czwartek, 23 czerwca 2011

Pogorzelisko / Incendies (2010)

Kanada. Podczas odczytywania testamentu swej matki, dorosłe już bliźnięta Simon i Jeanne ze zdziwieniem dowiadują się, że mają brata oraz  że  ich ojciec - o którego śmierci byli przekonani - wciąż żyje. Ostatnią prośbą zmarłej Nawal jest, by rodzeństwo odnalazło ich obydwu i przekazało im zapieczętowane listy. Podjęte poszukiwania doprowadzą jednak rodzeństwo także do odkrycia prawdy o własnej matce, o której przeszłości jak się okazuje nie mieli pojęcia... A była to bolesna historia, tak jak bolesne są losy tytułowego pogorzeliska, czyli ogarniętego krwawą wojną Libanu, skąd jak się okazuje pochodziła Nawal. 
Odkryta prawda będzie też  trudna i szokująca dla dzieci Nawal i trudno nawet powiedzieć, by wyzwalała i oczyszczała...Bo wydaje się tego chyba zdecydowanie za dużo jak na  odporność czy wytrzymałość człowieka. I trudno chyba pozostać obojętnym na ten ładunek krzywd, cierpienia i bólu. Pewne zbiegi okoliczności czy rozwiązanie mogą wydać się nieprawdopodobne, czy nawet jak rodem z telenoweli, ale czy nie można by tego powiedzieć i o  niektórych antycznych tragediach? (a notabene, film powstał na podstawie sztuki). A tu oglądamy na ekranie współczesną tragedię. Trzymającą w napięciu, przejmującą, świetnie opowiedzianą i bardzo dobrze zagraną. O której niełatwo zapomnieć po seansie...
I - jeśli to może być dla kogoś dodatkową rekomendacją - także ponagradzaną w Toronto, Wenecji, na Warszawskim Festiwalu Filmowym czy nominacją do Oscara.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

niedziela, 19 czerwca 2011

Autograph (2010) - cena sławy


W latach 60 wielki bengalski reżyser we współpracy z wielkim bengalskim superstarem stworzyli film, który stał się klasykiem. Ponad 40 lat później młody ambitny reżyser chce porwać się na współczesny remake "Nayaka" Satyajita Raya (bo to o tym klasyku mowa) z wielkim współczesnym gwiazdorem kina bengalskiego, Arunem Chatterjee'm w roli głównej (tej po Uttamie Kumarze, notabene Arun Chatterjee to jego prawdziwe nazwisko - taki filmowy smaczek:)), a partnerować mu miałaby młoda, pełna ideałów teatralna aktorka (i życiowa partnerka tegoż reżysera). Ten projekt zmieni wiele w życiu tych trzech osób...

Nie trzeba chyba koniecznie znać 'Nayaka" (choć oczywiście fajniej, jak się zna:D) żeby zrozumieć 'Autograph", nie jest to bowiem nic w rodzaju remaku, sequelu itp, tylko rzec można pewien hołd dla dzieła Mistrza. Można chyba powiedzieć, że debiutant Srijit Mukherji chciał pokazać jak ta historia sprzed 40 lat mogłaby wyglądać dzisiaj, w obecnych realiach branży filmowej - z jednej strony odmiennych, bo przecież sporo się zmieniło i inaczej dziś ta 'machineria' działa (możemy np. usłyszeć zjadliwe uwagi, a to na temat jak to dziś można wykreować hita za pomocą nieustannej obecności twórców w mediach czy np. plakatów krzyczących, jak to świetnie się film sprzedaje [i tu stanął mi przed oczami ostatni casus 'Badrinath':P], a to jak się 'ukomercyjnia' remaki za pomocą dodawania item songów, sugerowania happy endu  itp zabiegów [tu automatycznie pomyślałam o Szarukowym remaku 'Kadha Paryumpol':P]), ale z drugiej przecież pewne rzeczy wciąż pozostają takie same: ludzie, którzy w tej branży pracują (czy chcą pracować) wciąż kierują się podobnymi emocjami - a ten film jest bardziej o tym, niż rodzajem satyry na przemysł filmowy.
W tym sensie Autograph opowiada więc podobnie uniwersalną historię jak kiedyś Nayak: mówi o marzeniach i ambicjach (które mogą pomagać, ale i niszczyć), o tym, jaka jest cena sławy, co się zyskuje, a co poświęca, o tym że, choć bycie gwiazdą oznacza zwykle i pewnego rodzaju 'sprzedaż siebie', to niekoniecznie 'wszystko jest (powinno być) na sprzedaż'' i co, gdy ta granica zostanie przekroczona...
"I am Arun Chatterjee, I am the industry" powtarza główny bohater, a widz zastanawia się czy bardziej mu tego zazdrościć, podziwiać czy współczuć.. Bo owszem, jest sławny i wpływowy, ale i jakże w tym wszystkim samotny...
Nie jest to pewnie najłatwiejsze kino, ale zdecydowanie godne uwagi, skłaniające do refleksji i zdecydowanie ten film polecam (tak jak i Nayaka zresztą, który jest, jak do tej pory, moim ulubionym satyajitowym filmem).

czwartek, 16 czerwca 2011

Sanjeev Kumar w filmie telugu!

Nie ma o tym słowa w jego filmografii na Wikipedii czy IMDB, ale to prawda. Zrobione osobiście screeny - pokazujące go wraz ze Sharadą - nie kłamią:

Nie ma go w filmie za dużo - pojawia się na początku jako adorator jednej z bohaterek (i student:P), żeby potem zniknąć (jego bohater wyjeżdża do Stanów) i wrócić dopiero na sam - dramatyczny oczywiście- koniec (w którym aktywnie współuczestniczy). Niestety sam film (Urvashi vel Oorvarshi z 1974 roku) nie jest specjalnie dobry. Historia różniących się miedzy sobą kolorem karnacji skóry bliźniaczek (z tego powodu inaczej przez otoczenie traktowanych) okazała się bowiem dość sztampowym melodramatem, hmm, no powiedzmy że społecznym, w każdym razie na dzień dzisiejszy zdecydowanie przestarzałym...Szkoda, bo z takiego tematu mogło powstać coś znacznie ciekawszego:(

sobota, 11 czerwca 2011

Sitaara (1983) - gwiazda z przeszłością

Nadal pozostajemy 'w kręgu Illayaraji', bo to film z jego muzyką (i zdaje się sporo jej zawdzięcza). Zresztą, prócz Vishwanatha, Vamsy był chyba tollywoodzkim reżyserem, z którym Maestro współpracował najwięcej, w każdym razie sporo:) Dla mnie to trzeci film Vamsiego i wszystkim towarzyszyła muzyka Illayaraji.
miałam kiedyś identico fototapetę^^
Pociąg, młody fotografik Devdas próbuje nawiązać rozmowę z siedzącą naprzeciwko smutną (a potem i popłakującą) dziewczyną. Z marnym skutkiem. Gdy pomaga jej przy kontroli biletów (ona takowego nie ma) udaje mu się w końcu dowiedzieć przynajmniej jak ma na imię. Właśnie Sitaara (czyli Gwiazda).  I że podróżuje bez celu, bo nie ma nikogo, do kogo mogłaby się udać Coraz bardziej zaintrygowany i współczując jej postanawia się nią zaopiekować. Jako, że Sitaara jest bardzo fotogeniczna wkrótce staje się jego modelką (wszak artysta nie przegapia takich okazji:P), a potem, dzięki kontaktom  Devdasa, zaczyna też pracę w filmie. On nadal niewiele (czy nic) o niej nie wie, ale zaczyna ją coraz bardziej lubić i nawet powoli udaje mu się w końcu wywołać i uśmiech na jej twarzy. Ale, gdy dziewczyna urządza scenę w związku z pewną planowaną lokacją filmową (wpada w złość i oświadcza, że absolutnie tam nie pojedzie), Devdas żąda w końcu wyjaśnień. I wtedy wreszcie Sitaara opowie mu o swej przeszłości...
zgrzebność strojów i dekoracji
A my przeniesiemy się na prowincję, do podupadłego pałacyku pewnego zamindara (się mi to skojarzyło z losami naszych zubożałych szlacheckich siedzib, zresztą kwestia owego dziwnego dla mnie rozumienia honoru również...), który kiedyś wypełniony był służbą, a teraz jest przede wszystkimi ptakami w klatkach. Ich obecność  ma i swoje praktyczne uzasadnienie, ale nie da się nie dostrzec i symboliki tegoż faktu. I okazuje się, że to nie opowieść o sławie i jej potencjalnych konsekwencjach (jak się początkowo spodziewałam), ale o dziewczynie, która najpierw kompletnie nie zna świata (a jest go bardzo ciekawa), by w końcu przestać wierzyć, że może jej on jeszcze coś dobrego zaoferować... Opowieść kiepsko zresztą zakończona (chodzi mi o jakość finału), ale to niestety problem wielu filmów.
było trochę takich ciekawych ujęć
Na szczęście większość tego filmu - choć trudno uznać jego fabułę za wielce wyrafinowaną czy odkrywczą- ogląda się naprawdę nieźle, w dużej mierze za sprawą stworzenia takiego fajnego kameralnego klimatu (i tu wieeelka jest zasługa właśnie Illayarai! background z tego filmu był zresztą w poprzedniej notce), ale i aktorów: pełnej wdzięku i uroku debiutującej nim Bhanupryi (jak ona tańczy! No i myślę, że jej taneczne przygotowanie w roli też jej pomogło, wszak taniec klasyczny wymaga umiejętności wyrażania emocji oczami, mimiką itp) oraz towarzyszących jej w rolach dwóch artystów (choć z zupełnie odmiennych światów)  Subhalekhi Sudhakara i Sumana (ach, jakie to fajne zobaczyć go takiego młodziakowatego i jeszcze w tradycyjnych strojach^^).
Może mała próbka klimatu w przeuroczej 'kukułkowej' (choć z papugami:D) piosence:


I nagrodzona Nationalem dla najlepszej playbacksingerki Vennello godari:


Film zdobył jeszcze dwa inne Nationale: dla najlepszego filmu telugu i za montaż. I w ramach ciekawostek warto jeszcze wspomnieć, że powstał na podstawie napisanej wcześniej  przez samego Vamsiego powieści "Mahal lo Kokila"(czyli 'Słowik w pałacu') - ostatnio zwracam na to większą uwagę, bo jakoś mało w Indiach filmów powstałych na bazie literatury - a szkoda...

piątek, 10 czerwca 2011

Illayaraja - po prostu Maestro (część II)

Zgodnie z zapowiedzią ciąg dalszy Maestrowych backgroundów, tym razem kino telugu, a może i nie tylko:)
Tamilskie zaczęłam od pewnej mistrzowskiej współpracy, więc tu podobnie, czyli na początek Illayaraja z Vishwanathem.
Tak więc obszerne fragmenty backgroundu z Sagary Sanganam:


I Swathi Muthyam (tak, wiem, że nie taki tytuł jest tu napisany, ale akurat nie-spoilerująca  próbka dostępna była tamilska, a skoro chodzi o samą muzykę bez słów to wersja językowa różnicy tu wszak nie robi):

 

 Maharashi Vamsiego:


Liryczna Abhinandana:


 Niepokojąca Kokila:


I trochę mocniejsza ścieżka ze Shivy RGV:


Oraz Chirowe StuartPuram Police Station:


I coś zdecydowanie for fun: Manthrigari Viyyankudu (czyli Chiru u Bapu):


A na koniec próbki świeżych dokonań Mistrza z pozostałych kinematografii:) 
Malajalamskie Pazhassi Raja (za ten background dostał Nationala):  

 

I bollywoodzkie Cheeni Kum:

 
Oraz Paa:

wtorek, 7 czerwca 2011

Illayaraja - po prostu Maestro

Kiedyś myślałam, że nie ma lepszego od Rahmana. A potem...potem poznałam Illayaraję. Znaczy muzycznie oczywiście:D I dopiero się zachwyciłam:)
Zgodnie z zapowiedzią skromny i wielce subiektywny przegląd twórczości Mistrza. A zacznę od tego, co pewnie mniej popularne, za to czemu ostatnio coraz bardziej się przysłuchuję - czyli nie od piosenek, a od filmowych backgroundów. Za to rozpocznę od czegoś najbardziej chyba oczywistego w tym zakresie, czyli od Illayrajowych podkładów do Ratnamowych filmów:)
Ich pierwsza współpraca, czyli Pallavi Anu Pallavi:


Urokliwy temat z Nayagana:

 
Motyw tytułowy z mojego ukochanego Mouna Raagam:


Tętniące życiem Thalapathi:


Motyw tytułowy z jedynego filmu telugu Maniego- Geetanjali:


I - zmieniając klimat i wychodząc już z Ratnama - coś Kamalowego: Kaakki Sattai:


I -ciągnąc te klimaty muzyczne- choć zmieniając aktora - Nallavanukku nallavan:


A teraz Satyarajowe Poovizhi Vasalile:


I En Bommukkutty Ammavukku (z fragmentem filmu):


Background z Bhatarajiowego Muthal Mariyathai:


Gopura Vaasalil,czyli tamilski film Priyadarshana (i remake mallu oczywiście:P):


 To już pewnie bardziej znane, czyli Hey, Ram!
 

I background z Sethu Bali:


No i w ten sposób cała notka zeszła wyłącznie na backgroundy do tamilskich rzeczy (na dodatek wcale nie wyczerpując tematu).. Well, trudno, znaczy telugowe będą w kolejnej części:)

czwartek, 2 czerwca 2011

Eeram (2009) - 'mokre' śledztwo Aadhiego

Postanowiłam wreszcie 'wziąć byka za rogi' i poznać filmowo Aadhiego (o którym to było niedawno w notce o aktorach pracujących poza rodzimym stanem). Zbierałam się do tego tak długo dlatego, że w sumie wszystkie jego filmy (chyba z wyjątkiem telugowego debiutu, ale on mnie akurat mniej interesuje) są dostępne bez napisów:( Ale zdecydowanie było warto zaryzykować seans saute (choć nie powiem, że rozumienie dialogów by mi się nie przydało do wyjaśnienia paru rzeczy).
Z pewnego mieszkania w bloku na korytarz wylewa się woda. Zawiadomiona policja po wejściu do mieszkania znajduje w wannie ciało młodej kobiety, Ramyi. Zdecydowanie wygląda to na samobójstwo. Ale zajmujący się sprawą młody oficer Vasu ma wątpliwości. Czy tylko dlatego, że ofiara to jego dawna ukochana? Do czego doprowadzi go jego śledztwo?
Eeram to film, z którego wieje chłodem. I tajemnicą. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że, prócz granych przez aktorów postaci,  ten film ma jeszcze dwóch bohaterów: wszechobecną wodę i - stojącego za fantastycznymi, utrzymanymi w zimnej kolorystyce (głównie, jak nietrudno się pewnie domyślić, błękitów) zdjęciami - operatora. A na tym tle tym bardziej odcinają się pewne, pojawiające się od czasu do czasu, czerwone, symboliczne elementy. Do tego jeszcze świetna muzyka i widz zostaje spowity chłodną atmosferą zagadki i... melancholii? Tak się przynajmniej ja czułam. W każdym razie ten reżyserski debiut Arivazhagana Venkatachalama nie ma raczej nic wspólnego z estetyką (czy przepychem) filmów jego mentora Shankara. I dobrze.
Nie wspomniałam jeszcze o aktorach, którzy także niewątpliwie są atutem Eeram. Jak już wspomniałam to mój pierwszy film z Aadhim, ale już od jakiegoś czasu mu się przyglądałam i nawet po samych materiałach promocyjnych widać jak odmienna jest ta rola choćby od wcześniejszego Mirugam.Tam Aadhi grał nieokrzesanego prowincjusza (trochę chyba w typie Karthiego z PV), tu jest facetem z klasą, wykształconym i inteligentnym 'mieszczuchem', prawie gładko ogolonym i ubranym z niewymuszoną elegancją. A wewnątrz jego bohater to jakże uwielbiany przez kobiety typ romantycznego twardziela: silnego, zdecydowanego i... wciąż kochającego kobietę, która od dawna nie była jego, a teraz już nie żyje... Well, pewnie niektórym uda się oprzeć i takiej mieszance, ale ja się dałam podbić:) Notabene - co interesujące- Aadhi wyglądał poważniej 'bardziej gładki' na twarzy niż z zarostem z retrospekcji. Może po trosze i dlatego, że w wersji współczesnej brakło już chyba tego rozświetlającego twarz  błysku w oku, którą tamten młody student jeszcze posiadał... Sindu Menon kojarzę przede wszystkim z zadziornej roli w telugowej Chandamamie, tu zagrała zdecydowanie inną, poważniejszą postać. Naprawdę mi się podobała. I miała fajny głos (w odróżnieniu od grającej jej młodszą siostrę Saranyi Mohan, której dubbing woła tu o pomstę do nieba:/). I jeszcze jest Nanda, którego się okazuje znam z roli idealistycznego lekarza w Aanivear. I także: jakaż to inna od tamtej - i zaskakująca - rola. Naprawdę duże brawa!
Na zakończenie największy muzyczny przebój z filmu (kto by - po jego późniejszych telugowych soundtrackach - podejrzewał, że Taman potrafi napisać taką fajną muzykę:)):


Od razu uprzedzę, że nastrój tego klipu nie ma za wiele wspólnego z całym filmem - piosenki  (podobnie jak w Ontari czy Ghajini) pochodzą z retrospekcyjnych fragmentów. Więcej o tym, czego można się spodziewać po filmie, powie raczej trailer:

Eeram kojarzy mi się z powiewem takiej chłodnej bryzy: warto się jej poddać, a przyniesie odświeżenie.