Bo takich filmów - lekkich, wywołujących uśmiech na twarzy (nie mylić z 'ha-ha' śmiechem) i wprawiających w dobry nastrój, a przy tym niegłupich - nigdy za dużo:) A ostatnio w kinie indyjskim jakby coraz mniej (skoro rutynowym tekstem przy recenzjach tzw. kina rozrywkowego staje się 'leave your brains and have fun ':P a czemu niby rozrywka już nie może być i z rozumem?)
Chitchor to romantyczna komedia pomyłek:) I adaptacja powieści bengalskiej (zresztą jej reżyser - znany mi głównie z przeuroczego Dillagi Basu Chatterjee też jest Bengalczykiem - choć z Radżastanu). Geeta, córka wiejskiego nauczyciela, jest już w takim wieku, że rodzina zaczyna myśleć o jej zamążpójściu. Mieszkająca w mieście starsza siostra Geety informuje rodziców, iż na wieś ma przyjechać młody inżynier, który byłby świetną partią dla dziewczyny. I trzeba go dobrze przyjąć:) Umówionego dnia ojciec Geety z radością wita więc Vinoda na dworcu. Sympatyczny, skromny (choć wszak po zagranicznych studiach) chłopak przypada wszystkim do gustu - nawet Geecie (która początkowo była bardzo niechętna zabiegom rodziców). Tylko, że wkrótce okaże się, iż to nie Vinod miał być tym anonsowanym gościem, a ów dopiero przyjedzie... I co teraz? Ta prosta, niby zwyczajna, a ciepła i przeurocza - i przy tym subtelna - opowieść ujęła mnie za serce. A już szczególnie fakt, iż grana przez młodziutką Zarinę Wahab bohaterka, choć niby 'tylko' naiwna wiejska dziewczyna, potrafiła w decydującym momencie wykazać się prawdziwym charakterem. I chyba wolę taką scenę 'pociągową' niż tę z DDLJ:P Na koniec pomyślałam, że dzisiaj - w dobie takiego przepływu informacji - już pewnie nie dałoby się nakręcić wiarygodnie takiej historii (remaku sprzed dekady, sądząc po forumowych opiniach, lepiej nie 'ruszać':P)
Dwa kolejne filmy to dzieła innego znanego klasycznego reżysera, bardzo cenionego przeze mnie Hrishikesha Mukherjee. Po Kissi se na Kehna sięgnęłam jednak przede wszsytkim dla głównej pary aktorów: Deepti Naval i Farooqa Sheikha, którzy to podbili mnie w Chashme Buddoor. Tu problemem nie jest zdobycie dziewczyny, ale przekonanie do tego małżeństwa ojca Ramesha. Ten bowiem, zniechęcony paradą meganowoczesnych dziewczyn, które 'ogląda' w ramach poszukiwań 'odpowiedniej' synowej, postanawia, iż najlepsza będzie tradycyjnie myśląca dziewczyna bez dyplomu i angielskiego, za to znająca dobrze Mahabharatę. I jak tu teraz przedstawić ojcu ukochaną Ramolę - młodą panią doktor?^^ Zrobić z niej dziewczynę, o jakiej marzy ojciec. A konsekwencje? Tak, wiem, że niektórzy mają obiekcje wobec filmów, gdzie się kogoś oszukuje, udając kogoś innego, ale tu uważam raz: jest to naprawdę sensownie uzasadnione, a dwa: rodzi i obiekcje natury moralnej u udających (znaczy to też jest 'wygrane' w filmie). A przy tym wszystkim - że film daje momentami i do myślenia (jedna z wypowiedzi ojca: nie jestem ogólnie przeciwko angielskiemu. Sam mam z niego dyplom. Ale nie podoba mi się, że zainteresowanie tym językiem prowadzi zwykle do fascynacji i tamtejszą kulturą, a lekceważenia własnej- czyż nie ma w tym wiele prawdy? I nie tylko o Indie chodzi...) - jest to naprawdę lekkie i zabawne. Ja polecam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz