środa, 24 października 2012

Dileepa, I love you!;)

Chciałam zobaczyć keralskie Mayamohini przede wszystkim z jej powodu i słusznie, bo cała reszta jest raczej kiepska (i wcale nie chodzi tu nawet o poziom humoru itp, ale przede wszystkim o fakt, iż spora część filmu wcale komedią nie jest - z Dileepem w zwyczajowym wcieleniu hiroła...). Voila, oto więc Dileepa w całej okazałości:


 
 
Więcej takich różnych wcieleń w tym klipie:

Są też i śmielsze sceny^^
 
A to jej noc poślubna^^
 
 Baburaj straci dla niej głowę i... wąsy^^
 
I biją się i o Dileepę też^^
 
Jest i piosenka jakby żywcem wyjęta z karanowych filmów^^
 



A na koniec fragment bolesnego procesu 'przemiany':)
 
Bo Dileepa wymiata i tyle:)

wtorek, 9 października 2012

Zachwycając się Prosenjitem: 'Baishe Srabon' (2011), 'Moner Manush' (2011), 'Dosar' (2006), 'Aparajita Tumi' (2012)

Dzisiejsza notka jest naturalną konsekwencją poprzedniej. Jak się bowiem kogoś 'odkryje' to chce się zwykle od razu obejrzeć więcej jego filmów i ról:) Niedawno pisałam o urokach 'odkrywania' tych młodych, obiecujących aktorów.. 'Odkrycie' dla siebie aktora już bardzo uznanego, o bogatej (i akurat dość świeżej, czyli i nieźle dostępnej) filmografii ma z kolei tę zaletę, iż jest w czym wybierać (i nawet można sobie poprzebierać:D) I można 'utknąć' na dłużej^^
Baishe Srabon (2011)
Ponowne (po Autographie) spotkanie Srijjita Mukeherjee i Prosenjita to opowieść w zupełnie innym klimacie niż tamten film. Kalkutą wstrząsa seria tajemniczych morderstw. Sprawca zostawia przy każdej z ofiar fragmenty poematów znanych bengalskich poetów, ale policja nie potrafi na tej podstawie ustalić żadnego 'klucza', którym kieruje się sprawca (czy trafić na jego ślad). Jedyną szansą wydaje się być zaangażowanie do pomocy zwolnionego jakiś czas temu dyscyplinarnie ex-policjanta. Czy jednak ten się w ogóle zgodzi? To film, po którym ostatecznie 'padłam plackiem' przed Prosenjitem. To on gra bowiem tego byłego glinę i co to jest za niebanalna, pełna szarości rola! Pojawia się dopiero po pół godzinie filmu, ale od tej pory w zasadzie niepodzielnie włada ekranem. Jego bohater jest równie inteligentny, co niepokorny (za to i 'wyleciał' ze służby), a poza tym lubuje się w ciętych ripostach i używkach. Młody policjant, który ma z nim współpracować, nie będzie miał łatwo. Ale i wiele się nauczy. O  życiu.  
Baishe Srabon (22 'srabon', czyli czwarty miesiąc bengalskiego kalendarza - tak, ta data ma związek z rozwiązaniem zagadki) to mroczny, klimatyczny (świetne zdjęcia i muzyka!) i zaskakujący thriller psychologiczny, w który bardzo ciekawie zostaje wpleciony też motyw słynnego belgijskiego ruchu poetyckiego (a poetę z tegoż ruchu gra Gautham Ghose). Film, który zrobił na mnie olbrzymie wrażenie i utwierdził mnie w przekonaniu, iż Srijjit Mukeherjee to nazwisko, które warto śledzić. Bo jego trzeci film zapowiada się znów na tyleż ciekawy, co zupełnie odmienny w klimacie od poprzednich:)  A i uwielbiam też Anupama Roya - za takie dźwięki:

 Moner Manush (2011)
Wyreżyserowany przez Gauthama Ghose'a film o życiu Fakira Lalana Shaha, dziewiętnastowiecznego bengalskiego poety, pieśniarza i działacza społecznego (w tej roli Prosenjit) to nie tylko obraz biograficzny, ale może nawet bardziej pochwała pewnej, wyznawanej przez Lalana filozofii życia: opartego na prostocie i odrzuceniu wszelkich podziałów (czy społecznych czy religijnych). Zresztą Moner Manush zdobył National Award dla najlepszego filmu o  integracji. Nie jest to najłatwiejsza rzecz - przepojony mistycyzmem i tradycyjnymi zaśpiewami (co zbliża go trochę do dewocyjnych obrazów), wymaga skupienia uwagi. A ucharakteryzowany prawie nie do poznania Prosenjit jest w 100% swoją postacią.
Klimat filmu dobrze obrazuje jego trailer:


Dosar (2006)
W filmie Rituparno Ghosha Konkona i Prosenjit grają małżeństwo. Wyglądające na udane. Do czasu samochodowego wypadku Kaushika. Bo okazuje się, iż nie jechał sam, ale ze swoją kochanką (która zresztą w tymże wypadku zginęła). Teraz obydwoje małżonków czeka naprawdę trudny czas: on, połamany (i fizycznie, ale przecież i psychicznie), w szpitalnym łóżku musi zmierzyć się jednocześnie ze stratą jednej ważnej osoby i stawić czoło zawiedzionemu zaufaniu drugiej. Ona, też zraniona (choć inaczej), musi zadecydować o dalszych relacjach ze swym mężem (który  wymaga teraz jej opieki jak nigdy wcześniej...) Ta kameralna, klimatyczna (bardzo dobry zabieg nakręcenia filmu tylko w czerni i bieli) psychodrama wymagała świetnego, wyważonego i pełnego niuansów aktorstwa. I takie ono jest. A Prosenjit dostał za swoją rolę specjalnego Nationala.
Aparjito Tumi (2012)
Bengalski debiut dwóch świetnych południowych aktorek: Padmapriyi i Kamalinee Mukerejee to też opowieść o zdradzie, a w zasadzie bardziej jej konsekwencjach. Zapowiadało się więc naprawdę ciekawie, bardzo podobało mi się też nieuromantycznianie zdrady (nie pokazywanie jej jako spotkania dwóch 'przeznaczonych sobie osób', które po prostu spotkały się trochę za późno, ale bardziej jako pewnego rodzaju próby zapełniania sobie pewnej odczuwalnej pustki, przełamania pewnej życiowej stagnacji), niestety potem zrobiło się słabiej, a już w ogóle nie podobał mi się obrót wydarzeń w kwestii prosenjitowego bohatera (ciekawe czy dokładnie tak samo jest w powieści, której adaptacją jest ten film? Notabene na podstawie twórczości tego samego pisarza powstał też Moner Manush. I keralskie Arike Shyamaprasada:D) Szkoda, bo z takimi aktorami można było zrobić znacznie więcej. Choć i tak uważam, iż warto obejrzeć ten film. Choćby dla roli Padmapriyi (bo to ona tu najbardziej błyszczy). Czy dla przeuroczego camea grającego siebie Soumitry Chatterjeego (straszną miałam frajdę, że mniej więcej 'łapałam', o czym z nim rozmawiają, znaczy nie były mi to obce nazwiska czy tytuły:D)

I chyba kino bengalskie urzekło mnie na dobre:)

piątek, 5 października 2012

Prosenjit Chatterjee - od gwiazdy do aktora

Moja ostatnia aktorska fascynacja:) (mówiłam,że uwielbiam coraz to nowe odkrycia?^^) Jak wskazuje samo jego nazwisko - Bengalczyk (jego ojcem jest zresztą, znany nam i z kina bolly aktor Biswajeet. Chociaż ich relacje nie układają się dobrze i zasadniczo Prosenjit uważa, iż jego prawdziwym ojcem, takim, na którego mógł liczyć w życiu, był ktoś inny). I największa chyba obecnie gwiazda tegoż kina. Fani nazywają go pieszczotliwie Bumba-da:D W zeszłym tygodniu skończył 50 lat, a wygląda, iż dopiero się 'rozpędza':) Z prawdziwą karierą aktorską (znaczy taką przez duże A). Bo przez lata (debiutował - nie licząc roli dziecięcej u boku ojca - jako 16-latek) był w zasadzie gwiazdą stricte komercyjną (czyli kręcił głównie filmy 'dla mas' - notabene miewał po 20 premier rocznie^^). Ale po 40-tce doszedł do wniosku, iż pora na inne role (bo ani nie ma sensu grać nadal tych tradycyjnych młodzieńczych hirołów czy amantów, ani go to już tak nie 'kręci'). I przeszedł transformację w wielkim stylu. Udowadniając, iż  da się po latach bycia gwiazdą zostać Aktorem. Ośmielę się powiedzieć wielkiego kalibru. Takiego, który potrafi maksymalnie zmienić się do każdej roli. Teraz współpracuje zarówno z tak uznanymi reżyserami jak Rituparno Ghosh (to jego Chokher Bali było pierwszym 'innym' filmem Prosenjita) czy Gautam Ghose, jak i utalentowanymi młodymi (no, przynajmniej stażem w kinie), jak choćby Srijit Mukherji. Jak sam mówi, bardzo podobają mu się nowe trendy w kinie bengalskim (taka fala filmów nie całkiem artystycznych, ale i nie stricte komercyjnych - choć sporo z nich bardzo dobrze się potem i sprzedaje) i chciałby być częścią możliwie wszystkich ciekawych projektów. Nie przejmując się gażami, swym imagem itp pierdołami:P Po prostu chce grać interesujące, wnoszące coś nowego dla niego jako aktora role. I fantastycznie to realizuje. Nie tylko zresztą w kinie bengalskim, bo ostatnio pojawia się też i w kinie bolly (np w Shanghaiu - gdzie jego postać ginie na samym początku, a jednak jest bardzo ważną dla całej fabuły). 
Na razie widziałam Prosenjita dopiero w kilku filmach (co oznacza, iż sporo dobrego dopiero przede mną^^), ale już zdążyłam się maksymalnie zachwycić. Nie od 'pierwszego wejrzenia' (nie pamiętam go z Chokher Bali), ale zasadniczo to standard, iż  przy większości moich ulubieńców 'zaiskrzyło' dopiero od drugiego seansu:D A tym drugim filmem w przypadku Prosenjita był Autograph, gdzie fantastycznie wcielił się w rolę - nomen omen - wielkiej gwiazdy kina (ciekawe, że bengalskie filmy pokazują gwiazdy kina zupełnie inaczej niż powiedzmy filmy bolly..) Potem był Moner Manush i Prosenjit jako mistyk, poeta i bard. A jakiś tydzień temu obejrzałam drugi wspólny film Prosenjita i Srijita - Baishe Shrabon, i do teraz trudno mi się otrząsnąć z wrażenia. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie chyba żadnego innego indyjskiego topowego aktora (no może poza Bigiem, ale on zaczął grać na takiej zasadzie - znaczy 'nic już nie muszę - wybieram co chcę i już, niezależnie od jakichś tam oczekiwań' - jednak dopiero po 60-tce), który 'wziąłby' taką rolę. A przede mną choćby Dosar (gdzie gra sparaliżowanego po wypadku męża Konkony i za którego Prosenjit dostał specjalnego Nationala) czy Aparajita Tumi (gdzie ma ponoć zdradzać Padmapriyę z Kamalinee:D)
Ale, jako, iż do niektórych bardziej niż słowa przemawiają jednak bodźce wizualne, na tym zakończę moje wywody, a pokażę za to parę filmowych wcieleń Prosenjita:)

 Najpierw takich poważniejszych....
Autograph  (i pytanie: co mnie najbardziej urzeka w tej fotce?)
Moner Manush
Dosar
Chokher Bali
Baishe Srabon
Khela
Sobh Charitro Kalponik
Clerk
Shanghai

...i tych trochę mniej poważnych:D (niestety część nie wiem skąd:()
Gerafter
Sokal Sandhya
Kalishankar

A to Prosenjit z Rituparno Ghoshem
*Większość fotek pochodzi z oficjalnej strony Prosenjita: prosenjit.in *

poniedziałek, 1 października 2012

Wzdychając do Karthika: 'Alaigal Oivadhillai' (1981), 'Abhinandana' (1988), 'Gokulathil Seethai' (1996)

Zaczęło się ponad rok temu - obejrzałam Ratnamowe Mouna Raagam i... zakochałam się naraz i w Mohanie, i w Karthiku:P Jakoś jednak trochę mi zeszło z bliższym filmowym przyjrzeniem się obu panom. Także dlatego, że - o czym wie chyba każdy, kto zaczął już oglądać starsze południowce - to nie jest tak, że wystarczy chcieć i ma się dostęp do danego tytułu (i to jeszcze z napisami). To wymaga dużo samozaparcia, prawdziwych 'polowań', no i jeszcze szczęścia. Dzięki bogu, ostatnio coraz bardziej pomaga YT, a za możliwość odbycia mini-przeglądu filmów Karthika ma szczególna wdzięczność należy się Rajshri:) Zabrałam się do tego, tak jak lubię, czyli wybierając w jakiś sposób ciekawe filmy z różnych okresów jego kariery i - w miarę możliwości - z różnych kinematografii:)  Za to wyszło, że we wszystkich tych tytułach grał amantów (choć różnego rodzaju)

Alaigal Oivadhillai (1981)

Zadebiutować u Bharatiraji to nie byle co, a taki zaszczyt spotkał i Radhę i Karthika. Alaigal Oivadhillai to niby tradycyjna historia o miłości 'z przeszkodami', ale jak opowiedziana! On jest hinduistą, ona chrześcijanką (i to na dodatek z bogatszej rodziny).  Kojarzy się to Wam z czymś?  Mnie automatycznie przyszło na myśl VTV, niemniej Gautham Menon mógłby się dużo od mistrza nauczyć - ta opowieść nie jest bowiem irytująca, ale z jednej strony poetycka, z drugiej realistyczna, urzeka i porusza. Miłość młodych bowiem z jednej strony zdaje się być 'jak z chmur' (a młodziutki Karthik i Radha są przeuroczy i bije z nich taka świeżość), ale jednocześnie jest w niej i wielka siła, pewność, że to to jest najważniejsze. I że dla bycia razem warto poświęcić wiele. Być może religijni ortodoksi byliby zbulwersowani, mnie to raczej zaimponowało. Jest jeszcze jedna niespodzianka: Silk Smita w 'zwyczajnej' roli żony, w niczym nie przypominającej wampa, a wręcz przeciwnie, okazującej się być najbardziej chyba tragiczną postacią w filmie. Bo, poza głównym, romantycznym wątkiem miłości młodych,  Bharatiraja pokazuje też sytuację takiej 'tradycyjnej, zaaranżowanej' i podporządkowanej 'panu i władcy' żony...
Reasumując: po Mouna Raagam, to chyba moja ulubiona tamilska love story:) I pewnie - podobnie jak przy filmie Maniego - nie byłby to taki sam film bez muzyki Illayaraji.

Abhinandana (1988) 

Po tamilskim filmie przyszła pora na telugowy: zawsze miło sprawdzić, jak aktor sobie radzi i w innej kinematografii - zwłaszcza, iż film i rola były nagradzane i chwalone. Nastawiłam się więc na sporo i początkowo nawet naprawdę się mi podobało. Wiedząc bowiem mniej więcej na czym będzie polegał 'kłopot' w realizacji uczucia między Karthikiem a Shobhaną, nastawiłam się, iż będę musiała sporo poczekać na 'sedno sprawy', często bowiem w takich przypadkach twórcy rozbudowują na jakieś pół filmu ów etap romantycznego zakochiwania się (ze względów komercyjnych jak sądzę, w każdym razie mnie to zwykle wkurza:P), tymczasem w Abhinandanie sprawa owego rodzenia się uczucia potraktowana jest bardzo 'symbolicznie' i ogólnie 'sielanka' szybko się kończy, a przechodzimy do sedna. Otóż, gdy młodzi zamierzają wreszcie ujawnić się ze swym uczuciem przed rodziną, dochodzi do tragedii. W pewnym wypadku ginie starsza, zamężna siostra dziewczyny. Osierocając dwójkę małych dzieci. Bohaterka więc odkłada własne sprawy na bok i pomaga siostrzeńcom przejść przez ten trudny okres. Idzie jej to tak dobrze, iż ojciec Shobhany dochodzi do wniosku, iż idealnym rozwiązaniem na przyszłość byłoby, żeby dziewczyna na stałe zastąpiła maluchom matkę, znaczy poślubiła swego szwagra. I, o ile specjalnie nie zaskoczyło mnie, jaką decyzję podjęła w tej sytuacji bohaterka (co nie znaczy, żebym się z nią koniecznie zgadzała:P), o tyle liczyłam chyba na trochę inny dalszy rozwój wypadków, zwłaszcza w momencie, gdy w sprawę zaangażował się bardziej ów szwagier... Miałam bowiem nadzieję na niebanalny (i odważny) finał (w stylu Vishwanathowego Saptapadi), tymczasem dostałam niestety łzawe, melodramatyczne rozwiązanie, z dziwną dla mnie koncepcją 'poświęcenia' się...'Rozmemłany', głównie smętnie snujący się i cierpiący Karthik też niespecjalnie przypadł mi do gustu (choć wygląda świetnie^^). W związku z tym całość wyszła mocno średnia i chyba tylko Illayaraja faktycznie nie rozczarowuje. Trochę szkoda:/
 

Gookulathil Seethai (1996) 

I znów powrót do kina tamilskiego:) Ten film o playboyu, który wreszcie spotyka 'odpowiednią' kobietę i będzie musiał ją przekonać do siebie odniósł podobno wielki sukces kasowy (a chwilę później zremakowali go nawet Telugowie - z Pawanem w roli głównej) - czego jakoś nie rozumiem:P Bo ja się na nim głownie nudziłam. Było bowiem rozwlekle i sztampowo (no, może przez chwilę bawiło mnie takie zblazowane wcielenie Kartika - ale tylko przez chwilę...) Chyba jednak zasadniczo (z drobnymi wyjątkami) nie służą mi tamilskie lata 90 (przynajmniej nie kasowe hiciory z tamtych lat). Nie pomogło też chyba, że zaczęłam mój mini-przegląd od ewidentnie najlepszego filmu, a potem stopniowo było coraz słabiej...Niemniej bliższe poznanie Karthika i tak będę polecać, bo warto:) (może tylko niekoniecznie akurat od tego filmu:P)
 A wszystkie opisywanie dziś tytuły można legalnie obejrzeć na YT:) 
 
 

sobota, 29 września 2012

Mehmood i nie tylko, czyli filmowe smaczki z 'Kunwara Baap'

Dawno miałam ochotę na ten film, a jak wyczytałam dziś rano o mehmoodowej rocznicy urodzin uznałam, że lepszej okazji na seans nie znajdę:) Fabularnie film trudno uznać za coś specjalnego, ot kolejna historia o porzuconym dziecku, które ktoś znajduje i wychowuje jak swoje, a w międzyczasie rodzona matka też zaczyna go szukać, ale primo: spodobało mi się, iż przy okazji Kunwara Baap dość nieźle też edukuje w zakresie polio (poczynając od jego przyczyn i możliwości profilaktyki, na potrzebie stosownej, umożliwiającej maksymalną samodzielność, rehabilitacji i edukacji takich dzieci kończąc:)), a secundo: ileż tam cudnych gości i smaczków! No więc skupię się na ich pokazaniu:)

Mehmood jako biedny, ale beztroski rykszarz.
.. no, może pomijając 'awanse' Manoramy:)
...i  wcale na początku tak nie chciał opiekować się znalezionym dzieckiem...
Próbował 'podrzucić' niemowlę m.in. Hemie i Dharamowi:D
Co kończy się ciosem od Dharama (i to ponoć ulgowo było i tak:D)
Big jako kumpel Mehmooda - Anthony:)
Vinod gra tu stróża prawa...
A Sanjeev polio-edukującego doktora:)
A poza tym Mehmood ma tu wrestlerski pojedynek z Darą Singhiem^^
Co miejscami wygląda dość perwersyjnie^^


I jest jeszcze piosenka 'hidźrowa':)

Znaczy zwyczajowo: kochajmy Mehmooda! (i nie tylko jego:D)

poniedziałek, 24 września 2012

Gandha (2009) - poczuj ten zapach...

Dowiedziałam się o tym filmie przy okazji Ayyi, bolly projektu Rani i Prithviego, który to okazał się być rozbudowaną  wersją jednej z historii z Gandhy. Zrealizowany przez tego samego reżysera, Sachina Kundalkara, maracki obraz składa się bowiem z trzech odrębnych nowelek, które opowiadają o różnych aspektach międzyludzkich relacji, a które łączy ze sobą tylko tytułowy motyw zapachu. Co uważam za naprawdę niebanalny pomysł.

Lagnaachya Vayachi Mulgi, czyli przyszła panna młoda to opowieść o młodej dziewczynie, która marzy o wielkiej miłości i ślubie jak z bajki (albo z filmu bolly:D w końcu nie przypadkiem chyba bohaterka ma intro jak Kajol w DDLJ^^). Rodzice szukają jej odpowiedniej partii, ale bez powodzenia... Dość ciemna karnacja Veeny nie ułatwia sprawy. Pewnego dnia próg biura, w którym pracuje dziewczyna przekracza chłopak, od którego bije niezwykły zapach... Zafascynowana nim Veena postanawia śledzić nieznajomego... Tak, to tę historię rozbudowano w Ayyię. Z tym, że tu bohaterka nie ma fioła na punkcie południa, ani bohater z niego nie pochodzi (a i wygląda całkiem zwyczajnie). Mam nadzieję, że przynajmniej nie zmienili tajemnicy jego zapachu, bo naprawdę mi się spodobało rozwiązanie tej zagadki:) (nie, nie zdradzę, czym i dlaczego okazał się pachnieć:D). Ta nowela łączy też w ciekawy sposób różne klimaty: o ile w scenach z rodzicami czy koleżanką z biura jest właśnie głośno i zabawnie, to w scenach z 'tajemniczym nieznajomym' aura zmienia się na bardziej romantyczną i tak, trochę też magiczną (choć jednocześnie jest w tym i realizm). 
Aushadh Ghenara Manus, czyli mężczyzna na lekach to historia chorego na AIDS mężczyzny, którego małżeństwo się rozpadło i został zupełnie sam - tylko z owymi lekami. Pewnego dnia teoretycznie jeszcze jego żona przychodzi do niego porozmawiać o rozwodzie... Niełatwą rozmowę, w której mieszają się różne emocje ze strony obojga, utrudnia kobiecie wyczuwany przez nią, a irytujący ją coraz bardziej zapach - zwłaszcza, iż on zdaje się wcale nie odczuwać tego problemu... To historia o zupełnie innym klimacie niż poprzednia, przypominająca bardziej europejskie psychodramy. A zapach - choć okazuje się mieć i realne źródło -  zdaje się być tu bardziej symbolem czegoś bardziej wewnętrznego, zmiany w relacjach dwójki, kochających się wszak kiedyś, a i nadal w pewien sposób chyba sobie bliskich  ludzi. Urzekające są portrety różnych znanych osób na ścianach mieszkania Saranga (zanim zachorował był znanym fotografem).
Baajoola Basleli Baai, czyli kobieta na uboczu to z kolei dziejąca się na prowincji, w porze monsunowej, opowieść o kobiecie, która z powodu swej menstruacji tradycyjnie (jako osoba 'nieczysta') zostaje odsunięta od wszelkich zajęć domowych. Tymczasem jej bratowa właśnie rodzi - z powodu ulewnych opadów, w warunkach domowych. Przebywająca w pokoiku na górze Janaki może tylko martwić się z daleka (też o męża, który przez owe deszcze utknął w pracy w innym mieście), słuchać relacji innych (np. jak wygląda noworodek) no i wąchać dochodzące z dołu zapachy.... Mimo że akcja toczy się na maharasztańskiej prowincji, klimat przywodził mi na myśl znaną mi z kina mallu Keralę. I, choć owa opowieść nie jest  pozbawiona też i pewnej nutki goryczy (a pozycja bohaterki niespecjalnie do pozazdroszczenia), bardziej bije z niej jednak pogodna nostalgia (podobna do tej, z jaką zanurzamy się we własne wspomnienia, też przecież przepełnione różnymi zapachami:)). I radość nowego życia:)
Film można obejrzeć na YT. Warto się skusić:) Pomijając już sam interesujący pomysł, Gandha jest też niedługa (ciut ponad 90 minut, czyli 'standard europejski':D), a i można ją obejrzeć też na raty - każdą historię osobno:)
Aha, na początku Sachin Kundalkar dedykuje film Wong Kar Waiowi i Almodovarowi (których uważa za mistrzów współczesnego kina - notabene, bohater drugiej nowelki ogląda Wszystko o mojej matce:))