czwartek, 11 sierpnia 2016

Moondru Mudichu (1976) - Rajini antybohaterem



Nie jestem fanką kina Balaćandera. Owszem, doceniam jego wkład w kino tamilskie i tworzone przez niego postaci kobiece, ale to wciąż nie jest 'moje kino'.  Jednak nie da się omijać filmów zmarłego niedawno reżysera, nie tylko ze względu na jego znaczenie w historii kollywoodu, ale także dlatego, że uważany on jest za artystycznego 'ojca' zarówno Kamala jak i Rajniego, co oznacza, iż nie da się poznać początków kariery obu gigantów kina tamilskiego bez zetknięcia się z filmami Balaćandera.  Dlatego też, gdy nie mogąc obejrzeć najnowszego filmu Rajniego, postanowiłam sięgnąć po raz kolejny po coś z jego wczesnych ról - tych z lat 70-tych, gdy to nie był jeszcze superstarem, tylko po prostu charyzmatycznym, obiecującym młodym aktorem - okazało się, iż trafiłam znów na film Balaćandera:D Z klasycznym w owych latach obsadowym zestawem: Kamal, Rajini, Sridevi. Także typowo Kamal gra tego dobrego, zaś Rajni tego gorszego (bo nie powiedziałabym, że po prostu złego - to bardziej skomplikowane i zajmę się tym ciut później). Jest jednak i niespodzianka: to Rajni jest tu głównym bohaterem. A w zasadzie głównym antybohaterem, bo raczej tak należałoby zaklasyfikować graną przez niego postać. I to jest pierwsze miłe zaskoczenie. Kolejnym jest fakt, iż naprawdę angażuję się w film emocjonalnie. Początek jest lżejszy, choć od razu wiadomo, iż jeśli ich jest dwóch (i są przyjaciółmi), a ona jest jedna to pewnie wyniknie z tego i jakiś dramat. Zwłaszcza iż ten drugi od początku nie bardzo wygląda na aż tak szlachetnego, by po prostu cieszyć się szczęściem kumpla. Zresztą to byłoby naprawdę nudne, gdybyśmy dostali w jednym filmie dwa chodzące ideały (jakiego gra tu - zwyczajowo:P- Kamal). 
Rajiniowy bohater jest znacznie bardziej 'ludzki': daleki od doskonałości, targany sprzecznymi emocjami, walczący ze sobą (i przegrywający). Niebezpiecznie fascynujący.  Dużo w tym filmie pali, ale nie ma w tym nic z późniejszej słynnej gwiazdorskiej maniery - to po prostu pomaga w charakteryzacji bohatera, bo świetnie ilustruje jego nonszalancję maskującą wewnętrzne napięcie. Może dlatego nie bardzo podobało mi się wprowadzenie spersonifikowanego sumienia bohatera (i jeszcze rozmów z nim) - to już było chyba niepotrzebnie zbyt dosłowne. Podobnie mieszane uczucia miałam przy 'kukiełkowej' alegorii samobójstwa. Zastanawiając się, czy Balaćander zapożyczył ją od Vishwanatha. Internetowe źródła twierdzą bowiem, iż Moondru Muduchu to remake Vishwanthowego O Seetha Katha. Niestety nie mam (na razie I hope) możliwości osobistego zweryfikowania, ile w tym prawdy, znaczy na ile tamilski reżyser po prostu wykorzystał telugowy pomysł, a ile w nim autorsko zmienił. A mogłoby być to naprawdę ciekawe porównanie. O ile bowiem może to z telugowego oryginału wynika fakt, iż świat przedstawiony przez Balaćandera okazał się bliższy mi niż zazwyczaj, o tyle niewątpliwie już z samego streszczenia filmu Vishwantha wynika, iż Balaćander miał dużo ciekawszy pomysł na postać negatywnego bohatera. Który w jego wersji nie czyni prostego, 'banalnego' zła. Jego kluczową winę można by bowiem nazwać nie tyle nie złem 'aktywnym' co 'grzechem zaniechania'. I jest to mistrzowsko nakręcona scena (zresztą też wyglądająca mi bardziej na autorski pomysł Balaćandera, bo jakoś nijak - przy całym mym uwielbieniu - nie pasuje mi do Vishwantha). Owa słynna scena 'na łódce' rozgrywa się bowiem w całości w trakcie piosenki, która to rozpoczyna się jak zwykły romantyczno-sielankowy numer, by zakończyć się w minorowym nastroju oscylującym wręcz w kierunku moralitetu ('to przeznaczenie'). Na dodatek owa niepokojąca część melodii powraca w fabule i później, stanowiąc świetny sposób nawiązania do wydarzeń owej sceny. Piosenka jest zaś tak chwytliwa, że 'przykleiła' się i do mnie po seansie, żal mi więc bardzo, iż - z w/w powodów - niestety nie mogę jej tu zalinkować. Piosenki są zresztą w ogóle tylko 3.
Jakkolwiek na podstawie mego opisu mogłoby się być może wydawać, iż ów film był najbardziej ważny dla Rajiniego to jednak w praktyce stał się takim przede wszystkim dla 13-letniej wówczas (choć patrząc na nią trudno w to uwierzyć:D) Sridevi, która zagrała tu swoją pierwszą 'dorosłą' rolę. Rolę niełatwą, bowiem jej beztroska na początku bohaterka musi siłą rzeczy szybko dojrzeć i stawić czoła losowi. Sridevi pokazała tę przemianę całkiem nieźle (źródła wspominają tu zwykle kolejną słynną scenę - 'matczyną') i to właśnie ta rola otworzyła jej drogę do kolejnych dorosłych wcieleń (takich jak dwa lata późniejsze 16 Vayathinile z tą sama trójką w rolach głównych).
Żeby zakończyć zaś ciut lżej oto pewna dość perwersyjna scena z filmu^^

Jak wyznać miłość? Zawsze można napisać, co czujesz.. na plecach ukochanego^^

..tylko, że on potem nie będzie w stanie tego sam przeczytać :P

Film do  obejrzenia na kanale Rajshri.    Polecam bardzo :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz