sobota, 18 sierpnia 2012

'Pranayam' (malajalam, 2011) vs 'Innocence' (Australia, 2000) - małe 'studium' porównawcze;)

Do stworzenia notki w takiej właśnie, poniekąd porównawczej, formie skłonił mnie wyczytany ostatnio news o protestach niedawnego zdobywcy Nationala dla najlepszego aktora, Salima Kumara, przeciwko przyznaniu nagrody stanowej dla Prayanam, bowiem film ów jest... właśnie remakiem Innocence:O  Jako, że planowałam już wcześniej zarówno obejrzenie Prayanam, jak i powtórkę seansu widzianego daaawno temu Innocence (na tyle dawno, żeby tylko ogólnie pamiętać, iż film zrobił na mnie spore wrażenie) postanowiłam połączyć obie sprawy i, przy okazji seansów, zweryfikować osobiście ową tezę:)  I - żeby sobie nie zepsuć 'dziewiczego' seansu Prayanam nieustannym szukaniem podobieństw do filmu Paula Coxa - zacząć właśnie od malajalamskiego filmu.
Może rozpocznę od tytułu, bo moim zdaniem w obu przypadkach jest on istotny w zrozumieniu, co chciał podkreślić reżyser (ogólnie zresztą uważam, iż tytuły filmów są ważne i dlatego tak mnie denerwuje, gdy ich nie rozumiem:/) Pranayam to 'miłość'. I zasadniczo o tym opowiada film Blessy'ego: o różnych rodzajach miłości. Bo chodzi tu nie tylko o wzajemne relacje pomiędzy trójką głównych, dojrzałych bohaterów: kobietą, mężczyzną, który był jej pierwszą miłością i jej obecnym mężem (zresztą tu Blessy dość szybko asekuruje się, iż w grę nie wchodzi żaden 'konflikt interesów' między panami, bo owa stara relacja to teraz już 'nie taka miłość':P) ale też między rodzicami i dziećmi (czy i wnukami), młodzieńczą miłość itp. 
No i moim zdaniem takie właśnie podejście do tematu stanowi jednak pewien problem: bo - poza tym, iż dało Mohanlalowi szansę na stworzenie świetnej roli niezależnego i pewnego swej wartości, choć sparaliżowanego faceta - ogólnie rzecz biorąc Blessy zbyt wiele naraz chce 'objąć', zbyt wiele przekazać widzowi (ale jednocześnie nie być zbyt kontrowersyjnym) i niestety wychodzi mu to nie do końca udanie, bo miejscami zbyt patetycznie, a miejscami zbyt sentymentalnie. To nie znaczy, iż Prayanam jest złym filmem - ale jest tylko dobrym, a ja pewnie spodziewałam się czegoś wyjątkowego i zachwycającego. Znaczy czegoś takiego jak właśnie Innocence:D
Bo Innocence to piękna, poruszająca i poetycka opowieść o miłości. Niewinnej, choć i jak najbardziej zmysłowej. Jednocześnie pierwszej i ostatniej, tyle że między jednym i drugim było 40 lat przerwy. W trakcie których obydwoje bohaterowie zbudowali sobie swoje, odrębne życia, jakąś tam stabilizację. A jednak ponowne spotkanie po latach zaowocuje czymś, dla czego będą gotowi to porzucić. I narazić się na śmieszność (bo przecież z jakimi reakcjami musi się liczyć zakochana 'jak nastolatka' starsza pani?). No właśnie, bo niby są już dorośli (nawet bardzo:)), ale czy na pewno patrząc społecznie ich związek jest łatwiejszy? Niemniej ich priorytety zdają się być jasno określone, bo jest w nich jakaś pewność, że robią dobrze (może to daje właśnie wiek?) Paul Cox nie porywa się na kompleksowy przekaz o 'różnych rodzajach i odcieniach miłości' (i dobrze:)), jego interesuje ta jedna wielka love story. I pewnie każdy może wymienić wiele takich filmowych (i nie tylko) opowieści (z Romeo i Julią czy Lajlą i Madźnu na czele), ale bohaterami ilu z nich byli 70-latkowie? No właśnie, i to czyni tę historię niezwykłą:) I podobny punkt wyjścia (trójka dojrzałych ludzi: kobieta, jej dawna miłość i obecny mąż - w Innocence zresztą zdecydowanie mniej obecny...), przy bardzo jednak innym jego rozwinięciu, nie czyni jeszcze z Prayanam remaku australijskiego filmu, przynajmniej nie w moich oczach. Być może Blessy się ciut inspirował, ale nie więcej...

wtorek, 14 sierpnia 2012

Młodzi zdolni na południu

Są tacy, którzy dość szybko poprzestają na tym, co już znają (w różnych sferach;)), inni cały czas szukają nowych wrażeń, oczarowań, smaków... Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy:) Uwielbiam te momenty moich prywatnych 'odkryć': nowych, interesujących rejonów czy - jak tu - twarzy... Oczywiście w przypadku aktorów 'nowym odkryciem' może być także ktoś, kto gra już od lat (czy nawet już nie żyje), niemniej to trochę inna sytuacja w tym sensie, iż nie ma wtedy tego frapującego elementu niewiadomej (w końcu starczy zajrzeć na Wiki, by przeczytać jak rozwijała się kariera owej osoby) - przy młodych, obiecujących aktorach nie wiemy, co się  wydarzy: czy raczej rozwiną czy zmarnują swój talent? I 'kibicowanie' tej pierwszej alternatywie jest szalenie fascynujące:) Postanowiłam się wiec podzielić moją listą południowych 'młodych zdolnych', którzy zwrócili moją uwagę i których kariery (a raczej artystyczny rozwój) od jakiegoś czasu z ciekawością śledzę (i mu 'kibicuję'). Z kryterium 'talentu' tłumaczyć się trudno (widzę go albo nie;D), natomiast postanowiłam przyjąć pewne kryteria (granice) owej 'młodości'. Zatem wybrałam do notki aktorów, którzy: 
a) nie mają więcej niż 30 lat i 
b) debiutowali nie wcześniej niż w 2005 roku (dziecięcych ról tu nie wliczam, a przyjęłam te 7 lat, bo zwykle przełom następuje po jakichś 2-3 latach, a dobrze, żeby aktor miał też potem czas na wykazanie się, iż nie był to jednorazowy 'przebłysk').
W ten sposób odpadli mi np Dhanush, Jiiva czy Sharwanand (nie skończyli jeszcze 30-tki, ale grają już od jakiejś dekady).
Godne uwagi filmy wybrałam kierując się bądź własną poseansową opinią, bądź głosami krytyki.
Kolejność jest alfabetyczna i panie przodem:)  A więc:

Amala Paul

 
Rocznik/język ojczysty: 1991 / malajalam
Debiut: Neelathamara (malajalam, 2009) 
Przełom: Sindhu Samaveli i Mynaa (tamilskie, 2010)
Filmy godne zobaczenia: Sindhu Samaveli, Mynaa (2010), Deiva Thirumagal (tamilski, 2011), Aakashathinte Niram  (malayalam, 2012) 
Aktualne interesujące projekty:  Janda Pai Kapiraju / Nimirndhu Nil  (film Samuthirakaniego), Sotta Vazhakutty  (film reżysera Vaaga sooda vai, z Dhanushem)

Ananya


Prawdziwe/pełne nazwisko: Ayilya Gopalakrishnan Nair
 Rocznik/język ojczysty:  1987 / malajalam
Debiut: Positive (malajalam, 2008 - jako Ayilya)
Przełom:  Naadodigal (tamilski, 2009)
Ciekawostki:  jako dziecko trenowała łucznictwo (była mistrzynią stanu:D)
Filmy godne zobaczenia:  Naadodigal (tamilski, 2009), Engaeyum Eppothum  (tamilski, 2011),
Aktualne interesujące projekty: Dhooore, Ameya, Thomson Villa.

Anjali


Rocznik/język ojczysty:  1982 / telugu
Debiut: Photo (telugu, 2006)
Przełom: Kattradhu Thamizh (tamilski, 2007)
Ciekawostki:  sama się dubbinguje
Filmy godne zobaczenia: Kattradhu Thamizh (2007), Angadi Theru (tamilski, 2010)Thoonga Nagaram (tamilski, 2010),  Engaeyum Eppothum  (tamilski, 2011),
Aktualne interesujące projekty: hmm... SVSC?

 Nithya Menen

Rocznik/język ojczysty:  1988 (lub 90?) / malajalam
Debiut:  Akasha Gopuram (malajalam, 2008)
Przełom:  Ala Modalaindi (telugu, 2011)
Ciekawostki: ma dyplom z dziennikarstwa, sama się wszędzie dubbinguje, zdarza się jej też śpiewać w filmach
Filmy godne zobaczenia: Ala Modalaindi (telugu, 2011)Veppam (tamilski, 2011), Ishq (telugu, 2012), Karmayogi (malajalam, 2012), Ustad Hotel  (malajalam,2012)
Aktualne interesujące projekty: Poppins (5 par w adaptacji cenionej sztuki), film Cherana (ze Sharwanandem)

Swathi

Prawdziwe/pełne nazwisko:  Swati (Svetlana) Reddy
Rocznik/język ojczysty: 1987? / telugu
Debiut:  Danger (telugu, 2006)
Przełom:  Ashta Chamma (2008)
Ciekawostki: urodzona we Władywostoku, sławę przyniósł jej program tv Colors, nie tylko sama się dubbinguje, ale okazjonalnie 'podkłada' też głos za inne aktorki (np jej głosem mówi Ileana w Jalsie) oraz śpiewa.
Filmy godne zobaczenia: Ashta Chamma (telugu, 2008), Subramaniyapuram (tamilski, 2008), Kalavaramaye Madilo (telugu, 2009), Poraali (tamilski, 2011)
Aktualne interesujące projekty: Swamy Ra Ra

  Nani

Prawdziwe/pełne nazwisko:  Naveen Kumar Ghanta
Rocznik/język ojczysty:  1984 / telugu
Debiut:  Ashta Chamma (2008)
Przełom:   Ashta Chamma (2008)
Ciekawostki:  zanim został aktorem był asystentem reżysera (pracował m.in z Bapu czy Srinu Vytlą), pracował tez jako DJ.
Filmy/role godne zobaczenia: Ashta Chamma (2008), Ala Modalaindi (2011), Veppam (tamilski, 2011)
Aktualne interesujące projekty:  Yeto Vellipoyindhi Manasu (Gauthama Menona), Paisa (Krishny Vamsiego), Janda Pai Kapiraju (Samuthirakaniego)
  

Sundeep Kishan

Rocznik/język ojczysty: telugu
Debiut:  Sneha Geetham (telugu,2008)
Przełom: Prasthanam (telugu, 2010)
Ciekawostki:  przed aktorskim debiutem był asystentem Gauthama Menona
Filmy/role godne zobaczenia: Prasthanam (telugu, 2010),  Shor in the City  (hindi, 2010)
Aktualne interesujące projekty:  Gundello Godari, Routine Love Story

Aadhi 

 
Prawdziwe/pełne nazwisko:  Sai Pradeep Pinisetty
Rocznik/język ojczysty:  1982 / telugu
Debiut:   Oka Vichitram (telugu, 2006)
Przełom: Mirugam i Eeram (tamilskie, 2007)
Ciekawostki:  syn producenta telugu, ale pracuje głównie w kinie tamilskim
Filmy/role godne zobaczenia: Mirugam (2007), Eeram (2007), Aravaan (2012)
Aktualne interesujące projekty:  Gundello Godari

Może moja lista zachęci kogoś do filmowego poznania którejś z tych osób - serio warto!:)  (parę innych obiecujących młodych nazwisk, które ostatecznie nie znalazły się na liście powyżej, jak np Bindu Madhavi, Abhinayę czy Asifa Aliego - też:D)


niedziela, 12 sierpnia 2012

Nationalowe rozczarowania: Vimukthi (2008) i Kadhal Kottai (1996)

Nagrody jak i filmy są różne, przynajmniej dla mnie nie wszystkie mają tę samą wartość. Od jakiegoś czasu zdecydowanie bardziej przekonują mnie te przyznawane przez jakieś gremium, niż wynikające z głosowania widzów (bo te drugie coraz bardziej przemieniają się raczej w rankingi popularności i np. mniej znany aktor, jakkolwiek genialnie by nie zagrał, na Filmfara raczej nie ma co liczyć - chyba że na tego od krytyków. Bo nawet już podzielili je w bolly na 'zwykłe' i 'krytykowe', a nie od początku tak było - i to o czymś też mówi:P). Oczywiście nie znaczy to, że i szacownej komisji (czy akademii) nie mogą zdarzyć się 'wtopy'. I o takich właśnie filmach, przy których oglądaniu myślałam sobie "I on dostał Nationala??", chcę napisać tym razem. I nie chodzi mi tu o tytuły, które akurat jakoś mi nie 'podeszły', tylko o takie, w których nie widzę wartości na aż taką nagrodę (czyli mogłam nie zrozumieć - zatem trochę się męczyć - na powiedzmy keralskim Swayamvaram, a całkiem nieźle bawić na telugowym  Kalisundam Raa, ale to nie przeszkadza mi dziwić się przyznaniu Nationala tylko temu drugiemu:P) 

Po kannadyjskie Vimukthi (Liberation) sięgnęłam właśnie głównie za sprawą jego nagród (miało mi to dawać nie tylko gwarancję sensownego filmu, ale i nie remaku, których wszak u nich pełno:P) plus faktu, iż główną bohaterką miała być kobieta (i owoż jej wyzwolenie), a takich filmów wciąż mi w kinie indyjskim mało. Dopiero przy 'odpalaniu' płyty dotarło do mnie, iż film wyreżyserował, znany mi  już człowiek, P. Sheshadri - co tym lepiej mnie nastawiło, bo jego Atithi bardzo mi się podobało. Niestety o Vimukthi tego samego powiedzieć nie mogę. A potencjał naprawdę był: pod jednym dachem mamy oto słynnego malarza (wdowca) i jego córkę, która jest obsesyjnie zazdrosna o swego ojca (czyli typowy kompleks Elektry). Przybycie zachodniej wielbicielki malarza, która chce się u niego uczyć, zaostrza sprawę do tego stopnia, iż zdesperowany ojciec widzi jedyne wyjście w opuszczeniu domu (i zerwaniu kontaktu z córką). Dodatkowo obsesja Madhavi odbija się na jej małżeństwie. Brzmi może i świetnie (i na materiał na przeciekawy dramat psychologiczny), tylko co z tego, skoro w praktyce dostajemy zamiast solidnej głębi 'ślizganie się po powierzchni', czy wręcz pretensjonalność. Przynajmniej mnie to nie przekonuje, a zostawia obojętną, bądź irytuje. Że na widok owej 'zachodniej turystki' zęby bolą chyba nawet nie muszę dodawać... Na pociechę pozostają piękne widoki Vanarasi (gdzie toczy się cała druga połowa filmu). Ale to jednak za mało na Nationala.

Tamilskie Kathal Kottai to zdobywca nawet 3 Nationali (dla najlepszego tamila, za reżyserie i scenariusz). Spodziewałam się więc naprawdę dużo. Niestety dostałam 'tylko' średnią komedię romantyczną. Relacja między jej bohaterami, Kamali i Suryą, rozgrywa się przez cały film listownie.Wszystko zaczęło się od skradzionych dziewczynie w pociągu dokumentów, które znalazł i odesłał jej Surya. Od listu do listu zaczęli być sobie coraz bliżsi, ale czy się spotkają? Znana formuła, ale nawet prostą historię, której fabułę można streścić w kilku słowach, a finał jest dość prosty do przewidzenia, można opowiedzieć tak, żeby widza oczarować (ze mną tak zrobiło choćby telugowe Nuvvu Nakkuu Nachav - choć też nie jestem przekonana, żeby to miał być film aż na Nationala:P), przy KK to niestety nie zadziałało. Jak dla mnie film jest za długi ( trwa prawie 3 h i to się czuje)  i zbyt wiele w nim dłużących się momentów (prosto z mostu mówiąc miejscami sie dość wlecze... a za mało np dobrych dialogów, błyskotliwych scenek itp). Może kwestia czasu realizacji, może patrząc z dzisiejszej perspektywy zbyt się już zestarzał? Ale przecież z fascynacją oglądamy niektóre dużo starsze filmy, prawda?

Poza tym pozostaję też choćby w zadziwieniu, iż Koi Mil Gaya dostało Nationala dla najlepszego filmu tyczącego 'integracji narodowej':O Mocno zastanawia mnie też misz-masz w kategorii 'najlepszego filmu rozrywkowego' (gdzie potrafią sąsiadować rzeczy zupełnie innego jednak kalibru...)

wtorek, 31 lipca 2012

'Jhintata' x 5, czyli 'zagraj to jeszcze raz Sam':P

Zważywszy, iż telugowe Vikramarkudu doczekało się do tej pory co najmniej 4 remaków (być może o jakimś jeszcze nie wiem:P) i zdaje się wszystkie były sukcesami kasowymi, a wszystkie zawierały ową piosenkę, chyba można powiedzieć, iż ta melodia to największy muzyczny remakowy hit ostatnich czasów. Może warto więc porównawczo zebrać wszystkie wersje Chintaty (vel Zintaty) w jednym miejscu.

Oryginalna kompozycja Keeravaniego, czyli klip z Ravim:

I kopie:
tamilska z Karthim: 
 

kannada z Sudeepem:
 

bengalska z Prosenjithem:
 

i hindi z Akshayem:
 

Oraz. w charakterze 'deseru', jeszcze jedna, wyjątkowa wersja^^


To która z przeróbek (muzycznie i w kwestii klipu) się komu najbardziej podoba?  Ja, poza oryginałem i wymiatającą muchą, mam słabość do wersji bengalskiej:)

środa, 25 lipca 2012

Reality bites: 'Antardwand' (2010) & 'Kattradhu Thamizh' (2007)

Tym razem będzie o dwóch filmach, które nie oferują miłego, relaksującego seansu, wręcz przeciwnie...Bo przecież kino indyjskie to nie tylko lukier i cukierkowe historie z obowiązkowym happy endem. To bywa także dawka tego życia, które 'boli'... 
  
Antardwand, zdobywca National Award dla najlepszego filmu o sprawach społecznych, porusza problem aranżowanych małżeństw. Z tym że specyficznie 'aranżowanych'. Chodzi bowiem o praktykowane w stanach Bihar i Uttar Pradeś porwania młodych mężczyzn, przez niemogące sobie pozwolić na wysokie posagi rodziny (w końcu dobre 'wydanie' dziecka łatwe nie jest). Porwani są następnie zmuszani do małżeństwa z panną z takiej rodziny, jego skonsumowania oraz przetrzymywani siłą, dopóki dziewczyna nie zajdzie w ciążę (a wtedy - za sprawą presji społecznej - małżeństwo już zwykle trwa dalej...). 
Bohater filmu, Raghuvir, jest taką właśnie 'dobrą partią': z  nie byle jakiej rodziny, kończy porządne studia itp. Że w trakcie owych studiów znalazł już sobie sam dziewczynę? (która nawet jest już z nim w ciąży) A kogo to obchodzi? Bo jego ojca, planującego mu ślub z majętną córką swego biznesowego partnera, na pewno nie. Po awanturze chłopak wyjeżdża z domu, ale na studia do miasta już nie dotrze...W drodze 'przechwyci' go inny, zdesperowany ojciec (którego ofertę wydania córki za Raghu ojciec tegoż wcześniej odrzucił) I rozpocznie się gehenna... Nie tylko dla Raghu, bowiem w pewnym momencie (nie wiem, na ile za sprawą celowego zamiaru reżysera, a na ile fantastycznej gry młodziutkiej Swati Sen, na tle słabszego, zbyt niewyraźnego jednak Raja Singha Chaudhary'ego - a może za sprawą tego wszystkiego po trochu) nawet bardziej przejmujące stają się upokorzenia, które musi znieść owa 'panna młoda' - dziewczyna, postawiona między 'młotem i kowadłem': presją rodziny, by 'postarała się uprawomocnić' narzucone wszak i jej małżeństwo,  a niechęcią ze strony przymuszonego, marzącego tylko o ucieczce, 'małżonka'... W jednej z przeczytanych opinii o filmie znalazłam porównanie Swati do młodej Smity Patil i zdecydowanie coś w tym jest. Dziewczyna przykuwa wzrok w niełatwej wszak dla młodej aktorki, nastawionej na niuanse, roli i bardzo jestem ciekawa jej dalszego aktorskiego rozwoju, bo wyjątkowo mnie urzekła - od początku do wspaniałej (i dającej jakiś promyk nadziei, że 'co nie zabije, to wzmocni') sceny końcowej. Ten film to też gratka dla fanów Vinaya Pathaka, którzy będą mieli okazje obejrzeć go tu  w nietypowej roli - patriarchalnej, zdecydowanie mało sympatycznej (za to obdarzonej wielkim ego)  głowy rodziny. To film o rzeczach, o których warto wiedzieć.
W tamilskim 'Kattradhu Thamizh'  nie znajdziemy nawet tej odrobinki nadziei, o której można było mówić przy okazji Antardwand (widziane w scenie końcowej 'światełko w tunelu' trudno potraktować przenośnie). Film, który pierwotnie miał nosić tytuł Tamil MA (czyli 'tamilski magister'), opowiada właśnie o frustracjach młodego, wykształconego, ale pozbawionego perspektyw, pokolenia. Zwłaszcza tych, których aspiracje i ideały (takie klasycznie humanistyczne) zdają się nijak przystawać do 'drapieżnej' rzeczywistości wokół. Których nikt nie ceni (także materialnie, acz nie tylko o wynagrodzenie tu chodzi) i nikt się z nimi nie liczy. A gdzie jest frustracja, tam łatwo dojść może do tragedii...
Gdy poznajemy Prabhakara, młodego nauczyciela tamilskiego, właśnie próbuje on popełnić samobójstwo. Gdy nawet z tym mu się nie powiedzie (a zaraz potem czeka go kolejna porcja upokorzeń), w impulsie (i kolejnym poczuciu bezradności) to on zabije. Ten czyn paradoksalnie (czy nie takie bywa nieraz podłoże agresji?) da mu, chyba po raz pierwszy w życiu, jakieś poczucie mocy. Spirala z wiadomym chyba końcem... Pokolenie bez szans?  Ten obraz reżysera - debiutanta nie byłby tak przejmujący, gdyby nie zadbał on o każdy szczegół: sposób narracji, zdjęcia, montaż, muzyka (a są i nawet - świetnie 'leżące w całości' - piosenki), wreszcie kreacje aktorów (o których więcej za chwilę) - wszystko tworzy hipnotyzującą całość, którą widz śledzi z mieszaniną przerażenia i fascynacji. Wiedziałam już wcześniej, że Jiiva jest dobrym aktorem, ale to co zrobił tutaj jest po prostu fantastyczne! (i gdyby nie trafił akurat na rok także znakomitego debiutu Karthiego w PV jestem przekonana, że zgarnąłby wszelkie możliwe nagrody). Na początku próbowałam go poznać pod charakteryzacją (bo, w odróżnieniu od np aktorów Bali, nie 'zapuszczał' się do roli - dzięki temu film powstał w dwa miesiące, a nie 2 lata;D - a zapewniam efekt jest porównywalny.), potem dałam sobie spokój - w końcu to i tak nie był Jiiva, tylko Prabhakar - tamilista, który chciał tylko godnie żyć, a wyszło całkiem inaczej...I wielce nie dziwi mnie informacja z wywiadu, że po filmie aktor musiał przejść terapię, żeby 'wyjść z roli'. Bardzo byłam ciekawa też debiutu, grającej tu ukochaną Prabhakara, Anjali (którą tak cenię po rolach w Angadi Theru i Engeyum Eppodhum). I teraz już wiem, że ona od samego początku była talentem, mam tylko nadzieję, że dziewczyna nie da go zmarnować głupiutkimi, komercyjnymi rolami... 'Kattradhu Thamizh'  to film, do którego pewnie nie będzie chciało się wrócić, ale o którym trudno potem zapomnieć. Przykro tylko pomyśleć, że tak dobrze rokujący reżyser ma spore problemy z nakręceniem (sfinansowaniem) kolejnego filmu:/ Bo KT, mimo wszelkiego uznania i nagród, był komercyjną klapą.

sobota, 21 lipca 2012

Niepełnosprawni bohaterowie w kinie indyjskim - cz V: osoby z zaburzeniami nerwicowymi i afektywnymi

Czyli tym razem przegląd filmowych bohaterów z zaburzeniami psychiki w zakresie afektu (nastroju) czy nerwicowymi (że się posłużę terminologią przyjętą w ICD), których raczej nie podejmuję się konkretniej diagnozować (to ciężkie zadanie nawet w realu, a w filmach ma się zwykle mniej danych - i możliwości ich dodatkowego pozyskania...), w każdym razie chyba najczęściej jest to wynik jakichś traumatycznych doświadczeń (życiowych przejść) bohaterów...Ominęłam tytuły, w których ujawnienie zaburzeń bohatera jest twistem w fabule (i podanie ich tu byłyby zbyt dużym spoilerem) - chyba, że owe filmy są naprawdę powszechnie znane....Do zdjęć z niektórych przykładów (starszych, południowych filmów, które znam zwykle z ich bolly remaków) nie udało mi się, niestety, dotrzeć:(

Dev Anand w Funtoosh (1956)
Basanta Chowdhury w bengalskim Deep Jwele Jai (1959)
Rajesh Khanna w hindi remaku DJJ -  Khamoshi (1969)
I ponownie Rajesh Khanna - w Ittefaq (1969)
Nargis w Raat aur Din (1967)
Sanjeev Kumar w Khilonie (1970) - bolly remaku teluga (z ANRem)

Sharada w filmie telugu Sharada (1973 rok)
Jaya Prada w Sanjog (1985) - bolly remaku telugowego Jeevana Jyothi (z Vanishri)
Mohanlal w malajalamskim Thalavattam (1986)
Vikram w tamilskim Sethu (1999)
I Salman w bolly remaku - Tere Naam (2003)
Shobhana w keralskim Manichithrathazhu (1993)
Soundarya w kannada remaku - Aaptamithra (2004)
Jyothika w kolly remaku - Chandramukhi (2005)
Oraz Vidya w bolly remaku - Bhool Bhuliaya (2008)
Vikram w Anniyanie (2004)
Kangana Ranout w Fashion (2008)
Zastanawiam się jeszcze nad kategorią zaburzeń, którą roboczo mogłabym nazwać: 'obsesyjni kochankowie' (stalkerzy) - czyli coś jak np. SRK w Darr. Ale może to już byłoby za dużo naraz:P (zwłaszcza gdyby dołączyć jeszcze 'otellowe' typy...)




wtorek, 10 lipca 2012

Od Amanush po Shalę, czyli garść mini-recenzji

Po raz kolejny po kilka zdań o obejrzanych przeze mnie niedawno filmach indyjskich:)

 


 Amanush (bengalski/hindi, 1975)


Dwujęzyczny film S.Samanthy - ja akurat oglądałam wersję hindi (bo jest dostępna na YT) - to kameralna, tocząca się w rybackiej wiosce, opowieść (tak, miałam klimatyczne skojarzenia z keralskim Chemmenem) o człowieku, który kiedyś był nadzieją, a teraz jest zakałą okolicy. Jak do tego doszło i czy świeżo przybyłemu w te okolice stróżowi prawa uda się jeszcze coś zmienić? (i ożywić wioskę?) Obejrzałam Amanush przede wszystkim ze względu na Uttama i bardzo mi się tu podobał, a sam film może nie powalił mnie od razu, ale jednak ma w sobie coś (klimat?), co pozostawiło go w mojej pamięci:)

  Penn Pattanam (malajalam, 2010)

Dowód na to, że women power rulezz, czyli o tym, jak to cztery kobitki robią porządki (dosłownie - panie są zaangażowane w pewien stanowy projekt aktywizujący kobiety - i w przenośni) w swojej okolicy. Spodziewałam się więcej, niemniej i tak - głównie dzięki aktorom (a zwłaszcza cukrzycy KPAC Lality i jąkającemu się Nedumudiemu!:D) miło go wspominam.

  Waqt (hindi, 1965)

Uważana za prekursora multistarrerów w bolly opowieść z cyklu 'lost and found' (to także były początki tej 'formuły') Trzy godziny obserwowania losów rozdzielonej w wyniku trzęsienia  ziemii rodziny naprawdę się nie dłużą, choć zapewne oglądałoby mi się to jeszcze lepiej, gdyby w dwóch głównych rolach nie obsadzono wyjątkowo nijakich dla mnie aktorów: Sunila Dutta i Raaja Kumara. Twierdzący, jak to kiedyś w bolly nie było tej demoralizacji, co dzisiaj, znajdą tu - jakże grzeczną:P - 'mokrą' scenę z Sadhaną w stroju kąpielowym i Sunilem topless, można się też przekonać, skąd pochodzi znana z DDLJ piosenka, śpiewana tam przez Amrisha do żony (Balraj Sahni!<3)


 

Shala (marathi, 2011)


Czy wspominacie czasem z sentymentem swoje 'szczenięce', szkolne lata? Taką nostalgiczną podróż w przeszłość, świat dziecięcych radości i kłopotów, pierwszych zauroczeń i rozczarowań proponuje właśnie 'Shala' (czyli szkoła) - laureat Nationala dla najlepszego filmu marathi i za najlepszy scenariusz. Warto się w nią udać:)
Film do obejrzenia na YT.
 


Desh premee (hindi, 1982)

 Mniej znany film M.Desaia, to - jak wskazuje tytuł - rzecz o patriotyzmie, a indyjski patriotyzm to jak wiadomo poważna sprawa. Co nie znaczy, że nie znajdziemy tu elementów masalowych typu rozdzielonych rodzin, cudnych Bigowyh przebiórek itp - co to to nie:D Niemniej jako całości Desh premee brakuje tej lekkości innych filmów mistrza i nie dziwi, iż uważany  jest za jedną z jego słabszych rzeczy. No i Uttam strasznie  zmarnowany:(
I przykład klipowych szaleństw, czyli stylizowany na gumnamowego Mehmooda Big:



 Nayika (malajalam, 2011) 

Powrót Sharady do kina mallu mógł być czymś naprawdę spektakularnym, gdyby reżyser skupił się na historii starzejącej się aktorki, zamiast pakować do filmu dodatkowo i inne 'atrakcje' (typu wątku kryminalnego) Szkoda zmarnowanej szansy i potencjału aktorów (obsada ogólnie zacna i mogła zagrać dużo więcej...). A tak pozostaje się cieszyć elementami uroczej stylizacji na stare kino, niestety w średnim filmie.


I am Kalam (hindi, 2010)

Ciepły i w sumie optymistyczny  film o tym, że warto mieć marzenia (nawet jeśli zdawałyby się wydawać mało realne). Nagrodzony Nationalem za najlepszą rolę dziecięcą Harsh Nayar uroczy, ale i tak najbardziej mnie ujął i wzruszył Gulshan Grover w roli zdecydowanie odmiennej od typowego emploi.


Balae Pandiya! (tamilski, 1962)

Masalowe szaleństwo po tamilsku, czyli Sivaji Ganesan w trzech rolach (w tym udający jeden drugiego:D) oraz MR Radha w dwóch, w intrydze zakręconej jak ruski słoik (ogólnie rzecz biorąc chodzi o to, jak zgarnąć cudze pieniądze:P). Marysia oglądała kiedyś film bez napisów, a pewnie wyłapała więcej szczegółów niż ja z literkami, ale nic to, i tak się dobrze bawiłam:) A szczególnie moje serce podbił pan w stroju kołbojsko-tyrolskim (zdaje się Balaji znaczy) tańczący przez chwilę klasycznie!!
I jeszcze, na zachętę, mój ulubiony - też klasycyzujący - klip: