
Nie będę tu specjalnie streszczać fabuły filmu, myślę, że nie jest to niezbędne, zresztą wiadomo, iż chodzi o - popularny w niejednej kulturze - mit herosa-zbawcy, wychowywanego w nieświadomości swego pochodzenia (i dziedzictwa). Chciałam natomiast odnieść się do wszechobecnych w zachodnich opiniach o Baahubali skojarzeń. Oczywiste jest, iż z naszej europejskiej perspektywy bohater-siłacz kojarzy się przede wszystkim z Herkulesem, nie jest to jednak chyba tak, iż Rajamouli modelował swe postaci oglądając się specjalnie na zachodnie wzorce. Sposób wizualizacji wielu masowych scen owszem, zapewne został zaczerpnięty z hollywoodzkich superprodukcji, ale sami bohaterowie wywodzą się raczej z - jakże wszak bogatych - miejscowych tradycji (sam reżyser wspomina swe dziecięce zafascynowanie mitologiczno-historyczną serią komiksów Amar Chitra Katha). Które zresztą, jak się okazało w czasie mojego przedrecenzjowego reasearchu, już dawno temu - dzięki starożytnym podróżnikom 'z zachodu' - przenikały się z greckimi (bo od zawsze chyba łatwiej było tłumaczyć 'obce', nowe porównując do czegoś 'swojego', znanego). Jeśli więc już Herkules to raczej ten z Indicy Megastenesa, czyli 'tunning' Kriszny [który - jak tu Shivudu - na skutek rodzinnych zawirowań - wychowywał się z dala od prawdziwej matki] i jego brata - siłacza Baldevy (a pamiętacie, jak się nazywał Ranowy wujek/brat Baahubalich? No właśnie;))
Cieszy to tym bardziej, iż - jak bardzo lubię kino Rajamouliego - tak niezbyt się dotąd kojarzyło z mocnymi postaciami kobiecymi (nawet na drugim planie). Tu natomiast tych potencjalnie silnych pań jest nawet więcej: niestety Anushkowej Devaseeny jest (na razie) rozczarowująco malutko, a przy Avantice zawiodła Tamanna. Zawsze broniłam jej jako aktorki z potencjałem (mając w pamięci jej wczesne role - w tym 'młodej Nilambani' w Kedi), ale tutaj w roli wojowniczki okazała się największym obsadowym błędem Rajamouliego [i żeby nie było, że tylko krytykować umiem: po namyśle znalazłam naprawdę idealną kandydatkę do tej roli: Priyamani^^] Zaskakująco dobrze wypadli natomiast w swoich rolach Prabhas i Rana. Żaden z nich nie jest szczególnym aktorskim talentem, ale tu, do postaci opierających się bardziej na fizyczności niż aktorskich niuansach, pasowali jak ulał.
jak zwróciła mi uwagę Marysia Sivagami siedzi nawet w tradycyjnej ikonograficznej męskiej pozie
Pisałam na początku o pewnych niedostatkach w kwestii niektórych efektów. Nie znaczy to, iż jest w ogóle fatalnie. W wielu scenach rozmach i skala pracy ekipy Rajamuliego naprawdę imponują. Oto mały przykład (szkic i realizacja):
Największe wrażenie robi jednak i tak końcowa, ponadpółgodzinna bitwa (i mówię to z perspektywy osoby, która wcale nie lubuje się w takich krwawych batalistycznych widowiskach) - nawet jeśli ciut rozczarowuje szumnie reklamowana postać wodza barbarzyńców (i wymyślony specjalnie dla niego język).
Wyświetlana na festiwalu 'europejska' wersja filmu jest owszem, krótsza o ponad 20 minut, na szczęście jednak nie dokonano cięć w 'najprostszy' sposób, czyli wycinając wszystkie piosenki. Owszem zostały głównie te mniej ciekawe (i jak sanskrytyzowana Dheevara brzmi naprawdę ciekawie, to już wizualizacja Pachi Bottesi - wypisz wymaluj styl 'miscza' Raghavendry Rao - trochę boli:P), za to przynajmniej bardziej faktycznie służące samej fabule. Czyli z sensem:) Jednak na koniec mojej opinii pozwolę sobie zamieścić właśnie wycięty, owszem pewnie koszmarnie przerywający akcję [to było już w retrospekcyjnej części], ale za to naprawdę fajny item song:P
I naprawdę warto zobaczyć Baahubali. Nawet jeśli nie jest to film idealny to z wielu względów interesujący i warto mieć o nim własną opinię.
Szkoda, że pani, która robiła wstęp nie była w temacie (jest ona raczej od kina japońskiego, zresztą bardzo miło się jej wtedy słucha) i nie powiedziała kilka słów o nieco już zapomnianym, a do lat 1970-tych bardzo popularnym w Indiach gatunku radźa-cinema, czyli filmów niby nawiązujących do tradycji, ale często nie będących adaptacją niczego konkretnego opowieści rozgrywających się "dawno dawno temu, w pewnym królestwie", które trochę mylnie zalicza się na zachodzie do kina kostiumowego, które jednak cechuje się trochę większym poszanowaniem dla prawdy historycznej, która w radźa-cinema w ogóle nikogo nie obchodzi, nie brak wątków fantastycznych wymyślonych na kolanie.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że mówisz z perspektywy kina tamilskiego? (ew. hindi) Bo jakoś u Telugów nie bardzo kojarzą mi się takowe przykłady.
OdpowiedzUsuńA pani to pikuś przy tym misz-maszu,który słyszałam np. na prelekcji przed 'Piku'^^ (wyświetlanym w Heliosach w ramach kina konesera)
Innej perspektywy za bardzo nie mam :P Ale nawet jeśli w telugu faktycznie takich filmów nie było, to nie zmienia faktów, że dla publiczności były dostępne i reżyser pewnie się na nich wychował, nawet jeśli były z importu :)
OdpowiedzUsuń