czwartek, 13 grudnia 2012

Filmowy przegląd mijającego, 2012, roku - kino telugu i tamilskie

Jako, iż kolejny rok właśnie się kończy, po porcji wspominek postanowiłam przyjrzeć się bliżej powstałym w 2012 roku produkcjom filmowym. Oczywiście w interesującym mnie zakresie tytułów:) Zaczynam od dwóch kinematografii na 't'^^

KINO TELUGU

Eega
Bardzo niecierpliwie czekałam na ten film i się nie zawiodłam. Rajamouli to jednak już marka, a na dodatek facet obdarzony niesamowitą fantazją. Sama fabuła filmu zdaje się  bowiem sztampowa: jest piękna dziewczyna i dwóch zauroczonych nią facetów: chłopak 'z sąsiedztwa' i bezwzględny bogacz, który zwykł zdobywać wszystko, czego zechce, w związku z tym postanowi pozbyć się konkurenta. I niby się uda, ale tamten jednak 'wróci', by się zemścić. Jest tylko jedna mała (mała w sensie dosłownym - fizycznym:P) różnica: ów bohater-mściciel to mucha^^ Jak takie drobne stworzonko zdoła wygrać z potężnym biznesmenem? To trzeba zobaczyć samemu:)  Zapewniam, iż radochy jest co niemiara i to zdecydowanie taki film, który najlepiej oglądałoby się zbiorowo w kinie. I nie sądziłam nigdy, że będę odczuwała tyle sympatii do takiego stworzenia jak mucha:P No ale ta mucha potrafi (prawie) wszystko, więc bawić i wzruszać też:) A poza Rajamoulim (za kamerą) i oczywiście muchą trzecim niewątpliwym bohaterem Eegi jest grający czarny charakter Sudeep, który tworzy tu brawurową kreację, tym bardziej godną podziwu, jak sobie człowiek uświadomi, iż sporą część grał 'w pustkę' (zapełnioną dopiero potem komputerowo wygenerowaną muchą) - swoją drogą taki 'test aktorstwa' przydałby się chyba niejednej indyjskiej gwieździe:P


Andala Rakshashi
Nie da się ukryć, iż telugowe recenzje krytykujące film za jego 'tamilskość' stanowią zwykle dla mnie raczej rekomendację:P Tak było i w tym przypadku. Andala Rakshashi to trangularna love story: niebanalna, z ciekawym klimatem i nielinearną narracją, co wydawać by się mogło, że będzie też jej atutem, niestety w praktyce okazało się, że zanim doszłam do etapu jakichś wyjaśnień (czyli po połowie filmu) byłam już tak zmęczona i zirytowana, że nie miałam ani siły ani ochoty na robienie użytku z tych informacji. I owszem, jest to poniekąd tamilska specyfika nurtu 'ruralnego', że dość długo śledzi się film obojętnie, czy wręcz narastającym znudzeniem czy zniecierpliwieniem, ale tam jednak zwykle w pewnym momencie coś mi 'zaskakiwało', zaczynałam się emocjonalnie angażować, przeżywać sytuacje bohaterów, tu niestety nie:( A po seansie pozostało mi głównie to dominujące uczucie psychicznego zmęczenia. Szkoda...

Ayyare
Rajendra Prasad, jeden z  najbardziej przeze mnie cenionych telugowych aktorów, w roli fałszywego swamiego - zapowiadało się naprawdę ciekawie:) Demistyfikacyjnie?  O moja naiwności:P Okazało się bowiem, iż ta część to ledwie malutki kawałeczek filmu, a całą pierwszą połowę zajmuje nudna (i bardzo sztampowa) historia miłosna Sivajowego bohatera. Na dodatek, gdy w końcu pojawił się Rajendra  - i dowiedzieliśmy się wreszcie, o co chodzi z tym fałszywym swamim - okazało się, iż ta historia też nie jest tak ciekawa, jak można by liczyć (w każdym razie satyrycznego 'pazura' w niej specjalnie nie widać:/). Solidne rozczarowanie:(
Obejrzane wcześniej:   Ishq
Czekam na dvd: Devasthanam, Onamalu, Dream, Sudigadu, Routine Love Story, Midhunam, Ko Anthey Koti


KINO TAMILSKIE

Billa 2
Nie jestem fanką 'odcinania kuponów', a tak traktuję wszelkie remaki, kontynuacje itp, niemniej, skoro już postanowiono zrobić kolejny film o Donie/Billi, zdecydowanie ciekawszym pomysłem wydało mi się pokazanie jego wcześniejszych losów (czyli jak stał się owym Donem) niż przekonywanie nas znowu jak to 'Dona (jeszcze bardziej) nie można złapać':P Nie żebym liczyła na coś na miarę Ojca Chrzestnego, ale miałam nadzieję na jakieś fajne studium 'wspinania się na szczyt' (w otoczce sensacyjnej, ale jednak...). No i niestety solidnie się zawiodłam:/ W Billi 2 nie widzę bowiem wiele więcej pozą serią może i efektownych, ale zasadniczo nic za sobą nie niosących, scen. Niby coś się dzieje, ale niewiele sensownego (w sensie ciągłości fabularnej) z tego wynika, pojawiają się jakieś postaci, ale o żadnej nie da się za wiele po filmie powiedzieć, znaczy w zasadzie nie są prawie scharakteryzowane. Owszem, Ajith wygląda świetnie, tak bardzo 'chropowato' (i wcale nie młodziakowo, czego się obawiałam), nie ma w zasadzie wątku romansowego czy duetowych klipów (za to sterta mało ciekawych item songów) i fajnie słucha się rosyjskiego, ale to wszystko za mało na udany seans... A jeśli to faktycznie kiepska 'podróba' Człowieka z blizną to znaczy, że szybko muszę nadrobić film Briana de Palmy:P

Kazhugu
Do tego filmu (oprócz promocyjnego klipu z - jak pokazują różni goście - chwytliwą choreografią:D) przyciągnął mnie pomysł na jego bohatera: widzieliście bowiem film poświęcony zawodowym 'sprzątaczom' zwłok samobójców? Ja nie, a tym właśnie trudnią się tytułowi kazhugu. Praca nie jest łatwa i pod względem fizycznym, bowiem chodzi o wydobywanie zwłok osób rzucających się z pewnego urwiska...Trudno się chyba tez dziwić, iż kazhugu po pracy głównie piją. Seans odbył się saute, stąd nie wszystko chyba zrozumiałam (choćby co w sumie zainteresowało Kavitę - dziewczynę, której siostra wraz ze swym ukochanym skoczyła z tegoż miejsca - w takim facecie jak Chera, bohater filmu?) niemniej ogólnie spodobał mi się klimat tego filmu, aktorzy (Bindu Madhavi zdecydowanie dostaje ciekawe role u Tamili), no i że skończyło się tak, a nie inaczej, co pasowało mi do tej historii...Szkoda tego braku literek:/

Vazhakku Enn 18/9
To jeden z tych 'małych filmów', który zdobył duży rozgłos (i nieźle się też sprzedał). Oczekiwania miałam więc spore i szczerze mówiąc na początku byłam dość rozczarowana, przez całą pierwszą,  wypełnioną ogólnymi 'scenkami z życia' połowę zasadniczo się bowiem nudziłam. Na szczęście po intermission film ruszył bardziej 'z kopyta' i zrobiło się zdecydowanie ciekawiej, i faktycznie dość niebanalnie -  o ile bowiem widziałam już trochę indyjskich filmów o problemach współczesnej młodzieży, o tyle żadnego ujmującego coraz ważniejszy w dzisiejszym świecie XXI wieku problem hmm.. nazwijmy to specyficznego wykorzystywania (czy raczej nadużywania) nowoczesnych technologii. A dobrze o tym mówić i to pokazywać. Dalsze konsekwencje (kwasowo-korupcyjne) są mi już bardziej filmowo znajome, co nie znaczy, że nie robiące już żadnego wrażenia. 'Sprawa 18/9' to z pewnością rzecz godna polecenia (ale raczej nie jako rozrywka...), choć chyba nie stanie się choćby moim ulubionym filmem Shaktivela, czy odkryciem na miarę paru innych 'małych-wielkich' tamilskich  filmów.

Obejrzane wcześniej:   Vettai, Aravaan, 3
Czekam na dvd (raczej podpisane, a mam wrażenie, że z tym u Tamili coraz kiepściej:():  Marina, Attakathi, Mugamoodi, Sundarapandian, Saattai, Pizza, Arohanam, Neerparavai, Kumki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz