poniedziałek, 28 stycznia 2013

'Jak Sivaji stał się Rajinikanthem', czyli fragment biografii Superstara


Trudno mnie nazwać wielką fanką Rajniego, ale jego fenomen mnie bardzo fascynuje. Ostatnio, w związku z urodzinami Superstara wyszło parę ciekawych pozycji książkowych mu poświęconych. A opublikowany przez Rediff fragment napisanej przez Namana Ramachandrana biografii Rajinikanth: The Definitive Biography naprawdę mnie urzekł. Aż nabrałam ochoty na jej zakup. I na przetłumaczenie owego kawałka:)

Szpital Vanivilas mieści się przy Krishnarajendra Road w Bengalurze, tuż przy tłocznym dworcu autobusowym. Nowy, przeznaczony wyłącznie dla kobiet i dzieci, miał 250 łóżek.  Na jednym z nich urodził się syn posterunkowego Ranojiego Rao Gaekwada i jego żony, Ramabai. Gaekwadowie byli z pochodzenia  Maratczykami, z ówczesnego stanu Bombaj (teraz podzielonego na Maharashtrę i Gujarat), ale od dawna mieszkali już w Bengalurze (to tu urodził się Ranoji). Podczas ciąży, co zauważyły kobiety z sąsiednich łóżek,  z twarzy Ramabai bił niezwykły blask. Dziecko otrzymało imię Sivaji, na cześć czczonego marackiego wojownika, który cieszy się wśród maharasztańczyków prawie boskim statusem. Urodzony we wtorek, 12 grudnia 1950 roku mały Sivaji, nie miał bladego pojęcia ani o tym, iż jako młody chłopak będzie musiał pracować jako tragarz w znacznie oddalonym od swego miejsca urodzenia Kalasipalyam, ani tym bardziej, iż trochę później osiągnie prawie boski status. 
Sivaji ukończył 12 klasę w Acharya Pathashala i coraz więcej czasu poświęcał na granie w przedstawieniach. Gdy  Ranoji zasugerował mu studia, odpowiedział ojcu, że stracił zainteresowanie dalszą edukacją. Przez krótko Sivaji  pracował w maszynerii Mysore,  w okolicach bengalurskiego Seshadripuram, potem, dzięki krewnemu, ładował worki na ciężarówki za 10 pajs od worka. Godziny pracy były długie, sama praca ciężka, a pensja godna pożałowania, ale przynajmniej Sivaji zarabiał jakieś pieniądze. Wtedy zainterweniował Satyanarayana (jego starszy brat). „Nie chciałem patrzeć, jak szwenda się grając w  sztukach i zajmując dziwnymi pracami, nie mając pojęcia, o której wyjdzie czy wróci, ale jego bezczynne siedzenie też byłoby nie w porządku, zatem  porozmawiałem z naszym krewnym, Venkobą Rao, inspektorem policji i on załatwił Sivajiemu pracę konduktora autobusu” opowiada  Satyanarayana. Nie wystarczyła jednak sama rekomendacja Rao -  Sivaji musiał przejść egzamin wstępny i zdobyć licencję. Zdał go, zdobył uprawnienia i odznakę konduktora Bengalurskiego Serwisu Transportowego (Bangalore Transport Service - nadal znanego powszechnie jako BTS, choć oficjalna nazwa brzmi obecnie Bangalore Metropolitan Transport Corporation). Był rok 1970.
Sivaji dokładnie pamięta czasy ciągłych zmian, zanim dostał się do BTS. 'Jestem zwyczajnym człowiekiem. Zanim zostałem konduktorem byłem chłopcem na posyłki, tragarzem, cieślą…” wspomina. To w BTS  Sivaji spotkał osobę, którą dziś określa jako swego najlepszego przyjaciela.  Raja Badhar był kierowcą autobusu, w którym Sivaji był konduktorem.  Pracowali wspólnie od wczesnego ranka (zmiana zaczynała się o 6) do 14.  'Nikt szybciej od niego nie sprzedawał biletów” wspomina Badhar. 'Wydawał bilety i resztę w niezwykłym stylu. Styl był najważniejszy. Pasażerowie patrzyli w oszołomieniu.' Śmiejąc się dodaje: 'Zwykle odrzucał wtedy swoją grzywkę do tyłu, to dlatego dzisiaj jest łysy.'  Pasażerowie nieraz pozwalali odjeżdżać wcześniejszym autobusom prawie pustym czekając na ten, w którym pracował rozrywkowy konduktor -  i bywały w nim tłumy. Sivaji zdecydowanie już wtedy wiedział,  jak zabawiać ludzi.  Po pracy Sivaji i Badhar odpoczywali w swych domach. Potem Sivaji wpadał do domu Badhara w Hanumanthnagar i razem szli na próby organizowanych pod patronatem Stowarzyszenia BTS sztuk, w których grywali od czasu do czasu. Próby odbywały się tuż przy posterunku policji Chamrajpet  i trwały od 5 do 8 po południu. Potem obaj szli na rynek w Kalasipalyam i wypijali po kilka drinków. 'On pił arak, a ja piwo' wspomina Badhar. Następnie obaj wracali na  obiad do swych domów.
Długie rozmowy prowadzone przez przyjaciół tyczyły prawie wyłącznie kina. Oglądali prawie każdy nowo wyświetlany film, a  Sivajiego szczególnie cieszyły filmy z  Sivajiem Ganesanem, Rajkumarem i MGRem. Po seansach odtwarzał poszczególne sceny z  filmów, naśladując manierę tych gwiazd.  Składając hołd zmarłemu Ganesanowi Sivaji mówi”: Oglądałem go i naśladowałem. To on jest powodem, że jestem dziś w branży filmowej”.
Sivaji podkreśla rolę teatru w kształtowaniu swej kariery: 'Scena jest moja matką. Gdy byłem konduktorem, a zagrałem już w ponad 25 sztukach, moi przyjaciele, kierowcy i inni konduktorzy zaczęli mnie pytać, czemu nie spróbuję swych sił w filmie. Zostaniesz  słynną gwiazdą, mówili. Podbudowali mnie. Ale nie wiedziałem, co robić, bo nigdy nie lubiłem prosić kogoś o jakieś przysługi. A zresztą co miałbym komuś powiedzieć, skoro nie byłem nawet przystojny? Czy mogłem liczyć na cokolwiek z takim 'zapleczem'?  Gdybym powiedział „Jestem konduktorem, dajcie mi szansę”, przekonałbym ich?
Przyjaciele Badhara i Sivajego doradzili mu więc, by zapisał się do świeżo utworzonego Instytutu Filmowego w Madrasie.  To była sensowna rada, bo Madras był wówczas centrum całego południowego przemysłu filmowego  Sivaji znał w tym czasie tamilski bardzo słabo, ot ‘złapał’ trochę słówek z oglądania filmów i od znajomych.  'Zapytał mnie o zgodę na zapisanie się do instytutu,' mówi Satyanarayana, 'powiedziałem mu, by nie martwił się o rodzinę. Powinien rozwijać swoja pasję. I, z błogosławieństwem Raghavendry, zdecydowaliśmy się wysłać go tam”. Zatem Sivaji zapisał się  Instytutu Filmowego w Madrasie, biorąc jednocześnie urlop w pracy w BTS, gdyż nie chciał tracić dobrej, rządowej posady na wypadek, gdyby nie powiodło mu się w świecie kina .
Badhar, Satyanarayana  i kilku innych zebrali trochę pieniędzy, by wysłać Sivajiemu do Madrasu, co starczyło na czesne i osobiste wydatki. Jednak Ranoji nie był specjalnie zachwycony decyzją najmłodszego dziecka. Wolałby, by Sivaji został w Bengalurze i awansował w  BTS. Jak mówi Satyanarayana, punkt widzenia Ranojiego był taki, że – skoro Sivaji  rzucił już naukę - powinien przynajmniej trzymać się porządnej roboty, ożenić i ustatkować. Zadanie przekonania Ranojiego spadło na Satyanarayanę, a w rozmowie z ojcem argumentował on, iż rodzina nie powinna stać Sivajiemu na drodze i że to jego rozwój jest ważny. Praktyczny Ranoji martwił się jednak także o potencjalny spadek  dochodów rodziny, bo dotąd Sivaji przesyłał większość swej miesięcznej pensji do domu.  'Powiedziałem ojcu, że jakoś damy rady. Zamiast trzech posiłków dziennie, zadowolimy się dwoma” wspomina Satyanarayana.

Jednym z gościnnych wykładowców w instytucie był ceniony reżyser Kailasam Balachander, człowiek, którego jedna decyzja zmieniła życie Sivajego na zawsze. Balachander przybył na wykłady w instytucie spowity opinią twórcy, odnoszącego też i sukcesy kasowe, więc na jego zajęciach był zawsze tłum studentów spijających każde słowo  z jego ust.  Wykłady zrobiły też wielkie wrażenie na Sivajim, który chciał osobiście poznać tego wielkiego człowieka.  Jego pobyt w instytucie dobiegał końca i chciał wykorzystać taką okazję. „Dwa lata w instytucie dały mi podbudowę.' mówi  Sivaji. 'Teraz mogłem powiedzieć ludziom: mam taki i taki talent, proszę popatrzcie i  dajcie mi szansę. Zajęcia w instytucie były jak wizytówka, którą mogłem się posłużyć - dlatego tam się zapisałem”.  
Zapytany o odkrycie aktora, który stał się potem supergwiazdą Balachander śmieje się: „To stara historia. Był studentem instytutu. Chciał mnie poznać  i zdradził to pragnienie podczas jednego z wykładów. Wykładowca znał mnie i powiedział mi, iż pewien chłopak, Sivaji Rao, chciałby mnie zobaczyć choć przez chwilę. Co ty na to?” Poszedłem więc na praktyczny egzamin i spotkałem go. Ujął mnie jego delikatny wygląd, niesamowite oczy,  ładnie wyrzeźbiona twarz. To były atuty. I oczywiście kolor jego skóry. Ciemna skóra, która moim zdaniem była atutem, bo wyróżniała go  od innych. Inni mieli jasną skórę itp., im było łatwiej dostać się do filmu. Pomyślałem:  czemu nie miałbym wziąć tego chłopaka, dać mu dobrej roli i zobaczyć, co mogę z niego ’wyciągnąć’?
Balachander czytał właśnie scenariusz filmu zatytułowanego Apoorva Raagangal (Rare Melodies), mówi Satyanarayana. I pomyślał, czemu nie miałby Sivajiemu dać roli w nim? Powiedział mu "To niewielka, ale interesująca rola. Musisz ją wziąć. Tak zdecydowałem. Ale musisz się nauczyć tamilskiego.” Sivaji natychmiast się zgodził i dotknął jego stóp.  W pośpiechu wrócił do Bengaluru i powiedział bratu i Rajowi Badharowi, że los się do niego uśmiechnął. Los w postaci K Balachandera. Pod warunkiem, że nauczy się tamilskiego.  Rozmowy z Badharem - rodowitym Tamilem - prowadzone wcześniej głównie w języku kannada, odtąd zaczęły odbywać się tylko po tamilsku. . 'Bardzo szybko nauczył się języka, w 20 dni', opowiada Badhar.
Ale trzeba było jeszcze załatwić kwestię jego imienia. W południowoindyjskim kinie mógł być tylko jeden 'Sivaji', i był nim  Sivaji Ganesan. K Balachander nie szukał długo scenicznego imienia dla Sivajiego Rao: wybrał imię postaci ze swego filmu  Major Chandrakanth. A V M Rajan grał  tam postać Rajinikantha i  Balachander ‘ochrzcił’ Sivajiego Rao właśnie tym imieniem. I tak narodził się  Rajinikanth, wkrótce bardzo rozpoznawalne imię, oznaczające dosłownie ‘kolor nocy’ (co miało być aluzją do koloru skóry Sivajiego Rao).  Nawet jak na rolę bohatera negatywnego dokonany przez  Balachandera wybór był bardzo odważny. 'W owym czasie żaden inny reżyser nie wybrałby chłopka o bardzo ciemnej karnacji do żadnego rodzaju roli' - wspomina.' Nawet do malutkiej rólki nie chciano ‘czarnucha’. Ale ja też mam dość ciemną karnację. A mój ojciec jeszcze ciemniejszą. Pomyślałem więc: czemu nie wprowadzić takiego chłopaka do filmu? Zwłaszcza jako głównego bohatera negatywnego?? I to się sprawdziło. Świetnie się sprawdziło.'
To była pełna kolorów noc holi. To wtedy  Balachander zrobił z Sivajiego Rao Rajinikantha. I aktor i reżyser świetnie to do dziś pamiętają.  Co roku, w noc holi  Balachander z rozrzewnieniem myśli o swym słynnym odkryciu. Przez 8 lat po swym debiucie, Rajinikanth starał się spotkać lub przynajmniej porozmawiać ze swym mentorem właśnie w czasie holi.  Z czasem się to urwało, bo stawał się coraz bardziej znany i zajęty.. Dziś aktor wspomina to ze skruchą i mówi, iż nigdy nie zapomniał tamtego magicznego dnia.
Autor książki z Rajinim

5 komentarzy:

  1. Dzięki za to tłumaczenie, aż zapragnęłam zobaczyć tego konduktora w filmie:) znam go tylko z Thalapati

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko najlepiej coś z tych wcześniejszych czasów:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś zawalali panowie pracę, skoro zmiana trwała od 6 do północy (sic!), a od 5 do 8 bywali na próbach, a później obiedzie :P

    A co do Holi, to nie 8 lat po debiucie, a przez 8 lat od debiutu, później się to właśnie zmieniło.

    Na razie nic nowego w tym fragmencie nie ma, mogli się podzielić czymś ciekawszym :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak to bywa jak się chce szybko przetłumaczyć do końca:P Poprawki wniesione:)
    I przecież to tylko mały fragmencik, a nie cała książka, więc pewnie nie tylko tym się podzielili^^ Mnie się w każdym razie klimat książki podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze jedna chyba ważna rzecz: autor tej biografii jest z północy i myślę, że pisał ją też dla takiego, nie znającego specjalnie Rajniego odbiorcy (bo 'znajomość' na podstawie Robota czy Sivajiego to żadna znajomość - podobna znaczy jak bolly na podstawie K3G i paru innych tego typu filmów powiedzmy:P)

    OdpowiedzUsuń