Subhalekhą zakończyłam zarówno mój urodzinowy tydzień z Chiru, jak i poznawanie wspólnych filmów Chiru i Vishwanatha, Choć formalnie to był ich pierwszy wspólny film:D I - jak mogę teraz stwierdzić - zdecydowanie najlepszy (notabene z również trzech wspólnych filmów Kamala z Vishwanathem - choć zaczęłam je oglądać wcześniej - wciąż został mi jeszcze jeden:). Co takiego jest zatem w tym Zaproszeniu ślubnym? To, co kocham u Vishwanatha:) Znaczy nie klasyczna muzyka i taniec akurat, ale pełni godności i charakteru bohaterowie. Których można podziwiać nie dlatego, że są tacy 'jak z reklamy' (i odlegli od codzienności), ale właśnie za ich 'zwyczajność-niezwyczajność'. Za odwagę podążania własną ścieżką, trochę 'pod prąd', bycia wiernym własnym zasadom (i licząc się i z tego konsekwencjami). I w zasadzie tyczy to prawie wszystkich głównych, młodych bohaterów: granego przez Chiru Murthiego, który z godnością wykonuje pracę kelnera nie traktując bynajmniej tego zajęcia jako 'upokarzającego', i nie tylko 'w pracy' zawsze jest gotowy do pomocy innym (bo po prostu tak trzeba); Sujaty [Sumalatha w obsadzie zaczyna mi gwarantować ciekawą rolę kobiecą], która uczestnicząc w 'spotkaniu' omawiającym warunki jej potencjalnego małżeństwa nie zawaha się dobitnie wyłożyć swemu niedoszłemu teściowi, co sądzi o jego (zaiste horrendalnych) posagowych żądaniach (film oglądałam niestety saute, ale na szczęście spora część tej wymiany zdań została przytoczona - i przetłumaczona na angielski - na tym blogu i zaiste robi wrażenie!), nie bacząc na fakt, iż jest on nie tylko że starszą i szacowną osobą, ale jednocześnie jej szefem (i owszem, w konsekwencji traci swą pracę w collegu - ale bynajmniej nie poddaje się), wreszcie Muraliego (młodszego brata Mohana - znaczy owego niedoszłego męża Sujaty), który zakochawszy się w Lakshmi (jej młodszej siostrze), a wiedząc już jak zapewne zachowa się jego ojciec, postanawia uzyskać jego zgodę na ślub (a bez żądania posagu) w sumie w dość prosty, ale wcale nie taki łatwy 'psychologicznie' w realizacji (bo wymagający sporo, używając dzisiejszej terminologii, asertywności) sposób (uwielbiam ten jego jeden, nieustannie powtarzany argument na wszystko:D I nie bardzo mi nawet przeszkadza, że użył też dodatkowo małego szantażyku - na takie typy jak jego tatuś to chyba tak trzeba, twardo po prostu). Nawet ów Mohan, który na początku grzecznie słucha swego ojca, na końcu robi coś, co sam uznaje za słuszne, nie pytając go wcale o zgodę:P Można się tylko zastanawiać, czy widz, naoglądawszy się takich wzorców, poczuje się raczej podniesiony 'na duchu i morale' (i bardziej zmotywowany do 'robienia swojego', niezależnie od opinii 'świata', czy nawet bliskich), czy może jednak ciut sfrustrowany refleksją, czy sam, w swym życiu by też tak potrafił? Cóż, to już chyba zależy od widza:) I nie jest to wszystko podane śmiertelnie poważnie, pompatycznie i bez krzty humoru, samo intro bohatera (nazwijmy je roboczo 'gazetowo-psio-taneczne') wywołuje już uśmiech na twarzy, o następującej słynnej reklamie lodówek (to ten klip, gdzie Chiru tańczy w trzech klasycznych stylach tanecznych) już nawet nie wspominając. No i cały wątek uczucia Muraliego i Lakshmi jest potraktowany dość lekko i rozrywkowo (czytałam, że niektórych on trochę irytuje, dla mnie to był przemyślany kontrapunkt dla głównej historii). Podsumowując zatem: Subhalekha to dobrze oglądająca się (nawet pomimo braku napisów, choć oczywiście wolałabym, żeby były..) opowieść 'o czymś' (znaczy z treścią, przesłaniem, materiałem do zastanowienia się itp). Może nie trafi aż do mojego 'top 3' Vishwanathowych filmów (tam to się nawet Sagara Sanganam nie łapie^^), ale z pewnością zaliczyć go mogę do grona tych najbardziej godnych uwagi:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz