kino inspirowało się jego postacią już wcześniej (dużo z Veerappana ma ponoć np. Ravananovy Veeraia), ale dopiero ostatnio powstała taka 'porządna', pełnowymiarowa filmowa biografia. W tytułową rolę wcielił się coraz bardziej mnie ostatnio fascynujący Kishore (i jakoś nie mogłam się przyzwyczaić do jego osoby z taką ilością owłosienia:P), zadanie jego zabójstwa skutecznie 'zrealizował' natomiast pochodzący z Karnataki - choć gwiazda kina tamilskiego - Arjun Sajra. Attahasa (czy Vana Yuddham, jaki tytuł nosi tamilska wersja) to biografia z gatunku tych zrealizowanych dość rzetelnie, choć może nie wielce porywających. Szkoda przede wszystkim chyba słabego 'wygrania' słynnej sprawy porwania przez Veerappana Rajakumara (megastar kina kannada przetrzymywany był przez niego dla okupu przez ponad 100 dni - jesteście w stanie wyobrazić sobie coś takiego tylko np. z Bigiem? No właśnie:D), ale i tak myślę warto zapoznać się filmowo z tą historią:)
Lucia
Bachchan
Dowód na to, że - wbrew temu, co pewnie myślą niektórzy:P - wciąż potrafię się dobrze bawić na kinie hirołsowskim. Są jednak pewne warunki: po pierwsze, dobrze, żeby w takim filmie było coś niesztampowego, jakieś zaskoczenie, inne podejście do tematu itp (tu przez pół filmu wszystko wydaje się rozwijać zgodnie z wszelkimi schematami, po czym następuje twist wywracający nam prawie wsio do góry nogami:P I nawet jeśli ostatecznie nie idzie to aż tak daleko, to ów efekt 'a to mnie (widza) zrobili' zostaje. Poza tym, to co mnie początkowo najbardziej irytowało okazało się tak czy siak być nieprawdą:P), po drugie: hiroł powinien być hirołem, znaczy facetem, a nie zapatrzonym w siebie, stajlowo-coolowym gogusiem:P (Sudeep ten warunek absolutnie spełnia, zresztą 'gościnny' Jagapati też). No więc Bachchan to sympatyczna rozrywka z wspaniałymi facetami (obdarzonymi na dodatek boskimi głosami). Raz na jakiś czas fajna sprawa:)
Myna

Czekam na dvd: Pune 52, Tuhya Dharma Koncha? (m), Bharat Stores, Jatta (k)