czwartek, 20 września 2012

Jaka to melodia, czyli dekonstruując parody song z 'Chasme Buddoor'

Nie dało mi to spokoju i postanowiłam pogrzebać bardziej, żeby dociec jakie to piosenki sparodiowano w tym klipie:) 
 


Dzięki desperacji i pewnym konsultacjom udało mi się rozszyfrować większość z nich. Oto zatem one, w kolejności z powyższego klipu:

Pyar Kiya To Darna Kya z Mughal-E-Azam:

Hum chod chale z Jee chatha hai:
(ciekawe, że w tym jednym przypadku oryginalna stylizacja w klipie jest jednak inna.Czemu i czy nie jest przypadkiem inspirowana jeszcze innym klipem? Niestety nie wiem:()

Na Jaao Sayyian z Sahib Biwi Aur Ghulam:

Sheesha Ho Ya Dil Ho z Aashy:

Aaja Aaja Mein Hoon  z Teesri manzil:

Tumne Pukara Aur Hum Chale Aaye z Rajkumar:

Aap Jaisa Koi z Qurbani:

Chodd Do Aanchal z Paying Guest:
 

Hum tum z Milan:
 

No i brakuje mi jeszcze tych fragmentów z okolic 'walki'... Niemniej i tak czuję się dość usatysfakcjonowana:)

niedziela, 16 września 2012

Urok starych bolly komedii: 'Golmaal' (1979), '(1975), 'Chashme buddoor' (1981)


Z indyjskimi komediami (w ogóle zresztą z komediami) jak wiadomo bywa różnie: w końcu poczucie humoru bywa i bardzo kulturowo uwarunkowane). Jednak o ile te nowe najczęściej mnie wręcz irytują lub żenują (tzw typ "ha-ha-komedii"), o tyle w starszych co najwyżej nie 'łapię' pewnych rzeczy - czyli nie bawię się tak dobrze jak pewnie Indusi - ale poczucia 'obciachu' raczej nie mam:) Jakieś subtelniejsze znaczy są:) A oto obejrzane ostatnio przykłady z kina hindi.
 

Pierwsze zdanie opisu przy Golmaalu na YT brzmi tak: Ramprasad is a recent college graduate who finds a job with a finicky man Bhavani Shankar who believes that a man without a mustache is a man without a character. No jak po czymś takim mogłabym się oprzeć obejrzeniu tegoż filmu?^^ Impossible!:D Ram na szczęście wąsy ma, ale sportowych zainteresowań szef też nie uznaje - zatem chłopak udaje, iż takowych nie posiada.  Co jednak gdy szef przyłapie go na meczu? (w końcu Indie grają właśnie w krykieta z Pakistanem, a do tego niedługo przylatuje sam Pele:D) Well..zostaje wymyślić brata-bliźniaka. Bezwąsego nicponia^^ A potem spirala kłamstw nakręca się coraz bardziej...  Na początku bawiłam się świetnie (zwłaszcza przy cudnych 'smaczkach': bohaterowi bowiem w zagraniu przykładnego tradycjonalisty pomaga kumpel, który jest aktorem. Dlatego też Ram np. idzie na interview w kurcie po Asranim - wprawdzie trochę przykrótkiej, ale zawsze lepsze to niż sporo za długa kurta po Bigu i sporo za szeroka po Sanjeevie Kumarze, prawda?^^  Ale 'mamusia' też mi się bardzo podobała). W pewnym momencie jednak poczułam się już nieco znużona (dalsze perypetie niekoniecznie mnie aż tak bawiły) i z coraz większą niecierpliwością czekałam na finał. Niemniej film jest zdecydowanie godny uwagi, bo to fajna rozrywka 'w starym stylu', a zwyczajność (znaczy taka przeciętność) Amola Palekara stanowi bardzo miłą odmianę od dzisiejszego typu filmowych 'gwiazd do podziwiania'.
 

Idąc 'za ciosem' obejrzałam zatem kolejną klasyczną komedię z Amolem w roli głównej. W Chhoti si baat gra on Aruna, który to jest zbyt nieśmiały, by podejść do dziewczyny, która mu się podoba i nawiązać bliższą znajomość. Gdy Prabhą zainteresuje się też inny, zdecydowanie bardziej przebojowy chłopak, sytuacja Aruna zdaje się być już kompletnie przegrana... No chyba... że ktoś mu pomoże^^

Z tym filmem było u mnie z kolei odwrotnie niż z Golmaalem: na początku się trochę jednak nudziłam (Amolowy bohater był sympatyczną, niemniej ciapą, a i za Asranim też nie przepadam...), a 'przełom' nastąpił wraz z pojawieniem się 'speca od podrywania', czyli pewnego pułkownika;D  Próbuję sobie przypomnieć, ale chyba dotąd nie widziałam Ashoka Kumara w takim nonszalancko-komediowym wcieleniu i bardzo, bardzo mi się to spodobało! (i jakoś przywodziło skojarzenia z postacią Annu Kapoora z Vickiego Donora:D)  A poza tym prawie umarłam z wrażenia, gdy to niespodziewanie na ekranie pojawił mi się Dharmendra! Pląsający po łączkach z Hemą:D Zresztą zobaczcie sami - to bardzo ładnie pomyślana rzecz, bo kto, oglądając indyjskie filmy, nigdy nie marzył o takiej 'zamianie'?^^
 


Najfajniejsza klasyczna komedia trafiła mi się na koniec:) Nie żeby poprzednie były kiepskie, ale to na Chashme buddoor całościowo najlepiej się bawiłam. Ta historia trzech mieszkających wspólnie studentów, spośród których jeden jest można chyba rzec nerdem, a dwóch pozostałych uwielbia 'używać życia'  i podrywać dziewczyny (ale z bohaterką jakoś im nie wychodzi, a nerdowi owszem^^) po prostu mnie urzekła. Bo jest urocza, inteligentna i naprawdę zabawna (i jak pięknie obśmiewa różne filmowe 'schematy' - typu jak to postaci nagle zaczynają śpiewać:D), a przy tym pokazuje swych bohaterów bardzo prawdziwie (ale i z sympatią), znaczy niekoniecznie jako ideały:) Och, i w cameo mamy jeszcze Biga, który demonstruje jakże cudny 'podryw na chusteczkę'^^ Dopiero po seansie doczytałam, iż ten film zrobiła ta sama osoba, która nakręciła ciut wcześniej Sparsh i stwierdziłam, że koniecznie muszę się w niedługim czasie zapoznać i z innymi filmami owej pani, bo podoba mi się jej wrażliwość, sposób patrzenia na świat i ludzi. Utwierdziłam się też w przekonaniu 'bojkotowania' właśnie kręconego przez Dhawana (!!) remaku:P (z takim reżyserem na pewno nie wyjdzie  z tego nic na poziomie oryginału...)
I będzie mnie teraz gnębić, jakie to filmowe piosenki parodiowane są w tym cudnym klipie:D
 

Jeśli więc oglądać komedie to zdecydowanie warto sięgać po te starsze:) (zwłaszcza, że choćby wszystkie opisywane przeze mnie w tej notce można bez problemu znaleźć na YT:))

niedziela, 9 września 2012

Dr Babasaheb Ambedkar (2000) - Mammootty walczy o prawa niedotykalnych

Bardzo miło się 'dokształca' przez filmy:) Jakiś czas temu za sprawą Periyara z Satyarajem zapoznałam się z postacią i biografią jednego słynnego indyjskiego działacza społecznego, teraz poznałam kolejnego, równie znanego:) Przy okazji zobaczyłam wreszcie jakąś Nationalową rolę Mammooki (z aktorów z ich największą ilością tylko u niego miałam takie 'zaległości'- nie żebym nie była chętna, ale te jego filmy jakoś ciężko dostępne:/) Na szczęście coraz częściej pomaga YT:)


Film obejmuje okres od zagranicznych studiów Ambedkara (w Anglii i Stanach: jako pierwszy ze swojej społeczności - bo sam był 'niedotykalny' - zdobył wykształcenie na takim poziomie) przez jego działalność polityczno-społeczną (najważniejsza była tu oczywiście walka o prawa niższych kast) aż po śmierć tego wielkiego działacza. Jak mówi w pewnym momencie bohater filmu: "nie miał szans wpłynąć na to, w jakiej rodzinie się urodził, ale teraz może mieć wpływ i odmówić życia wg upokarzających zasad przewidzianych dla jego kasty". Choć, co też ładnie pokazuje ten film, nie od początku był taki silny i zdeterminowany: gdy bowiem po studiach  wrócił do kraju, a (nawet mimo dyplomów szacownych uczelni) był traktowany nadal jak obywatel niższej kategorii (któremu odmawia się np. wynajęcia pokoju w porządnym hotelu czy prawa do nabrania wody w publicznym miejscu) najpierw bezsilnie znosił te upokorzenia. W pewnym momencie stwierdził jednak, że nie, właśnie nie będzie się dłużej zgadzał na takie 'zasady'. I rozpoczął swoją 'misję'. Której poświęcił całe swe życie. Nie było łatwo, jego bezkompromisowość zyskiwała mu zwolenników wśród 'niedotykalnych', ale niekoniecznie wśród tych, którzy mieli władzę (wpływ na zmiany). Był np. - podobnie jak Periyar - w konflikcie z Gandhim  (zresztą ogólnie Gandhi pokazany jest w tym filmie w niezbyt korzystnym świetle i tu brawa dla cenzury, że to puściła. Reżyser filmu wspomina, iż ówczesna jej szefowa, Asha Paresh, powiedziała, iż nic nie zostanie wycięte, jeśli zostanie poparte faktami, znaczy dowodami. I zostało:)) Niemniej udało mu się mieć wpływ na indyjską konstytucję (był jednym z jej twórców - i pierwszym indyjskim ministrem prawa. Ale, rozczarowany, szybko zrezygnował z tego stanowiska...), a jego nazwisko do dziś jest symbolem przekonania, iż wszyscy ludzie są (a przynajmniej powinni być) równi.
Film cenionego marackiego reżysera, Jabbara Patela, nie miał łatwej drogi na ekrany.Wspominałam już o cenzurze, ale sporym  problemem było także - jak pewnie nietrudno się domyślić - pokonanie problemów organizacyjno-budżetowych. Na szczęście film zdecydowały się sfinansować władze Maharasztry oraz NFDC (nie kojarzę innego przypadku, gdy to indyjskie ministerstwo/rząd wsparło finansowo jakąś  produkcję filmową), niemniej i tak trwała ona ładnych kilka lat. Niełatwe było też obsadzenie tytułowej roli. Podobno dosyć poważnie był do niej przymierzany np. De Niro, który był nawet chętny - do czasu gdy dowiedział się, iż musiałby mówić z indyjsko-brytyjskim akcentem:D W końcu Patel przypadkiem zobaczył jakieś zdjęcia Mammooki i uderzyło go jego podobieństwo do Ambedekara (vide poniżej).

Wyżej: prawdziwy Babasaheb Ambedekar (wersja młodsza i starsza). Niżej: Mammootty w filmie:)


Pozostało tylko przekonać keralskiego superstara do zgolenia wąsów i 'wykrojenia' sporej ilości czasu dla tego projektu (to drugie było dużo trudniejsze - jak wiadomo keralscy aktorzy kręcą szybko i dużo). Efekt z pewnością jednak był wart wszystkich trudów i poświęceń. Film  zdobył 3 Nationale, w tym dla najlepszego filmu anglojęzycznego (bo oryginalnie film jest po angielsku, dopiero potem powstała np wersja hindi) i dla najlepszego aktora (trzeci w karierze National dla Mammootty'ego).
Nie jest to pewnie film, który ogląda się najłatwiej (nawet nie ma takich lżejszych, humorystycznych fragmentów jak choćby właśnie Periyar), ale jeśli kogoś na poważniej interesują Indie (a nie tylko samo oglądanie ichniejszego kina rozrywkowego) to niewątpliwie powinien się z nim zapoznać. Bo obraz ten przybliża kolejny kawał indyjskiej historii i, aczkolwiek pewnie i tak trzeba będzie po seansie trochę doczytać, łatwiej chyba na początek obejrzeć dobrze zrobiony film:) 
 

wtorek, 4 września 2012

Słów kilka o niedawnych filmach mallu: Beautiful, Elsamma Enna Aankutty, Dam 999

Niedawnych w sensie  niekoniecznie z ostatnich miesięcy, ale powiedzmy do 2 lat wstecz? I niekoniecznie z tymi największymi gwiazdami:)

Beautiful (2011)

Uroczy i ciepły film z tetraplegikiem w roli głównej.  Jednak dopatrywanie się  na podstawie tegoż faktu inspiracji twórców Beautiful niedawną bolly produkcją Bhansaliego Guzaarish (czyli i wcześniejszym hiszpańskim Mar Adentro) jest absolutnie bezpodstawne, bo bohater Beautiful jak najbardziej chce żyć (notabene jest w filmie scena, gdy to ogląda Guzaarish na dvd i każe go wyłączyć, bo bardzo nie podoba mu się Hrithikowy bohater^^) i potrafi cieszyć się życiem jak mało kto (vide jedna z moich ulubionych scen z motorem w deszczu:)). Film zresztą raczej nie stara się go pokazać jako osobę godną współczucia, ale taką, z którą chciałoby się zaprzyjaźnić (i że to on może pomóc, dać siłę - jak bohaterowi Anoopa).Choć oczywiście nie jest i tak różowo, żeby absolutnie nikt nie chciał zawieść jego zaufania. Bo tak też bywa....Podobało mi się również, że Beautiful nie próbuje omijać sfery seksualności, a wręcz traktuje ją dość naturalnie. Beautiful zawiera także jedno z najfajniejszych nawiązań do Sholay jakie widziałam (takie naprawdę pięknie wykorzystujące słynną piosenkę!) A szczery uśmiech zarośniętego Jayasuryi (który jaśnieje w tym filmie nie tylko za jego sprawą) jest tak rozbrajający i zaraźliwy, że ja dotąd choćby na samo jego wspomnienie też się uśmiecham:)

Elsamma Enna Aankutty (2010)

Tytułowa Elsamma to niewątpliwie dziewczyna z charakterem. Po śmierci ojca to w zasadzie ona utrzymuje matkę i trzy młodsze siostry. I aż trudno uwierzyć, iż ta przebojowa dziennikarka lokalnej gazety, która nie da sobie nikomu 'w kaszę dmuchać'  mogła nie poradzić sobie z maturą....Film Lala Josego ma wiele rzeczy, które doceniam: przede wszystkim ową główną postać kobiecą, fajnych aktorów (nawet Kunchacko w roli ciapowatego 'amanta' się mi - chyba po raz pierwszy - tak naprawdę spodobał! uroczo nieporadny był:D) czy atmosferę takiej zwyczajnej keralskiej prowincji. Czegoś mi jednak zabrakło, czegoś, co pozwoliłoby mi się naprawdę tym filmem zachwycić... I chyba chodzi tu nie tylko o zawód w związku z 'morałem'  w kwestii wątku granego przez Indrajitha bogatego dżola-podrywacza (choć fajnie było zobaczyć tegoż aktora w takiej roli;D). Może po prostu, po paru innych filmach, wymagam już więcej od tego reżysera?
Nie odmówię sobie jednak przyjemności zaserwowania klipu, który swymi stylizacjami totalnie mnie powalił! (i dodam jeszcze, skoro nie ma napisów, iż Indrajith śpiewa tu do Ann m.in. o tym, żeby jako motylek zechciała usiąść na jego pręciku^^)


Dam 999 (2011)

Film z kategorii 'wiele hałasu o nic'. Było o nim dość głośno przed premierą, po pierwsze z powodu jego rozmachu (to międzynarodowa koprodukcja, prezentowana przez Warnera), po drugie z powodu tematyki i tytułu (wprawdzie twórcy na wstępie filmu poświęcają go pamięci ofiar pęknięcia tamy w Chinach, w latach 70., ale - jako że akcja tegoż filmu toczy się ewidentnie na południu Indii - potraktowano go też jako 'odgrzebanie' sprawy tamy Mullaperiyar, która stanowi od lat 'kość niezgody między Keralą a Tamilnadu (rząd stanowy TN nawet zakazał projekcji filmu w tamtejszych kinach). Rzecz w tym, że sam film bynajmniej nie jest wart takiego rozgłosu, bo to niespecjalna, a nawet - jak na w założeniu katastroficzny temat - nudnawa produkcja po prostu, zdecydowaną większość której stanowi misz-masz różnych obyczajowych wątków (ponoć 9 bohaterów ma symbolizować 9 navarasowych emocji:O Aha. To ja jednak wolę 'personifikację' owych 9 emocji z filmu z Sivajem/ANRem/Sanjeevem), a same sceny katastrofy zajmują nader  skromną część (do której trzeba doczekać:P). Kiepsko znaczy jak na film 3D, który miał zdaje się oszołomić widza. Nie posłużyła produkcji też międzynarodowa mieszanka aktorów (bo i nie jest to żadna 'aktorska śmietanka'). Całość na poziomie raczej  średnich produkcji tv, a nie wielkiej superprodukcji.

niedziela, 2 września 2012

'Belle' - po prostu piękna:)

Rzecz nie taka nowa, ale przynajmniej mnie wciąż zachwyca, postanowiłam więc przypomnieć różne wersje językowe jednej z moich ukochanych piosenek - z musicalu Notre Dame de Paris oczywiście:)
 
 

Francuski oryginał:

 

Włoska wersja:

 

Rosyjska:



Angielska:

 

Hiszpańska



 I polska:

(tu nieco przewrotnie, bo wszystkie 3 partie śpiewa jeden facet - ale za to jak!)
 

Jak zwykle (prawie zwykle:P) oryginał jest najlepszy, natomiast jak uwielbiam włoski (i uważam, że to piękny język do śpiewania) tak w tym przypadku jednak nie bardzo, a  zaraz po francuskiej - co nawet mnie samą trochę zaskoczyło - najbardziej podoba mi się wersja rosyjska:) 

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Urodzinowy (filmowy) tydzień z Chiru: Nyayam Kavali (1981), Khaidi (1983), Vijetha (1985), Yamudiki Mogudu (1988), Rudraveena (1988)

For an english version of this post click here.

Na koniec 'obchodów' chciałam podzielić się wrażeniami z obejrzanych w ciągu tego tygodnia filmów. Do urodzinowego przeglądu wybrałam przede wszystkim te wczesne, z lat 80 (Chiru debiutował w 1978 roku, a jego kariera 'ruszyła z kopyta' kilka lat później), bo uważam, że był to najciekawszy okres w karierze Chiru (a w sumie i ogólnie w kinie telugu). Starałam się też wybrać w miarę różnorodne filmy, pokazujące różne oblicza aktora - i myślę, że mi się udało:)

Nyayam Kavali (1981), czyli Raadhika walczy w sądzie o uznanie dziecka przez Chiru
Gdy, przeglądając streszczenia wczesnych Chirowych filmów na Wiki (chciałam koniecznie coś z nim w roli negatywnej) przeczytałam, o czym jest ten film, prawie mnie zatkało. A zaraz potem stwierdziłam, że to ja to koniecznie muszę zobaczyć i rzuciłam się na poszukiwania w necie. Poszło szybko - film jest dostępny na YT (bez literek, ale na to trudno liczyć przy tych latach...) I jestem naprawdę zafascynowana, że taki film, z takim przesłaniem powstał ponad 30 lat temu. Bohaterka filmu bowiem nie tylko że zachodzi w przedślubną ciążę, ale - gdy jej sprawca 'umywa ręce' nie poczuwając się wcale do żadnej odpowiedzialności (w sumie Chiru gra tu bardziej niedojrzałego playboya, nie 'klasyczną szuję') - zamiast spuścić głowę i cichcem znosić swoje upokorzenie, postanawia - z pomocą innej dzielnej kobiety (walczącej o prawa kobiet prawniczki) - wnieść sprawę do sądu. Czyli zamiast 'zamieść pod dywan', 'wywlec' jeszcze bardziej na światło dzienne. Po to by zapewnić dziecku należne mu nazwisko, ale i - a w zasadzie przede wszystkim - walczyć o swą godność. Nyayam Kavali  to emocjonujący film z mocnym, feministycznym rzec chyba można przesłaniem i fantastyczną rolą Raadhiki (był to jej telugowy debiut), ładnie wspieraną przez, grającą panią prawnik, Sharadę, no i nader stylowego Chiru  (abstrahując od tego, co potem 'wyszło', to bardzo się nie dziwiłam, że bohaterka - rozsądna dziewczyna - dała się komuś takiemu urzec;)). A, wnioskując z faktu, iż film doczekał się chyba z 4 remaków, wygląda, że taka właśnie historia dobrze się też w Andhra Pradeś sprzedała (wszak klap się nie remakuje). Co mnie bardzo pozytywnie zaskakuje:)

Khaidi (1983), czyli inspirowany 'Rambo' hicior, który zrobił z Chiru gwiazdę
Trochę się bałam tego filmu, bo spodziewałam się czegoś na kształt dzisiejszych hirołsowskich hitów (a mój gust się już od dawna dość z  telugowym rozmija:P), tymczasem zostałam bardzo mile zaskoczona. I pochłonięta totalnie na 2.5 godziny. Zamiast niezniszczalnego  bohatera, którego trudno nawet drasnąć, dostałam bowiem bardzo intensywnego młodego gniewnego (tak, celowo używam tego kojarzącego się z Bigiem określenia, w młodym Chiru widzę coś podobnego - od obu bije taka intensywność i charyzma, że trudno oderwać oczy), który przechodzi prawdziwe piekło zanim uda mu się zemścić (choć wolę określenie: wymierzyć sprawiedliwość:P, a nawet to okupione jest wielką ceną i w sumie trudno i wtedy odetchnąć z ulgą, że wszystko już będzie dobrze), a zamiast służących tylko do ozdoby (i wieszających się na hirole:P) panien trzy charakterne kobitki, które miały swój - mniej czy bardziej istotny - udział w przebiegu wydarzeń. Rambo nie widziałam (jeśli wywołuje podobne emocje to bardzo chętnie się zapoznam), niemniej z tego, co co wyczytałam wygląda, iż twórcy Khaidi wzięli z tamtego filmu tylko pomysł na zawiązanie akcji (bohater ucieka z więzienia i - ścigany przez policję - chce załatwić swoje porachunki), natomiast sam bohater jest inny (nie weteran z Wietnamu, tylko student-syn farmera) i inne sprawy ma 'do załatwienia' (bo i inne krzywdy go spotkały). Moje pierwsze spotkanie z Kodandaramim Reddym (wielce durnowaty film z Venkim) nie było udane, ale po Nyayam Kavali, Abhilashy i Khaidi 'zrehabilitował' się na tyle, iż jego nazwisko będzie teraz dla mnie zachętą - przynajmniej w zakresie jego wczesnych filmów. I wygląda, że ogólnie w latach 80 mogę bardziej polegać na 'telugowym guście', znaczy liczyć, iż ówczesny kasowy hit przypadnie i mnie do gustu:)

Vijetha (1985), czyli familijny Chiru jako 'zwyczajny-niezwyczajny'
Film rozpoczyna się dość nietypowo, bowiem oto sam Chiru zwraca się do swych widzów z prośbą, by docenili jego nowe, odmienne od dotychczasowych 'młodych gniewnych' bohaterów akcji (rozumiem, iż chodzi o te filmy od sukcesu Khaidi), filmowe wcielenie. I owa inność polega moim zdaniem nie tyle na tym, iż bohater - najmłodszy syn w tradycyjnej, dużej, mieszkającej wspólnie, nie za bogatej rodzinie - nie ma powodów do frustracji (bo ma, i to sporo), ale na sposobie, w jaki sobie z tym radzi... (bo nie pięściami). Muszę przyznać, iż bardzo mi się ten obraz relacji rodzinnych podobał. Mamy ojca (z dumą stwierdzam, iż rozpoznałam J.V. Somayajulu po samym głosie! Bo wizualnie miałabym problem:D), który wiele (i emocjonalnie i finansowo) włożył w wychowanie dzieci, a teraz nie bardzo może liczyć na ich 'rewanż'. Tradycyjną panią domu (najstarszą synową - świetna Sharada), która dokonuje prawie cudów, by na co dzień związać koniec z końcem i by dom jak najlepiej funkcjonował, a nie jest za to prawie w ogóle doceniana, bo przecież 'siedzi w domu i nie zarabia'. Wreszcie owego najmłodszego syna, który ma swoje marzenia (zostać znanym piłkarzem), ale niezbyt idzie mu z nauką i prawie wszyscy uważają go za 'darmozjada' (nawet ów ojciec, choć na meczu niby dumny, wolałby jednak, żeby syn znalazł jakąś 'porządną' pracę i daje mu to odczuć...). Bardzo mi się Chiru w takim spokojnym wcieleniu podobał i naprawdę kibicowałam mu, żeby w końcu inni przekonali się o jego wartości. Być może niektóre momenty filmu są zbyt melodramatyczne, ale i tak uważam Vijethę za bardzo fajne kino familijne. Notabene 'po sznurku' od info na Wiki, iż film jest remakiem bolly doszłam i do odkrycia jeszcze wcześniejszej wersji assamskiej (!! i to zdobywcy Nationala), a nawet zdaje się i bengalskiej (choć trochę zastanawia mnie fakt, czy  jeśli film assamski miałby być remakiem bengala to dostałby Nationala?)

Yamudiki Mogudu (1988), czyli Chiru wraca z zaświatów w cudzym ciele i.. robi porządki;)
Ten, inspirowany hollywoodzkim Here comes Mr. Jordan film to z kolei prawdziwa odjechana masala, w której komedia przeplata się z akcją, a do tego mamy i (czadowy!) wątek fantastyczny. Sam pomysł fabularny kojarzył się częściowo z Ramudu Bheemudu - czyli dwóch bohaterów o kompletnie różnych charakterach 'zamieniających się miejscami', tyle, iż tu owa 'wymiana' działa tylko w jedną stronę i zasadniczo jeden bohater 'działa równolegle na dwa fronty'. Kaali, czyli ów dziarski bohater (z takich, co to się niczego nie boją), ginie bowiem na samym początku filmu, ale - gdy trafia do królestwa Yamy (gdzie robi zresztą solidna rozróbę:D) - okazuje się, iż nastąpiła pomyłka i śmierć nie była mu jeszcze teraz przeznaczona. Może zatem wrócić ponownie na ziemię, tyle iż niestety już nie w swoim ciele (w międzyczasie spalonym), ale wybranym podobnym (scena selekcji 'ciała zastępczego' jest zresztą jedną z moich ulubionych, bowiem Chiru dostaje do wyboru swoje wcielenia z poprzednich filmów:D - tak, strasznie fajnie rozpoznawać takie 'smaczki'!) i decyduje się na ciało terroryzowanego przez swego wuja (który chce przejąć jego majątek) Balu. No i gdy następnego dnia Balu budzi się i zaczyna się zachowywać niezupełnie jak zastraszony dotąd chłopak dopiero zaczyna się zabawa. A potem bohater jest prawie równolegle i Balu i Kaalim i wszystko zakręca się jeszcze bardziej:D I, co bardzo mi się podoba, Chiru jest tu nie tylko i megadzielnym hirołem, ale i ma okazję wykazać się komediowo (a jest w tym naprawdę dobry!). Do tego dostajemy dwie fajne panie (specjalnie 'przegiętą' Radhę i zadziorną  Vijayashanti), porcję odjechanych stylistycznie klipów  rodem z lat 80 i dobra zabawa gwarantowana:) Szkoda tylko, iż ostatecznie nie  zdradzono widzom co też Yama doradził na końcu Chiru:P

Rudraveena (1988), czyli Chiru przedkłada drugiego człowieka nad klasyczne mantry
Istotę tego filmu najlepiej oddaje chyba jego pierwsza scena. Brzeg świętej rzeki, niewidoma żebraczka prosi o jałmużnę. Ktoś rzuca jej banana, ale sama nie jest w stanie go 'zlokalizować', by podnieść z ziemi. Widzi to przechodzący chłopiec - widzi, ale nie reaguje. Tak został wychowany: recytuje święte mantry - nie może ich przerwać, a jeszcze dla kontaktu z kimś 'nieczystym'...Ostatecznie owego banana włoży żebraczce do ręki pewien starzec. I wygłosi chłopcu cenną życiową lekcję. Która będzie w nim rosła. Dorosłego już Suryę coraz bardziej 'uwiera' życie zgodnie z zasadami ojca - konserwatywnego bramińskiego muzyka. Coraz trudniej mu omijać bliźnich, którym chciałby ze szczerego serca pomagać. Konflikt zdaje się być nieunikniony...Rudraveena to film, którego idea przywodziła mi na myśl ewangeliczne nauczanie - iż najświętsze  rytuały (ustanowione zasady) nie mogą być ważniejsze od (czy przesłaniać nam) drugiego człowieka. Telugowy film znanego tamilskiego reżysera nie stwarza jednak wrażenia nadmiernie 'moralizatorskiego' - w czym zapewne pomagają bardzo dobre, wyważone kreacje aktorskie - a na dodatek (z racji profesji bohaterów) ozdobiony jest przepiękną karnatyczną muzyką (a jakże, Illayaraja). Ale, jak bardzo podobało mi się rozegranie owego konfliktu postaw ojca i syna, tak brakło mi jednak rozwinięcia wątku pewnej konkretnej działalności bohatera, czyli owej 'przemiany' wioski (czułam się jakby gdzieś mi wycięto jakieś kilkanaście minut z filmu). Trochę też żałuje, iż nie wykorzystano takiej okazji, żeby Chiru zatańczył klasycznie w parze ze Shobhaną. Natomiast niezmiernie urzekła mnie postać głuchoniemego brata i (fantastyczne!) melorecytacje w domu Shobhany. I bardzo mnie cieszy, iż Chiru, wszak wówczas topowy komercyjny aktor, zaryzykował udział (i to podwójny, bo także jako współproducent) w takim, artystycznym w sumie, projekcie. Pewnie stracił na tym kasę, ale zyskał chyba coś cenniejszego (i nie chodzi tylko o Nationala za najlepszy film tyczący narodowej integracji:))

Tak jak napisałam na początku, zależało mi na różnorodności. W ciągu tego tygodnia miałam zatem okazję zobaczyć Chiru na poważnie i na mniej poważnie, komediowego i dramatycznego, gniewnego i walczącego, ale i spokojnego i pełnego poświęcenia,  budzącego sympatię i niekoniecznie - i w każdym z tych wcieleń mi się bardzo podobał. Jestem już pewna, iż za jego fenomenem stoi znacznie więcej niż tylko ów fantastyczny taniec, co więcej przychylam się teraz absolutnie do zdania wielu Telugów, iż w obecnym kinie telugu nie ma nikogo, kto mógłby być gwiazdą na jego miarę: takiego połączenia talentu, charyzmy i wszechstronności. I nikogo czyj taniec (jako i forma ekspresji, a nie tylko 'technicznych popisów') dawałby mi tyle radości.
*chyba stałam się 'wyznawczynią' Chiru:P*

sobota, 25 sierpnia 2012

Birthday Chiru's week - Megastar movie looks

Chiru's birthday celebrations part two (I know little late, but better late than never, isn't it?^^) -  this time screenshots with his various looks in different movies.

Khaidi
Abhilasha
Adavi Donga
Chantabbai
Jagadeka veerudu athiloka sundari
Kondama Simham
Chakravathy
Mahanagaram Lo Mayagadu
also Mahanagaram Lo Mayagadu
Lankeswaradu
Aradhana
Sri Manujatha
Attaku yamudu ammayiki mogudu
Vijetha
Big Boss
Chanakaya sapadham
Muta Mestri
Also Muta Mestri
Raja Vikramarka
Swayam Krushi
Subhalekha
Sneham Kosam
stalled hollywood project The Thief of Bagdadh
 
Of course this isn't a complete list. There are many more - which I haven't discovered (yet) or temporary forgot about them etc.
 
 And Temple: hope you'll find at least one, you haven't seen earlier:D