środa, 25 lipca 2012

Reality bites: 'Antardwand' (2010) & 'Kattradhu Thamizh' (2007)

Tym razem będzie o dwóch filmach, które nie oferują miłego, relaksującego seansu, wręcz przeciwnie...Bo przecież kino indyjskie to nie tylko lukier i cukierkowe historie z obowiązkowym happy endem. To bywa także dawka tego życia, które 'boli'... 
  
Antardwand, zdobywca National Award dla najlepszego filmu o sprawach społecznych, porusza problem aranżowanych małżeństw. Z tym że specyficznie 'aranżowanych'. Chodzi bowiem o praktykowane w stanach Bihar i Uttar Pradeś porwania młodych mężczyzn, przez niemogące sobie pozwolić na wysokie posagi rodziny (w końcu dobre 'wydanie' dziecka łatwe nie jest). Porwani są następnie zmuszani do małżeństwa z panną z takiej rodziny, jego skonsumowania oraz przetrzymywani siłą, dopóki dziewczyna nie zajdzie w ciążę (a wtedy - za sprawą presji społecznej - małżeństwo już zwykle trwa dalej...). 
Bohater filmu, Raghuvir, jest taką właśnie 'dobrą partią': z  nie byle jakiej rodziny, kończy porządne studia itp. Że w trakcie owych studiów znalazł już sobie sam dziewczynę? (która nawet jest już z nim w ciąży) A kogo to obchodzi? Bo jego ojca, planującego mu ślub z majętną córką swego biznesowego partnera, na pewno nie. Po awanturze chłopak wyjeżdża z domu, ale na studia do miasta już nie dotrze...W drodze 'przechwyci' go inny, zdesperowany ojciec (którego ofertę wydania córki za Raghu ojciec tegoż wcześniej odrzucił) I rozpocznie się gehenna... Nie tylko dla Raghu, bowiem w pewnym momencie (nie wiem, na ile za sprawą celowego zamiaru reżysera, a na ile fantastycznej gry młodziutkiej Swati Sen, na tle słabszego, zbyt niewyraźnego jednak Raja Singha Chaudhary'ego - a może za sprawą tego wszystkiego po trochu) nawet bardziej przejmujące stają się upokorzenia, które musi znieść owa 'panna młoda' - dziewczyna, postawiona między 'młotem i kowadłem': presją rodziny, by 'postarała się uprawomocnić' narzucone wszak i jej małżeństwo,  a niechęcią ze strony przymuszonego, marzącego tylko o ucieczce, 'małżonka'... W jednej z przeczytanych opinii o filmie znalazłam porównanie Swati do młodej Smity Patil i zdecydowanie coś w tym jest. Dziewczyna przykuwa wzrok w niełatwej wszak dla młodej aktorki, nastawionej na niuanse, roli i bardzo jestem ciekawa jej dalszego aktorskiego rozwoju, bo wyjątkowo mnie urzekła - od początku do wspaniałej (i dającej jakiś promyk nadziei, że 'co nie zabije, to wzmocni') sceny końcowej. Ten film to też gratka dla fanów Vinaya Pathaka, którzy będą mieli okazje obejrzeć go tu  w nietypowej roli - patriarchalnej, zdecydowanie mało sympatycznej (za to obdarzonej wielkim ego)  głowy rodziny. To film o rzeczach, o których warto wiedzieć.
W tamilskim 'Kattradhu Thamizh'  nie znajdziemy nawet tej odrobinki nadziei, o której można było mówić przy okazji Antardwand (widziane w scenie końcowej 'światełko w tunelu' trudno potraktować przenośnie). Film, który pierwotnie miał nosić tytuł Tamil MA (czyli 'tamilski magister'), opowiada właśnie o frustracjach młodego, wykształconego, ale pozbawionego perspektyw, pokolenia. Zwłaszcza tych, których aspiracje i ideały (takie klasycznie humanistyczne) zdają się nijak przystawać do 'drapieżnej' rzeczywistości wokół. Których nikt nie ceni (także materialnie, acz nie tylko o wynagrodzenie tu chodzi) i nikt się z nimi nie liczy. A gdzie jest frustracja, tam łatwo dojść może do tragedii...
Gdy poznajemy Prabhakara, młodego nauczyciela tamilskiego, właśnie próbuje on popełnić samobójstwo. Gdy nawet z tym mu się nie powiedzie (a zaraz potem czeka go kolejna porcja upokorzeń), w impulsie (i kolejnym poczuciu bezradności) to on zabije. Ten czyn paradoksalnie (czy nie takie bywa nieraz podłoże agresji?) da mu, chyba po raz pierwszy w życiu, jakieś poczucie mocy. Spirala z wiadomym chyba końcem... Pokolenie bez szans?  Ten obraz reżysera - debiutanta nie byłby tak przejmujący, gdyby nie zadbał on o każdy szczegół: sposób narracji, zdjęcia, montaż, muzyka (a są i nawet - świetnie 'leżące w całości' - piosenki), wreszcie kreacje aktorów (o których więcej za chwilę) - wszystko tworzy hipnotyzującą całość, którą widz śledzi z mieszaniną przerażenia i fascynacji. Wiedziałam już wcześniej, że Jiiva jest dobrym aktorem, ale to co zrobił tutaj jest po prostu fantastyczne! (i gdyby nie trafił akurat na rok także znakomitego debiutu Karthiego w PV jestem przekonana, że zgarnąłby wszelkie możliwe nagrody). Na początku próbowałam go poznać pod charakteryzacją (bo, w odróżnieniu od np aktorów Bali, nie 'zapuszczał' się do roli - dzięki temu film powstał w dwa miesiące, a nie 2 lata;D - a zapewniam efekt jest porównywalny.), potem dałam sobie spokój - w końcu to i tak nie był Jiiva, tylko Prabhakar - tamilista, który chciał tylko godnie żyć, a wyszło całkiem inaczej...I wielce nie dziwi mnie informacja z wywiadu, że po filmie aktor musiał przejść terapię, żeby 'wyjść z roli'. Bardzo byłam ciekawa też debiutu, grającej tu ukochaną Prabhakara, Anjali (którą tak cenię po rolach w Angadi Theru i Engeyum Eppodhum). I teraz już wiem, że ona od samego początku była talentem, mam tylko nadzieję, że dziewczyna nie da go zmarnować głupiutkimi, komercyjnymi rolami... 'Kattradhu Thamizh'  to film, do którego pewnie nie będzie chciało się wrócić, ale o którym trudno potem zapomnieć. Przykro tylko pomyśleć, że tak dobrze rokujący reżyser ma spore problemy z nakręceniem (sfinansowaniem) kolejnego filmu:/ Bo KT, mimo wszelkiego uznania i nagród, był komercyjną klapą.

sobota, 21 lipca 2012

Niepełnosprawni bohaterowie w kinie indyjskim - cz V: osoby z zaburzeniami nerwicowymi i afektywnymi

Czyli tym razem przegląd filmowych bohaterów z zaburzeniami psychiki w zakresie afektu (nastroju) czy nerwicowymi (że się posłużę terminologią przyjętą w ICD), których raczej nie podejmuję się konkretniej diagnozować (to ciężkie zadanie nawet w realu, a w filmach ma się zwykle mniej danych - i możliwości ich dodatkowego pozyskania...), w każdym razie chyba najczęściej jest to wynik jakichś traumatycznych doświadczeń (życiowych przejść) bohaterów...Ominęłam tytuły, w których ujawnienie zaburzeń bohatera jest twistem w fabule (i podanie ich tu byłyby zbyt dużym spoilerem) - chyba, że owe filmy są naprawdę powszechnie znane....Do zdjęć z niektórych przykładów (starszych, południowych filmów, które znam zwykle z ich bolly remaków) nie udało mi się, niestety, dotrzeć:(

Dev Anand w Funtoosh (1956)
Basanta Chowdhury w bengalskim Deep Jwele Jai (1959)
Rajesh Khanna w hindi remaku DJJ -  Khamoshi (1969)
I ponownie Rajesh Khanna - w Ittefaq (1969)
Nargis w Raat aur Din (1967)
Sanjeev Kumar w Khilonie (1970) - bolly remaku teluga (z ANRem)

Sharada w filmie telugu Sharada (1973 rok)
Jaya Prada w Sanjog (1985) - bolly remaku telugowego Jeevana Jyothi (z Vanishri)
Mohanlal w malajalamskim Thalavattam (1986)
Vikram w tamilskim Sethu (1999)
I Salman w bolly remaku - Tere Naam (2003)
Shobhana w keralskim Manichithrathazhu (1993)
Soundarya w kannada remaku - Aaptamithra (2004)
Jyothika w kolly remaku - Chandramukhi (2005)
Oraz Vidya w bolly remaku - Bhool Bhuliaya (2008)
Vikram w Anniyanie (2004)
Kangana Ranout w Fashion (2008)
Zastanawiam się jeszcze nad kategorią zaburzeń, którą roboczo mogłabym nazwać: 'obsesyjni kochankowie' (stalkerzy) - czyli coś jak np. SRK w Darr. Ale może to już byłoby za dużo naraz:P (zwłaszcza gdyby dołączyć jeszcze 'otellowe' typy...)




wtorek, 10 lipca 2012

Od Amanush po Shalę, czyli garść mini-recenzji

Po raz kolejny po kilka zdań o obejrzanych przeze mnie niedawno filmach indyjskich:)

 


 Amanush (bengalski/hindi, 1975)


Dwujęzyczny film S.Samanthy - ja akurat oglądałam wersję hindi (bo jest dostępna na YT) - to kameralna, tocząca się w rybackiej wiosce, opowieść (tak, miałam klimatyczne skojarzenia z keralskim Chemmenem) o człowieku, który kiedyś był nadzieją, a teraz jest zakałą okolicy. Jak do tego doszło i czy świeżo przybyłemu w te okolice stróżowi prawa uda się jeszcze coś zmienić? (i ożywić wioskę?) Obejrzałam Amanush przede wszystkim ze względu na Uttama i bardzo mi się tu podobał, a sam film może nie powalił mnie od razu, ale jednak ma w sobie coś (klimat?), co pozostawiło go w mojej pamięci:)

  Penn Pattanam (malajalam, 2010)

Dowód na to, że women power rulezz, czyli o tym, jak to cztery kobitki robią porządki (dosłownie - panie są zaangażowane w pewien stanowy projekt aktywizujący kobiety - i w przenośni) w swojej okolicy. Spodziewałam się więcej, niemniej i tak - głównie dzięki aktorom (a zwłaszcza cukrzycy KPAC Lality i jąkającemu się Nedumudiemu!:D) miło go wspominam.

  Waqt (hindi, 1965)

Uważana za prekursora multistarrerów w bolly opowieść z cyklu 'lost and found' (to także były początki tej 'formuły') Trzy godziny obserwowania losów rozdzielonej w wyniku trzęsienia  ziemii rodziny naprawdę się nie dłużą, choć zapewne oglądałoby mi się to jeszcze lepiej, gdyby w dwóch głównych rolach nie obsadzono wyjątkowo nijakich dla mnie aktorów: Sunila Dutta i Raaja Kumara. Twierdzący, jak to kiedyś w bolly nie było tej demoralizacji, co dzisiaj, znajdą tu - jakże grzeczną:P - 'mokrą' scenę z Sadhaną w stroju kąpielowym i Sunilem topless, można się też przekonać, skąd pochodzi znana z DDLJ piosenka, śpiewana tam przez Amrisha do żony (Balraj Sahni!<3)


 

Shala (marathi, 2011)


Czy wspominacie czasem z sentymentem swoje 'szczenięce', szkolne lata? Taką nostalgiczną podróż w przeszłość, świat dziecięcych radości i kłopotów, pierwszych zauroczeń i rozczarowań proponuje właśnie 'Shala' (czyli szkoła) - laureat Nationala dla najlepszego filmu marathi i za najlepszy scenariusz. Warto się w nią udać:)
Film do obejrzenia na YT.
 


Desh premee (hindi, 1982)

 Mniej znany film M.Desaia, to - jak wskazuje tytuł - rzecz o patriotyzmie, a indyjski patriotyzm to jak wiadomo poważna sprawa. Co nie znaczy, że nie znajdziemy tu elementów masalowych typu rozdzielonych rodzin, cudnych Bigowyh przebiórek itp - co to to nie:D Niemniej jako całości Desh premee brakuje tej lekkości innych filmów mistrza i nie dziwi, iż uważany  jest za jedną z jego słabszych rzeczy. No i Uttam strasznie  zmarnowany:(
I przykład klipowych szaleństw, czyli stylizowany na gumnamowego Mehmooda Big:



 Nayika (malajalam, 2011) 

Powrót Sharady do kina mallu mógł być czymś naprawdę spektakularnym, gdyby reżyser skupił się na historii starzejącej się aktorki, zamiast pakować do filmu dodatkowo i inne 'atrakcje' (typu wątku kryminalnego) Szkoda zmarnowanej szansy i potencjału aktorów (obsada ogólnie zacna i mogła zagrać dużo więcej...). A tak pozostaje się cieszyć elementami uroczej stylizacji na stare kino, niestety w średnim filmie.


I am Kalam (hindi, 2010)

Ciepły i w sumie optymistyczny  film o tym, że warto mieć marzenia (nawet jeśli zdawałyby się wydawać mało realne). Nagrodzony Nationalem za najlepszą rolę dziecięcą Harsh Nayar uroczy, ale i tak najbardziej mnie ujął i wzruszył Gulshan Grover w roli zdecydowanie odmiennej od typowego emploi.


Balae Pandiya! (tamilski, 1962)

Masalowe szaleństwo po tamilsku, czyli Sivaji Ganesan w trzech rolach (w tym udający jeden drugiego:D) oraz MR Radha w dwóch, w intrydze zakręconej jak ruski słoik (ogólnie rzecz biorąc chodzi o to, jak zgarnąć cudze pieniądze:P). Marysia oglądała kiedyś film bez napisów, a pewnie wyłapała więcej szczegółów niż ja z literkami, ale nic to, i tak się dobrze bawiłam:) A szczególnie moje serce podbił pan w stroju kołbojsko-tyrolskim (zdaje się Balaji znaczy) tańczący przez chwilę klasycznie!!
I jeszcze, na zachętę, mój ulubiony - też klasycyzujący - klip:
 

 




poniedziałek, 2 lipca 2012

Poznając Mrinala Sena: 'Oka Oori Katha' (1977) i 'Antareen' (1993)

Uważany jest za jednego z 'wielkiej bengalskiej trójki' (pozostali dwaj to Satyajit Ray i Ritwik Ghatak), a jego Bhuvan Shome za symboliczny początek nowej fali (New Wave), czyli nurtu paralell w kinie indyjskim (w hindi taką rolę odegrał parę lat później Ankur Shyama Benegala).

Filmy Mrinala Sena - bo o nim mowa - były wyświetlane (i nagradzane) na prawie wszystkich ważnych festiwalach na świecie (z Cannes, Berlinem czy Wenecją na czele), podobnie powszechne są w różnych miejscach na świecie przeglądy jego twórczości. A ja, interesując się od tylu lat kinem indyjskim, dopiero teraz obejrzałam jakiś jego film. To dużo mówi, jak syzyfową pracą jest poznawanie, zgłębianie tego kina - nie żebym narzekała, lubię wciąż odkrywać coś nowego, ale po prostu jest tu potrzebna naprawdę dużą pokora (takie scio me nihil scire:)).W każdym razie, dzięki nieocenionemu tubisiowi, lekko nadrobiłam kolejną sferę mojej ignorancji (spokojnie, zostało ich jeszcze sporo:P) Wybrałam dwa filmy Sena, oba nie do końca 'typowe'. Znaczy jeden o charakterystycznej dla niego tematyce (Sen był marksistą i słynął z realistycznych, ostrych filmów społecznych krytykujących panujący establishment), ale nie w rodzimej kinematografii, drugi z kolei bengalski, ale to bardziej kameralna psychodrama, niż rzecz polityczno-społeczna.
Zacznę może od tego wcześniejszego i 'gościnnego'- to jedyny film Sena w telugu (wspomniałam już chyba kiedyś, iż offbeatowe kino telugu było tworzone w dużej mierze przez twórców  'z zewnątrz' - vide np 'Maa bhoomi', też Bengalczyka,  Gauthama Ghose'a). Oka Oori Katha (czyli Outsiderzy, bądź też 'Wiejska historia' - spotkałam się z oboma tłumaczeniami) to osadzona w realiach prowincji (co ciekawe w powieści, której adaptacją jest ów film, były to realia północne i to Sen postanowił przenieść akcję do Telangany w AP) historia ojca i syna. Venkaikh i  Kistaiah są tytułowymi outsiderami, bo zamiast niewolniczej pracy dla lokalnego feudała - jak wszyscy inni - wybrali wolne życie 'niebieskich ptaków'. Żyją z żebrania i drobnych kradzieży i są dumni ze swej 'niezależności'. Sytuacja zmieni się, gdy w ich życie wkroczy trzecia osoba - kobieta, która spodobała się Kistaiahowi i którą - wbrew woli ojca (uważającego, iż taki krok zburzy ich całą dotychczasową, spokojną egzystencję) - decyduje się on poślubić.Czy faktycznie 'kobieca ręka' w domu zmieni tych dwóch mężczyzn?  O ile wyczytałam, jedną z głównych tez Sena było to, by kino nie tylko starało się ukazywać rzeczywistość, ale by robiło to tak, żeby poruszyć, wręcz rozjątrzyć widza - 'obudzić jego sumienie' (a przez to inspirować go do aktywnego działania na rzecz zmian).  To odróżniało  go od innych neorealistów i pewnie też to zyskało mu przydomek 'mistrza nonkonformizmu'. Czy Oka Oori Katha porusza i jątrzy? W pewnym sensie tak, z tym, że w moim przypadku gniew został skierowany raczej konkretnie przeciwko zachowaniu bohaterów (zwłaszcza ojca), niż 'systemowi', który jak rozumiem był tu bardziej oskarżany. Jestem natomiast pod totalnym wrażeniem znalezionych przez Sena aktorów - szczególnie obu panów (i zwłaszcza, że to kino telugu). Bo w zasadzie ja tu nie czuję żadnego aktorstwa (kreacji), widzę po prostu postaci. Oka Oori Katha to nie jest miły film, który można obejrzeć sobie 'dla rozrywki', niemniej warto znać i takie, neorealistyczne oblicze kina indyjskiego.
Późniejszy o prawie dwie dekady Antareen (czyli Uwięziona?) wybrałam przede wszystkim z powodu Dimple Kapadii oraz informacji, iż bohaterów łączyć będzie relacja telefoniczna. Spodziewałam się kameralnego dramatu i takiż dostałam:) Młody pisarz wyjeżdża do użyczonego przez przyjaciela domu, gdzie w samotności, nocami, próbuje coś pisać. Podczas jednej z takich 'nasiadówek' dzwoni telefon. Następnego dnia kolejny, a potem następny... wszystkie od tej samej osoby - opuszczonej (i w pewnym sensie 'uwięzionej' w ekskluzywnym apartamencie) kobiety, która próbuje w ten sposób poradzić sobie ze swoją samotnością i depresją. Co przyniosą ich długie rozmowy? (nie, nie romans;)) I znów, Antareen to nie jest łatwy film. Nie tylko dlatego, że kameralny, ale i że bardzo bengalski - jeśli mogę to tak ująć (choćby ponoć przesycony bardzo Tagorem). Niemniej sporo w tym filmie jednak przyciąga: klimat, muzyka w tle (jak usłyszałam podkład pod czołówką już nie byłam w stanie odłożyć sobie seansu na potem), relacje między dwójką bohaterów, kameralne role z subtelnie zarysowanymi emocjami... Anjana Dutta w niczym chyba wcześniej nie widziałam, w przypadku Dimple to kolejna godna polecenia jej rola (nawet jeśli aktorka nie mówi własnym głosem - ponoć jednak przeliczyła się z bengalskim:D) Na pewno to także całkiem inny Mrinal Sen i cieszę się, iż miałam okazję go poznać od różnych stron. Może nie zostanie aż moim ulubieńcem, ale wstępnie wydaje mi się ciekawszy (bardziej 'dla mnie') od np. Satyajita Raya:)

Prowadzona przez jego syna strona o Mrinalu, skąd wzięłam sporo informacji i zdjęcia.

środa, 27 czerwca 2012

Kallu Kondoru Pennu (1998) - Vijayashanti u Shyamaprasada

Myśląc nad czymś ciekawym na urodzinowy seans z Vijayashanti, przypomniałam sobie o, wykrytej już jakiś czas temu, jej roli w Shyamaprasadowym debiucie. No, w kinie molly to jej jeszcze nie widziałam - na dodatek u naprawdę dobrego reżysera - jedyny drobiazg, iż film nie ma napisów, ale cóż... twardym trzeba być:P Na szczęście nie było aż tak źle: jasne, że napisy pomogłyby mi w zrozumieniu wielu niuansów, ale nie siedziałam 2 godziny jak na 'tureckim kazaniu' (czego się obawiałam, bo w końcu to nie kino akcji..)
Sita jest pielęgniarką. Dzięki jej zarobkom z pracy w Zatoce Perskiej w ojczystej Kerali nieźle funkcjonuje cała jej rodzina: starszy, żonaty już brat Haridasan, młodszy - lekkoduch Venu oraz siostra Rajji. To najważniejsze osoby w życiu Sity, przy nich uczucie do kolegi z pracy, doktora Suresha, nie ma specjalnych szans...Teraz Rajii wychodzi za mąż - tylko dobrze byłoby, żeby Sita (która ma przyjechać do domu na ślub) jeszcze załatwiła jej przyszłemu mężowi wizę i pracę w Zatoce. Tymczasem wybucha tam wojna (Irak najeżdża na Kuwejt) i przez jakiś czas nic nie wiadomo o losach Sity. Gdy w końcu zjawi się w domu, rodzinę czeka niespodzianka. Ale i Sitę też...
Tematykę zarobkowej pracy Keralczyków w krajach arabskich (tzw. Gulf dream - jak u nas American dream) kojarzę przede wszystkich z filmów Sreenivasana, który przedstawia te problemy raczej w lżejszej 'otoczce', komediodramatycznej. Film Shyamaprasada, adaptacja (jakżeby inaczej:D) sztuki teatralnej cenionego dramatopisarza S.L.Puram Sadanandana, to jednak bardziej dramat społeczny, czyli poważniejsza w tonie rzecz. Choć - przez podejście (i obecność pewnych 'komercyjnych' elementów) - nie wiem czy nie bardziej kojarząca mi się jednak np. ze społecznym kinem telugu (choćby filmami T. Krishny) niż przypominająca kolejne psychodramy keralskiego twórcy. Zapewne to skojarzenie to także zasługa Vijayashanti i wykreowanej przez nią bohaterki. Szczerze mówiąc trudno mi wyobrazić sobie inną aktorkę w tego typu roli (hmmm... może jeszcze Soundaryę?): to kobieta, która potrafi się poświęcać, ale także trwać przy swoim (tym, co uważa za słuszne) - niezależnie od ceny. Kobieta, którą można dotknąć, zranić, ale nie pokonać, złamać... A ekranowa charyzma Vijayashanti przykuwa mnie jako widza do ekranu podobnie jak ta Bigowa czy Chirowa.  Po prostu uwielbiam patrzeć na tę kobietę! Bardzo natomiast - na plus - zaskoczył mnie Dileep (nie jestem jego specjalną fanką). Chyba jeszcze nie widziałam go w tak niejednoznacznej (przez sporą część filmu chciałam mu zrobić krzywdę - jak i większości tej 'kochanej' rodzinki) roli  i bardzo mu z tym do twarzy:) Z kolei Suresh - pewnie dla równowagi - robił głównie za 'solidne wsparcie'.   
Nie jest to film idealny  (czy równie dobry jak dalsze shyamprasadowe), parę rzeczy można było sobie pewnie darować czy poprowadzić trochę inaczej (choć trudno do końca wszystko oceniać nie rozumiejąc jednak owych dialogów...) ale bardzo mi się podobał i sądzę, że to ciekawa rzecz  - i dla fanów aktorów i reżysera.
KKP można obejrzeć tu (i znaleźć także dość przydatne streszczenie zawiązania fabuły:))
 

środa, 13 czerwca 2012

Illayaraja - simply Maestro (part IV)

Continuing the list of my favourite Illayaraja's songs... This time I start with his collaboration with Telugu genius - Vishwanath:)

Thrilling Thakita Thakita from Sagara Sanganam:


 Romantic ballad from Swathi Muthyam:


Ghallu Ghallu from Swarna Kamalam:


Illayaraja with Vamsy is also great combination:) Wonderfull Maata rani  from Maharshi:


 Enchanting 'cuckoo' song from Sitara:


And now Illayaraja with Bapu - charming and nostalgic ballad from Mantrigari Vinyankudu:


Melodious song from Sankerthaana:


 Breathtaking Are emandi  from Aaradhana (I know the movie is a remake and the music is taken from tamil version, but still prefer - and in fact really adore - the telugu version;))


Full of life and energy (and incredibly sung by Balasubramaniyan!) song from Abhilasha:


And sth little more serious (but still also energetic one) - number from Anthapuram:


Awarded with national song from Aditya 369:


Did I miss sth special from Maestro's composition for telugu movies? (I know I certainly did;))

sobota, 2 czerwca 2012

Illayaraja - simply Maestro (part III)

Tytułem wstępu: Jako, że - ze zdziwieniem - zauważam, iż na mój blog zagląda (i chyba nawet próbuje za pomocą translatora coś czytać) coraz więcej osób z zagranicy postanowiłam od czasu do czasu napisać i jakąś notkę po angielsku (zwłaszcza, gdy będzie ona bardziej ilustrowana niż pisana:P)
 As - which is really suprising - I noticed, quite a few non-polish speaking people drop at my blog, I decided from time to time write sth in [my imperfect] english too:) (especially if there will be more visuals than reading:D)
So today, as it's Maestro's birthday, I decided to go on with my started a looong time ago overview of my favourite Illayaraja works. I've done with background scores, so now I present his songs which I admire most:) (yes, I know it's a hard task and probably  the survey won't be complete, but still I try)
As was with BMGs,  I begin with Illayaraja songs from Mani Ratnam movies (so from tamil songs). And the most close to my heart is probably the one from Mouna Raagam - just breathtaking:


I adore also sweet children's song from Anjali:


Wonderfull holi number (in rain and mud!) from Nayakan:


And moving ballad from Geetanjali (so telugu one):


But Maestro wrote not only 'serious' music:D Like this crazy song from Kakki Sattai:


Or funny piece from 'En Bommukutty Ammavuku':

 

But back to the sweet melodies - beautiful song from  Alaigal Oivathillai:


Another one from Pithamagan


Great fusion song from  Nizhalgal:


And on the end of this (tamil) part - the carnatic piece from Sindhu Bhairavi:


Can You recommend Your favourite Maestro's tamil songs? (the ones from the other languages will come in the next part)