sobota, 28 września 2013

''Bommalata: Bellyful of Dreams" (2004)

Dzięki nowo powstałemu serwisowi z filmami telugu online: releaseday.com udało mi się obejrzeć w końcu (i to nawet z napisami!) film, na który od dawna miałam ochotę, a który ciężko było dotąd zdobyć w jakiejkolwiek postaci:) O Bommalacie dowiedziałam się  przy okazji  Anaganaga O Dheerudu, czyli kolejnego filmu młodego reżysera, któremu to nakręcony kilka lat wcześniej debiut przyniósł Nationala dla najlepszego obrazu telugu.  A producentem Bommalaty, jak się okazało, był Rana (i szybko słusznie uznałam, że lepiej by było, żeby poprzestał na tej działalności, a nie pchał się do aktorstwa:P) Jeśli ktoś, obejrzawszy AOD, uznał, że nie ma co sięgać po inne filmy Prakasha Kovelamudiego, to jest w błędzie, bowiem Bommalata to dużo ciekawsza rzecz. Jest to kino dziecięce (znaczy z dziecięcym bohaterem), ale nieszczególnie w 'disnejowskim typie' jak AOD, raczej realistyczne (jak powiedzmy I am Kalam), choć z pewną niebanalną domieszką bajkowości. Niebanalną, bo 'zwyczajne' fabularne fragmenty - opowiadające o bardzo prozaicznym marzeniu pewnego 'chłopca ulicy', który po prostu chce móc pójść do szkoły i się uczyć -  przeplatane są od czasu do czasu 'teatrem lalek' (bommalata to właśnie specyficzna lalkarska forma teatralna z AP), które to w specyficzny sposób komentują realne wydarzenia - przenosząc je na trochę inny, właśnie jakby bardziej narracyjnie bajkowy poziom (i choćby umożliwiając wprowadzenie narratora-komentatora).  Mnie się to połączenie bardzo spodobało, uważam je bowiem za ciekawie pomyślany zabieg (i wcale nie 'nie wiadomo skąd' wzięty, zważywszy, iż chłopiec jest synem lalkarza), nadający całości specjalnego wyrazu i smaczku, a nie służący li infantylizacji (choć zakończenie nie musiało aż tak wyglądać:P) Niemniej na pierwszy, wprowadzający w fabułę fragment z lalkami mimowolnie przypomniałam sobie marackie Khel Mandala  i z lekka się wzdrygnęłam na to skojarzenie.. na szczęście to jest ogólnie lepszy film po prostu. Z pomysłem i fajną realizacją. I tu muszę wspomnieć o nieoczekiwanych, a bardzo dla mnie miłych cameach. Nie spodziewałam się w ogóle znanych twarzy, więc gdy w ciągu 3 minut zobaczyłam na ekranie Tanikellę Bharaniego i Allariego Naresha to nie wytrzymałam i zajrzałam jednak na Wiki sprawdzić, kogo jeszcze mogę się spodziewać. I na Shryię byłam już przygotowana:D Ale na jeszcze jedną osobę (i to jaką gwiazdę!) to wciąż nie. Urzekły mnie już obecne prawie od początku filmu nawiązania do niej, ale sądziłam, że na takiej fanowskiej formie 'obecności' się skończy. Gdy zatem pod koniec, dzięki a jakże lalkom, owa gwiazda pojawiła się w formie kukiełki zwyczajnie nie wytrzymałam i urządziłam regularny kwik i pisk, godny nawiedzonej fanki!:P
Ale naprawdę warto zobaczyć ów film nie tylko dla tych 'speciali', ale choćby dla poruszającego, nagrodzonego Nationalem za najlepszą rolę dziecięcą, dwunastoletniego wówczas Saia Kumara (nie mylić z dorosłym, telugowym Saiem Kumarem, ani z takimże keralskim;)), którego szczerość sprawia, iż cały czas trzyma się kciuki za realizację tego jego 'zwykłego' marzenia. Dla obrazu smutnej rzeczywistości, w której można wykorzystywać dzieci, nawet pozornie walcząc o ich prawa, ale jednak wciąż jest jakaś nadzieja:) I na koniec jeszcze trailer filmu:



wtorek, 24 września 2013

Z cyklu: 'niespodziewane odkrycia':)

Próba (bo do końca to chyba nigdy nie nie udaje:P)  śledzenia 'na bieżąco' powstających w danym kinie rzeczy ma sporo zalet, przynajmniej dla w miarę uporządkowanej osoby, której tolerancja dla oglądania sztampowych filmów (ach, ten ongisiejszy syndrom 'wszystko jedno co, byle bolly'^^) z czasem znacząco spada i woli już świadomiej wybierać, co ogląda. Ma jednak jedną wadę: trudniej człowieka znienacka zaskoczyć. Przyjemnie oczywiście (bo że i nieprzyjemnie trudniej to nie wada akurat:D) Dziś jednak się to udało. Przypadkiem trafiłam na news o międzynarodowej, festiwalowej nagrodzie dla filmu, o którym nigdy nie słyszałam. Reżysera, o którym nie mam pojęcia i z totalnie nieznana mi obsadą. O ciekawej tematyce handlu kobietami ('sex trafficking').  A poprzednim (także międzynarodowo powynagradzanym) filmem tegoż reżysera była rzecz o jakże interesującej mnie od jakiegoś czasu tematyce wojny domowej na Sri Lance. 
Naturalnym efektem było wejście do wujka gugla. Research przyniósł bardzo ciekawe efekty. Rajesh Touchriver to bowiem Keralczyk, choć kręci i filmy telugu - vide owa świeżo nagrodzona produkcja, która zdaje się mieć dwie wersje językowe: malajalamską (Ente) i telugu (Naa Bangaru Thalli). No chyba że któraś z nich jest dubbingiem:P W każdym razie promo wygląda naprawdę ciekawie (zamieszczam wersje mallu, bo o niej jest ogólnie więcej w necie, np. ma swoją oficjalną stronę)
Konsultantką przy filmie była bardzo znana i ceniona aktywistka społeczna, założycielka Prajwali - a prywatnie żona Rajesha;) - Sunitha Krishnan (więcej poczytać o niej można tu, a fani Aamira mogą obejrzeć też odcinek jego show, w którym występuje Sunita i opowiada o swej działalności).  Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś obejrzeć ten film:) I ów poświęcony wojnie domowej na Sri Lance, o dekadę wcześniejszy - Amaithikkaka (znany bardziej pod tytułem 'międzynarodowym' tj. In The Name of Buddha) też (choć zdaję sobie sprawę, że ławo nie będzie: film jeździł po światowych festiwalach,  ale w Indiach raczej nigdy nie miał oficjalnej premiery, a nie wiem, czy ktoś przemycił i wpuścił do netu jego kopie jak w przypadku Aanivear..) Bo promo robi wrażenie.
Strasznie lubię takie odkrycia filmowe:)

niedziela, 15 września 2013

Dhanushowo: 'Mayakkam Enna' (2011) & 'Mariyan' (2013)

Post bardzo zaległy, bo filmy oglądałam w okolicy Dhanushowych urodzin (czyli jeszcze przed Chirowymi obchodami), ale cóż.. lepiej późno niż wcale:P A myślę, warto o obu tytułach napisać (bo oglądałam jeszcze jeden, starszy Dhanushowy film i o nim specjalnej ochoty wspominać nie mam:P)

Pamiętam, jak przy okazji czytania różnych opinii o '3' trafiłam na kilka podsumowujących ten film jako gorszą 'powtórkę z' właśnie wcześniejszego Mayakkam Enna. Jako, że seansem 3 byłam ostatecznie raczej rozczarowana postanowiłam dzielnie obejrzeć ME. Dzielnie, bo to jeden z tych (licznych) filmów tamilskich, które nie zostały wydane z napisami:(  I tak, pewne podobieństwa można dostrzec (chodzi zwłaszcza o hmm...nazwijmy to 'mroczną' stronę bohatera - choć tu jego 'zachowanie na krawędzi' ma inne podłoże), natomiast jest i trochę różnic, które to właśnie czynią ten film ciekawszym. Jakkolwiek pierwsza część ME to także historia rodzącego się uczucia to jest ono dużo mniej 'słodkie'. Bo i młodzi nie muszą walczyć ze sprzeciwem świata (rodziny), ale z własnymi oporami. Gdy się bowiem poznają, ona jest dziewczyną jego przyjaciela, zatem dla obojga jest to etycznie trudna sytuacja. A dodatkowo to, co rodzi się między Karthikiem i Yamini nie ma raczej charakteru 'pioruna z nieba', ale bardziej 'wkurzasz mnie, ale coś mnie do ciebie ciągnie'. I dla mnie to było znacznie ciekawsze. Zwłaszcza chyba ta postać Yamini, która i w dalszej części jest nie tyle bierną bohaterką,  co walczącą trochę 'z wiatrakami' (choć może nie tak do końca, skoro motto filmu brzmi 'za każdym mężczyzną sukcesu stoi kobieta'^^). Która kocha i wspiera, ale i się złości i wybucha. Znaczy cały czas  ma 'charakterek':) Jak nie jestem specjalną fanką Richy, tak była naprawdę niezła w tej roli (scena z czyszczeniem podłogi!). Dhanush natomiast - jako aspirujący fotograf (który marzy o pracy dla National Geografic, a na razie robi fotki na weselach i tego typu imprezach) był, zwyczajowo ostatnio, świetny. Nie ma chyba w tej chwili w Indiach drugiego młodego aktora z taką charyzmą - który pojawia się na ekranie i od którego trudno oderwać wzrok, i z którym współodczuwa się emocje jego postaci. Radość i nadzieję, niepewność, rozczarowanie, gniew i wiele innych. A świat widziany oczami aparatu jego bohatera jest po prostu przepiękny (brawa dla operatora!). Ale jest i łyżka dziegciu. Im dalej, tym bardziej odnosi się wrażenie nadmiernego traktowania fabuły 'po łepkach'. Tak jakby reżyser, który na początku ładnie, spokojnie rysuje przebieg wydarzeń, w pewnym momencie zorientował się, że powinien już kończyć (bo film nie może trwać wszak 4 godzin:P), a tu jeszcze trochę do opowiedzenia, więc robi to coraz szybciej, z pewnymi przeskokami, 'dziurami', przez co widzowi trudno, czy sobie pewne rzeczy logicznie poukładać, czy uwierzyć w taki, a nie inny przebieg wydarzeń (może i możliwy, ale słabo właśnie umotywowany w filmie...) Niemniej i tak uważam Mayakkam Enna za zdecydowanie ciekawszy obraz niż dużo głośniejsze (za sprawą wiadomego przeboju:P) 3. Znaczy wolę, jak Dhanush pracuje z bratem niż z żoną^^

Mariyan bogu dzięki wyszedł na dvd z napisami, i to nawet dość szybko. Trochę łatwiej mi było dzięki temu przeżałować, że nie 'załapałam' się na seans filmu na dużym ekranie (przesunęli termin premiery z uwagi na Ranjhaanę - która wchodziła też do kin w Tamilowie), a od pierwszych prom (albo nawet już trochę wcześniej:D) była to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie indyjskich premier roku. Podobał mi się 'sudański' pomysł, klimat pojawiających się plakatów czy prom, no i fakt, że Dhanush w końcu zagra z naprawdę dobrą, ciekawą aktorką (a nie, jak nie ze Shruti to z Sonam:P). I, jakkolwiek po obejrzeniu filmu muszę sobie jednak westchnąć, jak pięknie byłoby zobaczyć te widoki na duuużym ekranie, tak pomijając ten 'drobiazg', czuję się seansem bardzo usatysfakcjonowana. Nie wiem, czy 'nakręcałabym' się tak na ten seans z perspektywą, że będzie to jednak nie tyle widowiskowy dramat przygodowy, ale raczej przede wszystkim love story, ale po seansie wcale mi to nie przeszkadzało. Więcej, naprawdę się wzruszyłam. Siłą uczucia, dla którego robi się wszystko. Nadziei, której - jak bohatera - nie da się uśmiercić (Mariyan to nieśmiertelny) I znów pewnie to głównie zasługa aktorów. I ich prawdziwych, udzielających się mi jako widzowi, emocji. Jakkolwiek zdecydowanie więcej na ekranie było Dhanusha, tak Parvathy (zgodnie zresztą z moimi oczekiwaniami) była jego równorzędną aktorsko partnerką (z jednej strony szkoda trochę, że tak mało jej ogólnie w filmach, z drugiej - przecież za to cenię takie aktorki, że biorą tylko role, do których naprawdę mają przekonanie, nawet jeśli przez tę 'wybredność' nie osiągną nigdy topowej pozycji w branży). I muszę jeszcze wspomnieć o solidnym zaskoczeniu przy Kadal Raasa. Ten utwór pojawia się bowiem w filmie w takim kontekście, że ma zupełnie inny wydźwięk, niż to, co można sobie było wyobrażać na podstawie muzyki (soundtrack ogólnie bardzo przypadł mi do gustu)  i promocyjnego fragmenciku klipu. W sumie to lubię takie zaskoczenia:D I nie bardzo rozumiem zarzuty względem sceny z tygrysami. Że Sudańczycy bardzo jednostronni (pokazywani znaczy trochę jak Angole:P) to owszem, ale nie uważam, żeby te tygrysie sceny były 'po nic' (mi uświadomiły, jak bardzo 'towarzyszę' i kibicuję bohaterowi - bo aż wstrzymałam na chwilę oddech..).

Polecam znaczy oba filmy i ogólnie śledzenie Dhanushowego rozwoju. Ten trzydziestolatek już osiągnął sporo jako aktor, a myślę, że wiele ciekawych rzeczy jeszcze przed nim. I przed jego fanami:)

czwartek, 5 września 2013

Megaurodzinowy aneks: 'Subhalekha' (1982) - Chiru z Vishwanathem o systemie posagów i... godności.

Subhalekhą zakończyłam zarówno mój urodzinowy tydzień z Chiru, jak i poznawanie wspólnych filmów Chiru i Vishwanatha. Choć formalnie to był ich pierwszy wspólny film:D I - jak mogę teraz stwierdzić - zdecydowanie najlepszy (notabene z również trzech wspólnych filmów Kamala z Vishwanathem - choć zaczęłam je oglądać wcześniej - wciąż został mi jeszcze jeden:).  
Co takiego jest zatem w tym Zaproszeniu ślubnym? To, co kocham u Vishwanatha:) Znaczy nie klasyczna muzyka i taniec akurat, ale pełni godności i charakteru bohaterowie. Których można podziwiać nie dlatego, że są tacy 'jak z reklamy' (i odlegli od codzienności), ale właśnie za ich 'zwyczajność-niezwyczajność'. Za odwagę podążania własną ścieżką, trochę 'pod prąd', bycia wiernym własnym zasadom (i licząc się i z tego konsekwencjami). I w zasadzie tyczy to prawie wszystkich głównych, młodych bohaterów: granego przez Chiru Murthiego, który z godnością wykonuje pracę kelnera nie traktując bynajmniej tego zajęcia jako 'upokarzającego', i nie tylko 'w pracy' zawsze jest gotowy do pomocy innym (bo po prostu tak trzeba); Sujaty [Sumalatha w obsadzie zaczyna mi gwarantować ciekawą rolę kobiecą], która uczestnicząc w 'spotkaniu' omawiającym warunki jej potencjalnego małżeństwa nie zawaha się dobitnie wyłożyć swemu niedoszłemu teściowi, co sądzi o jego (zaiste horrendalnych) posagowych żądaniach  (film oglądałam niestety saute, ale na szczęście spora część tej wymiany zdań została przytoczona - i przetłumaczona na angielski - na tym blogu i zaiste robi  wrażenie!), nie bacząc na fakt, iż jest on nie tylko że starszą i szacowną osobą, ale jednocześnie jej szefem (i owszem, w konsekwencji traci swą pracę w collegu - ale bynajmniej nie poddaje się), wreszcie Muraliego (młodszego brata Mohana - niedoszłego męża Sujaty), który to zakochawszy się w Lakshmi (jej młodszej siostrze), a wiedząc już jak zapewne zachowa się jego ojciec, postanawia uzyskać jego zgodę na ślub (bez żądania posagu) w sumie w dość prosty, ale wcale nie taki łatwy 'psychologicznie' w realizacji  (bo wymagający sporo, używając dzisiejszej terminologii, asertywności) sposób (uwielbiam ten jego jeden, nieustannie powtarzany argument na wszystko:D I nie bardzo mi nawet przeszkadza, że użył też dodatkowo małego szantażyku - na takie typy jak jego tatuś to chyba tak trzeba, twardo po prostu). Nawet ów Mohan, który na początku grzecznie słucha swego ojca, na końcu robi coś, co sam uznaje za słuszne, nie pytając go wcale o zgodę:P  Można się tylko zastanawiać, czy widz,  naoglądawszy się takich wzorców, poczuje się raczej podniesiony 'na duchu i morale' (i bardziej zmotywowany do 'robienia swojego', niezależnie od opinii 'świata', czy nawet bliskich), czy może jednak ciut sfrustrowany refleksją, czy sam, w swym życiu by też tak potrafił? Cóż, to już chyba zależy od widza:) I nie jest to wszystko podane śmiertelnie poważnie, pompatycznie i bez krzty humoru,  samo intro bohatera (nazwijmy je roboczo 'gazetowo-psio-taneczne') wywołuje już uśmiech na twarzy, o następującej słynnej reklamie lodówek (to ten klip, gdzie Chiru tańczy w trzech klasycznych stylach tanecznych) już nawet nie wspominając. No i cały wątek uczucia Muraliego i Lakshmi jest potraktowany dość lekko i rozrywkowo (czytałam, że niektórych on trochę irytuje, dla mnie to był przemyślany kontrapunkt dla głównej historii). Podsumowując zatem: Subhalekha to dobrze oglądająca się (nawet pomimo braku napisów, choć oczywiście wolałabym, żeby były..) opowieść 'o czymś' (znaczy z treścią, przesłaniem, materiałem do zastanowienia się itp). Może nie trafi aż do mojego 'top 3' Vishwanathowych filmów (tam to się nawet Sagara Sanganam nie łapie^^), ale z pewnością zaliczyć go mogę do grona tych najbardziej godnych uwagi:)

piątek, 30 sierpnia 2013

Aktualnie wyczekiwane...

.. nowa porcja filmów, na które czekam:)

Początkowo nie byłam specjalnie zainteresowana tym projektem, (tani) chłyt reklamowy pt 'zaproszenie na ślub Aryi i Nayan' też mnie nie zachęcił (raczej przeciwnie:P), ale wszystko zmieniło się po zobaczeniu trailera  Raja Rani. Mało, że bardzo mi się podoba, ale chyba uciekł mi dotąd udział Jaia w tym filmie, a to przefajny added bonus (i mój ulubieniec z trailera). I nawet Santhanam mnie tu nie wkurza:P
 

Pisałam jakiś czas temu o moim megarozczarowaniu Mugamoodi, w efekcie którego to Mysskin sporo w moich oczach stracił. Tym bardziej czekam na jego kolejny projekt  (z nadzieją, że to była jednorazowa 'wpadka', a nie początek 'równi pochyłej'..) Na razie Onaiyum Aatukuttiyum zapowiada się nieźle (przede wszystkim wygląda na mniej włożonej kasy, a więcej klimatu i tak trzymać!):
Z kolly przechodzimy do molly. Które ostatnio dość polubiło wielowątkowe, 'równoległe', opowieści:) Zachariahyayude Garbinikal to pięć historii pięciu ciąż. Połączonych osobą prowadzącego te ciąże ginekologa (w tej roli Lal). Może być ciekawie:)

Shyamaprasad to kolejny ceniony przeze mnie reżyser, który przechodzi ostatnio 'chudszą' fazę. Mocno przeciętne Arike, English nawet nie chce mi się oglądać, czy wyczekiwanym powrotem do formy będzie więc Artist (czyli Fahaad jako niewidomy malarz)? We'll see, w każdym razie po promie zachęca bardziej niż owe poprzednie tytuły:
I kolejny Fahaad (tak, mam do niego słabość, ale nie całkiem ślepą, bo rzadko mnie zawodzi), tym razem jako klasyczny geek, który musi stawić czoło niecodziennym dla niego realiom. W tercecie ze Swathi i Nedumudim. Proma budzą mój uśmiech i bardzo czekam na North 24 Kattam:
Prosenjit też należy ostatnio do grona aktorów, których projekty 'kupuję' prawie 'w ciemno'. Bo wybiera ciekawe rzeczy i rzadko mnie zawodzi. W Porichoi gra dobrze sytuowanego londyńskiego NRI, do którego po latach niewidzenia się przyjeżdża dorastająca córka. Zapowiada się ciekawa rzecz o trudnych relacjach, a końcówka trailera sieje dodatkowy niepokój. Co ciekawe reżyserka filmu, Rupali Guha, to córka Basu Chatterjee'ego
 
 
Nie jestem szczególna fanką filmowych detektywów (bo i zwykle nie ogarniam takich intryg:P), ale okazało się, iż Bengalczycy produkują tego tyle, że trudno byłoby wsio omijać:P A Satyanweshi to raz: ostatni film niedawno zmarłego Rituparno Ghosha, a dwa w głównej roli, słynnego Bymomkesha Bakshiego, debiutuje inny reżyser - znany nam z Kahaani Sujoy Ghosh (a zawsze to ciekawie zobaczyć jak taka osoba odnajduje się i po drugiej stronie kamery:D)
 


środa, 28 sierpnia 2013

Mega(filmi)birthday 2013: 47 Natkal (1981), Goonda (1984), Sangarshana (1983), Pasivadi Pranam (1987)

  for an english version of this post click here

Pora na relację z kolejnych filmowych obchodów urodzin Chiru. Trwały z tydzień i wciąż nie mam dość:P

47 Natkal (1981) - Chiru-bigamista dręczy Jayępradę
Kto zetknął się już z kinem Balaćandera (a warto znać to nazwisko) powinien mniej więcej wiedzieć, jakiego kina  się spodziewać. W pewnym sensie ta historia 47 dni (bo tyle trwa pewne małżeństwo) skojarzyła mi się z ciut wcześniejszym Balaćandrowym Avargal. Tyle, że tam oglądaliśmy jak bohaterka, która tyle co wyzwoliła się z toksycznego małżeństwa, próbuje sobie od nowa ułożyć życie, tu mamy jakby 'wcześniejszą' opowieść o samym życiu w takim związku. Gdy Vaishali wychodzi za mąż za 'obytego w świecie' Kumara wydawać się może, że 'złapała pana boga za nogi'.  Może wyjechać z prowincji nie tylko, że do większego miasta, ale do prawdziwej zagranicznej metropolii - Kumar bowiem mieszka na przedmieściach Paryża (i faktycznie tam była kręcona znacząca większość filmu). Radość z możliwości 'zobaczenia świata' nie trwa jednak długo, Vaishali bowiem odkrywa wkrótce, że Kumar ma już inną żonę - zresztą Francuzkę, a jej desperackie próby najpierw wyjaśnienia, a potem wyplątania się z owej dwuznacznej sytuacji powodują tylko wzrost agresji u męża... A jakie szanse uzyskania pomocy ma terroryzowana przez męża, a nie znająca żadnego obcego języka Tamilka? O ile na początku próbowałam sobie jeszcze jakoś tłumaczyć frustracją zachowanie Chirowej postaci, o tyle z czasem została we mnie tylko narastająca chęć przypiekania go pogrzebaczem. Bardzo podobało mi się też pokazanie Indii jako różnojęzycznego kraju. Niby taka oczywistość, a w filmach jakoś często, jak bohaterowie spotykają innych Indusów, to zwykle okazuje się, że jak najbardziej są w stanie się ze sobą dogadać - znaczy znają ten sam język:P Tu nie, co więcej, ta kwestia jest i parę razy ładnie dramaturgicznie wygrana (gdy pewna osoba chce - dla niewzbudzania podejrzeń co do jej intencji, ukryć swą znajomość tamilskiego, mówi np, że z pochodzenia jest  Pendżabczykiem z Hajdarabadu:D) Nie powiem, że był to miły seans, ale naprawdę warto. A wredny Chiru jest równie fascynujący jak wredny Rajini (teraz tylko muszę jeszcze zobaczyć Mohanlala jako podłego męża:P)

Goonda (1984) - Chiru jako nawrócony złodziej
Gdy poznajemy Chirowego bohatera jest 'mistrzem w swoim fachu' i wydaje się być zadowolony ze swego życia. Jednak śmierć jego 'opiekuna i mistrza' sprawi, iż goonda zapragnie rozpocząć nowe życie. A w zasadzie wrócić do starego.. Czy mu się jednak uda? Klasyczna masala,  w której najbardziej podobał mi się właśnie aspekt relacji rodzinnych (niestety, jak to w masalach bywa, słabo rozwinięty) i fakt, iż przeszłość bohatera poznaliśmy nie na samym początku, tylko w późniejszej retrospekcji (myśląc o podobnych masalach z bolly lat 70 wydaje mi się to dość nietypowe rozwiązanie: choćby u mistrza Desaia jednak zwykle dzieciństwo bohatera - jeśli było ważne dla dalszych wydarzeń - oglądaliśmy jednak na samym początku,a potem był przeskok do dorosłości). Z ciekawostek: finałową scenę 'na torach', wykonywaną przez Chiru bez pomocy dublera aktor przypłacił kontuzją nogi. Ogólnie, na tle innych widzianych przez mnie filmów Kodandaramiego Reddy'eo z lat 80 (Nyam Kavali, Abhilasha, Khaidi, Vijetha itp) jedna ze słabszych rzeczy tegoż reżysera.

Sangarshana (1983) - Chiru występuje przeciwko ojcu
Po streszczeniach nastawiłam się poważniejsze ujęcie społecznego tematu (choćby coś podobnego do Trishula), niestety film okazał się kolejną masalą, znaczy problem syna, który odkrywszy machloje swego ojca-biznesmena (jeden z tekstów filmu: mam w kieszeni prawo i ludzi, którzy je egzekwują. Jeśli ludzie się zmienią, zmienię i zawartość kieszeni) postanawia stanąć przeciwko niemu (a po stronie związkowców z jego fabryki) okazał się zbyt powierzchownie jednak potraktowany. Tak czy siak nie oglądało się tego jakoś bardzo źle, ale jednak szkoda... Poza tym za mało było Vijayashanti:P (choć zasadniczo rolę i tak miała ciekawszą niż główna heroina, czyli Nalini) Na plus: miło zobaczyć (choć tak pobieżnie potraktowaną) kwestię związków zawodowych w kinie telugu (ok, jest i Gayam RGV, ale to traktuję jednak jako trochę inną półkę:)

Pasivadi Pranam (1987) - zawiany Chiru i głuchonieme dziecko
Kolejna masala, tym razem jednak ciekawsza. Może dlatego, że to remake filmu mallu (Chiru gra rolę po Mamucie. Notabene ciekawostką jest fakt, iż wszystkie wersje - a jest też tamilska i hindi - mają inne zakończenia:)) Bohater to, jakże kochany przez kino, sympatyczny opijus (potem się oczywiście okaże, iż ma ku temu powody, swoją drogą  bardzo w tym kontekście podobało mi się określenie 'żonaty kawaler'), który podczas jednej z pijackich 'wypraw na miasto' przygarnia znalezione na ulicy dziecko. Głuchoniemego chłopca. Nie wie, że razem z nim przygarnia sobie kłopoty, bowiem zabójcy rodziców małego będą chcieli pozbyć się i jego (jako niewygodnego świadka)... Chiru jako Madhu jest przeuroczy, chłopiec (grany zresztą przez dziewczynkę:D)  jeszcze bardziej (ach, te oczy!), a Vijayshanti na początku wnerwia swą gadatliwością (prawie jak Basanti^^), ale potem okazuje się fajną kobitką. Najbardziej mnie urzekły relacje Madhu z chłopcem (a jaką frajdę ma widz, iż - mając pewną wiedzę w zakresie okoliczności początkowego zabójstwa - rozumie to, co chłopak próbuje powiedzieć, lepiej niż bohaterowie:D), choć riposty Madhu na potoki słów Geety też  niezłe. Bardzo jestem teraz ciekawa mallu oryginału.  I muszę, po prostu muszę zamieścić Chirową pijacką piosenkę:D (zwrot satyam shivam sundaram będzie mi się od teraz kojarzył nie tylko z Zeenat^^)
 
W trakcie urodzinowego tygodnia z Chiru widziałam jeszcze Subhalekhę, ale film zrobił na mnie takie wrażenie, że chyba poświęcę mu osobna notkę:) Tylko nie wiem kiedy:P

czwartek, 22 sierpnia 2013

Megabirthday 2013: Chiru & Silk Smita - what an explosive pair!

I'm a big fan of Chiru-Vijayashanti pairing (and consider them as one of the best pair ever), but also love Silk Smita's items with Chiru - they both together form so explosive mixture, that effectively stick viewer glued to the screen (and often even make you blush^^)
So I'd like to present some examples:

How to make lazily laying Chiru dance with you?  If you are Silk Smita it seems to be no problem. Movie Goonda (which is on my this year's Megaweeek watching list):


Other variation of the similar situation. This time Smita has more modest outfit - but still is very persuasive:) song from Roshagadu:



This time dance on the club's stage. When you think it will be solo Smita's show suddenly enters Chiru- in yellow luminous tight lycra pants! Real disco dancer:D With claws^^  Goodachari nr 1

Disco dancer again. This time instead of lycra simpler white outfit (corresponding with Smita's pink one), but we have led dancefloor.  Song from Donga:


And the next stage dancer - this time afro Chiru in black (and with snake's accents), while Silk is in gold. Devantakudu:
 


This is completely crazy. Smita and Chiru (in 'dominator' outfit - perfect for sado-maso games:D) on stage. Agni Gundam movie:



More craziness - in greek-roman stylization (mean Chiru in kind of the short peplum - I love his legs!), including the kiss:D And what the others dancers do isn't chaste too...  Real challenge from Challenge:

 

And that's not all. Barechested, tied Chiru and Smita writhing at his feet. And this is just a beginning of the 'gymnastic' play:P Moving bed also used. Excellent proof for an 'innocence nad chastity of indian movies'^^ From Hero:


Now I propose a long, cold shower:P  And enjoy Megastar movies and clips - not only on his birthday:)